Aktualności

[WYWIAD] Mozyrko: Piłkarze jak pudełka z narzędziami

Specjalne13.03.2017 
- Młodzi ludzie są jak pudełka z narzędziami: na samym początku szkolenia staramy się do nich włożyć jak najwięcej narzędzi, a potem od 14 roku życia uczymy, jak najlepiej te posiadane narzędzia wykorzystywać. Czasem dodawać dwa, trzy elementy, ale w tym wieku już naprawdę nie zostało wiele czasu – tłumaczy w wywiadzie dla „Łączy Nas Piłka” Radosław Mozyrko, koordynator azkolenia Akademii Piłkarskiej Legii Warszawa.

Jesteś w akademii Legii Warszawa od września, dotychczas przyglądałeś się treningom, drużynom i meczom. Jakie są twoje spostrzeżenia?

- Zacznijmy od pozytywnych rzeczy: w akademii pracują naprawdę fajni ludzie, którzy wiedzą, jak rozwijać piłkarzy. Mamy do tego również ciekawych zawodników, a sama struktura jest rozbudowana. Pod względem pracowników zatrudnionych wyłącznie w klubie jesteśmy pewnie w czołowej trzydziestce Europy. Jest ich około 35, ale nawet patrząc na samych trenerów wygląda to dobrze. Na pewno musimy zmienić program meczowy, częściej grać z mocniejszymi przeciwnikami i to wprowadzimy już od najbliższego sezonu. Młodzieżowa Liga Mistrzów nam pokazała wartość rywalizacji na wyższym poziomie. Zmieniamy również indywidualizację treningów.

Do tej pory zdarzali się piłkarze akademii Legii, którzy część pracy siłowej, motorycznej wykonywali dodatkowo, na własną rękę poza klubem.

- Też o tym słyszałem, ale nie oznacza to, że w klubie nie prowadzimy już takich zajęć od dawna. Zresztą mi nie przeszkadza, jeśli zawodnicy chcą robić coś dodatkowo poza Legią, dopóki nie jest to w konflikcie z tym nad czym my pracujemy właśnie w strefie motorycznej. Takie przypadki zaburzałyby ich rozwój.

Mówiąc o indywidualizacji szkolenia często zwraca się uwagę wyłącznie na elementy typowo piłkarskie, a nie np. ogólnorozwojowe. Czy to jest element obecnie zaniedbany?

- Wszystko przez skok cywilizacyjny: ludzie siedzą przed telewizorami, komputerami, smartfonami itd. W poprzednich klubach w których pracowałem wprowadzano elementy ogólnorozwojowe, ale w środowisku ulicznym, czyli próbowaliśmy odtworzyć to, co robiło się kiedyś: wchodziło na drzewa, skakało po trzepakach, biegało po podwórku. Organizowaliśmy wyścigi na rowerach, tory przeszkód, graliśmy w rugby i krykieta, by usprawniać dzieci. Zgadzam się, że dzieci teraz są mniej sprawne i mogą przez to być słabszymi piłkarzami i nad tym trzeba mocno pracować.

Wobec tego czym byłeś zaskoczony już w samej grze piłkarzy oraz drużyn?

- Tym, że mało gramy jeden na jeden. W pierwszych miesiącach takich pojedynków widziałem niewiele. A z pozytywów: w większości meczów dominowaliśmy, choć czasem bardziej pod względem posiadania niż jakościowo. Ale nie chcę przez to powiedzieć, że mamy przeciętnych zawodników, bo mam wiele przykładów pokazujących coś innego. Zaskoczyła mnie także liczebność grup, po około dwudziestu pięciu zawodników w niektórych rocznikach. W Sportingu też tak jest i to też jest sposób, ale warto pamiętać o jednej zasadzie, która dotyczy nawet seniorów: nie grasz, nie rozwijasz się. Mając grupę 22-osobową i tylko jeden mecz tygodniowo, część gra bardzo dużo, część trochę, a niektórzy niemal w ogóle. A szansę trzeba dać innym. Dlatego od wiosny to zmieniamy w grupach od U14 do U17 – na ławkach rezerwowych będzie tylko trzech zawodników, zwiększymy płynność gry, zawodnicy będą spędzali więcej czasu na boisku. Dla tych, którzy nie załapią do kadry meczowej zorganizujemy dodatkowy trening, sparing lub grę wewnętrzną. Bo co jest lepsze dla zawodnika: dziesięć minut w meczu, czy sparing w pełnym wymiarze lub zajęcia wyrównawcze? Jeśli będzie to odpowiednio rozłożone, by w sezonie każdy się nagrał, a nie jeździli tylko najlepsi, to program zda egzamin. A czasem trzeba zabrać tych wyróżniających się, by rozwijali się średni. W Anglii w młodszych rocznikach dzieliliśmy zespoły według umiejętności na trzy grupy, które rozgrywały sparingi. I widzieliśmy, kto w tej najniższej radził sobie najlepiej, wyrastał na lidera, może doskoczyć na wyższy poziom.

Wspomniałeś o braku pojedynków. Czy to kwestia np. odwagi, czy raczej nie byli oni zachęcani do dryblingu?

- Do tej pory staram się znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Co rocznik, co zawodnik i co trener to podejście było różne. Oczywiście, że w części przypadków piłkarze mogli być częściej zachęcani, w innych sytuacjach woleli grać pod zespół. Z drugiej strony jesteśmy poniekąd akademią podającą, która lubi utrzymywać się przy piłce, co może zaburza nieco taki rozwój. Może zwracamy większą uwagę na drużynę, nie jednostki. Albo po prostu rywale bywają słabsi, że większą frajdę sprawiają szybkie wymiany podań, nie próby dryblingu?

W Europie nadal zdarzają się akademie, które tak jak Legia stawiają większy nacisk na grę podaniami?

- Wszystko zależy od tego, jakich piłkarzy chcemy wychować. Nam zależy, by odbić swój stempel na zawodniku, wpoić mu określoną filozofię gry klubu. Pojęcie „akademii podającej” po raz pierwszy usłyszałem od Tony’ego Carra, legendy szkolenia w West Hamie i w Anglii. On bardzo zwracał uwagę na to, jak jego zawodnicy przyjmują i podają piłkę, wykonują ruch bez niej. Raz siedząc na spotkaniu ktoś spytał go, dlaczego nie wychował żadnego dobrze kiwającego się piłkarza. I sam doszedł do wniosku, że to mógł być efekt nacisku na inne elementy, inną filozofię gry.

Jakiego więc piłkarza chce wychować Legia? Czy ma on mieć jakieś charakterystyczne umiejętności niezależnie od pozycji na boisku?

- Są stworzone profile pod pozycje, w tym momencie ogólnego wzorca nie mamy, oprócz wartości. Na pewno niezależnie od mojej filozofii i innych, tym stemplem musi być chęć zwyciężania. Bez tego w Legii się nie przetrwa. Nie można się zadowalać kilkoma wygranymi, ale chcieć tego zawsze. To cecha, którą można wypracować, wyselekcjonować, a jednocześnie stworzyć środowiska do jej budowania. Wystarczy w każdym treningu wprowadzić element rywalizacji, wyróżniać wygranych. Dla mnie program szkolenia nie prowadzi wyłącznie do wychowania zawodników, ale ich selekcji. Wskazania, kto się nadaje na najwyższy poziom, a kto nie. W szkoleniach Navy Seals ci najlepsi trafiają na obóz i jeszcze z nich wybierają elitę do jednostki. Mam podobną filozofię w szkoleniu. Oczywiście pomagamy poprawić się i rozwinąć każdemu, ale program musi być na tyle trudny i mocny, by wskazać najlepszych.

Ale już w cechach piłkarskich możesz powiedzieć, czym konkretnie ma wyróżniać się np. napastnik przyszłości Legii?

- Jeszcze nie, ponieważ prace nad sylwetkami wciąż trwają. Natomiast moja filozofia jest prosta i ogranicza się do trzech ról na boisku: „Stop – Create – Score”. Wybitny zawodnik potrafi wykonywać wszystkie te trzy elementy: zatrzymać atak, wykreować sytuacje i ją wykorzystać. Bardzo dobry – dwie, a dobry, który ma prawo bytu na średnim poziomie, jedną. Spójrzmy na przykładzie Kamila Glika: potrafi powstrzymać przeciwnika, ale też strzela bramki. Za to może nie wprowadza piłki prostopadłymi podaniami tak dobrze, jak inni, nie robi tego w dryblingu. W ten uproszczony sposób patrzę na umiejętności zawodników i nad tymi mocnymi stronami pracujemy, szukając pobocznych aspektów, których poziom również możemy podnieść.

Profilując zawodnika już pod konkretną pozycję?

- Niekoniecznie. W przypadku młodych piłkarzy zawsze mówię o „aktualnie najlepszej pozycji”. Weźmy przykład lewonożnego pomocnika, który bardzo dobrze dośrodkowuje, ale jest słabszy w dryblingu. Przy takich umiejętnościach od razu byłaby pokusa zrobienia z niego lewego obrońcy. Jeśli jednak dobrze pracuje i się rozwija, to dlaczego nie spróbować dodać mu dryblingu czy strzału? Choćby przez ustawianie go na prawym skrzydle, by schodził do środka i szukał możliwości uderzenia. A jeśli jeszcze popracuje nad finalnymi podaniami, to może być „dziesiątką”. Wszystko jest płynne i nie zero-jedynkowe. W pewnym momencie, jeśli ktoś wolno się rozwija, wybiera się dwa, trzy elementy nad którymi powinien pracować, by dostać szansę na kontrakt. Kontrakt oznacza czas na dalszy rozwój. Przy szybszym progresie można takiemu zawodnikowi dać więcej pozycji. A pozycje uczą: gdy ktoś słabo broni, daje się go do obrony. Naukę dryblingu wymusza się u np. skrzydłowych przestawiając ich na przeciwną stronę, by schodzili do środka, a nie grali wzdłuż linii.

Akademia Legii jest dosyć mocno podzielona na część komercyjną i właściwą, mocno odciętą selekcją. Czy to jest jakiś problem przy wprowadzaniu zmian w indywidualizacji szkolenia?

- Każdy dobry klub ma program komercyjny podobny do „Legia Soccer Schools” i właściwą akademię. Uważam, że to bardzo dobra rzecz, bo jednym z celów projektu „LSS” jest nie tylko przynoszenie dochodów, ale też promowanie klubu, piłki nożnej i wstępna selekcja. Natomiast akademia ma wychować piłkarzy do pierwszego zespołu. Nie ma żadnego konfliktu. W akademii pierwsza indywidualizacja została wprowadzona w zespole juniorów starszych trzy lata temu przez Mateusza Kamudę, a od tego sezonu ten program jest już usystematyzowany. Dwa tygodnie temu zmieniliśmy mikrocykl treningowy czterech grup wiekowych, by poniedziałkowe zajęcia były już stricte indywidualnymi. Na jednego trenera przypada maksymalnie pięciu zawodników, którzy pracują nad swoimi mocnymi stronami. Nie są podzieleni pod pozycje, aczkolwiek to się często pokrywa. W przyszłości mają pracować nad dodatkowymi elementami.

Narzuca się pytanie: dlaczego pracują nad mocnymi stronami, a nie poprawiają tych słabych?

- Są trzy elementy: mocne strony, dodatkowe umiejętności i słabe strony. Według mnie to mocne strony doprowadzają zawodnika do podpisania kontraktu, do kariery. A dodatkowe umiejętności powodują, że częściej można wykorzystywać swoje atuty. Np. mocną stroną jest wykończenie, strzał z pola karnego. Można pracować więc nad elementem, by częściej znajdować się w takich sytuacjach: wyjściem na pozycję, na prostopadłe podanie, kiedy odskoczyć od obrońcy. Nad słabą stroną pracuje się wtedy, gdy może to zablokować rozwój i wejście na wyższy poziom. Jest środkowy obrońca, który słabo się komunikuje na boisku – i to może przeszkodzić mu w zrobieniu kariery. Taką mam hierarchię celów treningowych. Będziemy pracować nad słabymi stronami, ale najpierw zajmiemy się mocnymi, by „sprzedać” tę filozofię trenerom. W piłce i w życiu często patrząc na człowieka koncentrujemy się na tym, czego nie ma, a nie na jego atutach. Dla mnie mocna strona to coś wybitnego i wokół nich warto budować. To jest oczywiście filozofia od pewnego roku życia – do wieku 12-13 lat uczymy wszystkiego. Bo młodzi ludzie są jak pudełka z narzędziami: na samym początku szkolenia staramy się do nich włożyć jak najwięcej narzędzi, a potem od 14 roku życia uczymy, jak najlepiej te posiadane narzędzia wykorzystywać. Czasem dodawać dwa, trzy elementy, ale w tym wieku już naprawdę nie zostało wiele czasu.

Teraz najlepszym przykładem jest Sebastian Szymański, który już w wieku 17 lat wchodzi do pierwszej drużyny i gra.

- Owszem, ale nie każdy przypadek jest taki sam. Dlaczego Wayne Rooney w podobnym wieku już strzelał gole w Premier League? Bo od trzynastego roku życia się golił. U Sebastiana ten potencjał jest naprawdę spory i jeszcze wiele przed nim, ale musimy pamiętać, że zdarzają się przypadki, że zawodnicy wcześniej zaczynający szybciej kończą, a kariery tych wchodzących później trwają dłużej. Nie ma reguły, że już w wieku 17 lat zawodnik musi grać w seniorach. Każdy inaczej się rozwija, może szansę dostać trochę później.

Wracając do treningów indywidualnych: jak takie zajęcia wyglądają w Legii?

- Wedle tej filozofii „Stop – Create – Score”, którą ja żartobliwie nazywam „Żołnierze – Artyści – Killerzy”. Ale tak naprawdę mamy pięć grup: bramkarze, ci od zatrzymywania akcji, wykańczania ich, oraz dwie w kreowaniu – podający i dryblujący. Drybling i defensywę można na przykład ćwiczyć w sytuacjach 1 na 1. Powiem tak: w klubie zastałem już odpowiednią filozofię, strukturę. Natomiast zostałem ściągnięty tu ze względu na własne spojrzenie na indywidualizację, wprowadzanie jej osobno i w zajęciach grupowych. Dla mnie indywidualizm to nie tylko praca z jednym zawodnikiem, ale w szczególności tak przygotowanie treningu, by najlepsze jednostki się rozwijały. Ważny jest temat główny: np. jak zmodyfikować trening pod kątem dryblerów, gdy cały tydzień chce się ćwiczyć utrzymanie piłki? Tak, by rozwijał mocną stronę i swoją rolę w zespole. Teraz z trenerami akademii się docieramy: ja proponuję i wprowadzam swoje pomysły, by edukacja ewoluowała. Niektóre elementy upraszczamy, inne rozbudowujemy. Zawsze mówiłem, że system szkolenia tworzy się wiedząc, jakie są warunki pracy, jacy są trenerzy, zawodnicy i profil piłkarzy, których chcemy stworzyć.

Kto prowadzi te zajęcia?

- Trenerzy z akademii, ich liczba jest uzależniona od wielkości grupy. Następnym krokiem, na nowy sezon, będzie stworzenie działu od treningu indywidualnego. Planujemy zatrudnić dwóch, trzech trenerów, którzy będą stricte do tego przydzieleni, jeszcze niektórym kategoriom wiekowym dodamy kolejną jednostkę zajęć indywidualnych. Ale nie będzie narzucania filozofii – chciałbym zobaczyć również, jakie pomysły mają trenerzy już zatrudnieni w akademii, jaki będzie sposób pracy lidera nowego działu. Np. w Nottingham Forest mieliśmy stacje dla młodych drużyn – na nich ćwiczyło się indywidualnie konkretne elementy i co jakiś czas grupy przechodziły dalej. Czyli uczono się wszystkiego w ramach tych zajęć. Na razie trudno odpowiedzieć, jak będziemy konkretnie pracowali w Legii, bo wszystko się kształtuje w elemencie treningów indywidualnych.

Jakie były pierwsze reakcje zawodników?

- Wydaje mi się, że większość polubiła tę formę treningów. Jest dużo kontaktów z piłką, uwaga trenera ciągle skupiona na zawodników, pracują nad swoimi mocnymi stronami. Na początku kilku zawodników było lekko zniesmaczona, że trafiła do grupy "żołnierzy". Ale powiedziałem im, że najlepsi mają wszystkie trzy elementy w sobie. Dodatkowo, za kilka tygodni oni sami będą mieli możliwość udziału w wyborze grupy. Bo dobry rozwój jest wtedy, kiedy uczeń jest świadomy procesu i czuje się za niego odpowiedzialny. Także trenerzy bardzo łatwo przyswoili sobie modyfikacje mikrocyklu treningowego i szybko docierają się do nowego programu.

Kto ma być w tej grupie trenerów? Czy szukacie konkretnie byłych piłkarzy, którzy sami te umiejętności techniczne mieli na wysokim poziomie?

- Odpowiem tak: ja chcę po prostu bardzo dobrych trenerów młodzieży. W akademii uwielbiam mieszankę trenerów-pedagogów, od lat pracujących w zawodzie i trenerów-byłych piłkarzy, którzy też są wykształceni, ale mają za sobą doświadczenie z kariery. Obaj patrzą na piłkę inaczej. Lubię takie połączenia nawet w jednym sztabie, zespole i w Legii mamy ich już kilka. Z mojego doświadczenia to byli piłkarze najlepiej odnajdują się w treningu indywidualnym, w szczególności pod pozycję i rolę, którą spełniali w karierze. Łatwiej im „sprzedać” bogate doświadczenie, kluczowe informacje. Aczkolwiek jest kilku trenerów w Akademii z ogromnym potencjałem, żeby być bardzo dobrymi trenerami od treningów indywidualnych, którzy nie grali zawodowo.

Patrząc na trenerów, którzy już byli w akademii też byłeś czymś zaskoczony?

- Bardzo dobrą wiedzą pod względem taktycznym. Myślę, że niejeden trener zagiąłby kolegów po fachu z zachodu w tych kwestiach. Ale z drugiej strony czują lekką presję wyniku. Trener oczywiście musi stworzyć środowisko w którym wygrywanie jest najważniejsze, ale nie dla niego, tylko dla zawodników. Jego głównym celem jest ich rozwijanie. Czy trener powinien być załamany i zestresowany, bo na przykład przegrał z Jagiellonią Białystok 2:3, a był bez trzech kadrowiczów i elementy nad którymi pracowali wyglądały lepiej niż tydzień temu? Nie. Zawodnicy – oczywiście, że tak. Czy trener może udawać załamanie, zdegustowanie takim wynikiem, by tworzyć środowisko zwycięzców? Jak najbardziej. Niezależnie, czy to byli sześciolatkowie, czy seniorzy, nigdy nie powiedziałem swoim piłkarzom, że wynik nie jest ważny. Tylko wiem, że za pięć lat nikt o tym wyniku nie będzie pamiętał, patrzeć będzie się na rozwój. Wynik jest ważny, ale rozwój najważniejszy.

Jest profil trenerów, których chciałbyś ściągnąć do akademii Legii?

- Tworzymy ten profil. Tak jak wspominałem, lubię mieszankę: trenerów z siwymi włosami, którzy są po przejściach, wiele widzieli. Ale też młodych, którzy mają mnóstwo pomysłów, świeże spojrzenie. Także takich, którzy dążą do pracy w seniorach, również szkoleniowców chcących być specjalistami np. w grupie U-12. Wszystko musi być zrównoważone, bo jeśli będzie czegoś za dużo, to zaszkodzi to środowisku. Wiele zależy od tego, jakich zawodników chcemy mieć, jakimi elementami mają się wyróżniać niezależnie od pozycji.

Kiedyś powiedziałeś: zawodnik jest systemem szkolenia. Mógłbyś to rozwinąć?

- Każdy zawodnik jest inny, roczniki się różnią i tworzenie sztywnego systemu szkolenia pod każdą grupę wiekową i każdego piłkarza może raz wyjść, a raz nie. Bo możemy mieć zawodników, którzy potrzebują czegoś zupełnie innego. To oni powinni decydować o tym, gdzie są, co my z nimi będziemy robili. Pewne elementy – nasze DNA – zawsze mają się powtarzać, ale sami piłkarze muszą być świadomi tego nad czym chcą pracować.

Rozmawiał Michał Zachodny
(fot. Legia.com)

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności