Aktualności
Zdobył serce Miss, odmówił Obamie, goni Klose i Pelego. Strzelał prawie wszystkim, oprócz nas.
W pogoni za…Pele
Strzał, gol, kilka metrów biegu, gwiazda, fikołek i okrzyk radości – taką cieszynke kibice reprezentacji Irlandii oglądali już 65 razy. Tyle bramek dla swojego kraju zdobył Robbie Keane. 138 rozegranych spotkań i oszałamiająca liczba goli sprawiają, że 34-latek na stałe zapisał się w historii światowej piłki. W świadomości przeciętnego kibica Keane nie funkcjonuje w czołówce najlepszych napastników ostatnich lat. Nie grał w najlepszych klubach, nie błyszczał w lidze mistrzów, nie wygrał mistrzostwa w żadnej poważnej lidze, ale to co robi dla swojej reprezentacji, już teraz pozwala mu na status żywej legendy. Ferenc Puskas, Sandor Kocsis, Mirsolav Klose i Gerd Mueller, tylko czterej napastnicy europejskich reprezentacji mogą pochwalić się pokaźniejszym dorobkiem bramkowym od Robbiego Keane’a. Irlandczyk ma na koncie więcej bramek od legend światowej piłki: Ronaldo, Romario, Gabriela Batistuty, Thierry’ego Henry czy Davida Villi. Tylko dwunastu napastników w historii futbolu trafiało w kadrze częściej, niż on. 34-letni Keane zapewne marzy o dogonieniu wielkiego Pele. Dzieli go od Brazylijczyka zaledwie dziewięć bramek. Brytyjczyk może pochwalić się tytułem najlepszego snajpera kwalifikacji do mistrzostw Europy. Po tym, jak w ciągu zaledwie dwunastu minut skompletował hattrick w meczu z Gibraltarem, zdołał wyprzedzić dotychczasowego lidera Turka Hakana Sukura. My liczymy, że dorobek 21 bramek Keana w kwalifikacjach, po niedzielnym meczu w Dublinie, pozostanie niezmieniony.
Bożyszcze i Judasz
Gdy miał 19 lat Coventry zapłaciło za niego 6 milionów funtów, co uczyniło z Robbiego Keane’a najdroższego nastolatka na Wyspach Brytyjskich. W sumie, gdy przechodził z klubu do klubu kosztował aż 70 milionów. Najbardziej zadowoleni z pieniędzy wydanych na urodzonego w Dublinie napastnika byli działacze Tottenhamu. Przez kilka lat Robbie był bożyszczem kibiców na White Hart Lane. 126 bramek, które zdobył dla „Kogutów” powinny zapewnić mu w północnym Londynie dozgonną wdzięczność kibiców. Granica pomiędzy uwielbieniem a nienawiścią jest jednak bardzo cienka. W białej koszulce Tottenhamu był przez długi czas największym idolem, po założeniu czerwonego trykotu Liverpoolu jedyne, co zyskał, to status zdrajcy. Londyńczycy nie potrafili zrozumieć decyzji swojego ulubieńca, który po sześciu latach gry dla ich klubu przeniósł się na Anfield. Irlandczyk liczył, że wreszcie wejdzie na szczyt w klubowej piłce i zacznie sięgać po trofea. Rzeczywistość potraktowała go bardzo brutalnie. Rafa Benitez nie miał pomysłu na Keane’a i nie zamierzał tego zmieniać. Rok spędzony w Liverpoolu był dla Irlandczyka koszmarem. Początkiem końca jego kariery w Anglii. Po nieudanym epizodzie na Anfield, nietrafionym powrocie do Tottenhamu i równie mizernej przygodzie z West Hamem United, Keane przystał na propozycję od Los Angeles Galaxy. Wyprawa do Stanów Zjednoczonych okazała się strzałem w dziesiątkę. Irlandczyk zaadaptował się w tamtejszej lidze lepiej od Beckhama czy Henry’ego, zostając jej największą gwiazdą. Trzykrotnie sięgnął po mistrzowski tytuł a w ostatnim sezonie został wybrany najlepszym zawodnikiem ligi. Dla drużyny z „miasta aniołów” strzela z taką samą regularnością, jak dla narodowej reprezentacji.
Mistrzowskie końcówki
Mimo 138 spotkań w kadrze ledwie 7 z nich Keane rozegrał na turnieju rangi mistrzowskiej. W 2002 roku ich „złota generacja”, najlepsza jaką mogli pochwalić się w ostatnich latach Irlandczycy, pojechała na mundial do Korei i Japonii. Drużyna, w której obok Robbiego Keana występowali Roy Keane, Damien Duff, Steve Staunton, Shay Given i Naill Quinn mogła być rewelacją azjatyckiego turnieju. Zespół Micka McCarthy’ego zdołał wyjść z grupy po pokonaniu Arabii Saudyjskiej i remisach z Kamerunem i Niemcami. Następnie w 1/8 finału po regulaminowym czasie gry remisował z Hiszpanią. Bohaterem Irlandczyków był rzecz jasna Robbie Keane. Napastnik wprowadzał swoich rodaków w ekstazę igrając z losem w samych końcówkach spotkań. W doliczonym czasie grupowego meczu z Niemcami nie dał szans Oliverowi Kahnowi, zostając jednym z zaledwie dwóch zawodników, obok Brazylijczyka Ronaldo, którzy w przeciągu całego turnieju pokonali bramkarza Bayernu Monachium.
Na liście ofiar Irlandczyka znalazł się również inny wielki golkiper, Iker Casillas. Ponownie w doliczonym czasie gry, spotkania 1/8 finału, Keane strzałem z rzutu karnego dał swojej drużynie nadzieje na awans do najlepszej ósemki. W serii jedenastek również zdołał zachować czystą krew, ale przez błędy jego kolegów to Hiszpanie pozostali dalej w grze.
Łatkę króla doliczonego czasu gry Robbie potwierdził również w ostatnim finale MLS. Mimo 34 lat na karku nie zatracił swoich dawnych atutów. Za oceanem trafia seryjnie. Rozstrzygając spotkania w ostatnich sekundach buduje ogromne napięcie, którego przyzwyczajeni do adrenaliny towarzyszącej bardziej dynamicznym dyscyplinom Amerykanie, bardzo potrzebują. W rywalizacji pomiędzy LA Galaxy a New England Revolution zadecydował o losach tytułu w 111. minucie dogrywki, z zimną krwią wykorzystując sytuację sam na sam.
Nie ma czasu dla Obamy
Status największej gwiazdy ligi ostatnich lat i tytuł MVP przyznany za poprzedni sezon sprawiają, że Robbie Keane w Stanach Zjednoczonych zyskuje coraz większą popularność. W odnalezieniu się na salonach Los Angeles z pewnością pomaga mu jego małżonka, Claudine Keane, była finalista konkursu na miss Irlandii. Blondwłosa piękność świetnie odnajduje się w Ameryce, wzbudzając duże zainteresowanie lokalnej, szczególnie brukowej, prasy. Media często informują o tym, jak wolny czas spędzają Robbie i Claudine. Ostatnio rozpisywały się na temat kolacji zjedzonej przez parę w Beverly Wilshire w Los Angeles, hotelu który pojawił się w filmie „Pretty Woman”. Najgłośniej o irlandzkim małżeństwie w Stanach zrobiło się, gdy Robbie Keane postanowił nie skorzystać z zaproszenia wystosowanego przez samego Baracka Obamę! Prezydent zaprosił piłkarza i jego rodzinę do Białego Domu, ale jak wyjaśniła Claudine, państwo Keanowie nie mogli się pojawić u głowy państwa ze względu na piłkarskie obowiązki Robbiego.
(Claudine i Robbie na tegorocznym rozdaniu nagród Grammy)
Mimo coraz większej popularności i przybywających sukcesów w Stanach Zjednoczonych Robbie Keane nie planuje osiąść za oceanem na stałe. Major League Soccer to świetne miejsce na koniec piłkarskiej kariery, ale przyszłość legendy irlandzkiej piłki będzie związana z jego ojczyzną. Dublin to miejsce, gdzie czuje się najlepiej. Świadczą o tym również statystyki. Aż 45 bramek w swojej reprezentacyjnej karierze zdobył przed własną publicznością, z czego gros właśnie w stolicy kraju. W ostatnim spotkaniu na Aviva Stadium, w ciągu 12 minut skompletował hattrick przeciwko Gibraltarowi. Przed niedzielnym meczem pozostaje nam liczyć, że tym razem nie zobaczymy w jego wykonaniu tradycyjnej gwiazdy, fikołka i okrzyku radości. W meczach z reprezentacją Polski Keane nigdy nie trafił do siatki. I niech tak już pozostanie.
Piotr Dumanowski
Milioner będzie sędzią meczu Irlandia-Polska! Więcej o Jonasie Erikssonie przeczytacie >>TUTAJ<<