Aktualności

[WYWIAD] Były reprezentant Polski: „Mieszkałem w koszarach, czułem się jak w wojsku. Ludzi mówili, że trafiłem na zesłanie”

Specjalne05.08.2016 
Był uważany za cudowne dziecko polskiego futbolu. Szybko trafił do Legii Warszawa, rozegrał dziesięć meczów w reprezentacji Polski. Potem już nie wszystko potoczyło się tak, jak powinno. Odbudował się w Jagiellonii Białystok, zwiedził trochę świata, a dziś jest piłkarzem Pogoni Siedlce. Marcin Burkhardt w szczerej rozmowie z Łączy Nas Piłka.

W ostatnim czasie trochę Ciebie po świecie rzucało. Azerbejdżan, Bułgaria, Norwegia.

Takie jest to życie piłkarza. Nie przewidzisz co cię czeka w karierze. Mnie akurat tam chcieli. Udało mi się trochę pozwiedzać świata. Nie były to może jakieś super przygody, ale miałem styczność z krajami odrębnymi kulturowo od Polski. Poznałem nowe kultury i inne style gry w piłkę. Zetknąłem się z inną mentalnością ludzi. Uważam, że zawsze trzeba dostrzegać pozytywy takich wyjazdów.

Gdzie było najciężej się odnaleźć?

Przysłowiowe zderzenie ze ścianą miałem z Azerbejdżanie. Całym zespołem byliśmy skoszarowani w bazie wojskowej. I tak przez 10 miesięcy. Czułem się bardziej jak w wojsku, a nie w drużynie piłkarskiej (śmiech). Śniadanie na stołówce, musieliśmy meldować się w określonych punktach, które były niedostępne dla zwykłych ludzi. Wejścia pilnowała ochrona. Było ciężko, ale dało się przeżyć.

A poziom ligi?

Specjalnie wysoki nie był. W lidze były 3-4 zespoły, prezentujące jakiś poziom. Chodzi mi m.in. o Nefczi Baku, czy Inter Baku, które były napędzane pieniędzmi możnych sponsorów.

Polscy piłkarze różnie wypowiadają się o Bułgarii. Przeważnie stawiają tamtejszą ligę w złym świetle. Jak jest naprawdę?

Akurat ja mam dobre wspomnienia z Bułgarii. Udało mi się trafić do bardzo dobrego klubu. Z czymś takim, jak problemy finansowe, w Czerno More Warna, nie zetknąłem się. Klub nie ma żadnych zaległości wobec mnie. Wszystko było płacone na czas. Szkoda tylko, że piłkarsko tak to się potoczyło. Chociaż zdobyłem tam jeden ze swoich trzech krajowych pucharów. To była jedna z milszych chwil w mojej karierze.

Sportowo? W pierwszym sezonie grałem sporo [19 meczów w lidze, siedem występów w Pucharze Bułgarii, 4 gole i dwie asysty – przyp. aut.]. Przerwa między sezonami była krótka i złapałem kontuzję przeciążeniową. Grałem coraz mniej. Nie chciałem być zbędnym balastem dla klubu. Uznałem, że najlepszym rozwiązaniem będzie odejście. Nikt mi nie robił problemów. Pół roku przed terminowym końcem umowy, rozwiązaliśmy kontrakt za porozumieniem stron.

Potem grałeś w Norwegii, i to w II lidze. Skąd taki pomsł?

Po odejściu z Czerno More byłem bez klubu. Chciałem zaczepić się w Polsce. Ofert jednak brakowało. Nagle pojawiła się propozycja z Ullensaker/Kisa IL. Nie miałem wyjścia, zgodziłem się. Niestety, nie była to najlepsza decyzja.

Dlaczego?

Swoje mecze Ullensaker/Kisa IL rozgrywał na sztucznej trawie. Nie podszedł mi też ich styl gry. Była to typowa rąbanka – bieganie, kopanie. Żadnej techniki. Toporna piłka. Pewnie dlatego tak dobrze czułem się w Bułgarii, gdzie gra się technicznie, na jeden dwa kontakty. Z głową, a nie na oślep.

Niespodziewanie wylądowałeś w Pogoni Siedlce. Przypadek?

Umówmy się, po powrocie z Bułgarii nie mogłem mieć jakiś wygórowanych oczekiwań jeśli chodzi o kluby z wyższej półki w Polsce. Myślę, że dobrze trafiłem. Pogoń jako klub cały czas się rozwija. Jestem pozytywnie zaskoczony tym, co tutaj zobaczyłem. Dobra infrastruktura, piłkarze, trenerzy, pomocni ludzie.

Nie żałujesz, że tak potoczyła się Twoje kariera? Można powiedzieć, że spadałeś z wysokiego konia.

Żałuję. Wiem, ze mogłem osiągnąć więcej. Co stanęło na przeszkodzie? Czasami była to kwestia złych wyborów. Mój rozwój zahamowały też kontuzje. Mam 32 lata, nie czuję, że to mój koniec. Chcę jeszcze pokazać, że potrafię grać w piłkę. I dać ludziom radość. Mogę spokojnie pograć kilka lat, tym bardziej że medycyna stoi na wysokim poziomie. W dzisiejszych czasach łatwiej o regenerację. Do tego odpowiednia zdrowia dieta i można dalej ciągnąć karierę.

Dziesięć lat temu wydawało się, że chwyciłeś pana Boga za nogi. Wielki talent, gra w Amice Wronki, potem Legii Warszawa, reprezentacja Polski. Ale potem był nagły zjazd. Bolesny?

Nie było aż tak źle, jak wiele osób sądzi. Wyjechałem do Szwecji. W IFK Norrköping zrozumiałem co to profesjonalizm. Starałem się nie zniknąć z radarów. Mówiąc o profesjonalizmie, mam na myśli moje podejście do zawodu. Wyciągnąłem wnioski. Zacząłem pracować nad sobą.

Krótki epizod w Metaliście Charków był w ogóle potrzebny?

W Charakowie zabrakło mi charakteru żeby przebić się do składu. Wtedy Metalist był bardzo mocnym zespołem. Wysoko zawiesiłem sobie poprzeczkę. Z perspektywy czasu żałuję, że nie powalczyłem o swoje. Może moja kariera potoczyłaby się inaczej?

Sezon 2010/11 i reaktywacja Marcina Burkhardta w Jagiellonii Białystok?

Zgadza się. To był bardzo udany czas dla Jagiellonii. Zdobyliśmy Superpuchar Polski, rok wcześniej wywalczyliśmy Puchar Polski. Dwa lata z rzędu „graliśmy” w europejskich pucharach. W sensie w kwalifikacjach, bo kończyliśmy jak większość polskich zespołów w ostatnich latach. Zaliczyłem udany powrót. W czerwcu 2012 roku odszedł z Jagiellonii. Wylądowałem w Azerbejdżanie. Ludzi zapowiadali mój koniec. Mówili, że wyjechałem tam tylko dla pieniędzy. Według nich to miało być zesłanie. A prawda jest taka, że zarobki miałem zbliżone do tych w Białymstoku.

W Jagiellonii nie było szansę na dalszą grę?

Z czasem miałem coraz bardziej pod górkę. Doznałem kontuzji. Mogłem zostać pod warunkiem, że zgodzę się na obniżkę kontraktu o 50 proc. Rozstaliśmy się. Bycie piłkarzem nie sprowadza się tylko do dobrej gry. To także mądre wybory, cierpliwość.

Teraz jesteś bardziej cierpliwy?

Tak. Nauczyłem się tego w Norwegii. Mogłem stamtąd odejść w maju, czy czerwcu, ale cierpliwie czekałem na rozwój wypadków. Wiedziałem, że cierpliwość popłaca.

Piotr Wiśniewski

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności