33 lata, 5 klubów, 3 mistrzostwa Polski, dwa krajowe puchary, 38 meczów w reprezentacji i wyjazd na 3 wielkie imprezy mistrzowskie. Taki bilans z pewnością może być powodem do zadowolenia dla zawodowego piłkarza. W dniu kolejnych urodzin lista zrealizowanych sportowych marzeń Michała Pazdana jest już całkiem długa. Nie oznacza to jednak, że ostatecznie zamknięta. Na starcie kolejnego sezonu nowe wyzwania wciąż stoją przed piłkarzem, a ich finałem może być udział w przyszłorocznych mistrzostwach Europy.
W piłkarski świat wkraczał w Krakowie. Wychowanek Hutnika w seniorskiej piłce zadebiutował już jako siedemnastolatek. Nie pochodził ze sportowej rodziny, ale determinacją w realizacji marzenia o zawodowym futbolu osiągnął swój cel. W pierwszej drużynie klubu z Nowej Huty występował przez trzy sezony. Nabrał doświadczenia, ale nie można powiedzieć, że był to „modelowy” początek kariery.
Takie nawyki 20-letni obrońca musiał porzucić w 2007 roku, kiedy trafił do Górnika. W Zabrzu spędził w sumie pięć lat (4 w ekstraklasie, jeden na zapleczu elity). To tu na dobre wkroczył do poważnego futbolu. Choć zaczynał od gry w Młodej Ekstraklasie, szybko stał się ważnym ogniwem pierwszego zespołu. W premierowym sezonie sprawy potoczyły się dla niego błyskawicznie. Zadebiutował w derbowym starciu z Polonią Bytom. W całych rozgrywkach rozegrał wówczas 19 spotkań. Jak na debiutanta to bardzo dobry rezultat, choć pewnie sam wówczas nie przypuszczał, że tak szybko usłyszy o nim cała Polska. A wszystko za sprawą Leo Beenhakkera. Holenderski selekcjoner dostrzegł potencjał Pazdana i już w grudniu dał mu szansę debiutu w reprezentacji w towarzyskim meczu z Bośnią i Hercegowiną.
Podczas grudniowego zgrupowania w tureckim Kundu i towarzyskiego meczu z Bośnią i Hercegowiną Leo Beenhakker chciał sprawdzić potencjalnych kandydatów do gry w reprezentacji. Jednym z nich był Michał Pazdan.
Krakowianin swoją szansę wykorzystał i w kolejnych miesiącach wystąpił jeszcze w czterech spotkaniach towarzyskich. Jednak po starciach z Finlandią, Estonią, Macedonią i Albanią niewielu przypuszczało, że znajdzie się w kadrze na mistrzostwa Europy w Austrii i Szwajcarii. A jednak...
Przed wyjazdem na turniej Beenhakker musiał skreślić z szerokiej 26-osobowej kadry trzy nazwiska. Wielu ekspertów i dziennikarzy przewidywało, że wśród nich będzie zawodnik Górnika. Tak się jednak nie stało. Selekcjoner nie zabrał na Euro borykającego się z problemami zdrowotnymi Grzegorza Bronowickiego, a także Radosławów: Majewskiego i Matusiaka.
Wyjazd na mistrzostwa Europy był wielkim wyróżnieniem dla Michała Pazdana. Mecze z Niemcami, Austrią i Chorwacją obejrzał jednak z ławki rezerwowych. Na zdjęciu podczas rozgrzewki z Tomaszem Zahorskim i Rafałem Murawskim.
Tego, że na austriacko-szwajcarskich boiskach nie zrobi oszałamiającej kariery, Pazdan mógł się spodziewać. Ale tego, co działo się w wyniku powołania go na turniej, zapewne nie. Wiele osób wypominało mu, że znalazł się w zespole kosztem bardziej doświadczonych kolegów, którzy podczas Euro mogli dać więcej drużynie. Te krzywdzące opinie negatywnie wpływały na zawodnika, który słusznie podkreślał, że to selekcjoner powołuje piłkarzy do drużyny narodowej. Fakty są jednak takie, że na kolejny występ w koszulce z orłem na piersi czekał blisko 5,5 roku.
Ani Stefan Majewski, ani Franciszek Smuda, ani Waldemar Fornalik nie widzieli miejsca w kadrze dla Michała Pazdana. Powołanie otrzymał dopiero od Adama Nawałki.
Czasowe pożegnanie z reprezentacją jednak go nie załamało. Na swoją opinię ciężko pracował w klubach i trzeba przyznać, że z każdym rokiem jego pozycja w ligowym futbolu stawała się coraz mocniejsza. W 2012 roku z Górnika przeniósł się do Jagiellonii Białystok. Trzy lata później sięgnęła po niego Legia Warszawa. To właśnie w stolicy osiągnął największe sukcesy. Trzykrotnie zdobył mistrzostwo Polski (w 2016, 2017 i 2018 roku). Dwa razy sięgnął też po puchar kraju (2016 i 2018). Był nagradzany indywidualnie w wielu plebiscytach jako najlepszy obrońca czy ligowiec roku.
Górnik Zabrze, Jagiellonia Białystok i Legia Warszawa. W ekstraklasie Michał Pazdan bronił barw trzech klubów. W stolicy pełnił nawet rolę kapitana. W sumie rozegrał blisko 300 spotkań na najwyższym poziomie.
Jeśli chciałoby się wskazać najlepszy czas w dotychczasowej karierze Michała Pazdana, bez cienia wątpliwości wybór padłby na rok 2016. To wtedy wywalczył pierwsze trofea (mistrzostwo i puchar z Legią). W obliczu świetnej dyspozycji w klubie nie mogło go też zabraknąć w kadrze na Euro 2016. Dla Adama Nawałki we Francji był filarem defensywy i z tej roli wywiązał się wyśmienicie. Wystąpił we wszystkich pięciu spotkaniach biało-czerwonych od pierwszej do ostatniej minuty. Olbrzymią popularność wśród kibiców przyniósł mu szczególnie grupowy mecz z Niemcami, kiedy w duecie z Kamilem Glikiem zneutralizował ofensywę mistrzów świata.
Zespół Adama Nawałki odpadł dopiero po ćwierćfinałowej serii rzutów karnych z Portugalią, a po turnieju obrońca reprezentacji Polski był na ustach wszystkich. Jego wkład w sukces biało-czerwonych, jakim bez wątpienia był awans do najlepszej ósemki Europy, docenili nie tylko kibice, ale także dziennikarze i eksperci. Za jedno z największych odkryć francuskich mistrzostw uznały go m.in. UEFA i prestiżowy magazyn „France Football”.
Michał Pazdan po Euro 2016 przyjmował nie tylko indywidualne gratulacje i wyróżnienia. Tak jak na zdjęciu, kiedy w imieniu całej reprezentacji Polski odebrał statuetkę dla „Człowieka roku” tygodnika „Wprost”.
Dobra seria obrońcy trwała po zakończeniu zmagań nad Sekwaną. Nowy sezon Legia Warszawa rozpoczęła od historycznego awansu do Ligi Mistrzów. Taka sztuka najlepszej polskiej drużynie nie udała się od 20 lat. Nagrodą była możliwość rywalizacji z Borussią Dortmund, Realem Madryt i Sportingiem Lizbona. Pazdan opuścił co prawda trzy pierwsze mecze z powodu kontuzji, ale miał swój udział w zajęciu trzeciego miejsca w grupie i zapewnieniu Wojskowym gry wiosną w Lidze Europy.
Najpierw na Euro, później w Lidze Mistrzów. Michał Pazdan znów powstrzymał Cristiano Ronaldo. Choć mecz Legii z Realem Madryt w Warszawie zakończył się remisem 3:3, Portugalczyk bramki nie zdobył.
Po niezwykle owocnym okresie wielu wróżyło Michałowi Pazdanowi transfer do silnego zagranicznego klubu. Mimo spekulacji, które pojawiały się właściwie w każdym kolejnym oknie transferowym, został w Legii aż do początku 2019 roku, osiągając z klubem kolejne sukcesy. Jego kariera jednak nieco wyhamowała, choć wciąż grał w reprezentacji, a w Warszawie był podstawowym piłkarzem. Sytuacja drastycznie zmieniła się przed sezonem 2018/19. Po powrocie z nieudanych dla biało-czerwonych mistrzostw świata w Rosji miejsca w podstawowym składzie nie widział dla niego nowy trener Ricardo Sá Pinto. Przez całą rundę jesienną obrońca wystąpił... w dwóch spotkaniach ligowych. Stało się jasne, że jego historia przy Łazienkowskiej dobiega końca.
Od stycznia 2019 roku Michał Pazdan reprezentuje barwy Ankaragücü.
Pazdan pożegnał się więc z ekstraklasą i postanowił spróbować swoich sił zagranicą. Od blisko dwóch lat gra w tureckim Ankaragücü. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Bo przecież nad Bosforem rozpoczęła się jego przygoda z reprezentacją Polski. I choć pandemiczny sezon 2019/20 jego zespół zakończył na miejscu spadkowym, decyzją federacji pozostał w tamtejszej w Süper Lig. Polak i jego drużyna dostali więc kolejną szansę, aby udowodnić swoją wartość, co dla samego piłkarza jest szczególnie ważne w kontekście walki o miejsce w kadrze na Euro. Jeśli w ciągu najbliższych miesięcy przekona do siebie Jerzego Brzęczka, będzie miał szansę pojechać na trzecie w karierze mistrzostwa Europy.