Rok 1996 był dla niego wyjątkowy. 19 lutego, w meczu z Japonią (0:5) na turnieju w Hongkongu, zadebiutował w reprezentacji Polski. Później zdobył pierwszy w karierze tytułu mistrza kraju z Widzewem. Następnie przyszły występy i gole w Lidze Mistrzów. Już wtedy o talencie 22-letniego napastnika mówiło się coraz głośniej. Ale prawdziwa „Citkomania” wybuchła 9 października, kiedy to po jego strzale biało-czerwoni objęli prowadzenie w eliminacyjnym meczu z Anglią na Wembley.
W meczu z Anglikami nie chodzi nawet o to, co wydarzyło się w 7. minucie. Chociaż w Polsce zapamiętali to niemal wszyscy. Ale trudno się dziwić, bowiem ostatnią bramkę biało-czerwoni zdobyli na angielskiej ziemi w słynnym spotkaniu w 1973 roku. Citko oczywiście powtórzył wyczyn Jana Domarskiego, ale to, co przede wszystkim zadziwiało obserwatorów, to technika i niesamowita swoboda, z jaką zupełnie bez kompleksów wchodził w pojedynki z gwiazdami Premier League. I to właśnie jedno z takich zagrań sam zainteresowany wspomina najlepiej.
Z Wembley drużyna Antoniego Piechniczka nie wywiozła co prawda choćby punktu, ale dla Citki świat po tym meczu już nie był taki sam. Na każdym kroku musiał się mierzyć z olbrzymią, niespotykaną do tej pory w Polsce popularnością. Z pewnością można powiedzieć, że został pierwszym piłkarzem, który nad Wisłą miał status gwiazdy nie tylko sportu, ale w ogóle masowej świadomości.
Choć w latach 90. tego słowa nie było w powszechnym użyciu, Marek Citko był z pewnością pierwszym polskim piłkarzem celebrytą. Na zdjęciu zawodnik Widzewa podczas wyborów Miss Podlasia 1997.
O zawodniku Widzewa zrobiło się głośno w całej Europie. Nie tylko za sprawą występu na Wembley, ale też dzięki poprzedzającym go meczom w Lidze Mistrzów. Citko najpierw strzelił gola w Dortmundzie w starciu z późniejszym triumfatorem rozgrywek – Borussią. Później już w Łodzi pokonał bramkarza Atlético Madryt prawie z połowy boiska. Ironia losu polegała na tym, że historyczne bramki zdobywał w spotkaniach, które jego drużyny przegrywały.
Mimo wyraźnej porażki Widzewa z Atletico Madryt 1 do 4, po meczu w Łodzi wszyscy mówili tylko o nim. Marek Citko pokonał José Francisco Molinę strzełem z około 40 metrów.
Zwieńczeniem niezwykle udanych sportowo miesięcy i przejawem olbrzymiej popularności był plebiscyt zorganizowany przez TVP na „Sportowca 1996 roku”. W głosowaniu audiotele widzowie wyróżnienie przyznali właśnie Citce, a trzeba podkreślić, że wśród konkurentów miał m.in. siedmioro mistrzów olimpijskich z Atlanty. Wydawało się, że wielka międzynarodowa kariera piłkarza jest tylko kwestią czasu (transferem Polaka były zainteresowanie m.in. Blackburn Rovers, Arsenal Londyn, Liverpool czy Inter Mediolan). Los pokrzyżował jednak wszystkie plany. 17 maja 1997 roku podczas ligowego meczu z Górnikiem w Zabrzu piłkarz Widzewa zerwał ścięgno Achillesa. Na boisko wrócił po 16 miesiącach trudnej rehabilitacji, ale nigdy nie odzyskał dawnej formy. W Polsce grał jeszcze m.in. w barwach Legii, Groclinu, Cracovii i Polonii Warszawa. Sił próbował także w Izraelu i Szwajcarii. W reprezentacji już jednak nigdy nie wystąpił.
► ZOBACZ STRONĘ MECZU ANGLIA – POLSKA 2:1 (ELIMINACJE MŚ 1998)