Maskotki od lat towarzyszą sportowym zmaganiom. Zagrzewają do walki zawodników i wprawiają w dobry humor wspierających sportowców kibiców. W rywalizacji klubowej często mają wręcz status symboli, nierozerwalnie związanych z poszczególnymi zespołami. Oczywiście nie może ich też zabraknąć podczas wielkich międzynarodowych imprez, a ich przygotowanie dokonywane jest przez organizatorów z wielką starannością. Dzięki temu, poza osiągnięciami samych zespołów czy zawodników, po latach fani często wspominają właśnie te sympatyczne, pluszowe postaci. My przyjrzymy się tym, które towarzyszyły polskim piłkarzom podczas ich najważniejszych występów w historii.
Pierwszy raz na mundialu oficjalna maskotka pojawiła się dokładnie w 1966 roku, kiedy to podczas turnieju w Anglii drużyny do boju zagrzewał sympatyczny, charakterystyczny dla gospodarzy lew, ubrany w barwy Wielkiej Brytanii. Naszych piłkarzy oczywiście na Wyspach nie było, a pierwszy raz ze wsparcia „pluszowych” kibiców mogli skorzystać podczas pamiętnych mistrzostw w 1974 roku. W RFN prowadzeni przez Kazimierza Górskiego Polacy po raz pierwszy w historii stanęli na najniższym stopniu podium, co z pewnością wpłynęło również na sympatyczne skojarzenia kibiców znad Wisły z Tipem i Tapem, bo tak właśnie nazywały się postaci dwóch młodych piłkarzy, zaprojektowanych przez Horsta Schaefera.
Medalu biało-czerwoni nie przywieźli cztery lata później z dalekiej Argentyny, ale być może niektórzy z naszych reprezentantów mieli w swoich walizkach, wśród prezentów dla najmłodszych krewnych, Gauchito – czyli maskotkę mistrzostw 1978. W Ameryce Południowej ponownie postawiono na postać chłopca, jednak tym razem był on rzecz jasna ubrany w barwy Albicelestes. Na głowie miał kapelusz, na szyi apaszkę, a w ręku – jak przystało na „gaucho”, czyli pasterza bydła – trzymał bicz.
Słodki smak pomarańczy zapadł z kolei w pamięci polskich kibiców, którzy w 1982 roku wybrali się do Hiszpanii. Na mundialu biało-czerwoni pod wodzą Antoniego Piechniczka nawiązali do sukcesu sprzed 8 lat i znów wrócili do kraju z medalem za zajęcie 3. miejsca. Uśmiechnięty pluszowy cytrus – czyli Naranjito, był więc świadkiem kolejnego, historycznego występu reprezentacji Polski. Co ciekawe on sam, stał się później bohaterem serialu emitowanego w hiszpańskiej telewizji.
Dużo bardziej ostry smak dla naszych piłkarzy miał turniej w Meksyku w 1986 roku. Polacy co prawda wyszli z grupy, ale odpadli już 1/8 finału po klęsce z Brazylią 0:4. Dlatego Pique, czyli ubrana w sombrero papryczka ostatecznie dobrze nawiązywała zarówno do barw i symboli narodowych gospodarzy, ale też nastrojów biało-czerwonych po zakończeniu zmagań.
Długich 16 lat musieli czekać polscy kibice na kolejny udział reprezentacji Polski w mistrzostwach świata. A, że blisko dwie dekady to przepaść nie tylko w sporcie, ale też w grafice i technologii, maskotkami turnieju w Korei Południowej i Japonii były futurystyczne postaci rodem z gier komputerowych: żółty Ato – symbolizował trenera, purpurowy Nik i niebieski Kaz – zawodników.
Na „maskotkową klasykę” postawili z kolei Niemcy, którzy najlepsze drużyny globu gościli cztery lata później. Dlatego tym razem bohaterem najmłodszych kibiców został lew – Goleo. Mimo, że odbiór postaci był pozytywny, a fani na całym świecie polubili tę odsłonę „króla zwierząt”, wysokie nakłady poniesione na zakup licencji ostatecznie doprowadziły do upadłości producenta – znanej bawarskiej firmy Nici.
Kolejny mundial, na którym zameldowali się polscy piłkarze został zorganizowany w 2018 roku w Rosji. Tam wybór oficjalnej maskotki oddano w ręce kibiców. Tym sposobem został nią wilk, który wynikiem 53 procent głosów pokonał tygrysa syberyjskiego i kota. Jego imię – Zabiwaka, pochodziło z połączenia rosyjskich słów „zabit” – strzelić gola i „zabijaka” – zadziorny.
Zbliżające się mistrzostwa świata w Katarze będą wyjątkowe nie tylko poprzez ich jesienno-zimowy termin, czy organizację po raz pierwszy w historii przez kraj arabski, ale również za sprawą maskotki, którą – co nie zdarzyło się nigdy wcześniej – zostało… nakrycie głowy! La'eeb ma utożsamiać zawodnika o wysokich umiejętnościach, ale wizerunkowo nawiązuje właśnie do tradycyjnego arabskiego stroju. Choć młodszym fanom z pewnością bardziej będzie przypominał sympatycznego duszka.
Historia występów reprezentacji Polski na Euro jest znacznie mniej okazała, a co za tym idzie również lista związanych z nimi maskotek, na razie ogranicza się do czterech imprez. Chociaż dwukrotnie mieliśmy do czynienia z maskotkowymi duetami. Tak było chociażby podczas debiutu biało-czerwonych podczas turnieju w Austrii i Szwajcarii w 2008 roku. Organizatorzy postawili wówczas zaakcentować alpejską specyfikę państw gospodarzy i stworzyli Trixa i Flixa – braci bliźniaków w czerwono-białych barwach obu państw i włosami kształtem nawiązującymi do górskich szczytów.
Rodzeństwo stało się symbolem również kolejnej – z naszej perspektywy najważniejszej dotąd imprezy, organizowanej wspólnie przez Polskę i Ukrainę. Slavek i Slavko mieli wspólnie rozsławiać oba narody, ale niestety nie ponieśli gospodarzy do sportowego sukcesu. Biało-czerwoni, podobnie jak nasi wschodni sąsiedzi, zakończyli zmagania już po fazie grupowej.
Tym razem nie klasyczny, narodowy kogut, który piłkarzom we Francji towarzyszył już podczas Euro’84 i mundialu w 1998 roku, a… chłopiec w pelerynie, obdarzony magicznymi zdolnościami. Super Victor potrafił oczywiście również świetnie grać w piłkę, do czego nad Sekwaną dostosowali się również nasi piłkarze, po raz pierwszy w historii meldując się w najlepszej ósemce.
Na swój debiut najdłużej musiał czekać Skillzy – chłopiec obdarzony wyjątkową techniką w ubraniu nawiązującym do freestyle footballu, czyli oficjalna maskotka Euro 2020. Wyjątkowy turniej – organizowany pierwszy raz w całej Europie z powodu pandemii koronawirusa został przełożony i odbył się… rok później. Polacy z rywalizacją pożegnali się już w fazie grupowej.
Od czasów, kiedy na igrzyskach olimpijskich pojawiły się maskotki (zimowych zmagań we francuskim Grenoble w 1968 roku) piłkarska reprezentacja Polski miała okazję wystąpić w trzech turniejach, których stawką były olimpijskie medale. I tak się złożyło, że we wszystkich kończyli zmagania na podium! Tak było w Monachium w 1972 roku, kiedy biało-czerwoni pod wodzą Kazimierza Górskiego okazali się najlepsi w stawce. Wówczas sportowcom wszystkich dyscyplin towarzyszył kolorowy jamnik o imieniu Waldi, którego barwy miały nawiązywać do krajobrazu Bawarii: niebieskie jak niebo i jeziora, zielone i żółte jak łąki i pola. Cztery lata później w Montrealu, gdzie znów pod wodzą Trenera Tysiąclecia Polacy dopiero w wielkim finale ulegli drużynie NRD 1:3, kanadyjscy organizatorzy igrzysk postawili na jedno ze zwierząt charakterystycznych dla tego kraju – bobra (symbolizującego ciężką pracę i wytrwałość) o imieniu Amik, przepasanego czerwoną wstęgą. Ale najbardziej oryginalną maskotką, z którą zetknęli się polscy piłkarze na igrzyskach była ta przygotowana w 1992 roku w Barcelonie...
Na pierwszy rzut oka trudno stwierdzić, co to właściwie jest. Organizatorzy zmagań, w których polscy piłkarze prowadzeni przez Janusza Wójcika wywalczyli srebrne medale, mieli jednak jasne intencje i przesłanie związane z tym pluszowym stworzeniem. Otóż jak się okazało, był to... owczarek kataloński. Autor maskotki – hiszpański projektant Javier Mariscal – jej wizerunek przygotował w duchu kubizmu, co nie wszystkim fanom czworonogów z pewnością przypadło do gustu. Postaci nadano imię Cobi, co wprost nawiązywało do nazwy komitetu organizacyjnego igrzysk – Comité Organizador de las Olimpiadas de Barcelona (COOB).