Ukończył dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Podczas studiów pierwsze zawodowe kroki stawiał w „Wydarzeniach” Polsatu. Później pracował w redakcji sportowej Telewizji Puls i przez wiele lat w Polsacie Sport. W Bibliotece zajmuje się opracowywaniem meczów, edycją wideo i tworzeniem artykułów. Sprawuje także pieczę nad ogólnym wyglądem i przejrzystością strony.
W dzisiejszych czasach powiedzielibyśmy, że jego nazwisko nie pojawiało się na pierwszych stronach gazet czy w nagłówkach portali internetowych. Nigdy nie był czołową postacią zespołów, w których występował, ale jego rola była nie do przecenienia. Przebojowy skrzydłowy i boczny obrońca, obdarzony silnym uderzeniem z dystansu. Dla kibiców Pogoni Szczecin do dziś jest jedną z klubowych legend. To właśnie w barwach Portowców święcił największe sukcesy. Na swoim koncie zapisał również 37 występów w narodowych barwach, będąc jedną z najważniejszych postaci drużyny, która walczyła na mundialu w Meksyku. Przypominamy historię zmarłego przedwcześnie Marka Ostrowskiego,
Być jak Gerard Cieślik. Dla wielu chłopców urodzonych na Śląsku to było największe marzenie dzieciństwa. Oczywiście tylko nielicznym udało się choćby w części je zrealizować, ale on miał wyjątkowe szczęście. Już jako czternastolatek mógł przez chwilę poczuć się niczym legenda chorzowskiego Ruchu. W 1978 roku to właśnie Krzysztof Warzycha wcielił się w postać młodego „Gienka” w wyreżyserowanym przez Andrzeja Kotkowskiego filmie „Gra o wszystko”. Wówczas z pewnością nie przypuszczał, że w przyszłości również stanie się ikoną nie tylko Niebieskich, ale także greckiego Panathinaikosu Ateny, a w reprezentacji Polski rozegra więcej spotkań od swojego idola. Dziś, obchodzący 60. urodziny Warzycha, z pewnością może czuć satysfakcję ze swoich boiskowych dokonań i być wzorem do naśladowania dla wielu młodych adeptów futbolu. Tym, kim dla niego był Gerard Cieślik.
Longeville-lès-Metz – niewielka, licząca kilka tysięcy mieszkańców miejscowość w północno-wschodniej części Francji. To tu, 40 lat temu przyszedł na świat Ludovic Obraniak. Dziś jest jedną z kilku najbardziej znanych osób, które urodziły się właśnie w tym miejscu i jak dotąd jedyną, która w jakiejkolwiek dyscyplinie sportu osiągnęła międzynarodowy poziom. Nad Sekwaną świętował mistrzostwo i dwa Puchary Francji, ale w zmaganiach drużyn narodowych zdecydował się na reprezentowanie ojczyzny swojego dziadka Zygmunta – Polski. Ten pochodził z Pobiedzisk koło Poznania i jeszcze przed II Wojną Światową, jako kilkuletnie dziecko, z rodziną wyemigrował do Francji. Przyjął tamtejsze obywatelstwo, ale nigdy nie zrzekł się polskiego, co w przyszłości jego wnukowi otworzyło drzwi do gry w koszulce z orłem na piersi. I choć, tak jak to zwykle w podobnych sytuacjach bywa, nie obyło się przy tym bez dyskusji i kontrowersji, Ludovic Obraniak dopiął swego i zapisał swój rozdział w historii naszego futbolu.
Historia polskiego futbolu w wydaniu klubowym to nie tylko wspaniałe, niezapomniane mecze i zwycięstwa w europejskich pucharach, ale także efektowne bramki, którymi popisywali się nasi piłkarze. I choć w ostatnich latach priorytetem wszystkich bardziej niż styl jest awans drużyn znad Wisły do fazy zasadniczej poszczególnych rozgrywek, nie należy zapominać, że również Polacy w barwach naszych klubów, w przeszłości potrafili swoimi umiejętnościami zadziwiać fanów futbolu na europejskich arenach. Poniżej prezentujemy subiektywną listę dziesięciu, naszym zdaniem najefektowniejszych trafień.
Niewiele jest w historii polskiego futbolu postaci tak tragicznych. Opowieści, które nie mają szczęśliwego zakończenia. W których nie ma pozytywnych zwrotów akcji i które ostatecznie puentuje dramat piłkarza, ale przede wszystkim człowieka. Stanisław Burzyński był jednym z czołowych bramkarzy kraju w latach 70. Robił systematyczne postępy, zdobywał uznanie i popularność. Zadebiutował w drużynie narodowej, a na horyzoncie pojawiał się zagraniczny transfer. Wszystkie plany legły jednak w gruzach w pewien zimowy, lutowy wieczór 1980 roku. Po nim już nic nie było takie samo.
Choć mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, z całą pewnością są tacy, po odejściu których pozostaje niemożliwa do zapełnienia pustka. Którzy swoim życiem wnieśli do otaczającej nas rzeczywistości tak wiele, że pamięć o nich pozostanie nieśmiertelna. Nie inaczej jest w futbolu, w którym co jakiś czas pojawiają się osobowości, których działalność i osiągnięcia są później latami wspominane przez rzesze kibiców. W ciągu minionych 12 miesięcy zakończyło się wiele pięknych, piłkarskich historii – zarówno wyjątkowych zawodników, jak i wybitnych trenerów. Przy okazji Uroczystości Wszystkich Świętych przypominamy kilku, którzy zapisali się w historii zarówno polskiej, jak i światowej piłki.
Biorąc pod uwagę liczbę sezonów, w których polskie kluby rozpoczynały walkę na europejskiej arenie, Lech Poznań ustępuje tylko warszawskiej Legii. Choć trzeba przyznać, że ilość spotkań rozegranych w pucharach w przypadku Kolejorza gwałtownie wzrosła dopiero w XXI wieku. W 2022 roku Lech został pierwszą, po 32 latach, polską drużyną, która wiosną awansowała do kolejnej rundy pucharowej rywalizacji i doszła aż do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy. Historia pojedynków Lecha z rywalami ze Starego Kontynentu jest bogata również w wiele innych udanych występów, z których przypominamy naszym zdaniem te najważniejsze. Tym bardziej, że 25 i 26 października to daty dwóch ważnych spotkań (z Olympique Marsylia i Barceloną), które przeszły do historii występów polskich klubów w europejskich pucharach.
Nie zawsze utalentowany zawodnik, po zakończeniu gry w piłkę odnajduje się w roli szkoleniowca. I nie każdy wybitny trener, musi mieć bogatą w sukcesy karierę na boisku. On jednak należy do tych, którzy w obu rolach sprawdzili się doskonale. I choć z perspektywy czasu można powiedzieć, że zarówno jako piłkarz, jak i szkoleniowiec mógł osiągnąć jeszcze więcej, jego sportowego dorobku nie da się przecenić. Perfekcjonista, który do swoich zadań zawsze podchodzi z ogromną starannością. Dla naśladowców może być przykładem pełnego profesjonalizmu i zaangażowania. Jest jednym z dwóch Polaków, który z naszą reprezentacją na mistrzostwa świata pojechał zarówno w roli piłkarza, jak i selekcjonera, a także pierwszym trenerem, który wprowadził biało-czerwonych zarówno na mundial jak i na Euro.
Bezkompromisowy, nieustępliwy, kontrowersyjny... Lista określeń, które charakteryzują tego piłkarza mogłaby być zdecydowanie dłuższa. Z całą pewnością kibicom zawsze dostarczał wiele emocji. Zarówno w trakcie kariery, jak i już po jej zakończeniu. Jedni go uwielbiają, inni nienawidzą. On jednak zdaje się tym nie przejmować i dalej robi swoje. Nie owija w bawełnę, zawsze mówi i robi to, co myśli. Tak było przez 52 i będzie z pewnością w kolejnych latach jego życia. Bo taki właśnie jest Tomasz Hajto.
5382 dni – dokładnie tyle trwała reprezentacyjna przygoda Grzegorza Krychowiaka, który notując na swoim koncie równe sto występów w narodowych barwach, zapracował na zaszczytne miejsce w czołówce klasyfikacji wybitnych kadrowiczów. Przez blisko 15 lat swoją obecnością w najważniejszej drużynie w kraju, dodawał jej nie tylko wartości sportowej, ale także – ze względu na swoją barwną osobowość – niepowtarzalnego kolorytu. A jak prezentuje się jego kariera w koszulce z orłem na piersi w ujęciu statystycznym?
1 stycznia 2000 roku – ten Nowy Rok był szczególny nie tylko za sprawą wyjątkowej zmiany daty w kalendarzu. Oznaczał również przełom w historii piłkarskiej reprezentacji Polski. Na czele drużyny narodowej stanął wówczas nowy selekcjoner. Jerzy Engel nie był faworytem do objęcia stanowiska po Januszu Wójciku. Media najczęściej wskazywały Franciszka Smudę i Henryka Kasperczaka. Ostatecznie PZPN, na czele z prezesem Michałem Listkiewiczem postawił jednak na dyrektora sportowego, kroczącej do mistrzostwa Polski, Polonii Warszawa. I jak czas pokazał był to trafny wybór. To właśnie pierwszy od 16 lat awans na mistrzostwa świata biało-czerwonych jest największym sukcesem w karierze, obchodzącego właśnie 72. urodziny, szkoleniowca.
Twardy, zadziorny, nieustępliwy. Podręcznikowy przykład „widzewskiego charakteru”. Dziś jedna z niekwestionowanych legend łódzkiego klubu, którego występy kibice wspominają z nostalgią. Prywatnie ciepły, dobry i rodzinny człowiek. Ci, którzy go znali, wspominają jego żelazny uścisk dłoni. Niektórzy nawet żartobliwie twierdzą, że co wrażliwszych po przywitaniu z nim, czekała wizyta u ortopedy. Kiedy podchodził do piłki ustawionej 20, 30, 40 metrów od bramki, w zespole rywali próżno było szukać piłkarzy, którzy dobrowolnie chcieliby stanąć w murze. I to właśnie przede wszystkim atomowe strzały dały mu miejsce w historii. Nie tylko Widzewa, ale całego klubowego futbolu w Polsce, a sam Krzysztof Surlit zapisał się w piłkarskich kronikach takich europejskich potęg jak Manchester United i Juventus Turyn. 23 września mija 17. rocznica śmierci jednej z legend Widzewa.
38 meczów w reprezentacji Polski, w tym występy w mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy. Trzy tytuły w ekstraklasie i dwa Puchary Polski w barwach Legii Warszawa. Udane lata spędzone w Górniku Zabrze i Jagiellonii Białystok, a także turecki epizod w barwach Ankaragücü. Przypominamy osiągnięcia Michała Pazdana.
Choć porównanie futbolu do partii szachów przeważnie fanom najpopularniejszej dyscypliny sportowej na świecie nie kojarzy się zbyt dobrze, akurat podczas meczów z tym rywalem nie sposób uniknąć szachowego nawiązania. Biało-czerwona szachownica jest bowiem narodowym symbolem Chorwatów, którzy właśnie w charakterystycznych koszulkach, wielokrotnie udowadniali, że na boisku bardziej niż zdyscyplinowaniem taktycznym i strategią znanych z „królewskiej gry”, są w stanie wykazać się finezją, przebojowością i zaangażowaniem.
Powiedzieć o nim „osobowość” to zdecydowanie za mało. Z pewnością trudno znaleźć w polskim futbolu w ostatnich trzech dekadach postać równie barwną i charyzmatyczną. Trenera, który na krajowym podwórku osiągnął niemal wszystko. Z reprezentacją, w trakcie prawie 3-letniej kadencji selekcjonera (w latach 2009-12), takich sukcesów już nie odniósł, ale nikt nie mógł mu odmówić pasji i zaangażowania w pracy z najważniejszą polską drużyną. Niestety o tym wszystkim możemy już pisać w czasie przeszłym. Franciszek Smuda zmarł 18 sierpnia 2024 roku w wieku 76 lat.
Ten mecz i ten moment kojarzą niemal wszyscy fani polskiego futbolu. 80. minuta ćwierćfinałowego meczu Pucharu Europy. 2 marca 1983 roku w starciu z wielkim Liverpoolem Widzew sensacyjnie prowadzi z mistrzem Anglii 1:0 i wcale nie zamierza na tym poprzestać. Wysoką piłkę na 16 metr dostaje jeden z najniższych wówczas zawodników na boisku – Wiesław Wraga. Przebojowy skrzydłowy, który na murawie pojawił się niespełna 10 minut wcześniej, nie kalkuluje. Uderza głową i wprowadza w stan euforii ponad 40-tysięczną publiczność na stadionie przy Alei Unii w Łodzi. Drugi gol strzelony Bruce’owi Grobbelaarowi okazuje się później kluczowy w kontekście walki mistrzów Polski o awans do najlepszej czwórki Pucharu Europy, a szczęśliwemu zdobywcy bramki daje miejsce w historii. O tym momencie sam zainteresowany opowiadał później setki, jeśli nie tysiące razy, odpowiadając na pytania dziennikarzy, kibiców czy po prostu znajomych. Nie inaczej będzie z pewnością przy okazji jego 61. urodzin, które właśnie świętuje.
Każdy ma swoje Wembley. Nawiązując do słynnego starcia kadry Kazimierza Górskiego z Anglią, można zauważyć, że niemal każdy reprezentant Polski, który regularnie występował w drużynie narodowej, ma na swoim koncie występ szczególny. Taki, który jeśli nawet nie przeszedł do historii polskiego futbolu, to złotymi zgłoskami zapisał się w piłkarskim życiorysie samego zawodnika. Nie inaczej jest w przypadku Grzegorza Bronowickiego. Bo jeśli spojrzymy na jego karierę, to pierwsze, co przychodzi na myśl, to zwycięski mecz z Portugalią w eliminacjach Euro 2008. I nie ma w tym stwierdzeniu za grosz przesady. Bo przecież ilu polskich piłkarzy może z czystym sumieniem powiedzieć: „to ja zatrzymałem Cristiano Ronaldo”? No właśnie, a on może. I jeśli w dniu 44. urodzin zdecyduje się na podsumowanie dotychczasowych dokonań, ten pamiętny mecz na Śląskim znajdzie się z pewnością wysoko na liście zatytułowanej „sukcesy”.
Nasz futbol chciał podnieść na wyższy poziom, a kibiców i dziennikarzy przeprowadzić na „jasną stronę księżyca”. Często nadąsany, ironiczny, wręcz złośliwy, bronił się jednak ogromną widzą i doświadczeniem. Kiedy 11 lipca 2006 roku, po nieudanych mistrzostwach świata w Niemczech, prezes PZPN Michał Listkiewicz ogłosił, że miejsce Pawła Janasa zajmie właśnie on, stało się jasne, że dla polskiej piłki nożnej jest to moment historyczny. Holender Leo Beenhakker został bowiem pierwszym szkoleniowcem z zagranicy, któremu w pełni, samodzielnie powierzono losy naszej drużyny narodowej. Dla wszystkich była to więc sytuacja zupełnie nowa, a rzecz jasna nie brakowało również krytyków takiej decyzji. Nowy selekcjoner zrealizował jednak postawiony przed nim cel. Choć początki nie były łatwe, pierwszy raz w historii wprowadził biało-czerwonych do mistrzostw Europy.
Srebrny medalista olimpijski z Barcelony. Blisko 40 meczów rozegranych w pierwszej reprezentacji Polski. Legendarny kapitan Widzewa, z którym sięgnął po dwa tytuły mistrzowskie i grał w Champions League. Bez wątpienia jeden z najlepszych obrońców w kraju lat 90. Tomasz Łapiński, bo o nim mowa, po zakończeniu kariery na boisku przygody z futbolem jednak nie zakończył. Od lat dzieli się swoim doświadczeniem jako ekspert telewizyjny. Media to jednak nie jedyna nie związana z piłką pasja obrońcy, który 1 sierpnia kończy 55 lat.
Bilans nie jest korzystny. Na jedenaście spotkań pierwszych reprezentacji, Polska wygrała… tylko jedno - towarzyskie w 1980 roku. Jeśli dołożymy do tego przegrany finał olimpijski w Barcelonie (1992), to chwil chwały naszego futbolu w rywalizacji z ekipą La Furia Roja nie było zbyt wiele. Ale ostatniego meczu polsko-hiszpańskiego serialu biało-czerwoni nie muszą się wstydzić. Podczas Euro 2020 (rozegranych z powodu pandemii koronawirusa rok później) po świetnym meczu zremisowali 1:1 na Estadio La Cartuja w Sewilli.
Pięć tytułów mistrza Polski i trzy krajowe puchary. Więcej meczów we włoskiej Serie A niż w polskiej ekstraklasie i mistrzostwo wywalczone w barwach Napoli. Występy w reprezentacji Polski w kolejnych kategoriach wiekowych i w końcu blisko 60 spotkań w kadrze A, w tym udziały w mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy. Taki dorobek musi budzić uznanie. Bartosz Bereszyński, który obchodzi właśnie 32. urodziny, ma się czym pochwalić. Co nie oznacza, że jest już w pełni usatysfakcjonowany swoimi sportowymi osiągnięciami.
O tym, że drużyna z Wysp jest wartościowym rywalem, najlepiej świadczy historia polsko-szkockich konfrontacji, która nie tylko ze względu na charakterystyczny, narodowy wzór rywali układała się... w kratkę. Dotychczas z tym przeciwnikiem biało-czerwoni mierzyli się dwunastokrotnie, a wygrali tylko cztery spotkania.
Ta historia nie jest długa i sięga zaledwie 2018 roku. To właśnie wtedy Europejska Federacja Piłkarska wprowadziła w życie, zainicjowany cztery lata wcześniej, nowy format rozgrywek reprezentacyjnych. W dużym uproszczeniu chodziło o to, żeby zrezygnować z popularnych w przeszłości meczów towarzyskich i zastąpić je rywalizacją o stawkę. W Lidze Narodów UEFA liczy się bowiem nie tylko triumf w samych zmaganiach, ale również wywalczenie przepustek do mistrzostw Europy czy na mundial.
Jego kariera jest bodaj najbardziej błyskotliwą wśród wszystkich polskich piłkarzy w ostatnich latach. W czasach, w których o sile ofensywnej reprezentacji Polski decydowali przede wszystkim Robert Lewandowski i Arkadiusz Milik, dość niespodziewanie pojawił się ważny dla nich konkurent. Z polskiej ekstraklasy przebojem wdarł się do jednej z najsilniejszych lig świata. O jego wyczynach rozpisywały się sportowe media w całej Europie, a nazwisko Piątek w sezonie 2018/19 było bodaj najczęściej wymienianym nazwiskiem polskiego sportowca przez kibiców i dziennikarzy na Starym Kontynencie. I choć później jego kariera, jak się wydaje, nieco wyhamowała, wszystko wciąż jeszcze przed nim. 1 lipca Krzysztof Piątek świętuje bowiem dopiero 29. urodziny, a ostatnie tygodnie spędził na zgrupowaniu reprezentacji Polski. I choć biało-czerwonym na Euro 2024 nie udało się wyjść grupy, napastnik İstanbul Başakşehir spełnił jedno ze swoich największych marzeń. Strzelił gola dla drużyny narodowej na wielkiej imprezie.
To już jest koniec. Po występie przeciwko Austrii na Euro 2024 Kamil Grosicki ogłosił pożegnanie z reprezentacją Polski. Jego historia zarówno w kadrze, jak i klubach pełna była zwrotów akcji i nie ukazuje sportowca, który od samego początku kroczył właściwą drogą do celu. Nie prezentuje też kogoś, kto nie popełniał błędów i zawsze w pełni profesjonalnie podchodził do swoich obowiązków. To opowieść o człowieku „po przejściach”, który mimo trudności i wielu perturbacji był w stanie osiągnąć sukces. Grać na najwyższym poziomie w czołowych ligach świata i reprezentować Polskę na najważniejszych imprezach. Kamil Grosicki przez 36 lat swojego życia udowodnił, że dzięki determinacji i pracy nad samym sobą można spełnić marzenia.
Pod wieloma względami był to turniej wyjątkowy. Już w fazie planowania zdecydowano bowiem, że z okazji jubileuszu 60-lecia pierwszego Euro we Francji, mistrzostwa A.D. 2020 nie będą miały jednego gospodarza, a mecze będą rozgrywane na całym kontynencie. Tak więc zmagania można było śledzić od dalekiego Baku aż po Londyn i Sewillę. Organizatorzy musieli się również dostosować do panującej na całym świecie pandemii koronawirusa. Dlatego rywalizację przesunięto dokładnie o rok i miała ona miejsce w czerwcu i lipcu 2021. W końcu – patrząc z naszej, polskiej perspektywy – po raz pierwszy zdarzyło się, żeby selekcjoner, który wprowadził biało-czerwonych do mistrzostw Europy, nie pojechał z nią na turniej finałowy. Zdymisjonowanego Jerzego Brzęczka zastąpił bowiem Portugalczyk Paulo Sousa.
To był bez wątpienia wyjątkowy turniej. Zarówno same mistrzostwa Europy w 2016 roku, jak i eliminacyjna droga do Francji, zapisały się w historii polskiego futbolu na zawsze. Z perspektywy kolejnej blisko dekady należy stwierdzić, że był to jeden z najlepszych okresów naszej drużyny narodowej w XXI wieku. Historyczne pokonanie reprezentacji Niemiec (ówczesnego mistrza świata) w kwalifikacjach, pewne wyjście w grupy, awans do ćwierćfinału i otarcie się o strefę medalową. To wszystko sprawiło, że Adam Nawałka i jego piłkarze znaleźli się na ustach kibiców w całym kraju. Tylko szkoda, że w przypadku tamtej drużyny, pozytywny ciąg dalszy nie nastąpił...
Jedyny taki turniej. Jeszcze kilka lat przed mistrzostwami Europy w Polsce, wiele osób nie brało na poważnie koncepcji, zgodnie z którą nasz kraj może zorganizować imprezę tej rangi. I choć sama idea wspólnego – wraz z Ukrainą – ubiegania się o Euro zrodziła się blisko dekadę wcześniej, dla niektórych do ostatniej chwili przed ogłoszeniem gospodarzy imprezy w 2012 roku, wydawało się to wręcz niemożliwe. A jednak – marzenia wielu stały się rzeczywistością. Przygotowania do czempionatu umożliwiły duży skok w rozwoju naszego kraju. Pozwoliły także na doskonałą promocję polskich miast zagranicą. Turniej okazał się wielkim sukcesem organizacyjnym, za którym niestety nie poszedł jednak ten najważniejszy – sportowy. Biało-czerwoni, choć do ostatniego spotkania pozostawali w grze o wyjście z grupy, ostatecznie zakończyli zmagania z dwoma remisami i porażką na koncie.
Historyczny awans. Reprezentacja Polski aż do 2008 roku musiała czekać na debiut w mistrzostwach Starego Kontynentu. Drużynie prowadzonej przez Holendra Leo Beenhakkera udało się zameldować w austriacko-szwajcarskim turnieju dokładnie cztery lata przed Euro w naszym kraju, w którym z racji roli współgospodarza, miała zapewniony udział. Mimo, że do kraju nasza drużyna wróciła zaledwie z jednym punktem w trzech grupowych spotkaniach, już samo wywalczenie awansu – biorąc pod uwagę serię niepowodzeń w przeszłości – należało uznać za duże osiągnięcie. Po tytuł sięgnęła Hiszpania, która zaczynała właśnie kilkuletni okres dominacji w światowym futbolu.
Czy polscy piłkarze pójdą „za ciosem”? Takie pytanie towarzyszyło fanom futbolu nad Wisłą przed eliminacjami mistrzostw Europy, których organizację w 2004 roku powierzono Portugalii. Dwa lata wcześniej reprezentację Polski po 16-letniej przerwie w końcu mogliśmy oglądać w finałach mundialu. I choć w Korei Południowej i Japonii podopieczni Jerzego Engela sukcesu nie odnieśli, wydawało się, że przynajmniej w eliminacjach znów czekają nas dobre występy i sukcesy. Rzeczywistość niestety boleśnie zweryfikowała te oczekiwania.
Po okresie stabilizacji, kolejna rewolucja. Mateusz Klich w swojej karierze reprezentował barwy klubów z Polski, Niemiec, Holandii i Anglii. Wiele lat spędził na Wyspach, gdzie w barwach Leeds United występował z przerwą na wypożyczenie do Utrechtu od 2017 do 2023 roku. Najlepiej wiodło mu się pod wodzą Argentyczyka Marcelo Bielsy, kiedy to wspólnie awansowali do Premier League. Końcówka pobytu w Anglii to jednak głównie rola rezerwowego, której konsekwencją był m.in. brak powołania na mundial w Katarze. Dlatego początek 2023 roku przyniósł wielką zmianę, a polskiego pomocnika rzucił aż za Ocean – do D.C. United. W Waszyngtonie Klich odnalazł się bez problemu i właśnie w amerykańskiej stolicy świętuje 34. urodziny.
Dziś takich trenerów już nie ma. Albo… prawie nie ma. Fakty są jednak takie, że w polskim futbolu (inaczej niż w niektórych europejskich ligach) w ostatnich latach coraz częściej stawia się na szkoleniowców „młodego pokolenia”, z których niektórzy mają na karku nawet mniej wiosen od swoich podopiecznych. Wśród szkoleniowców, którzy prowadzą drużyny najwyższej klasy rozgrywkowej, najstarsi najczęściej ledwie przekraczają granicę 60 lat. Tymczasem on – kiedy na ławce wrocławskiego Śląska sięgał po swoje trzecie w karierze mistrzostwo Polski w 2012 roku, zbliżał się do 70. urodzin! I choć już od dłuższego czasu ligowej rywalizacji przyglądał się dalszej perspektywy, wciąż był jedną ważnych postaci piłkarskiego środowiska, pamiętanych i wspominanych przez fanów nad Wisłą. Bo na miejsce w historii naszego futbolu zapracował sobie długimi latami. Legendarny trener Orest Lenczyk zmarł w wieku 81 lat.
82 bramki w 150 meczach. 16 lat w narodowych barwach i miano najskuteczniejszego polskiego piłkarza w historii. Statystycznie gola dla reprezentacji strzela częściej niż w co drugim spotkaniu. 10 czerwca 2024 roku Robert Lewandowski rozegrał 150 mecz w drużynie narodowej. Z tej okazji przypominamy jego pamiętne trafienia dla biało-czerwonych. Było z czego wybierać, bo od ponad dekady nie było roku, w którym „Lewy” nie ucieszyłby polskich kibiców.
Ostatni wielki turniej piłkarski XX wieku nie przyniósł przełomu. Na mistrzostwach Europy w 2000 roku znów zabrakło reprezentacji Polski, która tym razem w eliminacjach musiała uznać wyższość Szwedów i Anglików. Sam turniej finałowy – dokładnie w 40. rocznicę premierowych finałów, pierwszy raz w historii, został rozegrany w dwóch krajach, a organizację powierzono przedstawicielom Beneluksu – Belgii i Holandii. Po tytuł sięgnęli Francuzi, którzy dwa lata wcześniej na mundialu u siebie wywalczyli również Puchar Świata.
Nowy format na jubileusz. W dziesiątych mistrzostwach Europy pierwszy raz wzięło udział 16 zespołów. A wśród polskich kibiców budziło to uzasadnione nadzieje, że dwukrotnie większa liczba uczestników turnieju, pozwoli sforsować bramy czempionatu również biało-czerwonym. W końcu bilety do Anglii można było zagwarantować sobie nawet zajmując drugie miejsce w grupie eliminacyjnej. Misję wywalczenia awansu powierzono Henrykowi Apostelowi, któremu jednak nie udało się zrealizować zadania. Polscy piłkarze kolejne Euro oglądali w telewizji.
Ostatnie dziesięciolecie XX wieku przyniosło prawdziwą rewolucję na Starym Kontynencie. Wielkie zmiany polityczne, rozpady części państw, ogłaszanie niepodległości innych. Stało się jasne, że rzeczywistość zmienia się bezpowrotnie, co oczywiście musiało i miało również wpływ na rywalizację sportową. Mistrzostwa Europy w 1992 roku po raz pierwszy zorganizowano w kraju Skandynawskim, a po raz ostatni w turnieju finałowym uczestniczyło zaledwie 8 zespołów. Dla Szwedów była to także okazja do debiutu w turnieju finałowym, który ostatecznie zakończyli w czołowej czwórce. W rozgrywkach niestety znów zabrakło reprezentacji Polski, która marzenia o występie na Euro musiała odłożyć o co najmniej kolejne cztery lata.
Takie „transfery” w światowym sporcie już wtedy nie były niczym nowym. Roger Guerreiro to nie pierwszy i nie ostatni zawodnik urodzony poza granicami naszego kraju, który reprezentował polskie barwy. W futbolu szlaki przetarł mu Emmanuel Olisadebe. Nigeryjczyk z polskim paszportem błyszczał w koszulce z orłem na piersi w eliminacjach mistrzostw świata 2002 i pojechał z drużyną narodową na turniej do Korei Południowej i Japonii. Występujący od 2006 roku w warszawskiej Legii Brazylijczyk miał wzmocnić drużynę prowadzoną przez Leo Beenhakkera, która przygotowywała się do historycznego występu na Euro 2008. To właśnie holenderski selekcjoner był jednym z głównych orędowników przyznania Rogerowi polskiego paszportu. A, że ta koncepcja spotkała się z uznaniem Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, obchodzący właśnie 42. urodziny pomocnik, na austriacko-szwajcarskie mistrzostwa Europy pojechał. I jak się okazało był jedynym z biało-czerwonych, który podczas turnieju wpisał się na listę strzelców.
„Walc wiedeński jest najstarszym turniejowym tańcem standardowym. Mimo, że istnieją tańce o bardziej dostojnych ruchach, ten można zaliczyć do najbardziej eleganckich.(…) Dla walca wiedeńskiego charakterystyczne są szybkie, wirowe obroty” – taneczne odniesienie do futbolu jest rzadko spotykane, ale odliczając godziny do starcia z Austrią, nie sposób nie nawiązać do tej dziedziny życia, z której ojczyzna Mozarta znana jest na świecie. Drużyna z tego kraju nie należy wprawdzie do europejskiego topu, ale przez lata ugruntowała pozycję solidnej ekipy aspirującej do czołówki. Bilans meczów Polski z Austrią jest korzystny dla biało-czerwonych, czyli to nasi zawodnicy częściej „obracali” w piłkarskim tańcu rywalami. Mamy nadzieję, że podobnie będzie w Berlinie, gdzie podopieczni Michała Probierza włączą się do rywalizacji o wyjście z grupy Euro 2024.
XXI wiek, po dziesięcioleciach niepowodzeń, w końcu przyniósł przełamanie reprezentacji Polski i udział naszej drużyny w mistrzostwach Starego Kontynentu. Oczywiście nie można zapominać, że formuła Euro w przeszłości ograniczała się nawet do zaledwie czterech uczestników, ale fakty są takie, że dopiero od 2008 roku uczestniczymy w decydującej rozgrywce o Puchar Henriego Delaunaya i gramy już piąty raz z rzędu w ME. Podczas eliminacji i turniejów finałowych nie brakowało niezapomnianych spotkań, obfitujących w wielkie emocje. My przypominamy naszym zdaniem 10 najciekawszych. Naszą listę ułożyliśmy w porządku chronologicznym.
Etatowy reprezentant Polski, kluczowy zawodnik jednej z czołowych ekip Serie A oraz – jak wszystko na to wskazuje – już niebawem bohater jednego z najgłośniejszych transferów we włoskim futbolu. Od kilku lat w kręgu zainteresowań topowych klubów w Europie, już latem ma związać się z nowym mistrzem Italii z Mediolanu. Zawodowy przełom dla Piotra Zielińskiego związany z przenosinami do Interu, ma nastąpić w roku okrągłych, 30. urodzin podpory drugiej linii reprezentacji Polski. W tym czasie także z kadrą czeka niebawem wielkie wyzwanie – występ na mistrzostwach Europy w Niemczech.
Jeśli ktoś uważa, że piłkarz może osiągać sukcesy tylko wtedy, gdy na najwyższy poziom wzniesie się w ekspresowym tempie, najlepiej jeszcze jako nastolatek, to jest w błędzie. I potwierdza to historia Waldemara Soboty. Piłkarska Polska usłyszała o nim w 2010 roku, kiedy w barwach Śląska zadebiutował w ekstraklasie. Przebojowy skrzydłowy miał wówczas już 23 lata, co dla wielu może być zbyt „dojrzałym” wiekiem jak na nowicjusza w najwyższej klasie rozgrywkowej. On jednak przełamał stereotypy i udowodnił, że talentem i zaangażowaniem można osiągnąć naprawdę wiele. Mistrzostwo Polski, gra w europejskich pucharach, blisko 20 występów w reprezentacji Polski, kariera za granicą, a w końcu – sportowe „życie po życiu” na futsalowych parkietach – to wszystko sprawia, że patrząc na ostatnich kilkanaście lat, w dniu swoich 37. urodzin, Sobota może czuć satysfakcję.
4 czerwca 2002 roku – ten dzień przyniósł spełnienie jego sportowych marzeń. W południowokoreańskim Pusan, jako kapitan wyprowadził reprezentację Polski na murawę przed pierwszym meczem mistrzostw świata. Turnieju, na udział w którym kibice nad Wisłą czekali długich 16 lat. Także dla niego mundial do tej pory był tylko młodzieńczym wspomnieniem. W końcu biało-czerwoni ostatni raz grali na imprezie tej rangi, kiedy on miał 15 lat. Po porażce z Brazylią w meksykańskiej Guadalajarze nikt nie zakładał, że naszych piłkarzy nie zobaczymy wśród najlepszych ekip świata przez blisko dwie dekady. Urodzony w Gdańsku Tomasz Wałdoch, wówczas zawodnik miejscowego Stoczniowca, dopiero planował profesjonalną przygodę z futbolem. Dwa lata później rozpoczęła się ona na dobre...
„Jestem zadowolony ze swojej kariery i ze wszystkich decyzji, jakie w niej podjąłem. Choć niedosyt jest”. To stwierdzenie, które w dniu swojego pożegnalnego występu (21 czerwca 2009 roku w Tychach) wypowiedział Radosław Gilewicz, najtrafniej oddaje przygodę z piłką utalentowanego napastnika. Blisko dwie dekady z powodzeniem rywalizował na stadionach Polski, Szwajcarii, Niemiec i Austrii. Jeśli szukać powodów do niedosytu, należy z pewnością wskazać na drużynę narodową, z którą nie osiągnął wymarzonych sukcesów. Zawodnik, który biało-czerwone barwy reprezentował dziesięciokrotnie, obchodzi właśnie 53. urodziny.
Rola trzeciego z pewnością nie jest wymarzoną dla bramkarza, ale on nigdy nie obrażał się na rzeczywistość. Zawsze doceniał możliwość bycia częścią reprezentacji Polski. Los sprawił, że trafił w kadrze na epokę Wojciecha Szczęsnego i Łukasza Fabiańskiego, ale i tak na swoim koncie ma wyjazdy na Euro 2020 i mundial 2022, a także dziewięć występów w bluzie z orłem na piersi. Swoje ambicje Łukasz Skorupski w pełni realizuje we Włoszech, gdzie występuje od dekady. Jego Bologna jest w bieżącym sezonie rewelacją rozgrywek Serie A, z realnymi szansami na awans do Ligi Mistrzów, a on sam ma za sobą wiele udanych występów.
Mistrz Polski, król strzelców ekstraklasy, zdobywca Pucharu Polski, niespełniony w reprezentacji. Urodzony na Śląsku, uwielbiany również w Łodzi. Dla kibiców GKS-u Katowice i Widzewa po prostu legenda. O kim mowa? Oczywiście o Marku Koniarku, który obchodzi właśnie 62. urodziny.
Jego historia nie jest oczywista. Choć piłkarzy urodzonych poza granicami naszego kraju, a reprezentującymi biało-czerwone barwy było już kilku, on nie jest przykładem ekspresowego przyznania polskiego paszportu. Choć urodził się w Brazylii, życie poniosło go do kraju nad Wisłą. To tu przez lata pracował na swoje nazwisko, podkreślając jednocześnie, że jest „u siebie”. Jego przodkowie wyemigrowali bowiem z Polski do Ameryki Południowej. Formalne nadanie Cionkowi obywatelstwa, nie oznaczało automatycznego powołania do reprezentacji. Musiał na nie trochę poczekać i zasłużyć występami na boisku. W koszulce z orłem na piersi wystąpił 21 razy, m.in. na mistrzostwach Europy we Francji i na mundialu w Rosji. W dniu 38. urodzin Thiago Cionek może z satysfakcją patrzeć na swoje dokonania. Ale już z dalszej perspektywy, bowiem od ponad dekady reprezentuje barwy klubów z Półwyspu Apenińskiego.
Nie ma w polskiej piłce dwóch ludzi, których łączyłoby więcej. Obaj są bramkarzami. Obaj światowej klasy. Do wielkiego futbolu obaj jechali tą samą drogą, a właściwie ulicą Łazienkowską w Warszawie. Później spotkali się na Ashburton Grove w Londynie. Przez lata na zmianę, z sukcesami, strzegli reprezentacyjnej bramki. Wojciech Szczęsny i Łukasz Fabiański nawet urodziny świętują tego samego dnia – 18 kwietnia.
Reprezentował Polskę w kolejnych kategoriach wiekowych. Od 2017 roku na dobre zadomowił się w seniorskiej kadrze, w której do dziś rozegrał 56 spotkań. Był na dwóch mundialach oraz przełożonym o rok Euro 2020. Problemy klubowe i brak regularnych występów sprawiły, że choć na mundial w Katarze pojechał, jego udział w mistrzostwach był tylko symboliczny (rozegrał 3 minuty w meczu 1/8 finału z Francją, przegranym 1:3). A cztery lata wcześniej w Rosji zdobył zwycięską bramkę w meczu z Japonią (jak dotąd swoją jedyną w koszulce z orłem), ale z pewnością zamieniłby ją na wyjście z grupy biało-czerwonych. Mimo wielu trudności, jego klubowy dorobek może robić duże wrażenie: mistrzostwo Polski, zagraniczny transfer i kilka sezonów w jednej z najsilniejszych lig świata – angielskiej Premier League. Wciąż może być jednak nienasycony, a to czego z pewnością chciałby sobie życzyć w dniu urodzin, to powrót z Southampton do angielskiej elity i udany występ z reprezentacją Polski na Euro 2024.
1984 rok był wyjątkowo udany dla francuskiego futbolu. Nad Sekwaną odbywały się mistrzostwa Europy, w których ekipa Trójkolorowych pierwszy raz w historii sięgnęła po Puchar Henriego Delaunaya. I choć on sam nie mógł oczywiście tego pamiętać, to właśnie z tym wydarzeniem zbiegły się pierwsze miesiące życia urodzonego w Troyes piłkarza. Wtedy rodzice małego Damiena Perquisa zapewne jeszcze nie planowali sportowej kariery syna. A z całą pewnością nie mogli zakładać, że w przyszłości reprezentować będzie... biało-czerwone barwy.
2 kwietnia 2022 roku – to z pewnością najtrudniejszy moment w karierze Jakuba Modera. Właśnie tego dnia, w meczu Premier League Brighton & Hove Albion z Norwich City, reprezentacyjny pomocnik doznał zerwania więzadła krzyżowego w kolanie, a ten uraz wykluczył go z gry na ponad półtora roku. Teraz – w dniu swoich 25. urodzin, pochodzący ze Szczecinka zawodnik, w końcu może powiedzieć, że jeśli chodzi o zawodową karierę – w pełni „wrócił do żywych”. Znów rywalizuje na boiskach angielskiej ekstraklasy, a po niemal dwóch latach wystąpił również w reprezentacji Polski, z którą mógł świętować awans do Euro 2024. W kontekście finiszu sezonu rozgrywek klubowych i nadchodzących wielkimi krokami mistrzostw w Niemczech, wszystko w końcu zaczyna układać się po jego myśli.
2 maja, godzina 16:00, PGE Narodowy w Warszawie – to stały punkt w kalendarzu piłkarskich kibiców w Polsce. Od dekady (z dwuletnią przerwą w czasie pandemii) to właśnie największy stadion nad Wisłą jest miejscem decydującej rozgrywki w Pucharze Tysiąca Drużyn. Finał pomiędzy Pogonią Szczecin, a Wisłą Kraków jest dziewiątym rozegrywanym właśnie w tym miejscu. W poprzednich ośmiu nie brakowało emocji, zwrotów akcji i ciekawych rozstrzygnięć. Niektóre mecze zachwyciły dramaturgią, inne nieco rozczarowały. Nie można jednak zaprzeczyć, że w pamięci kibiców – szczególnie klubów, które walczyły o trofeum – zapisały się na długie lata. Bo finał Fortuna Pucharu Polski jest spotkaniem zupełnie wyjątkowym.
Gorący i słoneczny Półwysep Iberyjski czy chłodna i pochmurna Skandynawia? Biorąc pod uwagę tylko geograficzne walory tych części Europy, statystyczny mieszkaniec naszego kraju pewnie nie miałby problemów ze wskazaniem bardziej preferowanego kierunku. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę nie turystykę, a piłkę nożną, wybór nie jest już aż tak oczywisty. 2 maja na PGE Narodowym w Warszawie dojdzie do – w pewnym sensie – starcia dwóch futbolowych filozofii: hiszpańskiej i szwedzkiej. Która okaże się bardziej skuteczna, przekonamy się po zakończeniu konfrontacji Wisły Kraków z Pogonią Szczecin.
„Prawidłowość w występowaniu po sobie dwóch lub więcej wydarzeń tego samego rodzaju, będąca wynikiem przypadku, niewytłumaczalna zależnością przyczynowo-skutkową” – taką definicję zawartego w tytule, znanego niemal wszystkim pojęcia, podaje internetowy „Wielki słownik języka polskiego”. I choć wielu może nie dawać wiary prawdziwości takiego zjawiska, fakty są takie, że przykładów nie do końca zrozumiałych serii, w różnych dziedzinach życia, można wymienić bez liku. Jednym z nich jest z pewnością historia występów reprezentacji Polski w mistrzostwach Europy. Od chwili powstania rozgrywek w 1960 roku biało-czerwonym 12 razy z rzędu nie udało zakwalifikować się do turnieju finałowego! I kiedy wreszcie w 2008 na Euro w Austrii i Szwajcarii Polaków wprowadził Holender Leo Beenhakker… karta się odwróciła. W 2024 roku biało-czerwoni po raz piąty z rzędu wezmą udział w mistrzostwach Starego Kontynentu.
Lata 90. nie należały do najlepszych w historii polskiego futbolu. Legii Warszawa i Widzewowi Łódź udało się co prawda zakwalifikować do Ligi Mistrzów, ale reprezentacji Polski wiodło się już co najwyżej przeciętnie. W efekcie od 1986 roku trwała niemoc biało-czerwonych w eliminacjach do mistrzowskich imprez. Wielu nadzieje na przełamanie fatalnej serii wiązało z nim. Marek Citko po przenosinach z Białegostoku do Łodzi z miesiąca na miesiąc stawał się gwiazdą ogólnopolskiego formatu. Z Widzewa trafił do drużyny narodowej i szybko znalazł się na ustach sympatyków futbolu w całym kraju.
Przełom lat 80. i 90. XX wieku mówiąc eufemistycznie, nie był najlepszym okresem w historii polskiej piłki nożnej. Po erze sukcesów reprezentacji na mundialach 1974 i 1982, a także europejskiej karierze Zbigniewa Bońka czy Józefa Młynarczyka, nadszedł czas zdecydowanie bardziej ubogi w pozytywne wydarzenia w najbardziej popularnej dyscyplinie sportu w naszym kraju. Jeśli chciałoby się wskazać moment przełomowy, w którym kibice znów zaczęli mieć więcej powodów do radości, był to z całą pewnością początek nowego tysiąclecia. I tak się składa, że zarówno w wymiarze klubowym, jak i reprezentacyjnym, uosobieniem tych „lepszych czasów” stał się on – Jerzy Dudek. Trzeci w dziejach Polak, który sięgnął po najcenniejsze klubowe trofeum na Starym Kontynencie – Puchar Europy. A także bramkarz, bez którego trudno sobie wyobrazić zakończenie 16-letniej nieobecności biało-czerwonych w mistrzostwach świata. Jeśli dodamy do tego występy w czołowych klubach Holandii, Anglii i Hiszpanii, jawi nam się obraz piłkarza spełnionego, który przez kilkanaście lat dostarczał nam wielkich, pozytywnych emocji, a po zawieszeniu piłkarskich butów i rękawic na kołku pokazał, że w nowej rzeczywistości również potrafi znaleźć dla siebie doskonałe miejsce.
Tym kim dla polskiego futbolu w męskim wydaniu jest Robert Lewandowski, w kobiecej odmianie tej dyscypliny przez wiele lat była ona. I choć zamiast strzelać gole, strzeże dostępu do bramki, jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci naszej piłki w Europie. Jako pierwsza Polka stanęła przed szansą zwycięstwa w Lidze Mistrzyń, jednak dotychczas ten cel ma jeszcze do zrealizowania. Zaczynała na Lubelszczyźnie, reprezentowała Motor i Górnika Łęczna, ale od ponad dekady podbija europejskie stadiony. Przed niespełna rokiem, po trzech latach spędzonych w Wolfsburgu, wróciła tam, gdzie osiągała największe sukcesy – do Paryża. W PSG Katarzynie Kiedrzynek wyzwań z pewnością nie zabraknie.
Od kapitana do selekcjonera. Nieczęsto zdarza się, żeby piłkarze, którzy na murawie osiągali reprezentacyjny poziom, również w karierze szkoleniowej odnosili znaczące sukcesy. On jest przykładem na to, że to możliwe. Srebrny medal igrzysk olimpijskich, ponad czterdzieści występów w pierwszej reprezentacji. W obu drużynach pełnił funkcję kapitana. Dał się poznać jako lider również w zespołach klubowych. Po zakończeniu gry w piłkę wspinał się na kolejne szczeble kariery trenerskiej i wreszcie otrzymał nominację na stanowisko selekcjonera. Z kadrą narodową wywalczył awans na mistrzostwa Europy, ale nie dane mu było poprowadzić drużyny narodowej w turnieju finałowym.
Jeśli ktoś chciałby wskazać polskiego zawodnika, który po zakończeniu gry w piłkę najlepiej odnalazł się w nowej rzeczywistości, on mógłby być z pewnością jednym z głównych kandydatów. Być może na mnogość pomysłów na „życie po życiu” wpłynęła jego bogata kariera na murawie, doświadczenie zdobywane poza granicami Polski i występy w drużynie narodowej. Fakty są bowiem takie, że w jego piłkarskim CV nie brakuje sukcesów. Odkąd w 2008 roku zawiesił buty na kołku, wciąż wydaje się być nienasycony. I kto wie, może już nie długo Tomaszowi Rząsie uda się zrealizować kolejny, życiowy cel.
Choć stadion Widzewa w Łodzi to nie Estadio Azteca w Meksyku, eliminacje mistrzostw świata to nie ćwierćfinał mundialu, San Marino to nie Anglia, a Jan Furtok to nie Diego Maradona, jest coś co nierozerwalnie połączyło urodzonego w Katowicach napastnika z jednym z najlepszych zawodników w dziejach futbolu. Niewielu jest bowiem piłkarzy, którzy poza niewątpliwym talentem i dokonaniami w „sportowym” duchu rywalizacji, bramkarza rywali pokonali… ręką. „Ręka Boga” Argentyńczyka przyczyniła się do drugiego, największego sukcesu ekipy z Ameryki Południowej w historii (zdobycia Pucharu Świata na turnieju w 1986 roku). Ręka Polaka dała skromne eliminacyjne zwycięstwo, w niespodziewanie trudnym starciu z europejskim Kopciuszkiem. I choć sam Furtok wielokrotnie podkreślał, że nie ma już ochoty wspominać tego kwietniowego popołudnia 1993 roku, 31 lat później, w dniu jego 62. urodzin z pewnością znów o nim usłyszymy. Bo to wydarzenie zapisało się w historii polskiego futbolu.
Minęło już 12 lat… Choć niektórym może wydawać się to zaskakujące, to rzeczywistość jest właśnie taka, że największy polski stadion służy kibicom i innym odwiedzającym już ponad dekadę. W tym czasie PGE Narodowy w Warszawie gościł wiele sław światowej muzyki, uczestników wydarzeń biznesowych, targów, a także przedstawicieli wielu dyscyplin m.in. żużlowców, siatkarzy, zawodników sportów walki czy nawet windsurferów. Pełnił też funkcję szpitala, w którym personel medyczny ratował zdrowie i życie pacjentów podczas pandemii COVID-19. Przede wszystkim jednak, był tym, do czego został stworzony – areną wielkich piłkarskich spotkań i domem reprezentacji Polski. Do tej pory biało-czerwoni podejmowali rywali w tym miejscu 38 razy. Wygrali 22-krotnie i tylko w 5 przypadkach schodzili z boiska pokonani. I choć niesamowita seria meczów bez przegranej (trwająca blisko 8 lat) dobiegła już końca, spotkań, do których warto wrócić pamięcią, nie brakuje.
Historia Pucharu Polski to jednocześnie… historia krakowskiej Wisły. Klub spod Wawelu wystąpił we wszystkich 70 dotychczasowych edycjach rozgrywek, a los i wyniki sportowej rywalizacji sprawiły, że to właśnie Biała Gwiazda zagra w jubileuszowym finale w Warszawie. Na PGE Narodowym domknie się więc pewna historyczna klamra, bo to właśnie wiślacy jako pierwsi (w sezonie 1925/26) sięgnęli po to cenne trofeum. Do tej pory w finale meldowali się dziesięciokrotnie, a cztery razy cieszyli się z wygranej. Czy również teraz, jako „czarny koń” zmagań będą w stanie nawiązać do chlubnej przeszłości i znów okażą się najlepsi?
Co łączy Jana Domarskiego, Grzegorza Latę i Roberta Gadochę z Emmanuelem Olisadebe, Pawłem Kryszałowiczem, Tomaszem Frankowskim, Maciejem Żurawskim, Jackiem Krzynówkiem, Rogerem Guerreiro i Karolem Świderskim? Nie tylko fakt, że wszyscy ci piłkarze z sukcesami reprezentowali biało-czerwone barwy. Każdy z nich również mógł poczuć smak zwycięstwa i radość ze zdobytej bramki w rywalizacji z jedną z czołowych obecnie europejskich reprezentacji – Walią. I choć historia rywalizacji Polaków z Wyspiarzami nie należy może do najbardziej bogatych, nie brakuje w niej ważnych i pełnych emocji momentów. I co najważniejsze, przeważnie zakończonych sukcesem zespołu znad Wisły.
Brazylia, RFN, Argentyna, Włochy, Francja i Niemcy. Kiedy na twojej drodze staje najlepszy zespół świata, zawsze jest to wydarzenie wyjątkowe. Reprezentacja Polski dotychczas mierzyła się z takim wyzwaniem piętnastokrotnie, a sześć z tych spotkań rozgrywanych było o punkty. Ostatnio – podczas mundialu w Katarze, gdzie biało-czerwoni w 1/8 finału rywalizowali z ekipą Trójkolorowych. Ta historia liczy jednak już blisko 60 lat, a zaczęła się od meczów z czempionem z Ameryki Południowej.
Przegrywanie jest naturalną częścią rywalizacji sportowej. W każdych zawodach czy rozgrywkach udział bierze bowiem wielu, a ostatecznie wygrać może tylko jeden. Dlatego nie sposób znaleźć zawodnika, czy trenera, którzy nie zaznaliby goryczy porażki. To ona jednak także dodaje smaku wygranym i ciągle motywuje do doskonalenia swoich umiejętności. Oczywiście w piłkarskim świecie można wskazać przykłady osób, które tych negatywnych doświadczeń mają stosunkowo niewiele. Albo takich, które swoją funkcję pełnią na tyle krótko, że wciąż mogą nazywać siebie niepokonanymi. Wśród nich jest aktualnie selekcjoner reprezentacji Polski.
Nie jest przykładem sportowca, w klasycznym, podręcznikowym tego słowa znaczeniu. Od zawsze wzbudzał wiele kontrowersji, nie tylko na boisku, ale także poza nim. Charyzmatyczny i charakterny, odważnie dyrygował linią obrony kolejnych klubów i reprezentacji Polski. I mimo ponad 40 lat na karku, niezmiennie trzymał wysoki poziom, w końcówce kariery broniąc bramki „swojej” Legii Warszawa. Zdarzało się, że mimo upływu czasu i olbrzymiego doświadczenia, jego temperament dawał o sobie znać, ale taki właśnie jest. A większość kibiców średniego i młodego pokolenia w ogóle nie wyobraża sobie polskiego futbolu bez niego – Artura Boruca. I choć ponad 25-letnia kariera golkipera dobiegła końca, można być pewnym, że w pamięci fanów nie tylko nad Wisłą, znalazł należne sobie miejsce.
Rok 1996 był dla niego wyjątkowy. 19 lutego, w meczu z Japonią (0:5) na turnieju w Hongkongu, zadebiutował w reprezentacji Polski. Później zdobył pierwszy w karierze tytułu mistrza kraju z Widzewem. Następnie przyszły występy i gole w Lidze Mistrzów. Już wtedy o talencie 22-letniego napastnika mówiło się coraz głośniej. Ale prawdziwa „Citkomania” wybuchła 9 października, kiedy to po jego strzale biało-czerwoni objęli prowadzenie w eliminacyjnym meczu z Anglią na Wembley.
Na świat przyszli tego samego dnia, dokładnie 24 lata temu. Ich miejsca urodzenia: Jastrzębie-Zdrój i Tychy dzieli niespełna 50 kilometrów. Obaj zostali obdarzeni wyjątkowym talentem i obaj – w stosunkowo młodym wieku – wspięli się na reprezentacyjny szczyt. Jednak mimo, że Jakuba Kiwiora i Michała Skórasia łączy bardzo wiele – m.in. także wspólna droga do kadry A przez narodowe drużyny od U16 do U21, różni ich nie tylko pozycja na boisku. Bo jeśli prześledzimy ich dotychczasowe kariery, podążali swoimi – odmiennymi drogami.
„Piłka jest moją pasją i moim życiem” – kiedy takie słowa padają z ust człowieka będącego już w sile wieku, który na świat przyszedł w przededniu II wojny światowej, to nie mogą być rzucane na wiatr. Bez wątpienia dziś, pod takim stwierdzeniem podpisałyby się setki milionów ludzi na świecie, ale tylko nieliczni mają na ich poparcie swoje dokonania. Droga Władysława Żmudy na piłkarskie salony nie była ława. Dzieciństwo w najstraszniejszych latach XX wieku musiało odcisnąć piętno na całym jego późniejszym życiu. Po zakończeniu wojny wiedział, że to sport będzie tym, z czym zwiąże na lata swoją przyszłość. Choć początkowo nie myślał o karierze na boisku, czy na trenerskiej ławce.
Zostawić fatalne wyniki za sobą i z nadzieją patrzeć w przyszłość. Choć po nieudanych eliminacjach mistrzostw świata 1994 (na 10 meczów w grupie, biało-czerwoni wygrali tylko trzykrotnie, w tym dwa razy z amatorami z San Marino) ciężko było o powody do optymizmu, nowy selekcjoner – Henryk Apostel musiał wierzyć w powodzenie swojej misji. Do rozpoczęcia walki o przepustki do mistrzostw Europy w Anglii, od dnia nominacji nowego selekcjonera w grudniu 1993 roku, pozostawało co prawda blisko 9 miesięcy, ale były trener m.in. Śląska Wrocław, Lecha Poznań i Górnika Zabrze doskonale wiedział, że czeka go ogrom pracy. A ta zaczęła się na dalekiej Teneryfie...
Przed mistrzostwami świata 2018 za jego szybki powrót do zdrowia trzymała kciuki cała piłkarska Polska. Nie zdążył się wykurować i pojawił się na boisku dopiero pod koniec meczu z Kolumbią, gdy biało-czerwoni stracili w turnieju już pięć bramek. Dwa lata wcześniej podczas Euro to w dużej mierze dzięki niemu w fazie grupowej nasz zespół zagrał na zero z tyłu. 3 lutego 36. urodziny obchodzi Kamil Glik – od kilkunastu lat filar polskiej defensywy, który podczas mistrzostw świata w Katarze przekroczył magiczną barierę 100 spotkań w koszulce z orłem na piersi.
Jeśli ktoś przeprowadziłby plebiscyt na najbardziej sympatycznego i roześmianego reprezentanta Polski w historii – on nie miałby sobie równych. Poza nerwowymi sytuacjami na boisku, uśmiech praktycznie nigdy nie schodzi z jego twarzy. Za takie podejście, poczucie humoru i otwartość uwielbiają go kibice. Grzegorz Krychowiak zagrał w 100 meczach reprezentacji Polski. I powiedział dość. 26 września 2023 roku za pomocą mediów społecznościowych ogłosił zakończenie 15-letniej kariery w drużynie narodowej. Z kadrą był na dwóch mundialach (2018, 2022), wystąpił także w turniejach o mistrzostwo Europy (2016, 2020). W dorobku ma również wiele sukcesów w karierze klubowej, a pracodawców w piłkarskim CV mógłby mu pozazdrościć nie jeden kolega po fachu. I choć w przypadku „Krychy”, bez większych problemów, można przygotować cały słownik związanych z nim haseł, my prezentujemy subiektywny alfabet pojęć, charakteryzujących jednego z najlepszych polskich piłkarzy XXI wieku.
Jedni go uwielbiali, inni nienawidzili. Z całą pewnością nikogo nie pozostawiał wobec siebie obojętnym. Jego metody szkoleniowe można było uznać za co najmniej kontrowersyjne. Dziś pewnie nikt nie odważyłby się na taki sposób prowadzenia drużyny. Ale młodego trenera broniły wyniki. Doprowadził Widzew do pierwszego w historii mistrzostwa Polski. Co więcej dokonał tego w wieku zaledwie 33 lat! Gdyby żył, Jacek Machciński w 2021 roku świętowałby 40-lecie tamtego sukcesu. Byłoby co wspominać, bo przecież jeszcze przed triumfem na krajowym podwórku przyszły niezapomniane występy w europejskich pucharach, w których łodzianie wyeliminowali Manchester United i Juventus Turyn. Jedno jest pewne – to właśnie pod wodzą Jacka Machcińskiego ostatecznie narodził się „Wielki Widzew”, który rozkochał w sobie kibiców w całej Polsce i dał się poznać w najodleglejszych zakątkach Starego Kontynentu.
Wiele wskazywało na to, że może się stać jedną z kluczowych postaci reprezentacyjnej defensywy na lata. Po udanym wejściu do pierwszej drużyny poznańskiego Lecha (jeszcze jako siedemnastolatek) w sezonie 2009/10 sięgnął po swoje pierwsze (z dwóch) mistrzostwo Polski. Dwa lata występów w Kolejorzu zaowocowały powołaniem do kadry, w której zadebiutował w grudniu 2011 roku w towarzyskim meczu z Bośnią i Hercegowiną. Miał wtedy dokładnie 19 lat i 355 dni i wydawało się, że rysuje się przed nim świetlana przyszłość. Jednak mimo, że w kolejnych sezonach regularnie występował najpierw w klubie w Poznania, a później na boiskach 1.i 2. Bundesligi, jego reprezentacyjny licznik zatrzymał się na liczbie 7. Marcin Kamiński, który na występ w narodowych barwach czeka od 2018 roku, kończy właśnie 32 lata.
Teoretycznie ten pan już nic nie musi. Bo jeśli można mówić o spełnieniu zawodowym, to jest on doskonałym przykładem, że tuż po „czterdziestce” da się osiągnąć absolutny szczyt. Finały mistrzostw świata i Ligi Mistrzów były bez wątpienia ukoronowaniem jego bogatej kariery i zwieńczeniem wieloletniej drogi do wymarzonego celu. I mimo, że na kolejne wyzwania tej rangi nie ma już szans – wciąż nie brakuje mu determinacji i zaangażowania. I nie ważne, czy sędziuje mecze najsilniejszych ekip globu czy spotkania A-klasy, zawsze daje z siebie sto procent, jednocześnie ciesząc się szacunkiem i uznaniem nie tylko piłkarzy i ekspertów, ale też – co nie do końca oczywiste – kibiców. Dla nikogo nie ulega bowiem wątpliwości, że Szymon Marciniak jest obecnie jedną z największych gwiazd nie tylko polskiego, ale również światowego futbolu.
W historii polskiego futbolu nie ma zbyt wielu piłkarzy, którzy debiut w jednej z młodzieżowych reprezentacji zaliczyli już po występach w kadrze A. On jest jednym z nich. W seniorskiej drużynie narodowej, wśród najlepszych zawodników w kraju, zagrał w wieku niespełna 19 lat i już niedługo później pojechał na mistrzostwa Europy. We Francji był jednym z objawień w drużynie prowadzonej przez Adama Nawałkę. I choć konsekwencją występu na Euro był wymarzony wręcz transfer z Cracovii do zespołu mistrza Anglii – Leicester City, zamiast dalszych sukcesów jego kariera gwałtownie wyhamowała. Jego dotychczasowa przygoda z drużyną narodową trwała niewiele ponad rok. Z okazji urodzin Bartosza Kapustki przypominamy najważniejsze chwile, w których zakładał koszulkę z orłem na piersi. Z nadzieją, że swoją postawą będzie jeszcze w stanie nawiązać do wydarzeń z przeszłości.
Jeśli chciałoby się wskazać kilka najwybitniejszych postaci reprezentacji Polski w XXI wieku, Jakub Błaszczykowski z całą pewnością byłby jedną z nich. Wystarczy zauważyć, że na liście zawodników, którzy w narodowych barwach rozegrali najwięcej spotkań w historii, z dorobkiem 109 występów, ustępuje tylko Robertowi Lewandowskiemu. Zagrał na trzech wielkich imprezach: mistrzostwach Europy 2012 i 2016 oraz na mundialu 2018. W karierze klubowej świętował mistrzostwo Polski z Wisłą Kraków i dwukrotnie mistrzostwo Niemiec z Borussią Dortmund. Występował też w Fiorentinie i VfL Wolfsburg.
Na pierwszy rzut oka wygląda bardziej na heavy metalowego muzyka, niż piłkarza. Długie włosy, tatuaże, kolczyk w uchu i zadziorne spojrzenie. Do tego fascynacja motocyklami. Ktoś, kto nie zna jego życiorysu, z pewnością nie dostrzegłby w nim zawodowego sportowca. A jednak przez blisko 25 lat z powodzeniem rywalizował na boiskach Polski i Niemiec. W reprezentacji Polski nigdy nie zagrał, ale przebojowego napastnika do dziś pamiętają kibice Widzewa Łódź, Śląska Wrocław i przede wszystkim Hansy Rostock. Grę w piłkę zakończył „grubo” po czterdziestce, co nie oznacza, że wciąż nie jest ona obecna w jego życiu. Boiskowe doświadczenie i wiedzę przekazuje młodzieży w założonej przez siebie łódzkiej szkółce. Nie stroni także od mediów, gdzie często, „bez owijania w bawełnę” dzieli się swoimi przemyśleniami. I choć niektórzy jego opinie uważają za zbyt kontrowersyjne, niewiele sobie z tego robi, bo jak mówi – nie ma problemów ze spoglądaniem w lustro w czasie golenia. 29 listopada Sławomir Chałaśkiewicz świętuje 60. urodziny.
Choć przeciętnemu kibicowi reprezentacji Polski ostatni rywal w 2023 roku kojarzy się raczej z europejskim Kopciuszkiem i wyraźnymi wygranymi biało-czerwonych, to nie zawsze tak było. Łotwa, która obecnie zajmuje w światowym rankingu 132. miejsce, dotychczas mierzyła się z naszą kadrą 15 razy i dwukrotnie udało się jej zakończyć tę rywalizację z tarczą. Bilans spotkań jest jednak zdecydowanie bardziej korzystny dla naszych piłkarzy, a historia rywalizacji sięga aż 1930 roku...
Włodzimierz Lubański, Grzegorz Lato i Kazimierz Deyna. Ta trójka wybitnych piłkarzy od kilkudziesięciu lat otwierała listę najskuteczniejszych zawodników w historii reprezentacji Polski. Tylko im udało się przekroczyć barierę 40 goli w koszulce z orłem na piersi. Druga dekada XXI wieku przyniosła jednak napastnika, który samodzielnie przekracza kolejne granice. Od 2017 roku Robert Lewandowski prowadzi wyścig „sam ze sobą” i śrubuje coraz bardziej niesamowity rekord. Pytanie tylko – na jakiej liczbie się zatrzyma?
Dyskusja wśród kibiców o tym, kto jest najlepszym polskim bramkarzem w historii, przypomina nieco tę, dotyczącą celów wakacyjnych podróży. Czy lepiej jechać w góry, nad morze czy na Mazury... Jednak o ile o atrakcyjności różnych regionów kraju można debatować bez końca, to w przypadku porównania naszych golkiperów nie jest to tylko kwestia gustu. Bo wśród wielu wybitnych przedstawicieli bramkarskiego fachu jeden jest bez wątpienia najbardziej utytułowany. I w niczym nie ujmując konkurentom Józefa Młynarczyka, z pewnością dlatego obchodzący właśnie 71. urodziny zawodnik, znalazł się w składzie reprezentacji 100-lecia, wybranej przez kibiców i kapitułę z okazji jubileuszu futbolu nad Wisłą.
Podobno ważniejsze od tego jak się zaczyna jest to, jak się kończy. Jednak w przypadku nowego selekcjonera reprezentacji Polski można powiedzieć, że oba aspekty są co najmniej tak samo ważne. Michał Probierz przejmuje bowiem drużynę narodową w trakcie trwających eliminacji mistrzostw Europy i aby myśleć o wywalczeniu bezpośredniego awansu do Euro 2024, po prostu musi wygrywać. Jego „szczęście” polega na tym, że w pierwszych dwóch spotkaniach przyjdzie mu się mierzyć, ze zdecydowanie niżej notowanymi rywalami.
To nie tak miało być! Taka myśl od kilku tygodni towarzyszy kibicom Wisły Płock. Fani Nafciarzy od dawna wypatrują otwarcia w całości wymarzonego – nowego stadionu, a kres tych oczekiwań miał nadejść wraz z rozpoczęciem sezonu 2023/24 PKO BP Ekstraklasy. I kiedy wszystko wydawało się być zaplanowane… niespodziewanie nadeszła katastrofa. Drużyna, która minione rozgrywki rozpoczęła od pięciu wygranych oraz remisu i długo przewodziła ligowej stawce, po fatalnej rundzie wiosennej, po raz pierwszy od 2016 roku pożegnała się z gronem najlepszych drużyn w kraju. Z tego powodu otwarcie nowego obiektu odbędzie się w zgoła odmiennych okolicznościach.
Na ten wieczór kibice reprezentacji Polski czekali ponad 80 lat… Tak się złożyło, że nigdy wcześniej biało-czerwonym nie udało się pokonać naszych zachodnich sąsiadów. Mecze z Niemcami zawsze w kraju nad Wisłą podnosiły temperaturę, ale 18 poprzednich potyczek kończyło się co najwyżej remisami (tak było sześciokrotnie). Tym razem wreszcie stało się jednak inaczej. Co więcej, wygrana na Stadionie Narodowym w Warszawie miała miejsce niedługo po tym, jak podczas mundialu w Brazylii podopieczni Joachima Löwa sięgnęli po Puchar Świata FIFA. Poniżej przedstawiamy alfabet tego pamiętnego spotkania rozegranego 11 października 2014 roku.
Wśród powołanych przez selekcjonera Fernando Santosa zawodników, których w czerwcu czeka towarzyskie starcie z Niemcami na PGE Narodowym w Warszawie i przede wszystkim batalia o eliminacyjne punkty z Mołdawią w Kiszyniowie, nie brakuje takich, którzy na zgrupowaniu zameldują się w wyśmienitych humorach. Dla wielu bowiem, niedawno zakończone rozgrywki ligowe, oznaczały osiągnięcie – często długo wyczekiwanych – sukcesów.
Historia nie przemawia na naszą korzyść. W dziewięciu mundialowych inauguracjach biało-czerwoni zwyciężyli tylko… raz. Na pamiętnych mistrzostwach w RFN w 1974 roku w Stuttgarcie Orły Kazimierza Górskiego, po zaciętym boju, uporały się z Argentyną 3:2, rozpoczynając drogę do miejsca na podium. Wcześniej i później nie było już jednak tak różowo.
Jak powszechnie wiadomo – czekanie wzmaga apetyt. W przypadku kibiców Radomiaka, to powiedzenie ma jednak wyjątkowo słodko-gorzki smak. I z całą pewnością nie jest im do śmiechu. Od 2016 roku, kiedy ostatecznie pożegnali swój historyczny dom – stadion im. Braci Czachorów, liczyli że już niebawem pojawią się na zupełnie nowym i funkcjonalnym obiekcie. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała jednak te marzenia, a budowa, która pierwotnie miała się zakończyć w połowie 2018 roku, dobiega końca… 5 lat później.
Jeśli mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych – on jest najlepszym przykładem na to, że jednak są. Architekt największych sukcesów reprezentacji Polski, wybitny szkoleniowiec, a przy tym skromny i życzliwy człowiek. Kazimierz Górski poprzez swoje dokonania w roli trenera naszej drużyny narodowej zapracował na zaszczytne i jak najbardziej należne mu miejsce nie tylko w historii naszego futbolu, ale całego polskiego sportu. I choć jego życiorys wielokrotnie był podstawą do szerokich, „książkowych” opracowań, my w encyklopedycznym skrócie przybliżamy postać Trenera Tysiąclecia,.
Przez dziesięciolecia ta rywalizacja miała dla polskich kibiców wyjątkowo gorzki smak. Biało-czerwoni mimo stosunkowo regularnego mierzenia się z zachodnimi sąsiadami, nie wychodzili z tych potyczek zwycięsko. Z tego powodu kibice znad Wisły, długo nie mogli cieszyć się z potwierdzenia wyższości nad jednym z kluczowych rywali. W tym przypadku nie chodzi tylko o sport, ale także o trudną i bolesną historię wzajemnych relacji obu narodów. Z tego powodu ostatnie korzystne wyniki z tym przeciwnikiem, były odbierane z wyjątkową satysfakcją. Choć od poprzedniej polsko-niemieckiej potyczki minęło już siedem lat.
Urodzony 48 lat temu, w niewielkiej miejscowości położonej pomiędzy Piotrkowem Trybunalskim a Częstochową, karierę zaczynał w klubach położonych w najbliższej okolicy. LZS Chrzanowice, RKS Radomsko, Raków Częstochowa i w końcu GKS Bełchatów Jackowi Krzynówkowi otworzyły drzwi najpierw do reprezentacji Polski, a później do występów za granicą. Swoje życie związał z Niemcami, gdzie przez ponad dekadę reprezentował barwy 1. FC Nürnberg, Bayeru Leverkusen, VfL Wolfsburg i w końcu Hannoveru 96. Należy do Klubu Wybitnego Reprezentanta. W kadrze rozegrał 96 spotkań i zdobył 14 (według niektórych statystyk 15) bramek. Przypominamy najważniejsze z nich.
7 maja 2023 roku przejdzie do ponad suletniej historii Rakowa Częstochowa. Właśnie tego dnia, klub spod Jasnej Góry po raz pierwszy zapewnił sobie mistrzostwo Polski. Zespół prowadzony przez Marka Papszuna dokonał tego w dużej mierze dzięki doskonałej dyspozycji na własnym stadionie, na którym (do chwili zagwarantowania sobie końcowego sukcesu) w 15 spotkaniach zwyciężył aż 14-krotnie, nie ponosząc porażki. Obiekt przy ulicy Limanowskiego z całą pewnością można więc nazwać twierdzą Medalików, jednak w porównaniu z ligową konkurencją wciąż prezentuje się bardzo skromnie. Każde ze spotkań mistrzowskiego sezonu mogło śledzić z modułowych trybun zaledwie 5,5 tysiąca widzów.
Mecze z Niemcami, delikatnie rzecz ujmując, rzadko układały się po myśli piłkarzy reprezentacji Polski. Nasi zachodni sąsiedzi byli zmorą nie tylko zawodników, ale też selekcjonerów, a do miana sukcesów urastały z trudem wywalczone remisy. Jedynym trenerem, który rywalizował z utytułowanym rywalem jak równy z równym, był dotychczas Adam Nawałka. W latach 2014-2016 poprowadził biało-czerwonych przeciwko Niemcom w sumie w 4 spotkaniach i bilans ma idealnie remisowy. W historii zapisał się jako ten, który jako pierwszy mógł cieszyć się ze zwycięstwa nad tym przeciwnikiem.
To może być najlepszy sezon w historii Rakowa Częstochowa. Po dwóch wicemistrzostwach z rzędu i dwóch triumfach w Fortuna Pucharze Polski, tym razem podopieczni Marka Papszuna mówią wprost – chcemy dubletu! I biorąc pod uwagę dotychczasowe rozstrzygnięcia zarówno w PKO BP Ekstraklasie, jak i Pucharze Tysiąca Drużyn, nie są to w żadnym razie zapowiedzi na wyrost.
Takiego turnieju jeszcze nie było. Po raz pierwszy w historii Polska została współgospodarzem piłkarskiej imprezy najwyższej rangi. I mimo że wielu wątpiło w powodzenie organizacyjne, wszystko przebiegło bez większych problemów. Zawiedli tylko polscy piłkarze.
W nowym tysiącleciu reprezentacja Polski czterokrotnie podejmowała próbę awansu do turnieju finałowego mistrzostw Europy. Pomijając Euro 2012, w którym udział biało-czerwoni mieli zapewniony z racji współgospodarza, w gronie najlepszych ekip Starego Kontynentu zameldowali się trzykrotnie, co trzeba uznać za dobry rezultat. Szczególnie jeśli pod uwagę weźmiemy fakt, że w XX wieku ta sztuka nie udała się Polakom ani razu. Na miesiąc przed rozpoczęciem kolejnych eliminacji, już pod wodą nowego selekcjonera (triumfatora Euro 2016 z drużyną Portugalii) – Fernando Santosa, przypominamy jak nasi piłkarze inaugurowali walkę o awans do poprzednich turniejów. Takie odświeżenie pamięci może być interesujące tym bardziej, że w droga na przyszłoroczne mistrzostwa do Niemiec rozpoczyna się od wyjazdowej potyczki z teoretycznie najsilniejszym grupowym rywalem – reprezentacją Czech.
Piłkarz, trener, selekcjoner, działacz, w końcu prezes PZPN. Zajmuje szczególne miejsce w dziejach polskiego futbolu. Trudno bowiem znaleźć wiele postaci, które zapisały się w historii jakiejkolwiek dyscypliny sportu na tak wielu płaszczyznach. Na boisku błyszczał nie tylko w świetle reflektorów (skąd charakterystyczny pseudonim „Bello di notte” czyli „piękny nocą”, który nadali mu fani Juventusu), wprawiając w zachwyt nie tylko kibiców Starej Damy, ale także Romy, Widzewa, Zawiszy czy reprezentacji Polski. Dla drużyny narodowej zdobył w sumie 24 bramki i stanął z nią na podium mistrzostw świata w Hiszpanii. Poniżej przedstawiamy subiektywny alfabet związany z osobą Zbigniewa Bońka.
Ekstraklasa, Bundesliga, Eredivisie, Serie A, Ligue 1. I przede wszystkim reprezentacja Polski. W większości kluczowa rola w silnych zespołach. Takim życiorysem nie powstydziłby się niejeden weteran futbolu. Zaczynał jako wielka nadzieja polskiej piłki, wiele już osiągnął, ale wydaje się, że największe wyzwania i sukcesy wciąż jeszcze przed nim. I choć Arkadiusza Milika zna pewnie każdy polski kibic, napastnik Juventusu Turyn obchodzi dopiero 29. urodziny.
Zawsze padały bramki i nie było spotkań bez rozstrzygnięcia. Historia rywalizacji biało-czerwonych z reprezentacją Republiki Czeskiej jest wyjątkowo bezkompromisowa. Z naszymi sąsiadami z południa, od chwili rozpadu Czechosłowacji, mierzyliśmy się ośmiokrotnie, a bilans obu zespołów jest niemal identyczny. I choć biorąc pod uwagę liczbę wygranych i porażek mamy obecnie wynik 4:4, to do remisu nigdy nie doszło na murawie. Przed rozpoczęciem eliminacji Euro 2024 z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że właśnie ekipa z ojczyzny Václava Havla, Martiny Navrátilovej czy… sympatycznego Krecika, będzie naszym głównym rywalem do awansu na turniej w Niemczech. Nawiązując do kultowych postaci bajek dla dzieci, mamy nadzieję, że tym razem w Pradze górą będzie jednak polski pies Reksio. Przed spotkaniem w czeskiej stolicy czas przypomnieć, jak ta rywalizacja przebiegała w przeszłości.
Jego historia nie jest przykładem spełnienia wielkiego marzenia młodego piłkarza o grze w drużynie narodowej. Bardziej pasuje do niej pojęcie „małżeństwa z rozsądku”. Reprezentacja Polski w obliczu zbliżających się wielkimi krokami mistrzostw Europy w 2012 roku w naszym kraju, pilnie potrzebowała lewego obrońcy. On, choć miał na koncie występy i sukcesy w młodzieżowych zespołach Niemiec, ze względu na dużą rywalizację i niewielkie perspektywy na wywalczenie sobie miejsca w kadrze naszych zachodnich sąsiadów, zdecydował się na grę w koszulce z białym orłem na piersi. Teoretycznie układ był jasny i dawał korzyści obu stronom, ale czy przygoda Sebastiana Boenischa z polską kadrą okazała się udana? Jeśli tak, to co najwyżej połowicznie. Zagrał co prawda we wszystkich meczach Euro 2012, ale gospodarze bez wygranej pożegnali się z turniejem już po fazie grupowej. Później zaliczył jeszcze kilka występów, ale i tak jego „licznik” zatrzymał się na 14 spotkaniach. Dla świętującego właśnie 37. urodziny piłkarza tamte czasy są już tylko wspomnieniem. I jak sam publicznie podkreśla, nie we wszystkich aspektach pozytywnym.
Najpierw na boisku, później na ławce. Przez pół wieku życia całkowicie poświęcił się swojej największej pasji i co ciekawe, zarówno piłkarską, jak i trenerską dotychczasową karierę związał wyłącznie z Polską. Jako zawodnik trzykrotnie świętował mistrzostwo i raz triumfował w krajowym pucharze. Miał też okazje występów na europejskiej arenie i co najważniejsze – gry w drużynie narodowej. Od kilkunastu lat swoim doświadczeniem dzieli się z adeptami futbolu, a w środowisku ma opinię osoby stworzonej do pracy z młodzieżą. Po blisko dwóch latach prowadzenia reprezentacji Polski do lat 21, w minionym roku związał się jednak z Jagiellonią Białystok. Czy w najbliższej przyszłości postawi na pracę w klubach, czy jednak skoncentruje się na szlifowaniu piłkarskich talentów? Pomysłów i zaangażowania Maciejowi Stolarczykowi, który właśnie świętuje 51. urodziny, z pewnością nie zabraknie.
W Widzewie Łódź – człowiek instytucja. Przez kilkadziesiąt lat związany z klubem i prawdopodobnie trudno byłoby znaleźć w Polsce osoby, które na ławce jednej drużyny spędziły tak wiele czasu. Przy Armii Czerwonej, a później Alei Piłsudskiego od lat 80. pracował przez blisko trzy dekady, choć jego związki z czterokrotnym mistrzem Polski sięgają znacznie wcześniej. I mimo, że jako piłkarz nie było mu dane świętować tytułu (dwa razy wywalczył wicemistrzostwo), jest jedną z klubowych legend i z całą pewnością, szczególnie wśród kibiców średniego i starszego pokolenia, nie ma nikogo, kto nie kojarzyłby jego nazwiska. Tadeusz Gapiński – wieloletni piłkarz, trener i kierownik drużyny czerwono-biało-czerwonych świętuje właśnie 75. urodziny.
Zostało ośmiu chętnych. Już wiadomo, że w sezonie 2022/2023 po zwycięstwo w Fortuna Pucharze Polski sięgnie ktoś z grona: Raków Częstochowa, Legia Warszawa, Śląsk Wrocław, Górnik Łęczna, KKS Kalisz, Pogoń Siedlce, Motor Lublin i Lechia Zielona Góra. Biorąc pod uwagę rywalizację od I rundy, za nami dokładnie 52 spotkania. Które z nich przyniosły najwięcej emocji? Poniżej przedstawiamy subiektywny ranking pięciu najbardziej spektakularnych starć.
Jeśli ktoś chciałby wskazać wśród polskich piłkarzy tych, którzy w ostatnim dwudziestoleciu mogli osiągnąć więcej, z pewnością wymieniłby jego. Choć początki nie były spektakularne. W ekstraklasie zadebiutował jako 18-latek, ale jego kariera zaczęła nabierać tempa pięć lat później. Awans do ekstraklasy i efektowne występy w najwyższej klasie rozgrywkowej w barwach GKS-u Bełchatów, powołanie, debiut i od razu gol w reprezentacji Polski, transfer do jednej z najsilniejszych europejskich lig i... rozczarowanie. Radosław Matusiak, były piłkarz włoskiego Palermo i holenderskiego Heerenveen, w Nowy Rok świętuje 41. urodziny.
Kiedy mundialowe emocje powoli zamieniają się już we wspomnienia, piłkarscy kibice coraz bardziej niecierpliwie zaczynają odliczać dni do wznowienia klubowej rywalizacji. I choć do powrotu na stadiony w Polsce przyjdzie nam jeszcze poczekać do końca stycznia, już teraz można szykować się na sporo emocji. Nie tylko w walce o mistrzostwo, medale, awans i utrzymanie w lidze, ale również o triumf w Fortuna Pucharze Polski. W nim sytuacja przed ostatnią prostą w drodze do wielkiego finału prezentuje się niezwykle interesująco. W stawce pozostało już tylko osiem zespołów, ale inaczej niż to było w poprzednich latach, najwyższy poziom rozgrywkowy reprezentują zaledwie trzy.
37 lat (z czego blisko 14 w reprezentacji), 108 występów w narodowych barwach (wśród czterech innych rekordzistów: Roberta Lewandowskiego, Kamila Glika, Michała Żewłakowa i Grzegorza Laty) i 21 bramek. Legenda Wisły Kraków i Borussii Dortmund. Były piłkarz Fiorentiny i VfL Wolfsburg. Jakub Błaszczykowski, jeden z najwybitniejszych polskich piłkarzy, 14 grudnia obchodzi urodziny.
Taki scenariusz jest jak spełnienie marzeń. Trzeci, decydujący o ostatecznych rozstrzygnięciach w grupie C mecz na mistrzostwach świata w Katarze, będzie jednocześnie starciem lidera z wiceliderem tabeli. Przed rozpoczęciem mundialowej rywalizacji prawdopodobnie jednak nikt nie zakładał, że w uprzywilejowanej roli do tego starcia podchodzić będą reprezentanci Polski. 4 punkty wywalczone w spotkaniach z Meksykiem i Arabią Saudyjską sprawiły jednak, że biało-czerwoni o jedno oczko wyprzedzają gigantów z Ameryki Południowej. I choć do zapewnienia sobie awansu do 1/8 finału podopiecznym Czesława Michniewicza wystarczy remis, nie ma powodu żeby z Argentyńczykami nie powalczyć o pełną pulę. Tym bardziej, że historia pokazuje, że nie jest to nierealny scenariusz.
Tysiąc kilometrów z bazy reprezentacji Polski w Soczi do Wołgogradu. Ponad półtora tysiąca do Moskwy i dwa tysiące do Kazania. Podczas poprzedniego mundialu w Rosji biało-czerwoni skazani byli na wielogodzinne przedmeczowe podróże samolotem. To jednak już przeszłość, bo – do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić – w Katarze wszystko będzie wyglądało inaczej. Trudno się dziwić, skoro organizatorem tym razem jest państwo o powierzchni blisko półtora tysiąca razy mniejszej niż poprzednio! Dlatego wszystko będzie dosłownie na wyciągnięcie ręki. Czas przyjrzeć się obiektom, które będą gościć drużynę prowadzoną przez Czesława Michniewicza podczas fazy grupowej. Oczywiście wierzymy, że podróż naszych piłkarzy po Półwyspie Arabskim w kolejnych tygodniach turnieju zyska nowe etapy. Na razie – nie zapeszając – zajmiemy się tymi, które z pewnością przed nami.
Wielu kibiców uważa go za jeden z najpiękniejszych stadionów piłkarskich w Europie. I trzeba przyznać, że obiekt wybudowany w Gdańsku przed Euro 2012, mimo już ponad dekady istnienia, wciąż zachwyca sympatyków futbolu i turystów odwiedzających Trójmiasto. Atrakcyjne położenie w jednej z najchętniej odwiedzanych polskich metropolii, funkcjonalność, ale przede wszystkim oryginalny – nawiązujący do „bałtyckiego złota” wygląd sprawiają, że nadmorskiej areny nie da się pomylić z żadną inną.
Czy jakikolwiek kibic polskiego futbolu nie słyszał albo nie czytał o osiągnięciach Widzewa z lat 80.? O dwóch mistrzostwach kraju i pamiętnych bojach z Liverpoolem czy Juventusem Turyn? Oczywiście dziś z perspektywy wielu dekad eksperci i komentatorzy mogą debatować, jaki wpływ na ówczesny kształt niezapomnianego zespołu mieli trenerzy czy poszczególni piłkarze. Ale bezdyskusyjny pozostaje fakt, że gdyby nie on, sukcesów Wielkiego Widzewa w ogóle by nie było. To właśnie prezes-wizjoner Ludwik Sobolewski sprawił, że z nieznanego szerszej rzeszy fanów miejskiego klubu czerwono-biało-czerwoni stali się marką rozpoznawalną nie tylko w kraju, ale także w Europie. To w dużej mierze dzięki niemu w walczącej zawsze do końca, charakternej i nieustępliwej drużynie rozkochali się kibice w całej Polsce. Niesamowity zmysł organizacyjny i umiejętność dobierania właściwych ludzi do realizacji swoich wizji doprowadziły łódzki klub na sam szczyt, a jemu samemu zagwarantowały pamięć i szacunek kolejnych pokoleń piłkarskich kibiców.
Tej jesieni wszystko będzie inne niż zwykle. Zamiast rozgrywek ligowych do Bożego Narodzenia – rywalizacja o tytuł najlepszej reprezentacji globu. Mistrzostwa świata w 2022 roku znacząco będą różnić się od poprzednich. Bez długich obozów przygotowawczych i wielu meczów kontrolnych. Piłkarze niemal „z biegu” zamienią klubowe koszulki na narodowe trykoty i w dalekim Katarze przystąpią do najważniejszego turnieju czterolecia. Jak w tych nietypowych okolicznościach wypadną biało-czerwoni? Wierzymy, że będą w stanie zaprezentować swój potencjał i pokuszą się o lepszy wynik, niż na trzech mundialach XXI wieku, które kończyli już po fazie grupowej.
W ponad 100-letniej historii polskiego futbolu nie sposób wskazać wszystkich kluczowych czy przełomowych momentów. Właściwie każda dekada dostarczała wielkich emocji, niesamowitych zwrotów akcji i niezapomnianych sukcesów. Oczywiście, jak to w sporcie, porażek i rozczarowań również nie brakowało. Koncentrując się jednak na tym, co dobre, podjęliśmy nieco karkołomną próbę przygotowania zestawienia 20 wielkich momentów polskiego futbolu. Oczywiście jest to wyłącznie subiektywny wybór autora, a poniższą listę każdy może, wedle uznania, w całkowicie dowolny sposób rozbudować sam. Zasoby Biblioteki PZPN stoją przed Państwem otworem.
Rok 2022 jest wyjątkowy dla jednego z najpopularniejszych i najbardziej zasłużonych klubów piłkarskich w Polsce. Po siedmiu latach od bankructwa i ośmiu od spadku z ekstraklasy, Widzew Łódź wrócił do krajowej elity. Wypełniony po brzegi stadion, rekordy sprzedanych karnetów i rzesza kibiców w całym kraju – nieobecność klubu z Miasta Włókniarzy wśród najlepszych na przestrzeni ostatniej dekady jest tym bardziej zauważalna, kiedy spojrzy się na to, co wokół niego dzieje się właśnie teraz. Ale jak to możliwe, że zespół, który w ostatnich latach znajdował się na peryferiach ligowego futbolu, zaczynając odbudowę od piątego poziomu rozgrywek, mimo braku sukcesów wciąż budzi tak duże emocje? To wszystko za sprawą wielkich drużyn, które w latach 80. i 90. XX wieku rozbudzały wyobraźnię sympatyków futbolu nad Wisłą, zdobywając w sumie cztery tytuły mistrzowskie i Puchar Polski, ale przede wszystkim tocząc niezapomniane boje z najsilniejszymi ekipami w Europie. My przypominamy dziesięć – naszym zdaniem – najważniejszych potyczek czerwono-biało-czerwonych na międzynarodowej arenie.
Kto wygrał pierwsze rozgrywki w historii? Kto ma na koncie najwięcej tytułów? Kto okazał się najlepszy w poprzednim sezonie? Pytań dotyczących piłkarskiego Pucharu Polski nie brakuje. Poniżej przedstawiamy zbiór najważniejszych pojęć i faktów związanych z rozgrywkami, które z roku na rok cieszą się coraz większą popularnością.
Maskotki od lat towarzyszą sportowym zmaganiom. Zagrzewają do walki zawodników i wprawiają w dobry humor wspierających sportowców kibiców. W rywalizacji klubowej często mają wręcz status symboli, nierozerwalnie związanych z poszczególnymi zespołami. Oczywiście nie może ich też zabraknąć podczas wielkich międzynarodowych imprez, a ich przygotowanie dokonywane jest przez organizatorów z wielką starannością. Dzięki temu, poza osiągnięciami samych zespołów czy zawodników, po latach fani często wspominają właśnie te sympatyczne, pluszowe postaci. My przyjrzymy się tym, które towarzyszyły polskim piłkarzom podczas ich najważniejszych występów w historii.
Dobre wejście w mecz – to zdaniem wielu, kluczowy aspekt w kontekście walki o końcowy sukces. I choć wielokrotnie mogliśmy się przekonać, że szybko zdobyta bramka, wcale nie musi gwarantować wygranej, z pewnością ułatwia rywalizację w kolejnych fragmentach spotkania. Reprezentacji Polski pięciokrotnie w historii udało się trafić do bramki rywala w czasie krótszym niż 60 sekund. Co ciekawe dwa z tych spotkań nie zakończyły się wygraną biało-czerwonych.
Ta historia trwa już ponad 90 lat. Reprezentacja Polski mierzyła się z Belgami 20-krotnie. I rzadko zdarza się, żeby bilans rywalizacji dwóch drużyn narodowych był aż tak wyrównany. 7 wygranych, 6 remisów, 7 porażek – Czerwone Diabły niezależnie od rozgrywek zawsze były godnym rywalem dla biało-czerwonych. Również teraz, nie tylko za sprawą boiskowego pseudonimu zespołu z Beneluksu było wiadomo, że drużynę Czesława Michniewicza czeka piekielnie trudne zadanie. I falstart podopiecznych Roberto Martíneza w obecnym sezonie Ligi Narodów z sąsiadami z Holandii (1:4) nie mógł uśpić czujności naszych piłkarzy. A jednak nasi piłkarze o potencjale rywala dotkliwie przekonali się w Brukseli. Duże możliwości Belgów dla nikogo nie były jednak zaskoczeniem, bo w ostatniej dekadzie stali się jedną z wiodących sił europejskiego futbolu. Wystarczy wspomnieć, że obecnie to najwyżej sklasyfikowana drużyna ze Starego Kontynentu w rankingu FIFA (zajmuje 2. miejsce ustępując tylko Brazylii), która na ostatnim mundialu wywalczyła brązowy medal, a dwa kolejne Euro kończyła w czołowej ósemce.
Początek lata, koniec roku szkolnego, czas wakacji i wypoczynku – z pewnością trudno znaleźć kogokolwiek, kto przez długich 11 miesięcy nie czekałby właśnie na… czerwiec. Promienie słońca, sprzyjająca aura i coraz dłuższe dni wprawiają większość z nas w błogi nastrój i dostarczają zdecydowanie większych pokładów dobrego humoru. Jest jednak coś, co statystycznego człowieka różni od zagorzałego fana piłki nożnej. Bo ten drugi zapytany o pierwsze skojarzenie z szóstym miesiącem roku odpowie bez zastanowienia – wielkie reprezentacyjne imprezy mistrzowskie! I tak z pewnością byłoby również tym razem, gdyby mundial pierwszy raz w historii nie wylądował na Bliskim Wschodzie. A, że jakakolwiek aktywność na świeżym powietrzu o tej porze roku w Katarze zagrażałaby zdrowiu i życiu zawodników, turniej przesunięto o pięć miesięcy, zmieniając panujące od dziesięcioleci futbolowe przyzwyczajenia. Nie oznacza to jednak, że w czerwcu A.D. 2022 kibice piłkarscy będą mogli narzekać na nudę. Wręcz przeciwnie – czeka ich mnóstwo emocji!
Dla Lecha to nie jest zwyczajny sezon. Od dawna było wiadomo, że 2022 rok dla społeczności skupionej wokół Kolejorza będzie wyjątkowy. W stulecie istnienia klubu dla wszystkich w Wielkopolsce było i jest jasne, że zespół prowadzony przez Macieja Skorżę musi walczyć o pełną pulę, na każdym możliwym froncie. Plan ekipa z Poznania konsekwentnie realizuje już od jesieni. W kulminacyjnym momencie sezonu, piłkarze z Bułgarskiej wciąż walczą o mistrzostwo kraju i triumf w Fortuna Pucharze Polski. I mimo, że najważniejsze rozstrzygnięcia wciąż jeszcze przed nami, jeden historyczny sukces lechici już zapisali na swoim koncie – drogę do wielkiego finału Pucharu Tysiąca Drużyn pokonali bez straty bramki. Z taką sytuacją, w blisko 100-letniej historii rozgrywek, mamy do czynienia dopiero po raz piąty!
Polacy kochają seriale! Taką tezę już od wielu lat potwierdzają badania oglądalności zarówno telewizji, jak i internetu. Do regularnego oglądania filmowych „tasiemców” przyznaje się zdecydowana większość z nas. A jeśli coś sprawdza się na szklanym ekranie, to równie dobrze może sprawdzić się… w sporcie. W przypadku Fortuna Pucharu Polski sezonu 2021/2022 mieliśmy do czynienia z drugim odcinkiem serii pt. „Triumf Rakowa”. Pokonując poznańskiego Lecha na PGE Narodowym w Warszawie podopieczni Marka Papszuna obronili tytuł wywalczony rok wcześniej w Lublinie i dołączyli do elitarnego grona klubów, które takim osiągnięciem mogły się pochwalić w przeszłości.
To już jest seria. Co prawda na razie krótka, ale trzeba docenić fakt, że reprezentacja Polski w futsalu drugi raz z rzędu zameldowała się w finałach mistrzostw Europy. Po 17-letniej przewie, występ w 2018 roku nie wypadł może zbyt okazale, ale podopieczni Błażeja Korczyńskiego zdobyli z pewnością cenne doświadczenie. W Słowenii zanotowali remis z późniejszym brązowym medalistą – Rosją 1:1, żeby w drugim występie ponieść klęskę z Kazachstanem 1:5 i pożegnać się z rywalizacją. Cztery lata później Polaków znów zobaczymy w stawce 16 najlepszych ekip Starego Kontynentu z nadzieją, że tym razem uda się zanotować pierwszą, historyczną wygraną w turnieju finałowym. Za naszą reprezentacją wyczerpujące eliminacje, które nie tylko za sprawą ostatecznego sukcesu, były wyjątkowe.
15 meczów i tylko 6 wygranych. Rozczarowanie na przełożonym z powodu pandemii Euro 2020 i awans do baraży o mistrzostwa świata w Katarze. Tak najkrócej można podsumować rok 2021 w wykonaniu reprezentacji Polski. Nadzieje były z pewnością dużo większe, ale boiskowa rzeczywistość, szczególnie na mistrzostwach Europy, boleśnie je zweryfikowała. Ostatnich 12 miesięcy to także praktycznie w całości era Paulo Sousy. Portugalczyk już w styczniu dość niespodziewanie dla kibiców zastąpił na stanowisku Jerzego Brzęczka, żeby w samej końcówce roku, równie nieoczekiwanie rozstać się z Polską. Choć bilans jego pracy z biało-czerwonymi z całą pewnością nie jest dla nikogo satysfakcjonujący, nasza reprezentacja wciąż liczy się w walce o wyjazd na mundial. I kto wie, może w grudniu 2022 roku do kolejnego podsumowania, będziemy zabierać się w dużo lepszych nastrojach. Na razie jednak patrzymy na to, co za nami... A wszystko zaczęło się w Budapeszcie.
Przed zmaganiami Ligi Narodów 2022/2023 wszystko jest już jasne. W trzeciej edycji rozgrywek reprezentacja Polski znów rywalizować będzie w najwyższej Dywizji A i tym razem trafiła do grupy 4. Biało-czerwonych czekają aż dwie wyprawy do krajów Beneluksu. I choć z Pomarańczowymi przyszło nam się mierzyć w poprzednich rozgrywkach, to już na sprawdzenie się na tle Belgów musieliśmy czekać znacznie dłużej. Podobnie sytuacja ma się w przypadku Walijczyków, których los drużynie Paulo Sousy przydzielił z czwartego – teoretycznie najsłabszego – koszyka. Po losowaniu w Nyonie jedno jest pewne: w czerwcu i wrześniu czekają nas wielkie emocje. Na poparcie tych słów poniżej krótko przypominamy, jak zmagania z tymi rywalami przebiegały w przeszłości.
Piłkarskich dokonań może mu pozazdrościć większość kolegów z boiska. Mistrzostwo i dwa Superpuchary Polski, 65 występów w kadrze i członkostwo w Klubie Wybitnego Reprezentanta. Udział w trzech wielkich turniejach, a także kariera na zachodzie Europy. Takie CV musi robić wrażenie. W dniu 38. urodzin dla Dariusza Dudki te osiągnięcia są już tylko wspomnieniem, po tym jak w 2019 roku ostatecznie zakończył zawodniczą karierę. Co jednak nie znaczy, że rozstał się z futbolem. Wszystko wskazuje bowiem na to, że właśnie zmierza w stronę pierwszego, dużego sukcesu w nowej, szkoleniowej roli.
Pierwszy dzień listopada to zawsze czas wspomnień, zadumy i modlitwy w intencjach tych, których już z nami nie ma. W ciągu minionych 12 miesięcy pożegnaliśmy wiele wybitnych postaci futbolu. Nie tylko tych, którzy swoje życie aktywnie związali z tą dyscypliną sportu, ale również takich, którzy przez lata ją popularyzowali i opisywali. To był także czas odejścia wielkich rywali, którzy w przeszłości stawali na drodze reprezentacji Polski, a także postaci wybitnych, wręcz pomnikowych, które zyskały nieśmiertelność stając się na zawsze ikonami piłki nożnej na całym świecie.
Przeważnie przed meczami z rywalami takimi jak San Marino, kibice zastanawiają się nie czy, ale jak wysokie zwycięstwo odniosą biało-czerwoni. I choć powszechne zwykło się mawiać, że w Europie nie ma już słabych drużyn, ekipa złożona w dużej mierze z amatorów jest przykładem na to, że jednak są. Trudno bowiem oczekiwać, żeby reprezentacja przez lata okupująca ostatnie miejsce w rankingu FIFA była w stanie podjąć rywalizację choćby z zespołami aspirującymi do czołówki Starego Kontynentu. Dlatego również teraz mecz na PGE Narodowym będzie szansą dla selekcjonera Paulo Sousy sprawdzenia zmienników i przećwiczenia różnych wariantów, przed spotkaniami z silniejszymi rywalami. Trzy punkty są po prostu obowiązkiem, a za sensację należałoby uznać zdobycie przez gości w Warszawie choćby jednej bramki.
Nie czy, ale jak wysoko zwycięży reprezentacja Polski? W ponad stuletniej historii polskiego futbolu nasza drużyna notowała wiele efektownych wygranych i dokonywała niecodziennych wyczynów. My przypominamy kilka, które naszym zdaniem zasługują na szczególną uwagę. Maroko, Haiti, Korea Północna czy Gruzja… Między innymi fani reprezentacji tych państw mają podstawy do tego, aby słysząc hasło „Polska” poczuć dreszczyk, niekoniecznie pozytywnych, emocji.
Kiedy 30 listopada 2019 roku w Bukareszcie poznaliśmy skład „polskiej” grupy, a później terminarz, wielu z pewnością ucieszyło się, że właśnie z drużyną wyłonioną w barażach zmierzymy się w pierwszym meczu mistrzostw Europy. W przypadku tego typu imprez zawsze podkreśla się bowiem wagę „wejścia” w turniej, a sukces na inaugurację przeważnie otwiera drogę do fazy pucharowej. W odczuciu komentatorów i kibiców zarówno trzykrotni mistrzowie Europy Hiszpanie (z którymi wygraliśmy tylko 1 na 10 spotkań), jak również Szwedzi (na zwycięstwo z którymi czekamy od 7 meczów i blisko 30 lat) powinni być bardziej wymagającymi rywalami. Ostatecznie po play-offach miejsce na Euro zapewnili sobie Słowacy, których jednak również, pod żadnym pozorem nie można lekceważyć. Choć to zespół pozbawiony gwiazd światowego formatu, znajdziemy w nim solidnych piłkarzy, którzy stanowią zgrany i dobrze funkcjonujący kolektyw. Nie brak im również wiedzy i doświadczenia zdobytego nad Wisłą. Takich zawodników jak Dušan Kuciak, Ľubomír Šatka czy Ondrej Duda kibicom naszej ekstraklasy nie trzeba przedstawiać.
Są w futbolu postaci legendarne. Piłkarze, którzy swoją postawą na boisku, zaangażowaniem, osiągnięciami, ale też działalnością po zakończeniu kariery, zapisali się w historii. Którzy na uznanie i sympatię trybun zasłużyli ciężką pracą, często wykonywaną długo po zawieszeniu piłkarskich korków na kołku. Dla Widzewa jedną z nich jest bez wątpienia Marek Pięta. Jeden z kluczowych zawodników „Wielkiego Widzewa” przełomu lat 70. i 80., który z klubem z Łodzi świętował dwa pierwsze tytuły mistrza Polski i sprawił, że o drużynie z włókienniczego miasta usłyszeli fani w całej Europie. I mimo, że przy Alei Armii Czerwonej jako zawodnik spędził zaledwie cztery lata, jego przywiązanie do klubu trwało przez kolejne dziesięciolecia. Z całą pewnością do dziś byłby czynnym uczestnikiem odbudowy, wracającego z trudem po upadku do piłkarskiej elity, zespołu czerwono-biało-czerwonych. Nie pozwoliła na to jednak ciężka choroba. Gdyby żył, 29 marca 2021 roku Marek Pięta obchodziłby 67. urodziny.
Są w historii Polski, polskiego sportu i polskiego futbolu postaci niezastąpione. Wybitne osobowości, które wyprzedzały swoje pokolenia i zmieniały oblicze naszego kraju. Takie, które sprawiały, że rzeczy dotąd niemożliwe, stawały się możliwe. Które inspirowały i prowadziły do wielkich sukcesów. Dla polskiej piłki nożnej taką postacią był Kazimierz Górski. Trener legenda, który poprowadził naszą drużynę narodową na sam szczyt. Mistrzostwo i wicemistrzostwo olimpijskie, trzecie miejsce na mundialu, niezapomniane mecze i triumfy w starciach z czołowymi drużynami świata. Z okazji przypadającej 2 marca 2021 roku setnej rocznicy urodzin Kazimierza Górskiego, oddajemy w Państwa ręce specjalną stronę Biblioteki PZPN, poświęconą właśnie Trenerowi Tysiąclecia.
Katowice, Zabrze, Leverkusen, Augsburg, Amsterdam, Neapol i w końcu Marsylia. Piłkarska podróż Arkadiusza Milika jest już całkiem długa i bogata w doświadczenia, a przecież 28 lutego przypadają dopiero 27. urodziny pochodzącego z Tychów napastnika. Przez dekadę w seniorskim futbolu wychowanek Rozwoju osiągnął naprawdę wiele, mimo że nie oszczędzały go również kontuzje. Za nim jeden z trudniejszych okresów w karierze, w którym po próbie odejścia z Napoli został odsunięty od drużyny i nie miał okazji do regularnych występów. Postawił na przeprowadzkę do Francji, choć klubowych barw nie zmienił, bo zarówno ekipa spod Wezuwiusza, jak i Olympique Marsylia grają w błękitnych koszulkach. Wszystko z myślą o wyjeździe na mistrzostwa Europy. I choć po debiutanckiej bramce w Ligue 1 szybko nabawił się kontuzji uda, liczy, że zdoła zapracować na to, by znaleźć się w gronie wybrańców Paulo Sousy na Euro. Doświadczenie i osiągnięcia pokazują przecież, że od lat jest ważnym ogniwem reprezentacji Polski.
Po zakończonym eliminacyjnym sukcesem roku 2019 i zapewnieniu sobie udziału w kolejnej wielkiej, międzynarodowej imprezie, na rok 2020 polscy kibice czekali z niecierpliwością. W końcu na czwartych z rzędu mistrzostwach Europy biało-czerwoni chcieli, tak jak cztery lata wcześniej we Francji, włączyć się do rywalizacji z najlepszymi. Mecze ze Szwecją i Hiszpanią gwarantowały wielkie emocje, a przecież baraże dopiero miały wyłonić trzeciego grupowego rywala ekipy Jerzego Brzęczka. Start bezpośrednich przygotowań do meczów w Dublinie i Bilbao był zaplanowany na koniec marca. To właśnie wtedy we Wrocławiu i w Chorzowie polskich piłkarzy czekały starcia z Finlandią i Ukrainą. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, ale właśnie wtedy… wszystko się zmieniło. Nie tylko w planach reprezentacji Polski, ale przede wszystkim w życiu każdej i każdego z nas.
Takich eliminacji jeszcze nie było! Dość powiedzieć, że reprezentacja Polski trzy pierwsze spotkania w drodze do bliskowschodniego mundialu rozegra... jeszcze przed turniejem finałowym mistrzostw Europy. To wszystko oczywiście efekt pandemii koronawirusa, która całkowicie przeorganizowała sportowe kalendarze. Same mistrzostwa świata tym razem również będą wyjątkowe, bo po raz pierwszy, ze względu na wysokie temperatury w tym rejonie świata, zostaną rozegrane późną jesienią. Czy pojadą na nie biało-czerwoni przekonamy się najpóźniej w marcu 2022 roku. Wcześniej w kwalifikacjach naszych piłkarzy czekają potyczki ze starymi znajomymi. Czas na wyrównanie rachunków? Nie mamy nic przeciwko! Do turnieju finałowego awansują zwycięzcy każdej z 10 grup. Zespoły z drugich miejsc czeka rywalizacja w barażach.
Historia rywalizacji biało-czerwonych z reprezentacją Bośni i Hercegowiny nie należy co prawda do najdłuższych, ale z całą pewnością jest dość oryginalna. Przede wszystkim dlatego, że aż trzy razy mierzyliśmy się... przed świętami Bożego Narodzenia. A że grudzień to miesiąc, w którym do tradycji przykłada się szczególną wagę, za każdym razem spotkania odbywały się w tureckim Kundu. Doszło do trzech, z których dwa zakończyły się wygraną Polaków, a raz padł remis. Do pierwszego starcia o punkty doszło dopiero 7 września tego roku w Lidze Narodów. W Zenicy drużyna Jerzego Brzęczka wygrała 2:1 po golach Kamilów: Glika i Grosickiego.
Czy to możliwe? Czy tym razem się uda? Jak nie dziś to kiedy? Te i setki innych, podobnych pytań od samego rana tej październikowej soboty towarzyszyło wszystkim polskim kibicom. To właśnie tego dnia marzenia wielu pokoleń fanów polskiego futbolu mogły się spełnić. Ale właśnie, czy mogły? Czy można było wierzyć w to, że ekipa Adama Nawałki zdoła nawiązać walkę ze świeżo upieczonymi mistrzami świata Niemcami?! Przez blisko rok pracy nowego selekcjonera gra biało-czerwonych nie powalała przecież na kolana. Efektowna wygrana na start eliminacji Euro 2016 ze słabiutkim Gibraltarem (7:0) nie mogła być przecież silnym argumentem przemawiającym za gospodarzami. Coś jednak sprawiło, że właśnie tego dnia, późnym wieczorem 11 października 2014 roku to co przez dziesięciolecia było niemożliwe, stało się możliwe.
33 lata, 5 klubów, 3 mistrzostwa Polski, dwa krajowe puchary, 38 meczów w reprezentacji i wyjazd na 3 wielkie imprezy mistrzowskie. Taki bilans z pewnością może być powodem do zadowolenia dla zawodowego piłkarza. W dniu kolejnych urodzin lista zrealizowanych sportowych marzeń Michała Pazdana jest już całkiem długa. Nie oznacza to jednak, że ostatecznie zamknięta. Na starcie kolejnego sezonu nowe wyzwania wciąż stoją przed piłkarzem, a ich finałem może być udział w przyszłorocznych mistrzostwach Europy.
Pokolenie wolności. Tak z reguły nazywa się osoby urodzone w roku pierwszych częściowo wolnych wyborów w Polsce. On urodził się już po 4 czerwca i trzeba przyznać, że z nowej rzeczywistości z każdym rokiem korzystał pełniej. Jako nastolatek pewnie jeszcze nie przypuszczał, że będzie reprezentował kraj w najważniejszych piłkarskich imprezach globu. Dziś 34-letni Maciej Rybus ma na koncie 66 występów w drużynie narodowej.
Nie tak to się miało skończyć. Podczas kilkudniowego tournée reprezentacji Polski po Ameryce Północnej Michał Żewłakow miał przejść do historii jako piłkarz, który rozegrał najwięcej spotkań z orłem na piersi (wyprzedzając Grzegorza Latę). Tak też się stało, choć obrońca Ankaragücü pewnie nie przypuszczał, że po powrocie do kraju na dobre pożegna się z drużyną narodową. „Afera samolotowa” odbiła się szerokim echem, a w jej wyniku z kadry Franciszka Smudy został usunięty także inny kluczowy piłkarz – Artur Boruc.
Teolodzy, pisarze, politycy, matematyk, chemik, lekkoatleta, zawodnik sportów walki... i on. Wśród znanych osób urodzonych w Gryficach, niewielkiej miejscowości w północno-zachodniej Polsce, z całą pewnością to właśnie piłkarz osiągnął największą popularność. Sukcesy na boisku, gra w czołowych klubach Europy, blisko 70 meczów w reprezentacji Polski. Powiedzieć o nim jednak tylko „zawodnik” to nic nie powiedzieć. Koniec stycznia 2020 roku jest dla niego wyjątkowy, bo właśnie wtedy Grzegorz Krychowiak, jedna z najbarwniejszych postaci polskiego futbolu, obchodzi 30. urodziny.
Robert Lewandowski znów na ustach wszystkich. Kapitan reprezentacji Polski nie przestaje zadziwiać strzelecką formą. Tym razem swoje nieprzeciętne umiejętności i instynkt potwierdził w Lidze Mistrzów w barwach Bayernu Monachium. Cztery gole strzelone w Belgradzie Crvenej Zvezdzie w 14 minut i 31 sekund to rekord Champions League, ale nie pierwszy raz, kiedy Polak trafił do siatki co najmniej cztery razy.
Prawdziwe życie zaczyna się po trzydziestce. Jeśli ktoś wątpi w słuszność tego twierdzenia, powinien poznać historię Marcina Robaka. Dwukrotny król strzelców ekstraklasy i zdobywca 120 bramek w najwyższej klasie rozgrywkowej dokonał tego głównie w czwartej dekadzie życia. Napastnik nie zamierza jednak kończyć z futbolem, a wysoką formę potwierdza w roli kapitana drugoligowego obecnie Widzewa. I mimo że 29 listopada 2019 roku to dzień jego 37. urodzin, zamierza w barwach klubu z Łodzi zagrać jeszcze w elicie.
Eliminacje Euro 2020 są już szóstymi, które w XXI wieku zakończyły się sukcesem biało-czerwonych. W ciągu blisko dwóch dekad do turniejów mistrzowskich reprezentację Polski wprowadziło 5 selekcjonerów. My postanowiliśmy statystycznie podsumować drogę do awansu zespołów Jerzego Engela, Pawła Janasa, Leo Beenhakkera, Adama Nawałki i Jerzego Brzęczka.
Do trzech razy sztuka. Po nieobecności w RPA i Brazylii polscy piłkarze zameldowali się na mistrzostwach świata w Rosji. Podbudowani udanym występem w 2016 roku na Euro we Francji, ruszali na wschód z nadziejami na dobry rezultat. Okazały się płonne, a blisko cztery dekady po mundialu w Meksyku wciąż czekamy na awans do fazy pucharowej.