Aktualności

Twarz sensacyjnego beniaminka: Nieciecza zasługuje na szacunek! Chcemy więcej!

Specjalne15.08.2015 
Z powodu zerwania więzadeł kolanowych Marcin Baszczyński przed dwoma laty musiał zakończyć karierę piłkarską, ale nie miał problemów z przestawieniem się do nowej rzeczywistości. Popularny „Baszczu” bardzo dobrze radził sobie jako komentator Canal+, a od lipca najwięcej czasu poświęca pracy w Termalice Bruk-Bet Nieciecza, gdzie został generalnym menedżerem do spraw Sportu i Public Relations. 35-krotny reprezentant Polski stał się jedną z najważniejszych twarzy beniaminka spod tarnowskiej wsi.


Menedżer do spraw Sportu i Public Relations – to brzmi dumnie. Proszę jednak zdradzić, co tak naprawdę robi Pan w Termalice?
Marcin Baszczyński:
Dbam o kontakty z mediami, odbiór klubu. Dzięki Canal+ poznałem piłkę z innej strony, z perspektywy dziennikarzy. Jako zawodnik też nie sprawiałem mediom problemów, zawsze starałem się do nich podejść profesjonalnie. Dostałem zaproszenie z Niecieczy na rozmowy, a wizja klubu państwa Witkowskich tylko mnie utwierdziła w przekonaniu, że warto spróbować. No i jestem w Niecieczy.

Czuje się Pan buforem chroniący piłkarzy Termaliki przed żurnalistami?
Słyszałem takie opinie, ale jest wprost przeciwnie. Staram się doradzać zawodnikom Termaliki, jak mają postępować w kontaktach z mediami, daje im wskazówki. Klub z Niecieczy dostał się do Ekstraklasy i mierzy się z nową rzeczywistością. Także zawodnicy, bo nagle zainteresowanie nimi wzrosło. Zresztą nie ma się co oszukiwać, piłka nożna funkcjonuje w symbiozie z mediami. Obie strony siebie potrzebują.



Marcin Baszczyński jest twarzą Termaliki?

Jedną z wielu. Jeśli mogę pomóc, to staram się to robić. Naprawdę maksymalnie się zaangażowałem, a po podjęciu pracy dostawałem mnóstwo telefonów od dziennikarzy. Różne pytania padały, ale starałem się na wszystkie odpowiadać. Zależy mi na tym, by Termalica była postrzegana jak najlepiej. Tym bardziej, że jest to klub mądrze budowany, który chce się w każdym aspekcie rozwijać.

Siedzi Pan od ósmej do szesnastej za biurkiem w klubie?
Na stałe mieszkam na Śląsku, a w Termalice bywam jak najczęściej to możliwe, korzystam z noclegu. W domu też nie próżnuję, siadam przed komputerem i działam. Zdarza się, że nawet potrenuje z zespołem Piotra Mandrysza w siłowni. Na boisko mnie już jednak nie ciągnie, bo drogę powrotu na nią zamknął mi ostatni uraz. Gdy wstaję rano, kolano kuje i potrzebuje parę minut na rozchodzenie, aby ból minął.

Co powie Pan tym, którzy szydzą z faktu, że Ekstraklasę wywalczył klub ze wsi?
Gdzie są teraz takie marki jak Polonia Warszawa, ŁKS, Widzew? Państwo Witkowscy, którzy doprowadzili Termalikę aż do elity, zasługują na szacunek i uznanie, tym bardziej, że wybrali do tego zdrową drogę. Dzięki klubowi z Niecieczy promocję uzyskał też cały region.

Na razie jednak domowe mecze musicie rozgrywać w Mielcu.
W Mielcu spotkaliśmy się z ogromną życzliwością. Wiem, że ludzie woleliby tam oglądać w elicie Stal, ale i tak są bardzo pozytywnie do nas nastawieni. Spotkanie z Zagłębiem Lubin starałem się obserwować z dystansem. Nie dało się jednak, bo z biegiem minut coraz częściej patrzyłem na zegar. Radość z wygranej była bardzo duża. Pokazaliśmy, że nie musimy być dostarczycielem punktów.



Pana rówieśnik, Pavol Stano, zdobył zwycięskiego gola z Zagłębiem. To był Pana pomysł, aby sprowadzić go do Termaliki?
Raczej wspólny. Potrzebowaliśmy zawodnika, który uporządkuje nam obronę, wprowadzi spokój. Pavol był wolny, a na dodatek wiedzieliśmy, jakim jest profesjonalistą, że dba o siebie, pilnuje diety, jest świetnie przygotowany do gry na poziomie ekstraklasy. Jego umiejętność zdobywania bramek to dla Termaliki wartość dodana i można się cieszyć, że już w debiucie jego trafienie dało nam zwycięstwo. Marketingowo też zyskaliśmy, bo Słowak to znana postać polskiej Ekstraklasy i w swoim CV ma też występy w Lidze Mistrzów z zespołem Artmedii Petrżalka.

Nadal będzie Pan komentował mecze?
Jeśli czas na to pozwoli, to tak. W klubie nikt nie robił mi przeszkód. Tym bardziej, że będę przedstawiany jako pracownik Termaliki.



Uważa Pan swoją karierę za w pełni udaną?
Oczywiście. Wszystko w niej toczyło się harmonijnie. Ekstraklasa, powołania do młodzieżowej reprezentacji Polski, awans do kadry seniorów, z nią udział w finałach mistrzostw świata. Osiągnąłem trochę sukcesów, choć nie byłem wybitnie utalentowany. Jak to mówi Leo Beenhekker, step by step, czyli krok po kroku, szedłem do przodu. No i miałem szczęście poznać mnóstwo wspaniałych ludzi.

A jest rzecz, której w karierze zabrakło Panu najbardziej?
Chyba awansu z Wisłą Kraków do Ligi Mistrzów. Nie było takich zasad, jak teraz w eliminacjach i trafialiśmy na Real Madryt, Barcelonę, czy Anderlecht Bruksela w bardzo dobrym okresie. Szkoda strasznie, bo dysponowaliśmy świetnym zespołem. Awans do elitarnych rozgrywek mógł sprawić, że „Biała Gwiazda” stałaby się klubem na porządnym europejskim poziomie, bez zawirowań, ustabilizowanym. Teraz Wisła wciąż ma potencjał, ale nie idzie to w parze z pewnymi uwarunkowaniami. Cieszę się, że jest chociaż baza w Myślenicach, a pewnie takie coś pojawiłoby się wcześniej, w razie awansu do Champions League.

Pamięta Pan mecz z Ekwadorem na mundialu w Niemczech?
Takich wydarzeń się nigdy nie zapomina. Niebieskie trybuny w Gelsenkirchen stały się biało-czerwone, kibice fantastycznie nas dopingowali. Miałem ochotę góry przenosić, każdy z reprezentantów pragnął zwycięstwa, ale wiadomo, jak się to skończyło… W piłce można zbadać wszystko, prócz psychiki. Właśnie w sferze mentalnej tkwią największe rezerwy. Mistrzostwa świata wiążą się z wyjątkową presją, oczekiwaniami. Już dwa miesiące przed startem mundial stał się tematem numer jeden w mediach. Cała Polska nim żyła, a my jako zespół nie osiągnęliśmy  tego, na co my sami liczyliśmy. Kadrę Pawła Janasa zawsze jednak wspominać z ogromną sympatią. Po towarzyskim spotkaniu z Francją na Saint Denis poczułem się pełnowartościowym reprezentantem. Wziąłem udział we wspaniałych dla nas eliminacjach mundialu i samym turnieju w Niemczech.

Obecna kadra Adama Nawałki jest bardzo bliska awansu na mistrzostwa Europy we Francji. Znowu możemy doczekać się pięknych chwil, atmosfery wielkiego piłkarskiego turnieju.
Wierzę w ten zespół! Wiem, że stać go nie tylko na wyskoki, ale stabilną formę. Z Adamem Nawałką miałem z kolei przyjemność współpracować i uważam go za świetnego fachowca, oddanego swojej pracy całkowicie.



Na zakończenie – czy Marcin Baszczyński zostanie trenerem?
Jestem po kursie UEFA, został mi do zrobienia stopień Pro, więc niczego nie można wykluczać. Teraz skupiam się jednak na pracy w Termalice.

A może podążyć Pan śladem kolegów i pójdzie w dyrektory, jak Kamil Kosowski w Rozwoju Katowice.
Wisła produkuje dobrych piłkarzy i także dobrych dyrektorów (śmiech). Nie wszyscy z naszej dawnej ekipy jeszcze zakończyli kariery, Arek Głowacki wciąż występuje w Ekstraklasie, a Maciej Żurawski czaruje w barwach Porońca Poronin, na trzecioligowym szczeblu. Właśnie się dowiedziałem, że zespół „Żurawia” przegrał z Łysicą Bodzentyn 0:3. Maciek nic nie strzelił, aż trudno uwierzyć.

Rozmawiał Jaromir Kruk

SYLWETKA: MARCIN BASZCZYŃSKI
Urodzony 7 czerwca 1977 roku w Rudzie Śląskiej. Piłkarz klubów: Pogoń Nowy Bytom, Ruch Chorzów, Wisła Kraków, Atromitos Ateny, Polonia Warszawa, Ruch Chorzów.

W reprezentacji Polski: w latach 2000-2006 rozegrał 35 meczów i strzelił gola. Uczestnik finałów MŚ 2006 w Niemczech.

Największe sukcesy: z Wisłą mistrz Polski 2001, 2003, 2004, 2005, 2008, 2009, Puchar Polski 2003, Puchar Ligi 2001, z Ruchem Puchar Polski 1996.

Po zakończeniu kariery: komentator w telewizji Canal+, a od 1 lipca tego roku Menedżer ds. Sportu i Public Relations w Termalice Bruk-Bet Nieciecza.

TAGI: Marcin Baszczyński, Termalica,

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności