Aktualności
Legendarny trener odpowiada na Wasze pytania
#ZapytajStrejlaua – z okazji 75. urodzin Andrzeja Strejlaua mogliście zadawać pytania byłemu selekcjonerowi reprezentacji Polski i jednemu z największych znawców futbolu. Zalała nas fala komentarzy, analiz i zapytań. W końcu się odkopaliśmy i prezentujemy Wasz wywiad z Andrzejem Strejlauem. Dzieje się! Miłej lektury!
Andrzej Surówka: Ile meczów piłkarskich dziennie Pan ogląda?
Andrzej Strejlau: Lubię popatrzeć na piłkę w każdej postaci. Nie tylko zawodową, ale nawet jak kopią dzieci. Kiedy byłem piękny i młody, to sam grałem po dwa mecze dziennie. O 11:00 występowałem w pierwszej lidze piłki ręcznej jako trener koordynator w barwach Warszawianki przeciwko AWF Warszawa, gdzie studiowałem, a popołudniu o 15:00 reprezentowałem barwy AWF w meczu przeciwko… Warszawiance w trzeciej lidze piłki nożnej. Były na mnie naciski, mówiono: „Panie trenerze, Pan jest w zarządzie, no wie Pan, nam zależy na wyniku”. Odpowiadałem, że nie ma tak, że sport musi być sportem. Wracając do pytania, oglądam wszystko, co mogę, co jest do obejrzenia, bo uważam, że cały czas mogę się jeszcze czegoś nauczyć. Nawet zdarza mi się zmieniać terminy spotkań, kiedy telewizja transmituje jakieś ciekawe mecze, bo wolę obejrzeć starcie piłkarskie niż gdzieś iść tylko po to, żeby sobie porozmawiać.
Łączy Nas Piłka: Czy piłka nożna się Panu nigdy nie nudzi?
Nie. Bo piłka się rozwinęła i jest na bardzo wysokim poziomie, szczególnie pod kątem przygotowania fizycznego. Sposób i dynamika gry tak się zmieniła, że nie ma sensu porównywać tego do lat siedemdziesiątych. Tempo gry stale rośnie, dlatego wkrótce będą konieczne zmiany w przepisach. Sądzę, że będzie możliwe dokonanie pięciu zmian w trakcie meczu plus szósta na pozycji bramkarza. Dziś najważniejsza jest gra obronna, bo nikt nie chce przegrać. Często jestem proszony o podanie najlepszych piłkarzy według mnie, najlepszych jedenastek, zawsze odmawiam. Bo nie da się porównać gry Gerarda Cieślika do gry Zbyszka Bońka czy Kazika Deyny. To są zupełnie inne piłkarskie epoki, inne sposoby gry, inne wspomaganie medycyny.
Krzysztof Gurgurewicz: Czy obecny futbol jest dla Pana atrakcyjniejszy niż ten sprzed trzydziestu lat?
Wtedy padało więcej bramek. Dziś kadry liczą po 24, 28 zawodników, bo nie da się pogodzić gry o mistrzostwo kraju, puchar kraju, gry w europejskich pucharach. Goni się resztkami sił. Organizmy ludzkie są na wyczerpaniu. Dzisiejsza piłka to całkiem inna dyscyplina sportu, chociaż boisko i bramka mają wciąż te same wymiary. Natomiast jedno się nie zmieniło, o co też postulowałem – żeby było dwóch sędziów ustawionych diagonalnie, tak jak to ma miejsce w piłce ręcznej.
Krzysztof Gurgurewicz: Czy ma Pan jakieś inne pasje oprócz piłki?
Udaję, że umiem grać w tenisa, bo jestem po operacji biodra. Poza tym lubię muzykę, ale nie tę nowoczesną, ale np. Trzech Tenorów. Słuchałem własnej siostry ciotecznej, która już nie żyje, Bogny Sokoroskiej. Była sopranistką koloraturową, grała m.in. w takim filmie „Młodość Chopina”. A także śp. Kaczmarskiego, którego jestem wujkiem. Poza tym często oglądam w telewizji programy, gdzie pokazuje się młode talenty. Mamy niezwykle zdolnych ludzi. Nie mnie to oceniać, nie jestem koneserem, ale widzę, kiedy coś jest piękne. Sam jednak nie śpiewam. Z moim głosem lepiej nie...
Daria Warych: Czy gdyby Pan mógł, to zmieniłby coś w swoim życiu? Zrobiłby coś inaczej?
Jakbym szedł inną drogą, to chyba poszedłbym na prawo, bo staram się być logiczny w tym, co prezentuję. Nawet jeśli mniej znam jakiś temat, to używam takich argumentów, aby uwiarygodnić swoją wypowiedź. Ale raczej na pewno zostałbym w tym zawodzie, który wykonuję. A co do spraw piłkarskich... Trochę ubolewam, że z tej arcytrudnej grupy eliminacyjnej do mistrzostw świata w USA w 1994 roku z Holandią, Anglią i Norwegią, nie udało się wyjść. A ja nigdy wcześniej z Holandią jako trener prowadzący nie przegrałem. W październiku 1992 roku prowadziliśmy w Rotterdamie 2:0 po dwudziestu minutach. A mieli naprawdę silny zespół z Koemanem, van Bastenem, Rijkaardem. W Polsce był wtedy wtedy straszny huragan, transmisja szarpana. Niestety, skończyło się remisem 2:2. Do mundialu zakwalifikowała się Norwegia i Holandia. Nie awansowaliśmy my, Anglia, Turcja. Ale w moim odczuciu wtedy zrobiłem wszystko, co mogłem. To były bardzo mocne drużyny. Dziś Polska ma o wiele łatwiejszą grupę. Poza Niemcami wszystkie ekipy prezentują podobny poziom.
Krzysztof Gurgurewicz: Jak to się stało, że wystąpił Pan razem z kolegami z PZPN w filmie „Poranek Kojota”?
Pełny przypadek. Kiedy zakładałem drużynę aktorów, poznałem Olafa Lubaszenkę, który był trampkarzem w Legii Warszawa. I on kręcił film. Przybiegł kiedyś do nas do PZPN, który mieścił się wtedy przy ulicy Miodowej i mówi: „Słuchajcie, pomóżcie mi, nie mam statystów”. Miał scenę do odegrania w bramie. Zeszliśmy więc od razu w kilka osób: ja, Kręcina, Listkiewicz i trafiliśmy do filmu. Przypadek.
Łączy Nas Piłka: Postrzega Pan siebie jako osobę kontrowersyjną?
Taka opinia do mnie przylgnęła. Bo ja zawsze miałem swoje zdanie, mnie nikt nie mógł do niczego zmusić i tak jest do dziś. Siebie natomiast nie opisałbym jako kontrowersyjnego. Po prostu mówię to, co myślę i potrafię to uzasadnić. Nie musicie się ze mną zgadzać, ale musicie znaleźć kontrargumenty na to, że nie mam racji. A jak ich nie ma macie, to nie jesteście partnerami do rozmowy.
Rafał Gurgurewicz: Z kim najlepiej komentuje się Panu mecze?
Niezręcznie byłoby mi rzucać nazwiskami. Powiem inaczej – jeśli ja jestem zaproszony do komentowania, to nie będę opowiadał, kto z kim spał, czy kto ile zarabia wtedy, kiedy na boisku toczy się akcja. Moim obowiązkiem jest pomóc komentatorowi, nie wpadając mu w zdanie, bo to nie jest radio. Sam popełniłem raz taki błąd – zacząłem coś mówić, nagle poszło długie podanie, padła bramka i zamarłem w pół słowa. Dziś, jak tak patrzę na niektórych moich byłych zawodników, to bardzo żałuję, że są komentatorami. Powinni się wziąć do innej pracy, bo opowiadają czasem duperele. Mógłbym wskazać parę nazwisk, które wyniku nigdy nie zrobiło ani jako zawodnicy, ani jako trenerzy, a mówi się o nich fachowcy. Kpina.
Łączy Nas Piłka: Najzabawniejsza sytuacja, która przytrafiła się Panu podczas komentowania?
Miałem taką, ale zabawna to ona nie była, bowiem doszłoby do dramatu. Komentowaliśmy mistrzostwa Europy w 1992 roku z Darkiem Szpakowskim. Nie pamiętam w trakcie którego meczu to było, ale nagle po moich plecach ktoś zrzucił butelkę coli, a ja zacząłem kląć jak szewc. I albo ja, albo Darek zdążyliśmy jakimś cudem wcisnąć guzik, tzw. kaszlaka, dzięki czemu to nie poszło w eter. Gdyby poszło, pewnie już bym więcej nie komentował...
Łączy Nas Piłka: Czy kiedykolwiek podczas transmisji zdarzyło się Panu przysnąć?
Nie. Nie mógłbym tego zrobić, bo wiem, że w każdej chwili coś się może wydarzyć.
Rafał Gurgurewicz: Który z zagranicznych epizodów trenerskich wspomina Pan najmilej?
(chwila zastanowienia) I ten w Grecji, i w Chinach… Wiecie, ja miałem to szczęście, że później w te wszystkie miejsca byłem zapraszany ponownie. Z przeciętną drużyną, jaką jest Larisa, doszedłem do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów i zdobyłem Puchar Grecji. W Grecji panuje koalicja drużyn ateńsko-salonickich. Ciężko się tam przebić komuś innemu. Dopiero 22 lata później Larisa znów dotarła do finału krajowego pucharu. Zaproszono na to wydarzenie mnie oraz Kazia Kmiecika i Krzysia Adamczyka, którzy wtedy grali u mnie w Larisie. To miłe, że pamiętali o nas po tylu latach. Larisa na naszych oczach pokonała wtedy Panathinaikos. W Azji z kolei wywalczyłem wicemistrzostwo Chin oraz przegrałem finał Pucharu Chin z armią chińską 1:2, trochę przy pomocy sędziów. Powiedziałem wtedy w telewizji, że jest mi bardzo przykro, ale armia chińska musi być niezwyciężona. To nie była taka pełna porażka (śmiech).
Paweł Najdek: Którą ligę lubi Pan oglądać najbardziej?
Lubię ligę hiszpańską, mimo tej dominacji Realu i Barcelony. Fajnie, że Atletico zostało tak odmienione dzięki znakomitemu zawodnikowi, a teraz trenerowi – Diego Simeone. Reaktywował drużynę, która grała beznadziejnie słabo. Poza tym – wiadomo – liga angielska, która jest wyczerpująca, dynamiczna, szalona, szybciuteńka. Natomiast nie przepadam za ligą włoską, w której się gra defensywnie, żeby tylko nie przegrać.
Rafał Gurgurewicz: Ma Pan ulubione zespoły?
Nie. Jak idę na mecz, to lubię ocenić, czym dysponuje trener danej drużyny. Jeżeli między ekipami istnieje duża dysproporcja, to kibicuję tym słabszym. Część szkoleniowców chełpi się umiejętnościami, a jeszcze nigdy nie pracowała w małych zespołach. Ten, kto nie pracował w Piaście Gliwice, w Podbeskidziu, w Polonii Bytom, to tak naprawdę nie wie, co się dzieje w piłce. Tam, gdzie jest pieniądz, wszystko staje się bardzo łatwe.
Kacper Witlicki: Czy chciałby Pan jeszcze raz poprowadzić reprezentację Polski?
Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Powiem inaczej – chciałbym mieć kiedyś takie możliwości i warunki dla zawodników, które teraz ma Adam Nawałka. Za moich czasów przed meczem eliminacyjnym Polska – Anglia trzeba było wstrzymywać bunt wśród drużyny, która nie miała w czym grać. 22 maja 1993 roku o godzinie 22:00, dzień przed spotkaniem, na koszulach Hamburgera SV przyszywane były orzełki, żebyśmy mieli w czym wyjść na boisko. Zremisowaliśmy 1:1, chociaż do 83. minuty prowadziliśmy. Anglia ze mną nigdy nie wygrała w Polsce, miałem trzy szczęśliwe remisy: 0:0 w Chorzowie, 1:1, kiedy Lineker zdobył bramkę i ponownie Chorzów, kiedy wygrywaliśmy po strzale Adamczuka, a rywale wyrównali w tej 83. minucie. Wtedy zrobiłem błąd, wtedy powinienem się podać do dymisji, a nie dopiero 22 września 1993 roku po porażce z Norwegią, po oszustwie włoskiego sędziego Pairetto.
Marcin Człowiek: Czy we wrześniu ponownie wygramy z Niemcami i awansujemy do mistrzostw Europy 2016?
Powiem tak – w pojedynczym meczu każdy może pokonać każdego. W warunkach turniejowych takich przypadków jest mniej, bo dochodzi sprawa przygotowania, zachowania w czasie turnieju etc. Niemcy nie marzą teraz o niczym innym, niż o pokonaniu Polski za to upokorzenie, którego doświadczyli w Warszawie. W tym roku to dla nich jeden z najważniejszych meczów.
Jarosław Żydek: Który z Pana byłych piłkarzy jest najlepszym trenerem?
Oj, to też jest trudne pytanie… Wymienię kilku. Na pewno sympatyczny, bardzo mądry, inteligentny, srebrny medalista z Barcelony, Jurek Brzęczek. Poza tym pracujący w Kielcach Rysiek Tarasiewicz. Stefan Majewski, o którym powtarzam, że niepotrzebnie pełni w PZPN funkcję dyrektora sportowego. To dobrze dla Związku, ale sądzę, że powinien być czynnym trenerem. Paweł Janas, który jest obecnie w Bytovii. Tak, to zdecydowanie bardzo zdolne osoby.
Przepytali Paula Duda i Paweł Drażba
FOT: Paula Duda