Robert Lewandowski i Leo MessiRobert Lewandowski i Leo Messi
KronikiBiało-czerwoni czy biało-niebiescy?
Biało-czerwoni czy biało-niebiescy?
Autor: Piotr Kuczkowski
Data dodania: 24.11.2022
FOT. CYFRASPORTFOT. CYFRASPORT

Taki scenariusz jest jak spełnienie marzeń. Trzeci, decydujący o ostatecznych rozstrzygnięciach w grupie C mecz na mistrzostwach świata w Katarze, będzie jednocześnie starciem lidera z wiceliderem tabeli. Przed rozpoczęciem mundialowej rywalizacji prawdopodobnie jednak nikt nie zakładał, że w uprzywilejowanej roli do tego starcia podchodzić będą reprezentanci Polski. 4 punkty wywalczone w spotkaniach z Meksykiem i Arabią Saudyjską sprawiły jednak, że biało-czerwoni o jedno oczko wyprzedzają gigantów z Ameryki Południowej. I choć do zapewnienia sobie awansu do 1/8 finału podopiecznym Czesława Michniewicza wystarczy remis, nie ma powodu żeby z Argentyńczykami nie powalczyć o pełną pulę. Tym bardziej, że historia pokazuje, że nie jest to nierealny scenariusz.

Oczywiście w środowy wieczór na Stadium 974 w Dausze wszystkie oczy będą skierowane na dwóch wielkich liderów obu reprezentacji. Obecny gwiazdor Barcelony – Robert Lewandowski, stanie na przeciw legendy katalońskiego klubu – Leo Messiego. Dwóch wybitnych napastników, dwóch kapitanów, którzy u szczytu swoich niezwykle bogatych karier chcą poprowadzić drużyny narodowe do jak najlepszego wyniku na katarskim turnieju. Polak na mistrzostwach świata jest dopiero po raz drugi i po zdobyciu premierowej bramki ma apetyt na więcej. Argentyńczyk na swoim piątym mundialu w karierze z pewnością marzy o podniesieniu Pucharu Świata. I choć faworytem bez wątpienia są Albicelestes, to muszą pamiętać, że w przeszłości trzykrotnie musieli uznać wyższość drużyny znad Wisły.

BURZLIWY POCZĄTEK

Historia polsko-argentyńskiej rywalizacji sięga drugiej połowy lat 60. XX wieku, kiedy to biało-czerwoni udali się na tournée po Ameryce Południowej. A, że kalendarz mieli napięty, po dwóch porażkach z Brazylijczykami (1:4 i 1:2) po zaledwie dwudniowej przerwie mieli rozegrać pierwszy w dziejach mecz z Albicelestes. I pewnie tak też by było, gdyby nie ulewa, która w dniu planowanego spotkania rozpętała się nad Buenos Aires. Ostatecznie mecz przełożono o 24 godziny i dzień później (11 czerwca 1966 roku) zakończył się remisem 1:1. Gola dla podopiecznych Antoniego Brzeżańczyka strzelił na początku drugiej połowy Jan Liberda.

Skrót meczu (bez komentarza)

Ponad dwa lata później, również za Oceanem, Polacy ponieśli z Argentyńczykami pierwszą porażkę, kiedy to po rzucie karnym wykorzystanym przez Raúla Armando Savoya gospodarze wygrali skromnie 1:0. To co najlepsze z naszej perspektywy, miało jednak dopiero nastąpić.

MISTRZOWSKIE LATA 70.

Do najbardziej pamiętnej polsko-argentyńskiej potyczki doszło w roku 1974. Na mistrzostwach świata w RFN los skojarzył obie reprezentacje już w pierwszym meczu fazy grupowej. Polacy wrócili do światowej elity po 36 latach banicji i od razu musieli mierzyć się z jednym z głównych faworytów mundialu. Przed rozgrywanym na Neckarstadionie w Stuttgarcie spotkaniem niewielu zakładało, że to Polacy staną w tym turnieju na podium, ale pewnych podejrzeń można było zacząć nabierać już po pierwszych minutach. Dwa szybkie gole Grzegorza Laty i Andrzeja Szarmacha tak zaskoczyły podopiecznych Vladislao Capa, że mimo prób nie byli oni później w stanie odwrócić losów rywalizacji. Wygrana 3:2 (po drugim trafieniu Laty) okazała się pierwszym krokiem drużyny Kazimierza Górskiego do medalu niemieckiego czempionatu.

Skrót meczu

Po dwóch towarzyskich porażkach (1:2 na Stadionie Śląskim w Chorzowie w 1976 roku i 1:3 na Estadio Boca Juniors w Buenos Aires rok później) przyszedł czas na kolejny mistrzowski pojedynek. Okoliczności spotkania w 1978 roku były jednak zgoła odmienne niż 4 lata wcześniej w Zachodnich Niemczech. Przede wszystkim turniej odbywał się w Argentynie, a gospodarze nie wyobrażali sobie innego rozstrzygnięcia niż końcowy sukces Mario Kempesa i spółki. O lekceważeniu Polaków, którzy bronili medalu z poprzedniego mundialu, także nie mogło być mowy. Oba zespoły miały również już za sobą udaną pierwszą fazę grupową, w której biało-czerwoni zajęli pierwsze miejsce w zestawieniu z RFN, Tunezją i Meksykiem, a Albicelestes po wygranych z Węgrami i Francuzami musieli uznać wyższość Włochów. Druga faza była jednak nowym otwarciem, z którego gospodarze skorzystali. Blisko 40 tysięcy kibiców na trybunach stadionu w Rosario mogło oklaskiwać wygraną swoich ulubieńców 2:0 i dwie bramki późniejszego króla strzelców imprezy, wspomnianego wcześniej Mario Kempesa. Polacy, którzy później musieli uznać jeszcze wyższość Brazylii (1:3), tym razem nie włączyli się do walki o medale. Z kolei sen Argentyńczyków o końcowym triumfie ziścił się po wielkim finale i zwycięskiej dogrywce z Holandią (3:1).

Skrót meczu

44 LATA BEZ STAWKI

Kolejnych pięć spotkań rozegranych dotychczas miało już tylko charakter towarzyski. Co nie oznacza, że nie działy się w nich interesujące rzeczy. W październiku 1980 roku w Buenos Aires gospodarze wygrali 2:1, a zwycięską bramkę zdobył nie kto inny, jak wielki Diego Maradona. Debiut w koszulce z orłem na piersi w tamtym meczu zaliczył natomiast Włodzimierz Smolarek. Rok później opromienieni wywalczeniem awansu na mundial w Hiszpanii Polacy, osłabieni brakiem m.in. Jana Tomaszewskiego, Grzegorza Laty i Andrzeja Szarmacha zdołali uciszyć słynne Estadio Monumental wygrywając 2:1, po pięknym uderzeniu z rzutu wolnego Zbigniewa Bońka

1:2 Gol Z. Bońka z rzutu wolnego

Dwa lata po zajęciu trzeciego miejsca na mistrzostwach świata 1982, Polacy wzięli udział w nieco egzotycznym Złotym Pucharze Jawaharlala Nehru organizowanym przez Indie. Podopieczni Antoniego Piechniczka, którzy ostatecznie zwyciężyli w turnieju, zremisowali wówczas w Kalkucie z Argentyną 1:1. Co warte odnotowania, tamto spotkanie na żywo z trybun obserwowało ponad 80 tysięcy widzów! Lata 90. przyniosły z kolei tylko jedno, przegrane 0:2 w Buenos Aires spotkanie w 1992 roku, a na kolejną polsko-argentyńską potyczkę, czekać trzeba było blisko dwie dekady. Doszło do niej w szczególnych okolicznościach. Przygotowujący się do mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie piłkarze Franciszka Smudy, skazani byli na rozgrywanie wyłącznie meczów towarzyskich. I właśnie w takim charakterze do Warszawy, na Stadionie Wojska Polskiego pojawił się zespół prowadzony przez Sergio Batistę. Z „pierwszy garniturem” reprezentacji Argentyny nie miała on jednak wiele wspólnego. Dość powiedzieć, że z kadry na zbliżające się Copa América stołecznej publiczności swoje umiejętności mógł zaprezentować tylko Pablo Zabaleta, a na boisku mogliśmy zobaczyć m.in. znanego z występów w Legii – Alejandro Cabrala. Nie może więc dziwić, że spotkanie nie stało na najwyższym poziomie, a gospodarze zwyciężyli 2:1 po bramkach Adriana Mierzejewskiego i Pawła Brożka. Z kadry biało-czerwonych obecnej na mistrzostwach świata w Katarze, na boisku zobaczyliśmy wówczas Wojciecha Szczęsnego, Roberta Lewandowskiego i Kamila Grosickiego. Nie mamy nic przeciwko, żeby ci piłkarze poprowadzili naszą drużynę do podobnego rezultatu w Dausze.

Skrót meczu
Bilans Polska - ArgentynaBilans Polska - Argentyna