Aktualności
[PIŁKARZE NA KRAŃCACH ŚWIATA] Przemysław Norko: W Albanii poznałem świetnych ludzi
Jest pan jedynym Polakiem, który grał w ekstraklasie albańskiej. To niecodzienny kierunek. Jak pan tan trafił?
Sezon wcześniej byłem w klubie drugiej lidze greckiej Akratitos i udało nam się wywalczyć awans do ekstraklasy. Przyszedł jednak nowy prezydent, który wcześniej był w AEK Ateny i ściągnął swoich piłkarzy. Z poprzedniej drużyny zostało może dwóch czy trzech zawodników. Przyszedł między innymi Bohdan Stelea, czyli reprezentant Rumunii, więc zacząłem szukać nowego klubu. Miałem ofertę z drugiej ligi belgijskiej, ale menedżer, który pomógł mi znaleźć klub w Grecji zaproponował Partizani Tirana. Wahałem się, ale byłem młody, chciałem grać i zarabiać. Wszystko miało być poukładane. Pojechałem więc do Tirany, podpisałem kontrakt, a kolejnego dnia dołączyłem do zespołu, który był już na obozie w Macedonii. Nie zdążyłem nawet zobaczyć jak działa klub i jak wygląda Albania.
I jak wyglądała w 2005 roku?
Z jednej strony widać było ogromne bogactwo, ale z drugiej biedę. W ścisłym centrum Tirany naprawdę było pięknie. Tylu luksusowych samochodów nie widziałem w Polsce. Wystarczyło odjechać kilka kilometrów, by zobaczyć ogromną biedę. Albania mocno jednak się rozwija. W Durres dokąd teraz Polacy często lecą na urlop stanęły nowe hotele, a wtedy przy plaży było kilka domków.
A jakie były warunki do trenowania i rozgrywania spotkań?
Po powrocie ze zgrupowania przeżyłem lekki szok. Mieliśmy trenować w nowoczesnym ośrodku reprezentacji Albanii. Włosi podobno przyjeżdżali oglądać jak buduje się takie centra. Tyle że w ciągu zaledwie trzech lat ośrodek popadł niemalże w ruinę. Zamiast pięknych trawiastych boisk, wszędzie był piach. Budynki, szatnie wręcz straszyły. To nie były standardy, do których byłem przyzwyczajony w Polsce czy w Grecji. Tam nie było nic na odpowiednim poziomie i o wszystko, nawet pranie musieliśmy dbać sami. Byłem po kontuzji więzadeł krzyżowych i pomyślałem, że tu się odbuduje i wybije do lepszej ligi. Trenowaliśmy bardzo ciężko, mocniej niż w Polsce i udało mi się wrócić do sprawności.
Sportowo też było źle?
Akurat tym byłem mile zaskoczony. To nie był zły poziom. Właściwie gdyby nie wszędobylska korupcja, to ta liga byłaby całkiem dobra. Zawodnicy, którzy grali w Partizani czy FK Tirana mieli umiejętności. W moim klubie było czterech reprezentantów Albanii. Byli naprawdę dobrzy technicznie, choć gorzej było z taktyką, ale na tym piachu wyczyniali cuda. Tyle że w tej lidze działy się cuda. Niedawno Skenderbeu było mistrzem, a teraz jest na końcu tabeli. FK Tirana czy też Partizani, czyli najbardziej utytułowane kluby nawet spadły z ekstraklasy. Tam nie wiadomo co się za chwilę wydarzy, bo wpływ miały sprawy niepiłkarskie.
Nie było kłopotów z mieszkaniem, wypłatami, codziennym życiem?
I tak, i nie. Wypłaty dostawałem w dość niecodzienny sposób. Przyjeżdżał kierowca prezydenta klubu, wciskał zwitek dolarów i odjeżdżał. Raz zaproponowali, żebym zamiast pensji wziął luksusowy samochód. Jak spytałem, dokąd nim dojadę, to śmiali się, że na pewno do granicy z Macedonią. W Partizani mieliśmy nawet dwóch prezydentów. Pewnego dnia okazało się, że jednemu z nich władze zajęli wszystkie konta. Oczywiście nie było wiadomo z jakiego powodu. Mieszkałem w centrum Tirany, w mieszkaniu po przedstawicielach jakiejś ambasady. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że dwa razy w ciągu dnia wyłączano prąd. To utrudniało życie i najpierw dziwiłem się, kiedy przy wielu sklepach stał agregat prądotwórczy. Potem już wiedziałem dlaczego. Niby w centrum jeździły piękne auta, ale na parkingu kilka kilometrów dalej widywałem osiołki z wózkami. Drogi były w tragicznym stanie. Kiedy jechałem na lotnisko, to tylko taksówkarz był w stanie przejechać drogę i w miarę uniknąć dziur.
Zagrał pan w derbach przeciwko FK Tirana? Było gorąco?
I to bardzo. Albańscy kibice są chyba jeszcze bardziej zagorzali niż w Grecji. Remisowaliśmy, ale w 89. minucie sędzia podyktował rzut karny. Nawet odbiłem piłkę, ale trafiła w słupek i wpadła do siatki.
W Albanii spędził pan tylko pół roku.
Nie żałuję tego wyjazdu, bo poznałem ludzi, z którymi do tej pory utrzymuję kontakt. Nie było mnie tam już 15 lat i muszę tam pojechać, by zobaczyć jak Albania się zmieniła. Ciekawe, czy poznam uliczki Tirany. Wtedy sporo ludzi było zdziwionych, że zdecydowałem się na Albanię, bo rzeczywiście wydawał się to kierunek egzotyczny. To było dobre pół roku, choć nie najlepiej wspominam nasze rozstanie. Miałem ofertę z Olympiakosu Volos, ale nie mogłem dogadać się z działaczami. W końcu wróciłem do Polski, do Ruchu Chorzów, ale nie mogłem grać, bo ze trzy miesiące trwało zanim Albańczycy wysłali certyfikat.
Rozmawiał Andrzej Klemba
Fot. Maciej Hinc (Bytovia)