Przez dziesięciolecia ta rywalizacja miała dla polskich kibiców wyjątkowo gorzki smak. Biało-czerwoni mimo stosunkowo regularnego mierzenia się z zachodnimi sąsiadami, nie wychodzili z tych potyczek zwycięsko. Z tego powodu kibice znad Wisły, długo nie mogli cieszyć się z potwierdzenia wyższości nad jednym z kluczowych rywali. W tym przypadku nie chodzi tylko o sport, ale także o trudną i bolesną historię wzajemnych relacji obu narodów. Z tego powodu ostatnie korzystne wyniki z tym przeciwnikiem, były odbierane z wyjątkową satysfakcją. Choć od poprzedniej polsko-niemieckiej potyczki minęło już siedem lat.
Historia tej rywalizacji sięga czasów międzywojennych. Do wybuchu II wojny światowej rozegrano 5 spotkań. Do pierwszego doszło 3 grudnia 1933 roku w Berlinie. Na Poststadionie długo utrzymywał się bezbrakowy remis, ale w ostatnich minutach wygraną gospodarzom zapewnił Josef Rasselnberg. Cztery kolejne spotkania, przed 1939 rokiem także miały charakter towarzyski. Tylko raz naszej drużynie udało się nie przegrać. Wynikiem 1:1 zakończyło się starcie na Stadionie Wojska Polskiego 13 września 1936 roku, kiedy na kwadrans przed końcem do remisu doprowadził Gerard Wodarz. Atak hitlerowskich Niemiec na Polskę, przerwał sportową rywalizację obu zespołów na ponad dwie dekady.
Pierwsze powojenne polsko-niemieckie spotkania znowu miały charakter towarzyski i znowu nie przyniosły nam sukcesów (1:1 w 1959 roku w Hamburgu i 0:2 w 1961 w Warszawie). Konfrontacje, których stawką były eliminacyjne punkty przyniósł dopiero rok 1971, kiedy to obie drużyny zmierzyły się w walce o przepustkę na Euro w Belgii. Najpierw doszło do spotkania w Warszawie, gdzie goście zza zachodniej granicy przyjechali w roli medalistów mundialu (rok wcześniej na turnieju w Meksyku zajęli 3. miejsce). Takie nazwiska jak Franz Beckenbauer, Gerd Müller czy Jürgen Grabowski słusznie wzbudzały szacunek gospodarzy, którzy jednak mieli nadzieję, że przy wsparciu 90 tysięcy kibiców na Stadionie Dziesięciolecia, uda się kadrze Kazimierza Górskiego sprawić niespodziankę. I choć zaczęło się wyśmienicie (prowadzenie dał Robert Gadocha), podopieczni Helmuta Schöna odpowiedzieli trzema trafieniami. Dwa z nich na swoim koncie zapisał legendarny Müller, który pokonał debiutującego w polskiej bramce Jana Tomaszewskiego.
Kolejny ważny debiut miał miejsce w Hamburgu, gdzie po raz pierwszy w reprezentacji Polski pojawił się Grzegorz Lato. Napastnik, który trzy lata później sięgnął po koronę króla strzelców mundialu, nie trafił jednak do siatki, a mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Z awansu do ćwierćfinału Euro mogli się cieszyć Niemcy, a nam pozostało 2. miejsce w grupie przed Turcją i Albanią. W Hamburgu, po nawałnicy jaka w przerwie przeszła nad stadionem, mecz toczył się w fatalnych warunkach, a piłkarze brodzili w wodzie i błocie.
Do historii jako „mecz na wodzie” przeszła jednak kolejna niemiecko-polska konfrontacja, której stawka była największa w historii. Na mundialu rozgrywanym właśnie w RFN, reprezentacja Polski pod wodzą Kazimierza Górskiego spisywała się wyśmienicie, a mecz w 2. fazie grupowej z gospodarzami decydował o awansie do wielkiego finału. Kto wie, czy nie znaleźliby się w nim biało-czerwoni, gdyby nie ekstremalne warunki, w jakich rozgrywano spotkanie na Waldstadionie we Frankfurcie. Tam, minimalnie lepsi 1:0 okazali się Niemcy, którzy później sięgnęli po Puchar Świata. Nasza drużyna zmagania również skończyła na podium, wygrywając w meczu o 3. miejsce z Brazylią 1:0.
Okazja do rewanżu nadarzyła się 4 lata później. Obie drużyny spotkały się już w 1. rundzie fazy grupowej, a starcie pierwszej z trzecią ekipą poprzedniego turnieju było meczem otwierającym argentyński mundial. Ci, którzy w Buenos Aires spodziewali się fajerwerków, przeżyli rozczarowanie. Piłkarze zafundowali widzom bezbarwne widowisko zakończone bezbramkowym remisem. Nieco lepsze wrażenie pozostawili po sobie podopieczni Jacka Gmocha, którzy w ostatecznym rozrachunku wyprzedzili rywali w tabeli. Sukcesu sprzed czterech lat – jakim było wywalczenie medalu, w Ameryce Południowej - jednak nie powtórzyli.
1:3 we Frankfurcie, 0:2 w Chorzowie, 0:2 w Zabrzu. Lata 1980, 1981 i 1996 przyniosły serię trzech towarzyskich porażek z drużyną spod znaku czarnego orła. W tym czasie los nie kojarzył sąsiadów w eliminacjach największych imprez, a do turniejów finałowych (od 1986 roku), biało-czerwoni nie byli się w stanie zakwalifikować. Przełom w polsko-niemieckiej rywalizacji o punkty nastąpił w XXI wieku, w którym odbyło się aż pięć potyczek o stawkę. Do pierwszej doszło podczas organizowanych przez Niemców mistrzostw świata. W meczu fazy grupowej nasi piłkarze byli o włos od wywalczenia bezbramkowego remisu, który przedłużyłby nasze szanse na awans do fazy pucharowej. Ale w doliczonym czasie marzeń pozbawił nas Oliver Neuville.
Wyjątkowy dla reprezentacji Polski był mecz rozegrany dwa lata później. 8 czerwca 2008 roku w austriackim Klagenfurcie biało-czerwoni pierwszy raz zagrali w mistrzostwach Europy. Debiutu nie zamierzali umilać nam jednak rywale, którzy wygrali pewnie 2:0. Paradoksalnie, w rolę kata polskich marzeń wcielił się urodzony w Gliwicach Lukas Podolski, który dwukrotnie pokonał Artura Boruca, a także autor dwóch asyst – pochodzący z Opola – Miroslav Klose.
Zanim los skojarzył Polaków i Niemców zarówno w eliminacjach, jak i turnieju finałowym Euro we Francji, byliśmy świadkami dwóch towarzyskich remisów. Na uwagę zasługuje ten z września 2011 roku, kiedy przygotowująca się do Euro 2012 kadra Franciszka Smudy, była w Gdańsku o włos od historycznej wygranej. W doliczonym czasie prowadzenie 2:1 z rzutu karnego dał gospodarzom Jakub Błaszczykowski. Wydawało się, że już nic nie może odebrać Polakom zwycięstwa, ale błąd Jakuba Wawrzyniaka wykorzystał Cacau.
Bezbramkowy remis w maju 2014 roku w Hamburgu był tylko rozgrzewką przed tym, co wydarzyło się jesienią. Do historii polsko-niemieckich zmagań przeszedł bowiem 11 października, kiedy to opromieniona zwycięstwem na mundialu w Brazylii drużyna Joachima Löwa, mimo oddania 22 strzałów, pierwszy raz w historii przegrała z reprezentacją biało-czerwonych. Z piłkarzy prowadzonych wówczas przez Adama Nawałkę, przede wszystkim należy wyróżnić – rozgrywającego jeden z najlepszych meczów w karierze – Wojciecha Szczęsnego oraz strzelców goli: Arkadiusza Milika i Sebastiana Milę.
Niemcy zrewanżowali się niespełna rok później, wygrywając we Frankfurcie nad Menem 3:1. Obie drużyny wywalczyły awans do turnieju finałowego, by w fazie grupowej francuskiego Euro… spotkać się ponownie. Mecz zakończony bezbramkowym remisem nie zachwycił, ale wynik wprawił oba zespoły w dobry nastrój, bo już po dwóch seriach gier, dał im awans do 1/8 finału. Okazało się, że spotkanie z 16 czerwca 2016 roku rozegrane na Stade de France, było ostatnim dotychczasowym starciem obu reprezentacji. Do kolejnego dojdzie... dokładnie 7 lat później, kiedy 16 czerwca 2023 roku Polacy zagrają towarzysko z Niemcami na PGE Narodowym.