XXI wiek, po dziesięcioleciach niepowodzeń, w końcu przyniósł przełamanie reprezentacji Polski i udział naszej drużyny w mistrzostwach Starego Kontynentu. Oczywiście nie można zapominać, że formuła Euro w przeszłości ograniczała się nawet do zaledwie czterech uczestników, ale fakty są takie, że dopiero od 2008 roku uczestniczymy w decydującej rozgrywce o Puchar Henriego Delaunaya i gramy już piąty raz z rzędu w ME. Podczas eliminacji i turniejów finałowych nie brakowało niezapomnianych spotkań, obfitujących w wielkie emocje. My przypominamy naszym zdaniem 10 najciekawszych. Naszą listę ułożyliśmy w porządku chronologicznym.
Ten mecz okazał się przełomowy. Po nieudanym mundialu w Niemczech z funkcją selekcjonera reprezentacji Polski pożegnał się Paweł Janas, a misję historycznego awansu do Euro powierzono doświadczonemu Leo Beenhakkerowi. Utytułowany Holender nie miał jednak najłatwiejszego początku pracy z biało-czerwonymi. Po towarzyskiej porażce z Danią (0:2), w trzech meczach eliminacji Polska wywalczyła zaledwie cztery punkty (notując m.in. wstydliwą porażkę u siebie z Finlandią 1:3 na inaugurację). Dlatego przed przyjazdem do Chorzowa Deco, Nuno Gomesa, Cristiano Ronaldo i spółki niewielu spodziewało się niespodzianki. A jednak! Dwa gole Euzebiusza Smolarka dały nam zwycięstwo 2:1. Co ciekawe, 20 lat wcześniej – na mundialu w Meksyku – naszą drużynę do poprzedniej wygranej z ekipą z Półwyspu Iberyjskiego 1:0, poprowadził ojciec „Ebiego” – Włodzimierz.
Miejsce to samo i znów ten sam bohater. Tak jak 13 miesięcy wcześniej Euzebiusz Smolarek przywrócił nam nadzieje na wyjazd na austriacko-szwajcarskie mistrzostwa Europy, tak ten sam zawodnik przypieczętował nasz pierwszy, historyczny awans na Euro. Napastnik hiszpańskiego Racingu Santander do siatki w meczu z Belgią trafił tuż przed i tuż po przerwie, a gdy w 85. minucie opuszczał boisko, jego występ został skwitowany owacją na stojąco blisko 50-tysięcznej publiczności na Stadionie Śląskim w Chorzowie. „Ebi” mógł się więc delektować chwilą i przyjmować gratulacje od uradowanego Leo Beenhakkera. Holender, który szybko wyściskał swojego podopiecznego wiedział, że to właśnie on był kluczowym ogniwem zespołu w tych eliminacjach. Bramy mistrzostw Europy w końcu zostały otwarte!
Ten mecz do dziś rozpala emocje polskich kibiców. Po nieudanej, choć w pełni zasłużonej i mimo wszystko spodziewanej porażce z Niemcami 0:2 w swoim premierowym występie na mistrzostwach Europy, w drugiej kolejce zmagań grupowych Euro 2008, biało-czerwonym o zachowanie nadziei na wyjście z grupy przyszło się mierzyć ze współgospodarzami imprezy – Austriakami. I choć przez godzinę wszystko układało się po myśli naszych piłkarzy – w 30. minucie historyczną bramkę dla Polski w mistrzostwach Starego Kontynentu zdobył Roger Guerreiro – korzystnego rezultatu nie udało się utrzymać do końca. W ostatnich minutach sędzia Howard Webb dopatrzył się przewinienia w polu karnym Mariusza Lewandowskiego, po którym rywale wyrównali. Mecz zakończył się podziałem punktów, a angielski arbiter został nad Wisłą publicznym wrogiem nr 1.
Wielkie oczekiwania i niesamowita zmienność nastrojów. Tak przebiegał mecz otwarcia mistrzostw Europy w Polsce i Ukrainie w 2012 roku. 8 czerwca Stadion Narodowy w Warszawie wypełnił się po brzegi falą biało-czerwonych kibiców, którzy wierzyli, że starcie z ekipą z Hellady będzie historyczne również za sprawą pierwszej wygranej naszch piłkarzy na Euro. I choć od początku wszystko układało się po naszej myśli – bramkę zdobył Robert Lewandowski, a czerwoną kartką został ukarany Sokrátis Papastathópoulos, po zmianie stron podopieczni Franciszka Smudy opadli z sił. Za faul z boiska do szatni został odesłany Wojciech Szczęsny, ale, mimo że jego zmiennik w bramce – Przemysław Tytoń obronił rzut karny, wcześniej Dimítris Salpingídis zdołał doprowadzić do wyrównania.
O tym spotkaniu powiedziano i napisano już niemal wszystko. W drugiej kolejce eliminacji Euro 2016 do Warszawy na mecz z zespołem prowadzonym przez Adama Nawałkę, przyjechali świeżo upieczeni mistrzowie świata. Niemcy, z którymi jeszcze nigdy wcześniej reprezentacji Polski nie udało się wygrać, byli zdecydowanymi faworytami i przez większość meczu to oni przeważali na boisku. Świetnie między słupkami spisywał się jednak Wojciech Szczęsny, gospodarzom tego wieczoru sprzyjało również szczęście. No i co najważniejsze – wykazali się dużą skutecznością, bo do bramki Manuela Neuera w drugiej połowie trafili Arkadiusz Milik i Sebastian Mila. To co jeszcze dwie godziny wcześniej wydawało się niemożliwe, stało się faktem! Zwycięstwo nad zachodnimi sąsiadami miało również niebagatelne znaczenie w walce o bilety na turniej finałowy we Francji.
Jak zwykło się uważać, najważniejsze jest jednak nie to, jak się zaczyna, a to jak się kończy. Dlatego w niezwykle udanych eliminacjach Euro 2016, naznaczonych triumfem nad Niemcami, kropkę nad i należało postawić w ostatnim spotkaniu eliminacji. W rocznicę pamiętnej wygranej z mistrzami świata do Warszawy przyjechali Irlandczycy, z którymi – aby zająć drugie – premiowane bezpośrednim awansem miejsce w grupie, biało-czerwoni nie mogli przegrać. Gospodarze nie zamierzali się jednak ograniczać do realizacji planu minimum i pokonali ekipę z Zielonej Wyspy po trafieniach Grzegorza Krychowiaka i Roberta Lewandowskiego. Po ostatnim gwizdku – wspólnie z blisko 58 tysiącami kibiców na trybunach PGE Narodowego, polscy piłkarze mogli krzyknąć: Vive La Pologne! Jedziemy do Francji!
Zdecydowanie mniej emocji niż pamiętny – zwycięski bój w eliminacjach, przyniosło starcie z Niemcami w fazie grupowej Euro we Francji. Tak się bowiem zdarzyło, że los ponownie skojarzył biało-czerwonych z zachodnimi sąsiadami. Do meczu 2. kolejki na podparyskim Stade de France, obie drużyny przystąpiły z kompletem oczek (Polacy na inaugurację pokonali Irlandię Północną 1:0) i podział punktów mógł zapewnić (i ostatecznie zapewnił) zarówno Polakom, jak i Niemcom awans do kolejnej fazy. Dlatego bezbramkowy remis nikogo specjalnie nie mógł dziwić. Dla naszej drużyny narodowej oznaczało to historyczne osiągnięcie, ponieważ w trzecim występie na Euro, pierwszy raz zapewnili sobie udział w fazie pucharowej.
Od mundialu w Meksyku w 1986 roku reprezentacja Polski musiała czekać na występ w fazie pucharowej imprezy rangi mistrzostw świata i mistrzostw Europy. Jednocześnie był to pierwszy w historii mecz biało-czerwonych w play-offach Euro. Na Stade Geoffroy-Guichard w Saint-Étienne naprzeciw naszej drużyny stanęła ekipa Szwajcarii, która mimo posiadania w kadrze kilku zawodników światowej klasy, wydawała się być jak najbardziej w zasięgu Orłów Nawałki. Zwycięzcy nie udało się jednak wyłonić przez 120 minut rywalizacji (padł wynik 1:1). Ostatecznie o tym, kto zajmie miejsce w czołowej ósemce turnieju zadecydowała seria jedenastek, w której nasi piłkarze wykazali się stuprocentową skutecznością.
Strefa medalowa mistrzostw Europy była na wyciągnięcie ręki. Będąca jedną z największych rewelacji francuskiego turnieju – reprezentacja Polski, w dobrym stylu zameldowała się w gronie najlepszych ośmiu ekip Starego Kontynentu. O awans do półfinału na Stade Vélodrome w Marsylii, biało-czerwonym przyszło się mierzyć z jednym z faworytów imprezy – Portugalią. Podopieczni Adama Nawałki rozpoczęli od mocnego uderzenia – już w 2. minucie do siatki trafił Robert Lewandowski. Później jednak wyrównał Renato Sanches, a że więcej bramek nie oglądaliśmy – kolejny raz o wszystkim decydował konkurs rzutów karnych. Tym razem pomylił się tylko Jakub Błaszczykowski i z awansu mogli cieszyć się piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego, którzy niedługo później świętowali triumf w czempionacie.
Po falstarcie w przełożonym o rok z powodu pandemii Euro 2020 i niespodziewanej porażce ze Słowacją 1:2, reprezentację Polski w drugim meczu turnieju znów czekał tzw. mecz o życie. Sytuacje komplikował fakt, że na podopiecznych Paulo Sousy czekali jedni z głównych faworytów całej imprezy – Hiszpanie, którzy w dodatku występowali przed własną publicznością w Sewilli. Nasi piłkarze, ku zaskoczeniu wielu, zagrali jednak tak, jak oczekiwali tego od nich kibice nad Wisłą – z ambicją, polotem i zaangażowaniem. Wystarczyło to do wywalczenia cennego punktu, który do ostatniej kolejki pozostawiał nas w grze o awans do fazy pucharowej.