Aktualności
Dominika Grosicka: Grosik wie, jak zorganizować niezapomnianą imprezę!
Jak podchodzisz do takich dni, jak Dzień Kobiet? Czekasz na coś specjalnego, czy wyznajesz zasadę, że Dzień Kobiet powinno się mieć cały rok, a nie tylko 8. marca?
Jestem osobą, która wszystko robi sama i od nikogo niczego nie wymaga w domu. Ale jak już taki dzień nadchodzi, to trochę po cichu liczę na jakiegoś kwiatka i na to, że ktoś pamięta (śmiech). Bardziej chodzi o pamięć niż prezenty. Miło się po prostu robi, jak chłopaki pamiętają o nas. Syn, Marcel, zawsze laurkę przyniesie.
A Kamil często robi niespodzianki?
Tak, chyba nigdy nie zapomniał o żadnym ważnym dniu! I właśnie jak już robi niespodzianki, to takie pełną gębą, kiedy ja się kompletnie nie spodziewam. Najlepiej wspominam tę, którą sprawił mi na dwudzieste piąte urodziny. Akurat zbiegły się one w czasie z przyjściem na świat Mai. Urodziła się sześć dni po moim święcie. Ja jeszcze po porodzie nie doszłam całkiem do siebie. Mieliśmy tylko wyjść na kolację. Tymczasem pod dom podjechała limuzyna. Ale nadal myślałam, że jedziemy jedynie coś zjeść. Ja wchodzę do restauracji, a tam wszyscy moi znajomi, wszystkie przyjaciółki. Z pięćdziesiąt osób! Myślałam, że zemdleję. Kamil zrobił taką imprezę, że do końca życie tego nie zapomnę. Umie zrobić niespodziankę i lubi to robić.
Kamil jest romantykiem?
Bywa (śmiech). Może tak na co dzień tego nie widać, ale przez różne gesty wiem, że gdzieś w głębi duszy musi być. Ostatnich walentynek, na przykład, nie spędzaliśmy razem. Ja byłam w Warszawie, a on męczył przez kilka dni moją przyjaciółkę, którą odwiedzałam, żeby mu doradziła, co ma zrobić. Prosił kolegę, żeby kupił mi kwiaty.
Idealny Dzień Kobiet Dominki Grosickiej?
Nie mam żadnego planu. Chciałabym, żebyśmy po prostu byli razem, bo, jak wiadomo, z tym bywa różnie. Jak Kamil ma urodziny, to przeważne jest zgrupowanie kadry. Zdarzały się wigilie osobno, sylwestry. Nie mam więc dużych wymagań.
Zaraz przed naszą rozmową wróciłaś z siłowni. Szykuje nam się nowa Ania Lewandowska?
Nie, nie. Wzięłam się ostatnio za siebie, bo do wakacji coraz mniej czasu (śmiech). Nie mam żadnego problemu ze sobą, ale jest to teraz na topie. Wszystkie są jędrne, więc nie chcę odstawać. Trochę biegam, czasem ćwiczę w domu. A z Anią się znamy i lubimy. Gdybym chciała, pewnie by mi udzieliła jakieś rady. Ale wiem, że jest bardzo zajętym człowiekiem. Nie będę jeszcze ja jej truć. Śledzę jej profile i na Facebooku, i na Instagramie i podziwiam. To niesamowicie motywuje, kiedy dziewczyny wrzucają zdjęcia po swoich treningach.
Przyjaźnisz się z partnerkami innych polskich piłkarzy?
Utrzymuję kontakt z Natalią, dziewczyną Maćka Rybusa i z Martą Glik. Znam się też z Asią Wasilewską i z Anią Peszko, ale z nią akurat bardziej z Instagrama. O spotkania jednak ciężko. Widzimy się przy okazji meczów reprezentacji i to właściwie wszystko.
Interesujesz się piłką na co dzień? Analizujesz mecze męża, zbiera burę od Ciebie za nieudane zagrania?
Zawsze po meczach Kamil ogląda powtórki sytuacji, swoich zagrań po kilka razy, przeżywa. Analizujemy więc razem. Kiedy gra na wyjeździe, to oczywiście oglądam i się emocjonuję. Później on dzwoni i pyta, jak było. Jak kiepsko, to nie mówię, że dobrze. Czasem walę prosto z mostu, ale też staram się go nie dołować, tylko podtrzymywać na duchu, nawet jeśli przytrafił mu się słaby występ. Poza meczami Kamila, lubię inne spotkania ligi francuskiej, ale z udziałem dobrych drużyn, np. PSG czy Lyonu. Ale jak już oglądamy trzeci mecz w tygodniu, to wychodzę. Za dużo.
Zdarza Ci się włączyć mecz, kiedy jesteś sama w domu, czy wtedy uciekasz od futbolu jak najdalej?
Nie, nie zdarza. Wtedy nadrabiam wszystkie seriale, których nie udało mi się wcześniej obejrzeć (śmiech).
Jak to jest być żoną piłkarza? Czy to faktycznie taka bajka, czy są jakieś ciemne strony?
Trudne pytanie. Jestem mamą na pełen etat. Dzieciaki pochłaniają mnóstwo czasu. Czasami w ciągu dnia nie mam dla siebie godziny, więc ciężko nazwać to bajką. Z drugiej strony jeździmy po świecie, możemy sobie pozwolić na fajne rzeczy, żyjemy na dobrym poziomie. Ale coś za coś. Dzieci co chwilę zmieniają szkołę, ja mam co chwilę inny dom. Takie zmiany miejsca też nie należą do przyjemności. Ciągle tylko pakowanie i rozpakowywanie. Poświęciłam swoje życie pracy Kamila i dzieciom. Nie spełniam się zawodowo, bo żyję dla nich, dla Kamila, żeby miał gdzie wrócić i czuł się w domu dobrze.
Rozmawiała Paula Duda
FOT: zdjęcie 1 (East News), pozostałe: Archiwum prywatne.