Aktualności

[WYWIAD] Jacek Krzynówek: Reprezentantem Polski zostaje się na zawsze

Specjalne25.03.2021 
Jacek Krzynówek zapisał piękną historię w reprezentacji Polski seniorów. 96 meczów, 15 goli, udział w finałach mistrzostw świata 2002 i 2006, a także EURO 2008. Były zawodnik m.in. Bayeru 04 Leverkusen i VfL Wolfsburg doskonale pamięta również dwa mecze z Węgrami w biało-czerwonych barwach, a zwłaszcza zwycięstwo w Budapeszcie w eliminacjach mistrzostw Europy.

Reprezentacja Polski rozpoczyna dziś eliminacje mistrzostw świata 2022. Na co stać biało-czerwonych?
Patrząc przez pryzmat tego, jak spisują się Polacy w klubach zagranicznych, to potencjał jest naprawdę niezły. O Robercie Lewandowskim nawet nie ma co wspominać, po prostu brakuje słów. Jest w znakomitej dyspozycji, strzela gola za golem, bije rekordy i przyjechał na zgrupowanie kadry w świetnym nastroju. Nie musimy mieć kompleksów. Gdy Jakub Moder wyjeżdżał do Anglii, pojawiły się głosy krytyczne. Niby za silna liga, za wcześnie, ale Brighton nie po to skracał jego wypożyczenie z Lecha Poznań, żeby Modera trzymać na trybunach. On wchodzi fajnie do zespołu Premier League, w zasadzie wpada w ten kołowrotek i powinien z dnia na dzień stawać się coraz lepszym zawodnikiem. Janowi Bednarkowi też odradzano Southampton, a tu proszę, stał się jednym z jego filarów. Krytykować jest najłatwiej, choć każdy zawodnik ma swoją ścieżkę. Mateusza Klicha przygasił w Wolfsburgu mój ulubiony trener, Felix Magath. Chłopak musiał się odbudowywać w Holandii, potem nie poszło w Anglii, wrócił do Holandii, nie poddał się. Skreślano go, ale on pokazał, że Polak potrafi nawet w Premier League. Wierzę, że w kadrze nadchodzi czas Piotrka Zielińskiego. Bardzo mi się podoba jak gra w Napoli i liczę, że złapie luz u Paulo Sousy w drużynie narodowej.

Portugalski szkoleniowiec zastąpił w styczniu Jerzego Brzęczka. Jak duże znaczenie dla kadrowiczów ma to, że będą pracowali z zagranicznym trenerem? Przeżywałeś to za czasów Leo Beenhakkera.
Język piłkarski jest wszędzie podobny. Każdy zawodnik, czując poparcie trenera, potrafi dać z siebie jeszcze więcej. Leo Beenhakker szybko potrafił do nas dotrzeć, choć eliminacje EURO 2008 zaczęliśmy od porażki z Finlandią w Bydgoszczy. Już w drugim spotkaniu, zremisowanym z Serbią w Warszawie, pojawiły się symptomy poprawy. Holenderski trener wprowadził do naszej kadry trochę nowinek, swoich pomysłów, dużo rozmawiał z kadrowiczami. Za Paulo Sousą też przemawia ogromne doświadczenie – piłkarskie i trenerskie. Po Jerzym Brzęczku nie zastał spalonej ziemi, dostał dobry zespół. Nasi naprawdę potrafią grać w piłkę i nie zabraknie im motywacji. Zwycięstwo z Węgrami da pozytywnego kopa reprezentacji Polski i także pomoże w perspektywie kolejnych spotkań eliminacyjnych i finałów mistrzostw Europy.



Słynny węgierski bramkarz, Gabor Kiraly, powiedział niedawno, ze jego reprezentacja wcale nie musi się bać Polaków.
Gabor na pewno chciał dodać trochę otuchy młodszym kolegom. W piłce nożnej słowa nie znaczą wiele, jak nie są podparte umiejętnościami i walką na zielonej murawie. Obserwuję jakiś czas reprezentację Węgier i widzę, że robi duże postępy. Nie awansowała przypadkiem do kolejnego EURO i do najwyższej klasy w Lidze Narodów UEFA. Musiała ograć silnych przeciwników, ale my przecież mamy lepszych piłkarzy. Węgrzy obawiają się meczu z nami. Słusznie, nawet ze względu na Roberta Lewandowskiego, który jest najlepszym piłkarzem świata. Oczywiście, trzeba się nastawiać na ciężką walkę, ale każdy z podopiecznych Paulo Sousy zostanie odpowiednio nastawiony. Wierzę, że Polska udowodni swoją klasę w Budapeszcie. Szkoda, że jak w 2000 i 2003 roku naszych kadrowiczów nie mogą wspierać kibice. Na obu wspomnianych wyjazdach naszych było sporo i wraz z gospodarzami tworzyli wspaniałą atmosferę. Na Nepstadionie popis na grząskim boisku dał Andrzej Niedzielan. Strzelił dwa gole, jednego po podaniu Grzegorza Rasiaka. Szkoda, że nie awansowaliśmy wtedy na EURO, ale wygrana poprawiła morale zespołu, który potem awansował do finałów mistrzostw świata w Niemczech. Węgrzy cały czas cieszą się wzięciem w Bundeslidze. Gabor Kiraly potrafił utrzymywać wysoką formę przez wiele lat, słynął nie tylko z szarych dresów, ale umiejętności bramkarskich i był idolem kibiców Herthy. Mój rówieśnik jeszcze w 2016 roku, już dawno po tym jak ja zakończyłem karierę, zagrał na mistrzostwach Europy we Francji. Oczywiście, kariery golkiperów zwykle trwają dłużej niż piłkarzy z pola, ale robiło to na mnie wrażenie, że 40-latek ma miejsce w pierwszym składzie niezłej reprezentacji. Gabor ma wspaniałego następcę, Peter Gulacsi z Lipska to fachowiec z najwyższej półki i z tego, co słyszałem, Inter Mediolan oferuje za niego bardzo dużą kasę. Kiedyś w pomocy Węgrów wyróżniał się Kristian Lisztes, który grał w VfB Stuttgart i Werderze Brema. Teraz na wielkiego piłkarza wyrasta Dominik Szoboszlai, pomocnik z Lipska. Z nami go zabraknie, bo leczy kontuzję, ale na pewno Madziarzy mają swoje atuty. Dobrym obrońcą jest klubowy kolega Gulacsiego i Szoboszlaia, Willie Orban. Niezłą formę złapał także dobrze znany w Polsce Nemanja Nikolić, ale to my mamy więcej atutów. Tylko raz wygraliśmy z Węgrami na wyjeździe o punkty, właśnie w 2003 roku i nadarza się okazja, by to powtórzyć.



Co czujesz oglądając spotkania reprezentacji Polski przed telewizorem?
Ubolewam, że ostatnio trzeba grać bez kibiców. Kiedyś z Bayerem Leverkusen brałem udział w Rzymie na Stadio Olimpico w spotkaniu Ligi Mistrzów przy pustych trybunach. To było traumatyczne przeżycie, czuliśmy się jak na zwykłym sparingu. Teraz w piłce nożnej takie mecze to coś normalnego i myślę, że zawodnicy się do tego przyzwyczaili. Na pewno brakuje im fanów, tej otoczki, ale muszą sobie z tym radzić. Kibice w końcu wrócą na stadiony. Cieszmy się jednak, że piłka nie przegrała z koronawirusem. Idą za tym gigantyczne środki finansowe, ale także pełna poświęceń praca wielu osób. Czapki z głów dla tych ludzi. Dzięki nim możemy w domach oglądać wydarzenia sportowe. A ja siedząc przed telewizorem czuje się jakbym grał. Wchodzę w skórę zawodników. Jak już poznasz smak drużyny narodowej, to czujesz, że zostajesz reprezentantem na zawsze. Pewnie, że chciałbym kolegom pomóc na zielonej murawie, ale przypominam sobie, że zakończyłem karierę ponad dekadę temu.

Robiłeś podsumowanie swojej reprezentacyjnej kariery?
Nie występowałem w żadnej z kadr juniorskich i młodzieżowych, raz tylko pojawiłem się na konsultacji u Andrzeja Zamilskiego, a w pierwszej reprezentacji zaliczyłem 96 występów. Nie miałem ciśnienia na setkę. Szkoda, że na mundialach 2002 i 2006 oraz EURO 2008 nie wyszliśmy z grupy, ale jestem dumny z tego, co osiągnąłem. Udowodniłem niedowiarkom, że chłopak ze wsi, który za młodu na treningi zasuwał na rowerze, może dostać się do najważniejszego zespołu w kraju. Debiutując w Bratysławie za kadencji Janusza Wójcika ze Słowacją w 1998 roku czułem, że spełnia się największe marzenie. Nawet nie liczyłem, że dane mi będzie jeszcze pograć w koszulce z orzełkiem tyle lat. Przebieg mojej przygody z piłką pokazuje, że warto się poświęcać. Tak samo podchodziłem do futbolu, gdy byłem zawodnikiem LZS Chrzanowice, jak i Bayeru Leverkusen. Chciałem dawać z siebie wszystko i wygrywać.



Potrafiłbyś wskazać swój najlepszy i najgorszy mecz w kadrze?
Najgorszy łatwiej – z Hiszpanią w Kartagenie, w styczniu 2000 roku. Przegraliśmy 0:3, a ja asystowałem przy golu… Raula i byłem jednym z najgorszych na boisku. Brałem pod uwagę, że mogę nie dostawać kolejnych powołań, lecz Jerzy Engel mnie nie skreślił. Tych lepszych spotkań trochę się uzbierało, że tak nieskromnie powiem. Każdy mecz w reprezentacji był dla mnie wielkim wydarzeniem i cieszę się, że wciąż spotykam się z dowodami sympatii kibiców. Mam przeświadczenie, że coś dobrego udało mi się zrobić dla Polski.  

Rozmawiał Jaromir Kruk

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności