Aktualności
Z konsoli na boisko. Być jak Piotr Zieliński, polski piłkarz przyszłości?
Była ostatnia minuta meczu Napoli z Juventusem, gdy Piotr Zieliński dostał piłkę na linii środkowej i obracając się w stronę bramki rywala dostrzegł, że atakuje go Tomás Rincón. Jakby zachęcając pomocnika do odbioru przyjął futbolówkę nieco dalej od siebie, ale w ułamku sekundy przyciągnął ją podeszwą lewej nogi i na prawą piętę, by wyprowadzić zwód na wolne pole. Przeciwnik tego się nie spodziewał, jeszcze próbował Zielińskiego łapać, ale Polak skutecznie rozrzucił akcję do Lorenzo Insigne. To nie był koniec tego ataku Napoli, który mógł dać im ważne zwycięstwo w lidze: po kilku sekundach piłka była znów pod nogami rozgrywającego, który z lekkością nad nią przeskakuje, a ten sam rywal już boi się zbliżyć. Zieliński ma miejsce i zagrywa w pole karne do Jose Callejona, ale ten niecelnie uderza piłkę głową.
Takich przebłysków i niespodziewanych zagrań 23-latek ma sporo, nawet jeśli najczęściej wchodzi z ławki rezerwowych. W poprzednim sezonie należał do najlepiej dryblujących zawodników Serie A, w obecnych rozgrywkach w Napoli ustępuje pod tym względem jedynie Driesowi Mertensowi i Lorenzo Insigne, choć każdy z nich uzbierał ponad tysiąc minut więcej niż Polak. Jego talent i charakterystyka są już doskonale w piłkarskim świecie znane. – Nigdy nie należałem do osób kreatywnych w szkole, ale gdy tylko wychodziłem na boisko, to tych pomysłów miałem wiele. Zawsze wiedziałem, co chcę z piłką zrobić – mówił Zieliński w reportażu „Łączy Nas Piłka” z ubiegłego roku.
Jego kreatywność, skuteczność i efektowność rozwiązań jest bardzo mało charakterystyczna dla stereotypowego polskiego piłkarza. Tymczasem Zieliński może być pierwszym z wielu, którzy ten wizerunek poszerzą lub całkowicie zmienią. Wraz z rozwojem szkolenia, skupieniem nad indywidualizacją treningu i przy lepszej selekcji, to może pomóc wprowadzić reprezentację Polski na jeszcze wyższy poziom. Jednak ta praca wcale nie odbywa się tylko na obiektach akademii, ale przed telewizorami, monitorami i pod postacią rozrywki, niekoniecznie świadomie.
Piłkarz konsolowy
Najlepszą okazją do gry są zgrupowania. Już wcześniej piłkarze ustalają, kto zabiera ze sobą konsolę, kto bierze dodatkowe kontrolery, jak będą wyglądały turnieje. A między treningami, w wolnym czasie po prostu siadają dwójkami i jest ostra rywalizacja, ale i sporo śmiechu. A gdzieś w tych chwilach gry w symulatory piłki nożnej budują się współprace, poprawia się świadomość taktyczna, wyobraźnia oraz zrozumienie tego, czym współczesny futbol jest.
Nie powstrzyma ich nic: gdy okazało się, że w hotelu na jednym ze zgrupowań reprezentacji młodzieżowej są stare i słabej jakości telewizory, któryś z piłkarzy po prostu poszedł do sklepu i wrócił z nowiutką plazmą. Poza wyjazdami rywalizują on-line, część otwarcie przyznaje, że częściej podgląda najlepszych graczy w kolejne edycje FIFA, niż patrzy na prawdziwe piłkarskie mecze. Piotr Zieliński zna na pamięć składy większości europejskich klubów właśnie dzięki grze na konsoli, nie weekendach spędzonych na oglądaniu zagranicznych lig.
To nic nowego, ten fenomen symulatorów piłki nożnej przeniósł się na profesjonalny futbol już dawno temu. Do zapalonych graczy należy nie tylko Lionel Messi, ale też piłkarze znacznie od niego starsi, choć o zbliżonej klasie – Andrea Pirlo i Zlatan Ibrahimović. – Playstation to najlepszy wynalazek ludzkości od stworzenia koła – pisał Włoch w swojej autobiografii. Rory Smith z „New York Times” w marcu pisał, że skrzydłowy londyńskiego Arsenalu, Alex Iwobi najpierw zwodów Ronaldinho próbował w wirtualnym świecie, a następnie w ogródku za domem. Dziennikarz przywołuje również słowa Matsa Hummelsa, który twierdzi, że „niektórzy zawodnicy mogą w trudnych sytuacjach meczowych zachowywać się tak, jak to robią grając w FIFA”.
Jak w fifie
Obejrzyjcie mecz młodzieżowej reprezentacji Polski, zwróćcie uwagę na środkowych pomocników. W marcu w eliminacjach mistrzostw Europy do lat 17 biało-czerwoni odpadli z silnej grupy z Hiszpanią, Portugalią i Grekami tylko jedną bramką różnicy. Jednak nawet w starciach z drużynami o wysokim wyszkoleniu technicznym Polacy pokazywali, że jakości im nie brakuje. Również udanie dryblowali, szukali wielu nieszablonowych rozwiązań, zakładali siatki, grali piętkami… Jednym z tych, który na turnieju błyszczał najbardziej był Mateusz Praszelik z Legii Warszawa. Nagranie tego, jak pod pressingiem Portugalczyka podeszwą zagrywa piłkę między nogami rywala zdobyło uznanie pośród użytkowników śledzących pomocnika na Twitterze.
Portugalia 🇵🇹 3:3 Polska 🇵🇱 @ADRIANDUDA93 pic.twitter.com/LDdoWLmLzD
— Mateusz Praszelik (@m_praszelik) 13 marca 2017
Nie trzeba go specjalnie zachęcać do rozmowy o tym, czy piłka nożna wirtualna w jakikolwiek sposób przenosi się na jego grę na boisku. – Nawet w dniu meczu, gdy włączę konsolę i rozegram kilka spotkań, to patrzę na poszczególne zagrania i zastanawiam się, jak zastosować je później na boisku. Czasami mi to wychodzi. A przecież w grze podpowiedzi pojawiają się same, praktycznie idealnie odzwierciedlone jest zachowanie piłkarzy z najwyższego poziomu. Są błędy, ale niewielkie – tłumaczy Praszelik. Zwraca uwagę na takie detale, jak ułożenie stopy przy strzałach Cristiano Ronaldo i Leo Messiego. – Widziałem, jak przenosi się ich umiejętności na grę: mają specjalne stroje, czujniki na ciele, fotokomórki. Dlatego później wszystko jest tak dokładne. FIFA daje różne wzorce. Może nie pokazuje, ile jeszcze brakuje mi do tego poziomu, ale pomaga do niego dojść. Jest przecież opcja treningu, gdzie można ćwiczyć sztuczki, podania i strzały – dodaje.
Praszelik przypomina sobie, że w piłkę na komputerze grał od szóstego roku życia, ale na poważnie, ze skupieniem na detalach dopiero przy ostatnich trzech wydaniach. – Oczywiście, że pochłaniało to mój czas, ale również pomagało. Wychodziłem na boisko i wiedziałem, co mam robić. To, jaki trik wybiorę zależy od sytuacji na boisku. Za wielu może nie znam, ale wybieram te najbardziej potrzebne i one mi wychodzą w meczach. I z Portugalią zrobiłem to, co podpatrzyłem u innych. Przenoszenie przychodzi mi łatwo. Skoro widzę, jak zawodnicy robią to w grze, to łatwiej jest mi sobie wyobrazić, jak sam trik muszę wykonać – mówi.
I dodaje: – Także grając z kolegami rozmawiamy o tym, jak coś zrobić na boisku. Skoro wychodzi w grze, to czemu nie spróbować tego w meczu? Były sytuacje, że na boisku już rozegraliśmy akcję tak, jak na konsoli. I wtedy mówiliśmy sobie: „ooo, jak w fifie”. Są takie sytuacje, że każdy się rozumie i możemy to zagrać. Oczywiście, że większość osób gra tak, że po prostu po przejęciu piłki biegnie z nią w stronę bramki. Ale ja podglądam tych najlepszych zawodników w FIFA i widzę, że u nich przesuwanie się formacji jest jak w normalnym meczu. Jednym piłkarzem wybiega, drugim go asekuruje. Wiedzą, że np. utrzymać strefę należy przełączając się cały czas na defensywnego pomocnika.
Młody pomocnik Legii przyznaje, że najczęściej gra tymi najlepszymi drużynami, ponieważ ich poziom pozwala na znacznie większy wachlarz rozwiązań technicznych i taktycznych. – Nie jestem wielkim fanem, by oglądać każdy mecz, który jest w telewizji. Jeżeli już mam okazję patrzeć, to autorytetem na tę chwilę jest dla mnie Isco. Jego staram się podpatrywać, jak się zachowuje i drybluje. Ma niesamowity balans ciała. Ale mogę pozwolić sobie na to dwa, trzy razy na kilka tygodni – dodaje. Przyznaje też, że znacznie częściej może z gry tych najlepszych czerpać poprzez konsolę.
Robienie dżemu
Praszelik lubi się kiwać, ale nie jest sam. – Razem z Sebastianem Walukiewiczem gramy na konsoli. On jest defensywnym pomocnikiem, ale też bardzo lubi się kiwać. Pełni oczywiście inną funkcję, więc w meczach się ogranicza. Co innego na treningach. W Legii wygrywanie pojedynków jest kluczowe, daje nam przewagę. W środku jest nawet bardziej przydatne niż na skrzydle, choć ryzykowne. Stracisz i rywal ma prostą drogę do tego bramki. Ale nie boję się tego robić, nie zabraniają tego nasi trenerzy. Bo dlaczego mieliby zakazywać coś, co wielu z nas potrafi? – pyta.
Nie wszystkim i nie wszędzie takie zachowanie młodzieży się podoba. Legenda Liverpoolu, Steven Gerrard po nominacji na trenera drużyny do lat 18 stwierdził, że w „akademiach panuje mentalność popisywania się przy piłce”. – Moje zespoły będą grały fizycznie. Wiele dzieciaków sądzi, że podbijając piłkę dziesięć razy czy powtarzając zwód Cruyffa będzie wyglądało dobrze na boisku i się wyróżni. Jasne, każdy lubi trochę sztuczek, ale druga strona gry jest równie ważna. Muszę spróbować przygotować moich piłkarzy na to w dalszej części kariery. Wielu z nich stara się powtarzać triki po najlepszych, często przesadzając i nie wykorzystując własnych atutów. Każdy chce wzorować się na Ronaldo, a przecież należy spojrzeć na swoje umiejętności i spytać się: co posiadam? Jakie są moje zalety? Jak mogę poprawić wady, by wykorzystać swój potencjał? – mówił były reprezentant Anglii.
Gdy wspominam jego słowa Praszelikowi, ten potwierdza, że takie zachowania u swoich rówieśników, ale i nieco starszych kolegów zauważa. – To o czym mówi Gerrard bierze się z grania w FIFA. Jest nas coraz więcej, zwłaszcza wśród młodych piłkarzy i każdy te zwody bierze do siebie. Czasem sztuczek jest za dużo. Grając z Portugalią było to aż nadto widoczne, oni w zasadzie do siebie nie podawali. Jak kiedyś Cristiano Ronaldo: każdy piłkę chciał tylko dla siebie, po przejęciu od razu dryblował sam na kilku rywali. Nie wychodziło im to, ale taki już ich styl. Zresztą po meczu przez to zawodnicy kłócili się z trenerami – dodaje.
Kilka dni temu powiedziałem, że za mało jest gry 1 na 1 w Naszych meczach. Jeden z zawodników tak odpowiedział:) @LegiaWarszawa pic.twitter.com/rOk5huIP0z
— Radek Mozyrko (@ArniSilesia) 21 marca 2017
Pytając trenerów w polskich akademiach o kwestię „popisywania się” młodych zawodników część przyznaje rację. – A granie na konsoli i czerpanie z FIFA może prowadzić do tego, że piłkarze przesadnie skupiają się na piłce i indywidualnych rozwiązaniach – usłyszałem. W Lechu Poznań sami starają się wpływać na młodzież i ich inspirować. Od jakiegoś czasu zawodnicy akademii dostają płytę DVD z nagranymi dwudziestoma różnymi zwodami, które prezentuje Dawid Kownacki. W wieku piętnastu lat już powinni mieć je opanowane. – W każdym roczniku znajdą się perełki, które potrafią zrobić coś ekstra. Ale teraz ci, którzy od pięciu lat przechodzą przez kolejne szczeble naszej akademii i szkolą się według modelu potrafią zrobić więcej z piłką, niż ich rówieśnicy kilka lat temu. Nawet obrońcy i bramkarze potrafią zrobić taki zwód, by wydostać się na boisku spod pressingu przeciwnika. My tego nie zabraniamy, gdy jest to skuteczne – mówi Tomasz Przekaza, analityk rezerw i drużyny do lat 17 „Kolejorza”.
– Staramy się indywidualizować zajęcia, inspirować piłkarzy, ale nie możemy pokazać wszystkiego. Do tej pory patrzyliśmy na to pod kątem taktycznym: fajnie, że dzięki temu potrafią nieszablonowo rozwiązać sytuacje dwójkowe, trójkowe. Ale nie sądziłem, że udaje im się to w grze indywidualnej. Wykraczało to poza moją wyobraźnię. Jasne, są jednostki wybitne, które mają iskierkę i skądś muszą brać te ekstra zwody. I dzięki próbom, przenoszeniu tego wszystkiego na trening czarują później w meczach. Jak sami mówią: z przeciwników „robią dżem”. Mielą rywali – dodaje Przekaza.
W maju Lech do swojej akademii we Wronkach zaprosił dwie drużyny niemieckiego HSV – z roczników 2000 i 2004. W pierwszej rywalizacji zespół gości był wyraźnie silniejszy, średnia wieku była też wyższa i efektem było ich zwycięstwo 4:1. W drużynie „Kolejorza” wyróżniało się dwóch zawodników, którzy potrafili błysnąć czymś ekstra – Szymon Czyż i Jakub Karbownik. – Rośnie nam takich zawodników jak Piotr Zieliński coraz więcej. Przewaga w środku pola jest kluczowa, jeśli tam piłkarz przedrybluje rywala, to wtedy otwiera się droga do bramki, podania prostopadłego, zagrań skuteczniejszych niż np. dośrodkowanie – zauważa analityk Lecha.
Miliony talentów
W akademii Zagłębia Lubin jest dwóch trenerów od techniki: Stanisław Kwiatkowski i Emil Nowakowski. Oni do kiwania się i stosowania sztuczek zachęcają, choć wciąż zastanawiają się, czy to odpowiednia droga. – Niedawno byliśmy w Monachium z naszymi 11-latkami. Chociaż umiejętnościami technicznymi nie odbiegaliśmy od piłkarzy Bayernu, to oni zaskoczyli nas grą kombinacyjną, tempem, wymiennością podań na dwa, trzy kontakty. Zastanawiamy się, jak im w tym dorównać i ostatnio zaczęliśmy sugerować im więcej podań prostopadłych, szybszego rozegrania do przodu. Oczywiście, że nieprzewidywalność jest fajna, ale trzeba mieć pewną bazę. Wszechstronne wyszkolenie daje możliwość działania intuicyjnego na boisku. Ja nazywam to „wypracowaną improwizacją” – tłumaczy Nowakowski.
Zauważa też, że w drużynach ze światowego topu jest coraz większa tendencja, by nie używać typowych defensywnych pomocników. – Częściej piłkarze w środku pola dzielą się tymi obowiązkami. Rotują tak, by każdy mógł do maksimum wykorzystać swoje umiejętności, także te dryblingu. Mówiąc krótko: teraz każdy piłkarz musi mieć błysk. A przecież im więcej jest indywidualności, tym lepszy jest zespół. Dlatego swoich zawodników nie pytam, czy czerpią z grania w FIFA, ale zachęcam, by oglądali mecze. Zwracam im uwagę na kreatywnych piłkarzy, na to jak oni zachowują się na boisku. Jednak kiedyś mój syn grał często w FIFA i podglądając go zauważyłem, jak rozwinęło to jego wyobraźnię przestrzenną. Może właśnie tędy droga? – zastanawia się trener Zagłębia.
Jednak w Legii już nie tylko zastanawiają się, jak technologia pomaga w rozwoju ich zawodników, ale szukają konkretnych rozwiązań. Jesienią na zorganizowane przez Dariusza Mioduskiego „Forum Polskiego Futbolu” zaproszeni zostali przedstawiciele firmy „Beyond Sports”, którzy wprowadzają do piłki nożnej urządzenia „Virtual Reality”. Są to okulary połączone z kaskiem po których założeniu dzięki zaawansowanej technologii można znaleźć się w samym środku komputerowo stworzonego świata, w tym także na boisku. Taki sprzęt może pomagać zawodnikom w podejmowaniu odpowiednich decyzji w konkretnych sytuacjach meczowych, dosłownie ich w te momenty przenosząc, bez konieczności zajmowania boiska, rozstawiania pachołków i rozgrywania akcji.
Na razie pełnomocnik zarządu Legii, Tomasz Zahorski zapewnia, że należy potraktować to wyłącznie jako ciekawostkę technologiczną, ale też nie wyklucza, że w budowanej w Książenicach akademii znajdzie się miejsce na stanowisko z VR. - To jeden z wielu pomysłów na przyszłość, sposobów osiągania dodatkowych procentów przewagi na poziomie zarówno juniorskim, jak i seniorskim. Są zawodnicy dla których gry wideo są ważną częścią pokoleniowej tożsamości, tego, jak postrzegają świat. To jeden z elementów, który trzeba włączać w proces nauki. Dlatego w kontekście ośrodka mówimy nie tylko o modelu szkoleniowym, ale też edukacyjnym. Chcemy zasiewać i wdrażać różne pomysły. Chcemy tworzyć dla sztabu i piłkarzy takie warunki, w których wszyscy będą się cały czas uczyli. Decyzja, czy w przyszłości wykorzystamy tę technologię będzie wspólna: sztabu szkoleniowego i zarządu Ale z pewnością takie rozwiązania pomagają w „wyrabianiu” dodatkowych godzin „na boisku”, uczeniu się na błędach, reagowaniu na nietypowe scenariusze boiskowe… Wierzę, że VR może tworzyć ekscytację, pęd do rozwoju. Nakręcać, a nie nużyć. Finalne efekty mogą być lepsze niż same standardowe ćwiczenia. Skok cywilizacyjny już się dokonał i nie powinniśmy starać się zmienić sposobu myślenia młodych ludzi, tylko dostosować do nich nasze narzędzia i metody – tłumaczy.
– Zamykanie się na nowe technologie byłoby najgorszym, co można zrobić. Gdy jest możliwość rozwijania zawodników poprzez VR, technologię, gry, to trzeba starać się to robić. Cały czas musimy się rozwijać, rewidować, a czasem nawet kwestionować dotychczasowe schematy. Takie podejście jest widoczne wśród wielu naszych młodych trenerów i chwała im za to. Widziałem, jak stosuje się VR w Holandii. Ta technologia coraz mocniej wchodzi też do Anglii. Nie powinniśmy czekać, aż jakieś rozwiązanie będzie stosowało pół Europy. Powinniśmy być liderami we wdrażaniu rozwiązań, które dadzą nam przewagę konkurencyjną – mówi. – W Polsce widzimy olbrzymi potencjał intelektualny jeśli chodzi o matematyków, inżynierów, programistów, specjalistów od medycyny sportowej itd. Wśród 40 milionów ludzi mamy wiele talentów w różnych dziedzinach. Spotykam się z ludźmi, którzy oferują świeże spojrzenie, na spotkaniach starają się skupiać na futbolu, ale patrzą też szerzej, także na inne dyscypliny sportu, co dla nas jako dla klubu wielosekcyjnego też jest ważne. Chcemy ich wiedzę odpowiednio dopasowywać do naszej specyfiki, pomagać im w rozwijaniu pomysłów, a jednocześnie korzystać z tej wiedzy w budowaniu naszej przewagi. Nie wygramy budżetami z klubami zachodnimi, ale możemy z nimi rywalizować niestandardowym myśleniem.
Premia w przyszłości
Chociaż wyniki jeszcze tego nie pokazują, to nowe, młode pokolenie polskich piłkarzy może za kilka lat zaskoczyć szerszą publiczność swoimi umiejętnościami. Tak jak w światowym futbolu najwięcej mówiło się do tej pory o polskich bramkarzach, tak w przyszłości gwiazdami mają być środkowi pomocnicy na miarę Piotra Zielińskiego.– Przecież Maurizio Sarri specjalnie cofnął go bliżej środka pomocy, by ten mógł częściej błyszczeć swoim dryblingiem i zdobywać dla Napoli przewagę – przypomina Nowakowski. – Jest tendencja, że w akademiach prym wiodą zawodnicy środka pola, którzy są świetnie wyszkoleni technicznie. Mamy coraz bardziej kreatywnych piłkarzy, ale zauważam, że brakuje nam skrzydłowych i napastników. To kwestia treningu: trenerzy bardziej skupiają się na budowie akcji i jej rozwijaniu, przyspieszaniu, a mniej stawiają na wykończenie – zaznacza Piotr Burlikowski, doradca ds. sportu prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej.
– Też zauważam, że polska piłka bardzo się rozwija. W eliminacjach z Hiszpanią grało nam się trudno, ale już z Portugalią rywalizowaliśmy na równi, a każdy chyba wie, jak dobrze oni szkolą piłkarzy. Zresztą już teraz oglądając najlepsze mecze juniorskie i te ekstraklasy czasem odnoszę wrażenie, że to u nas jest mniej miejsca, czasu przy piłce. Tam wszystko jest statyczne, zawodnicy boją się dryblować, podejść wyżej i jest wiele niewykorzystanej przestrzeni. My już gramy inną, szybszą i bardziej techniczną piłkę, bo futbol w tym kierunku się zmienia – dodaje Praszelik.
Oczywiście nie można mówić wyłącznie o „efekcie FIFA”, również sto godzin gry na konsoli nigdy nie będzie równało się stu godzinom spędzonym na boisku. – Jednak cokolwiek wpływa na zawodników kreatywnie – czy to oglądanie meczów, czy gra wideo – to pomaga w procesie szkolenia. Dlatego należy takich rzeczy szukać, wykorzystywać jest z pożytkiem dla zawodników – mówi Przekaza. – W piłce ciśnienie na efekt tu i teraz jest niesamowite i nie można od niego uciec. Ale jestem pewien, że w pewnym momencie dostaniemy premię za długofalowe myślenie, w którym jest miejsce na wykorzystanie najnowszych technologii – kończy Zahorski. To daje nadzieję, że kreatywność polskiej piłki nie skończy się ani na Zielińskim, ani na jego wirtualnie wygenerowanym i wiernie odwzorowanym klonie.
Michał Zachodny