Piotr Romke, Józef Młynarczyk, Krzysztof Surlit po meczu Liverpool FC - Widzew Łódź 3:2 (16.03.1983).Piotr Romke, Józef Młynarczyk, Krzysztof Surlit po meczu Liverpool FC - Widzew Łódź 3:2 (16.03.1983).
KronikiAtomowy znak firmowy
Atomowy znak firmowy
Autor: Piotr Kuczkowski
Data dodania: 23.09.2024
FOT. PAPFOT. PAP

Twardy, zadziorny, nieustępliwy. Podręcznikowy przykład „widzewskiego charakteru”. Dziś jedna z niekwestionowanych legend łódzkiego klubu, którego występy kibice wspominają z nostalgią. Prywatnie ciepły, dobry i rodzinny człowiek. Ci, którzy go znali, wspominają jego żelazny uścisk dłoni. Niektórzy nawet żartobliwie twierdzą, że co wrażliwszych po przywitaniu z nim, czekała wizyta u ortopedy. Kiedy podchodził do piłki ustawionej 20, 30, 40 metrów od bramki, w zespole rywali próżno było szukać piłkarzy, którzy dobrowolnie chcieliby stanąć w murze. I to właśnie przede wszystkim atomowe strzały dały mu miejsce w historii. Nie tylko Widzewa, ale całego klubowego futbolu w Polsce, a sam Krzysztof Surlit zapisał się w piłkarskich kronikach takich europejskich potęg jak Manchester United i Juventus Turyn. 23 września mija 17. rocznica śmierci jednej z legend Widzewa. 

17 września 1980 roku. Na legendarnym Old Trafford blisko 40 tysięcy kibiców było przekonanych o pewnym i nieuniknionym triumfie United. Rywal w inauguracyjnym meczu nowego sezonu Pucharu UEFA miał nie sprawić Czerwonym Diabłom zbyt wielu problemów. Oczywiście, miejscowi fani pamiętali, jak trzy lata wcześniej nikomu nieznany klub zza żelaznej kurtyny odprawił z rozgrywek lokalnych rywali z City, ale nikt nie spodziewał się powtórki z rozrywki. Po pierwszym meczu w Manchesterze, rewanż w dalekim kraju na wchodzie kontynentu miał być tylko formalnością. Przekonanie gospodarzy utwierdził jeszcze szybko strzelony gol Sammy’ego McIlroya. I kiedy nie ucichła jeszcze wrzawa po tym, jak reprezentant Irlandii Północnej otworzył wynik, do piłki podszedł on...

Tak Krzystof Surlit uciszył Old Trafford

Wieczorem, po meczu, przed kamerami angielskiej telewizji komentowano pucharowe wydarzenia z udziałem angielskich drużyn. Sporo miejsca poświęcono temu meczowi. Strzał Surlita pokazano kilka razy, nie brak było głosów, że była to najbardziej efektowna bramka ze wszystkich, jakie zdobyto tego dnia w europejskich pucharach. Wyczuwało się również, że Anglicy są lekko zawiedzeni remisem, liczyli bowiem na zwycięstwo. Nie spodziewali się, że trafią na tak świetną grę polskiego zespołu.

Maciej Polkowski
Fragment artykułu „Przeglądu Sportowego” z 18 września 1980 r.

CHŁOPAK Z ZELOWA

Tego dnia w Manchesterze po raz pierwszy nazwisko Surlit wyraźnie usłyszała piłkarska Europa. Jednak jak słusznie zauważyli wówczas angielscy dziennikarze, na pochwały w tamtym spotkaniu zasłużyła cała łódzka drużyna, która potwierdziła klasę w rewanżu, eliminując utytułowanego rywala po bezbramkowym remisie. Waleczny pomocnik idealnie pasował do zespołu zarówno pod względem sportowym, jak i przede wszystkim mentalnym. To właśnie na początku lat 80. rodziła się legenda „Wielkiego Widzewa”, który swoją grą rozkochał na lata rzesze kibiców w całej Polsce. Do Łodzi 18-letni Surlit przyjechał w 1973 roku, ale jego pierwsza przygoda z klubem z Alei Armii Czerwonej trwała tylko dwa lata.

W czerwcu 1975 roku Widzew awansował do I ligi, a mąż nie dogadywał się z trenerem Leszkiem Jezierskim. Jak Krzysiek wiedział, że ma rację, to nie dawał sobie w kaszę dmuchać. W związku z tym odszedł do Startu Łódź. (...) Widzew chwytał się też różnych pomysłów, by go nie puścić do armii. A to zakładali mu gips, a to położyli na oddziale zakaźnym w szpitalu. Pamiętam, jak mu zawoziłam obiady… Starałam się raczej nakłonić go do tego, by poszedł do wojska jak najszybciej, by mieć to z głowy. Mógł iść do Legii, ale nie miał zamiaru się tam znaleźć. Nikt tego nie chciał, ani on, ani ja, ani klub. Widzew przecież traktował Legię jako najgorszego wroga. Więc trafił do Zawiszy Bydgoszcz, z którym awansował do I ligi.

Bożenna Surlit
Żona Krzysztofa Surlita w wywiadzie dla widzew.com z 23.09.2017 r.

SZACUNEK, A NIE PRZYJAŹŃ

Do „swojego” Widzewa Surlit wrócił po dwóch latach. To właśnie wtedy, w sezonie 1977/78 mógł zadebiutować w najwyższej klasie rozgrywkowej. Zespół z Miasta Włókniarzy z roku na rok odgrywał coraz ważniejszą rolę w krajowym futbolu, a jednym z jego najmocniejszych ogniw był właśnie nieustępliwy pomocnik. Nigdy nie zachwycał techniką, ale kibice uwielbiali w nim waleczność i zaangażowanie. No i potężne uderzenie, którym dał się we znaki nie jednemu bramkarzowi. Na treningach imponował pracowitością. Często przychodził pierwszy, a z boiska schodził ostatni. Nie znosił przegrywać, a konieczność uznania wyższości rywala przychodziła mu z dużym trudem. Jak twierdzą jego bliscy, kiedy miał świadomość, że cała drużyna dała z siebie wszystko, potrafił jeszcze zaakceptować porażkę. Jednak największy problem miał z poczuciem, że ktoś w zespole mógł wykazać się większym zaangażowaniem. W tym czasie w Widzewie osób z podobną osobowością nie brakowało, dlatego klub był w stanie osiągać znaczące sukcesy na arenie krajowej i międzynarodowej. Co nie znaczy, że w szatni panowała sielankowa atmosfera. Po latach żona Krzysztofa Surlita tak opisywała relacje męża z największą gwiazdą zespołu – Zbigniewem Bońkiem.

Krzysztof Surlit i Zbigniew Boniek

Nie dogadywali się. Zbyszek chyba obawiał się Krzyśka. Mąż był dobrze zbudowany, miał żelazny uścisk i niejeden się go bał. A Boniek był zupełnie innej budowy, niewysoki i drobny. Nie mogę powiedzieć, by Krzysiek darzył Zbyszka sympatią i myślę, że tak samo było z drugiej strony. Na pewno obaj się jednak szanowali, grali przecież dla zespołu, nie dla siebie.

Bożenna Surlit
Żona Krzysztofa Surlita w wywiadzie dla widzew.com z 23.09.2017 r.

PAMIĘTNY SEZON 1982/83

Dla Widzewa Krzysztof Surlit rozegrał w sumie 151 spotkań we wszystkich rozgrywkach, w których strzelił 31 goli. Kilka z nich przeszło do historii nie tylko klubu z Łodzi, ale także całego polskiego futbolu. Poza premierowym trafieniem pomocnika w europejskich pucharach, we wspomnianym meczu z Manchesterem United, najbardziej pamiętny okazał przełom lat 1982 i 1983. Zespół pod wodzą Władysława Żmudy brawurowo pokonywał kolejne rundy Pucharu Europy. Najpierw łodzianie wyeliminowali Rapid Wiedeń (1:2 w Austrii i 5:3 u siebie, w drugim z tych spotkań jedną z bramek zdobył właśnie Surlit). Później przyszedł niezapomniany ćwierćfinałowy dwumecz z Liverpoolem (2:0 i 2:3), po którym mistrzowie Polski zostali owacyjnie pożegnani przez angielskich kibiców na Anfield Road. W starciu o finał Widzew nie dał już rady Juventusowi Turyn na czele z duetem Zbigniew Boniek – Michel Platini. Sprawę awansu rozstrzygnęła właściwie wyjazdowa porażka 0:2. W Łodzi Widzew podjął walkę, prowadził nawet 2:1, ale ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 2:2. Co ważne dwukrotnie do siatki w tamtym meczu trafił właśnie Krzysztof Surlit.

1:1 K. Surlit wyrównuje po zgraniu głową R. Wójcickiego

Co ciekawe po meczu nie wszyscy docenili występ zdobywcy dwóch bramek. Relacjonujący spotkanie na łamach „Piłki Nożnej” redaktor Stefan Szczepłek pokusił się nawet o dosadną krytykę postawy Surlita przeciwko Starej Damie.

Kilka dni później, przed treningiem, w szatni, Zdzisław Rozborski podsunął Surlitowi pod nos egzemplarz „Piłki Nożnej”. Piłkarze zgromadzili się dookoła. Jak zareaguje? Kilka osób z trudem powstrzymywało śmiech. Surlit wpatrywał się w kartkę jakby beznamiętnie, a jedyną oznaką życia były według relacji Tadeusza Świątka zmieniające się kolory na jego twarzy. Od czerwieni, przez purpurę aż do bieli. Wpatrywał się właściwie w jedno zdanie: „Paradoksem jest, że obie bramki zdobył jeden ze słabszych graczy”. Trwało to jakąś chwilę. Surlit wyrwał jednym ruchem kartkę, starannie złożył w kostkę i wsunął do portfela mówiąc ściszonym głosem: „On to wpier...”. Już po powrocie z Azji do Polski, w połowie lat 90., Świątek spotkał Surlita na meczu oldbojów. Rozmawiali przez jakiś czas, gdy przypomniał sobie o sprawie.

- A co z tym dziennikarzem? – zapytał Świątek.

Surlit wyciągnął portfel, otworzył, wyciągnął kawałeczek papieru złożony w kostkę. 

- Jeszcze go nie spotkałem, ale jak go spotkam, to to wpier… – powiedział sucho.

Stefan Szczepłek, autor tekstu: – Spotkaliśmy się kilka razy. Może zapomniał, a może mu przeszło...

(NIE)KONSTRUKTYWNA KRYTYKA
FRAGMENT KSIĄŻKI MARKA WAWRZYNOWSKIEGO „WIELKI WIDZEW”, WYDAWNICTWO QSB, WARSZAWA 2013
Krzysztof SurlitKrzysztof Surlit
FOT. PAP

Dwaj „bohaterowie” meczu Widzewa z Juventusem w półfinale Pucharu Europy 1982/1983: zdobywca dwóch bramek Krzysztof Surlit i uderzony w głowę butelką rzuconą z trybun sędzia liniowy Wild De Vrieze.

KIERUNEK FRANCJA

Krzysztof Surlit pożegnał się z Łodzią po zakończeniu rozgrywek. Jego dorobek w barwach Widzewa to dwa mistrzostwa i trzy wicemistrzostwa Polski. Pomocnik w 1978 roku znalazł się również w szerokiej kadrze na mistrzostwa świata w Argentynie, ale w pierwszej reprezentacji ostatecznie nigdy nie zadebiutował. W 1983 roku zdecydował się na wyjazd za granicę i w kolejnych latach reprezentował barwy francuskich Nîmes Olympique i US Dunkerque. Po dwóch latach wrócił do kraju wiążąc się na krótko z Widzewem, a później z GKS-em Bełchatów. Na zakończenie kariery zaliczył też epizod w Finlandii. Później próbował swoich sił w roli sędziego i trenera, ale bez większych sukcesów. W latach 1999-2001 był asystentem trenera czerwono-biało-czerwonych.

Krzysztof Surlit - 66. rocznica urodzinKrzysztof Surlit - 66. rocznica urodzin
FOT. PAP

Krzysztof Surlit podczas meczu sylwestrowego w Łodzi 31 grudnia 2004 roku. Na zdjęciu z bratem – Wiesławem, który również był piłkarzem i występował na pozycji bramkarza (w 1980 roku wywalczył z Szombierkami Bytom mistrzostwo Polski).

ODSZEDŁ TAK, JAK CHCIAŁ

Po zakończeniu kariery Krzysztof Surlit często brał udział w pokazowych meczach oldbojów, angażując się w promocję futbolu wśród młodzieży. 23 września 2007 roku pojechał do Szczecina, gdzie drużyna Gwiazd Polskiej Piłki Nożnej mierzyła się z legendami Pogoni. Już na początku spotkania źle się poczuł i poprosił o zmianę. Na miejsce wezwano pogotowie, ale nie udało się go uratować. Zmarł na zawał serca. Jak po latach oficjalnej stronie Widzewa Łódź powiedziała jego żona: „Jeśli już musiał odejść, to dobrze, że stało się to na boisku. Tak jak zawsze marzył. Mąż naprawdę chciał takiej śmierci”. Miał wówczas 52 lata. 

Krzysztof Surlit - 66. rocznica urodzinKrzysztof Surlit - 66. rocznica urodzin
FOT. CYFRASPORT

Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek i Wiesław Surlit pod tablicą upamiętniającą Krzysztofa Surlita na stadionie Włókniarza Zelów (19 sierpnia 2015 r.).

Krzysztof Surlit z pewnością nigdy nie przypuszczał, że klub, z którym zdobywał mistrzostwa Polski i rozgrywał niezapomniane mecze w europejskich pucharach, kiedykolwiek zawalczy o ligowe punkty w jego rodzinnym Zelowie. Rzeczywistość okazała się jednak dotkliwa dla Widzewa, który po upadku, rozpoczął odbudowę swojej pozycji od piątego poziomu rozgrywek. Wówczas, w IV lidzie okręgu łódzkiego sezonu 2015/16, rywalizował m.in. z Włókniarzem, a na obiekcie w tej oddalonej o 50 km od Łodzi miejscowości, pojawili się nie tylko licznie zgromadzeni kibice, ale również prezes PZPN i kolega Surlita z boiska – Zbigniew Boniek. Dwa lata później, w 10 rocznicę śmierci pomocnika, już na nowym stadionie przy Alei Piłsudskiego, jego pamięć uczcili kibice, dla których do dziś pozostaje jedną z największych postaci w historii czterokrotnego mistrza Polski.