Aktualności
Mila: Wierzę w naszą kadrę! Wspólnie osiągniemy sukces
W połowie sezonu przeszedł Pan ze Śląska Wrocław do Lechii Gdańsk. Nie miał Pan obaw, że przeprowadzka do innego klubu może odbić się na Pańskiej formie?
Oczywiście, że takie ryzyko wchodziło w grę i nadal wchodzi. To jest nowe otoczenie, nowy klub, nowi koledzy i muszę poznawać wiele rzeczy, co powoduje, że na pewno potrzeba trochę czasu. Wiedziałem też o tym, że jest to krok, który spowoduje odzyskanie bodźca do cięższej pracy. Jestem człowiekiem, który szuka wyzwań, nie boi się ich i wysoko stawia sobie poprzeczkę. Tak właśnie odbierałem powrót do Lechii, mojego ukochanego klubu, który bardzo mnie potrzebował. Nasza sytuacja w tabeli nie była najlepsza.
Jeden z internautów napisał, że na pożegnalnej konferencji prasowej w Śląsku zachowywał się Pan tak, jakby ktoś z klubu kazał Panu odejść do Lechii. Prawda czy fałsz?
(śmiech) Nie chciałbym poruszać tajemnicy mojego transferu do Lechii i zostawię ją dla siebie. Wzruszyłem się, ponieważ mówiłem wielokrotnie, iż Wrocław zawsze będzie mi bardzo bliski ze względu na to, że tam urodziła się moja córeczka, a jako piłkarz spędziłem tam niesamowite lata. Nigdy nie powiem absolutnie żadnego złego słowa na klub, bo wiele mu zawdzięczam. Jeśli chodzi o tę konferencję prasową, to chyba nie byłem na nią przygotowany. Spędziłem w Śląsku piękne lata i nie potrafiłem tego opisać na spotkaniu. Mam jednak nadzieję, że ludzie, którzy mnie poznali, wiedzą co miałem do przekazania.
Tak szczerze – spodziewał się Pan powrotu do reprezentacji? Na dodatek tak triumfalnego!
Bardzo chciałem grać w reprezentacji, bo wcześniej występowałem w niej m.in. na Mistrzostwach Świata w Niemczech w 2006 roku, które były niesamowitą przygodą oraz mobilizacją. Później z roku na rok moje notowania u selekcjonerów notorycznie szły w dół. Dopiero jak przyszedł trener Adam Nawałka i powiedział, że nie będzie patrzył na to, kto w jakim klubie gra albo kto ile ma lat, tylko kto jaką formę prezentuje, to nie tylko ja, ale również wielu innych piłkarzy, zaczęło mocno walczyć o dostanie się do reprezentacji. To był taki sygnał od selekcjonera, że trzeba po prostu nadzwyczajnie mocno się starać, aby zostać zauważonym.
Powrót był niespodziewany również z tego względu, że selekcjoner reprezentacji Polski ani razu nie zdecydował się zaprosić Pana na jakiś mecz towarzyski, prawda. A zatem daje Pan przykład zawodnikom, którzy jeszcze będą starać się dostać do drużyny narodowej!
Wielokrotnie rozmawiałem z trenerem Nawałką zanim dostałem pierwsze powołanie. Pytał o moje zdrowie i o wszystko to, co było ważne. Zawsze życzyłem mu bardzo dobrze jako trenerowi i ogólnie całej reprezentacji, mimo że nie byłem powoływany. Wiedziałem, że ta drużyna się tworzy i wniesie coś, co sprawi, iż fantastycznie byłoby w niej być. Myślę, że mój przykład jest fajny dla innych piłkarzy. Warto walczyć, marzyć, a trener Nawałka jest taką osobą, że nie będzie bał się sięgnąć po zawodnika, który to robi.
Jeszcze nie tak dawno Sebastian Mila był bardzo wiele mil od drużyny narodowej, a teraz milowymi krokami prowadzi ją do wręcz spektakularnych zwycięstw. Ładnie to brzmi, prawda?
Tak naprawdę to brzmi fantastycznie! Jak to teraz usłyszałem, to najchętniej wyszedłbym na boisko i grał już mecz! Mam nadzieję, że trener Nawałka wciąż będzie chciał korzystać z moich usług, a ja zrobię wszystko, aby jego autorytet nie został nadszarpnięty z powodu mojej osoby. Selekcjoner ma w głowie swoją reprezentację, plan na każdy mecz oraz pomysł na funkcjonowanie drużyny zarówno na boisku, jak i poza nim. Myślę, że te wszystkie czynniki wpływają na to, jacy piłkarze dostają powołanie.
Tak przy okazji – naprawdę łatwiej było strzelić gola mistrzom świata, Niemcom, niż zagrać w serialu „Świat według Kiepskich”?
(śmiech) Na boisku jednak trochę mniej się denerwuję. Na nim czuję się swobodniej. Wtedy duża część jest w moich rękach, bo codziennie trenuję i wiem, czego się spodziewać. Jeśli chodzi o występ w serialu „Świat według Kiepskich”, to tam musiałem wcielić się w rolę, której nie znam, co powodowało, że troszeczkę tych nerwów było i nie wszystko szło tak, jak bym chciał. Traktowałem to jednak jak fajną przygodę, którą będę wspominał do końca życia. Spędziłem świetny czas z aktorami, zobaczyłem też jak to wszystko funkcjonuje od wewnątrz. Piękna przygoda!
Dostał Pan koszulkę z napisem „Kiepski Mila”, ale mam nadzieję, że w meczach reprezentacji narodowej będziemy oglądać zdecydowanie lepszego Milę.
(śmiech) Rzeczywiście taką koszulkę dostałem, ale miejmy nadzieję, że kiepski byłem tylko na planie serialu, a w rzeczywistości będę lepszy (śmiech).
Skoro udało się tak świetnie wypaść na planie serialu, to znaczy, że możemy
spodziewać się Pana bramki we wrześniowym rewanżu we Frankfurcie?
(śmiech) Do odważnych świat należy i myślę, że tyle wystarczy, jeśli chodzi o zapowiedź rewanżu. Do tego momentu jest tak wiele ważnych meczów, zarówno w lidze jak i w reprezentacji, że będzie jeszcze dużo czasu, aby się zastanowić nad tym spotkaniem z Niemcami. Teraz liczy się tylko starcie z Irlandią.
Zawsze był Pan człowiekiem, który bez względu na okoliczności, starał się po prostu robić swoje, ale gol strzelony Niemcom z pewnością dodał większej pewności siebie?
Tak, bo rzeczywiście już same występy w reprezentacji Polski dają mi niesamowitą energię i pewność siebie. Pewności nie takiej nonszalanckiej, ale takiej wiary, że może ci się udać. Ja to tak odbieram, że każdą minutę na kadrze, traktuję jakby była moją ostatnią i chcę ją wykorzystać absolutnie do maksimum. Mam okazję rywalizować z najlepszymi, co powoduje, że łapię tę pewność. Dziś jestem już w takim wieku, że rzeczywiście dużo łatwiej jest mi rozwiązywać pewne sytuacje na boisku. Nie wolno jednak pomylić pewności siebie z nonszalancją i lekceważeniem. To są te granice, których nigdy nie przekroczę.
Już dziś zmierzymy się z Irlandczykami w Dublinie. Jakie nastroje panują przed tak ważnym meczem?
Wiemy, że to będzie trudny przeciwnik. Zdajemy sobie sprawę o jaką stawkę gramy, w dodatku na trudnym terenie. Każdy kolejny mecz w tym roku będzie coraz ważniejsze, a pojedynek z Irlandią będzie jednym z najważniejszych. Mam nadzieję, że dzięki zaciśniętym kciukom polskich kibiców, będziemy czuć się pewniej i odniesiemy sukces.
Reprezentacja Polski dawno nie rozgrywała tak bardzo ważnego spotkania.
Wielu irlandzkich zawodników gra w bardzo dobrych klubach na wysokim poziomie. My będziemy jednak gotowi na ten bój. Chęć osiągnięcia sukcesu i gry dla tej drużyny, jest bardzo wielka. Priorytetem jest reprezentowanie naszego kraju. To powoduje, że atmosfera jest dobra, wiara ogromna i dzięki temu ta chęć osiągnięcia sukcesu, jest jeszcze większa! Mój przykład to dowód na to, że nie wolno się poddawać, a cały czas trzeba wierzyć i marzyć. Trzymajcie za nas kciuki!
Rozmawiał Łukasz Pluszewski
Czytaliście już ankietę Sebastiana Mili? Czego nie lubi w zawodzie piłkarza i jaki jest jego ulubiony serial? Jakiego piłkarza podziwia? Kliknijcie TUTAJ. TAGI: Sebastian Mila, reprezentacja Polski, Irlandia,