Aktualności

[WYWIAD] Tomasz Wisio: W Niemczech wskoczyłem na głęboką wodę i prawie się utopiłem

Specjalne13.02.2017 

Z Polski wyjeżdżał jako nastolatek. Był wicemistrzem Europy do lat 16. Na emigracji spędził blisko dwie dekady. Przeżył tam wzloty i upadki. Doświadczył kryzysu gospodarki greckiej. Sporo osiągnął w Austrii. Został zawodnikiem GKS-u Katowice, któremu ma pomóc awansować do LOTTO Ekstraklasy. Tomasz Wisio w szczerej i długiej rozmowie z Łączy Nas Piłka.

16 lat minęło...

Jak jeden dzień (śmiech). Wracam do innej rzeczywistości w Polsce. Niesamowicie przez ten czas nasz kraj się zmienił. Widzę same pozytywy.

Co przede wszystkim po tak długiej nieobecności w kraju rzuciło Ci się w oczy?

Bez problemu można przejechać Polskę wzdłuż i wszerz prostymi drogami. Widać, że Polska to już Europa Zachodnia. Nie mamy się czego wstydzić.

Był 2001 rok, a Ty w wieku 19 lat przenosisz się do Austrii.

Dostałem propozycję z SV Pasching, grającego wówczas w III lidze. Ich celem był awans do II ligi. Do klubu przychodziłem, gdy zajmowali 1. miejsce po rundzie jesiennej. Rozmawiałem z rodzicami co o tym sądzą. Powiedzieli: „Jedź!”. Nie robili mi żadnych przeszkód. Spakowałem swoje rzeczy do samochodu. Pamiętam, że przyjechał po nas jakiś kierowca. I tak już zostałem za granicą przez 16 lat. Można powiedzieć, że byłem na bardzo długiej emigracji.

W SV Pasching grałeś sześć lat.

I zaliczyłem dwa awanse. Jeszcze tego samego roku udało nam się wygrać ligę regionalną. Po kolejnym sezonie byliśmy już w austriackiej Bundeslidze. Graliśmy w europejskich pucharach (Puchar Intertoto i eliminacje Pucharu UEFA – ówczesnego odpowiednika Ligi Europy – przyp. aut.). Okazało się, że to nie był zły wybór.

Dwa lata przed wyjazdem z Polski odniosłeś sukces z reprezentacją Polski U-16 prowadzoną przez Michała Globisza, która została wicemistrzem Europy. W finale przegraliście...

...1:4 z Hiszpanią. Grałem w podstawowym składzie. Świetne wspomnienia. To był bardzo dobry i zgrany zespół. Może nie mieliśmy takich umiejętności jak Hiszpanie, ale stanowiliśmy zwartą grupę. Na boisku i poza nim obowiązywała zasada: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Trenerzy fajnie to poukładali. Byliśmy jak rodzina. Kolejny sukces przyszedł w 2001 roku. W Finlandii zostaliśmy mistrzem Europy.

Patrząc na nazwiska piłkarzy, którzy grali w tamtej reprezentacji, można by dziś ułożyć z nich niezłą jedenastkę. Tomasz Kuszczak, Sebastian Mila, Paweł Golański, Łukasz Nawotczyński, Łukasz Madej, Przemysław Kaźmierczak, bracia Paweł i Piotr Brożkowie. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać.

Szkoda, że żaden z tych chłopaków nie zrobił większej kariery na Zachodzie. Za to swoją klasę potwierdzają w polskiej ekstraklasie. Nie zapominajmy jednak o Tomku Kuszczaku, któremu dobrze wiedzie się w Anglii.

Mówi się, że to stracone, złote pokolenie.

Czy stracone? Nie jest wcale tak łatwo zrobić karierę poza granicami swojego kraju. Poza tym, wielu z nas wyjeżdżało, mając 16,17,18 lat. Niemcy, Hiszpanie, czy Włosi w tym wieku są już ukształtowanymi piłkarzami. Zresztą w tamtych czasach w Polsce było już na tyle dobrze, że nikt nie chciał na siłę wyjeżdżać. Z perspektywy lat to słuszny wybór. Lepiej grać regularnie w polskiej ekstraklasie niż siedzieć na ławce w klubie zachodnim.

Z którym piłkarzem tamtej ekipy miałeś najlepszy kontakt?

Z Tomkiem Kuszczakiem. Do dziś podtrzymujemy te relacje. Co jakiś czas dzwonimy do siebie, SMS-ujemy, wymieniamy poglądy. Śledzę karierę Tomka w Anglii. Nasze rodziny bardzo dobrze się znają.

Wiosną 2005 roku przeniosłeś się do Arminii Bielefeld.

Na początku wydawało mi się, że to dobra decyzja. Pojechałem tam jednak na tzw. wariackich papierach. Byłem nieprzygotowany fizycznie i mentalnie. Wskoczyłem na głęboką wodę i prawie się utopiłem. Ciężko było młodemu, niedoświadczonemu chłopakowi odnaleźć się w niemieckiej rzeczywistości. Miałem szkołę życia. Po dziesięciu dniach doznałem kontuzji kolana. No i światło zgasło. Próbowałem dojść do siebie. Nic z tego.

Ale zdążyłeś zadebiutować w Bundeslidze. Pamiętasz w jakim meczu?

Tak. Zagrałem 45 minut przeciwko Hannoverowi 96. Niby powinienem się cieszyć, ale z drugiej strony gdybym nie wystąpił w tym spotkaniu i kolejny tydzień przeznaczył na poznanie drużyny, nie byłoby tego nieszczęścia w postaci kontuzji. Uważam, że wtedy pochopnie postąpiłem. Mogłem lepiej poznać swój organizm. A tak spotkanie goniło spotkanie. Badanie, potem wizyty u fotografa, treningi. Za dużo wszystkiego naraz.

Następnym krokiem w Twojej karierze była Skoda Xanthi.

Wcześniej jednak wróciłem do Austrii, gdzie odbudowałem się fizycznie i psychicznie. Do Grecji jechałem całkowicie zdrowy. Początek w Skodzie miałem znakomity. W klubie byli ze mnie zadowoleni. W sześciu pierwszych kolejkach rozegrałem pięć meczów... I znów zaczęły się schody. Jak to w zawodzie piłkarza bywa, kontuzje lubią chodzić parami. Złamałem rękę. Straciłem pół roku. Wiele rzeczy zaczęło mi przeszkadzać. Chciałem już wracać do Austrii.

Pomocną dłoń wyciągnął LASK Linz.

I znów powtórka z „rozrywki”. Po kontuzji musiałem dojść do siebie. Na szczęście na starych śmieciach szybko się odnalazłem. W LASK spędziłem dwa lata. Wszystko było dobrze. Klub chciał przedłużyć ze mną kontrakt, ale zdecydowałem się na przenosiny do Grecji. Spodobała się perspektywa gry w Ergotelis.

A może to bardziej Kreta przyciągnęła swoim urokiem?

Coś w tym jest. Z początku nie wiedziałem, że Kreta jest taka ładna. Po przylocie od razu zmieniłem zdanie. Trochę taki raj na ziemi. Też inaczej odbiera się takie miejsce, gdy jesteś tydzień, dwa tygodnie na urlopie. Perspektywa się zmienia, kiedy wiedziesz normalnie życie z mieszkańcami wyspy. Bardzo się zżyłem z ludnością. Sporo jeździłem na plażę. Korzystałem z uroków Krety. Akurat stadion mieliśmy przy samej plaży.

Sportowo również dobrze trafiłem. Zrobiliśmy dobry wynik. Do pucharów nie awansowaliśmy. Zajęliśmy 11., a potem 8. miejsce. Tutaj także pech mnie nie opuszczał. Po kilku kolejkach nabawiłem się kontuzji. Kilka miesięcy pauzowałem. Zostałem jednak i wypełniłem do końca kontrakt. Gdyby nie problemy ówczesne finansowe Grecji, a co za tym idzie klubów piłkarskich, to raczej bym został, bo była wola obu stron. Na ulicach tej zapaści gospodarczej kraju nie dało się odczuć. Co innego w klubowej kasie.

Pieniędzy nie brakowało za to w RB Lipsk, z którym w styczniu 2012 roku podpisałeś kontrakt.

RB to inna rzeczywistość finansowa. Klub dysponował nieograniczonym budżetem, choć grali w Regionalidze. Poszedłem do Lipska m.in. dlatego, że klub miał ambicję gry w Bundeslidze i krok po kroku ku temu dążył. Spodobał mi się ten projekt, choć miałem propozycje z II ligi niemieckiej. Byłem bardzo zmobilizowany, aby być częścią ambitnego planu.

Kolejne cztery lata spędziłeś w SKN St. Pölten.

Fajna przygoda! Trafiłem do dobrze poukładanego klubu I ligi austriackiej. Na warunki nie mogłem narzekać. Skusiła mnie perspektywa awansu do Bundesligi, bo już za nią tęskniłem.

St. Pölten to chyba urokliwe miasto?

Mi się tam nie podobało. Chodzi zarówno o miasto, jak i mieszkańców. Nie lubię nieuśmiechniętych ludzi. Mieszkałem w Linz. Moja córka chodziła do międzynarodowej szkoły w Lipsku i chcieliśmy żeby kontynuowała ten tryb edukacji. W Linzu była taka szkoła. Mieliśmy też własne mieszkanie. Codziennie dojeżdżałem na treningi do St. Pölten 130 km. Nie był to dla mnie żaden problem.

W St. Pölten z racji doświadczenia zostałeś mentorem młodych piłkarzy.

Wchodzę do szatni, rozglądam i widzę, że jestem najstarszy. Miałem 31 lat. Wokół sami chłopacy w wieku 21, 22 lat. Trudno było mi się w tym odnaleźć. Duża różnica wieku, inne zainteresowania. Drużyna mi zaufała. Rok po roku osiągaliśmy jakiś sukces. W międzyczasie zostałem kapitanem. Graliśmy w finale Pucharu Austrii. Przegraliśmy, ale wypadliśmy dobrze. Przeszliśmy dwie rundy w europejskich pucharach. Mieliśmy fajną wycieczkę do PSV Eindhoven. W dwumeczu skończyło się na 4:2 dla PSV.

Teraz jesteś w GKS-ie Katowice, który ma plany powrotu do ekstraklasy.

GKS do kilku lat ma ambicje awansować. Zresztą to marka, której miejsce jest w ekstraklasie. Wierzę, że nam się uda. Zapomniałem jak się gra w Polsce. Nie boję się jednak powrotu. Oglądałem mecze w telewizji. Mam doświadczenie w wielu ligach. Myślę, że Polska niczym nowym mnie nie zaskoczy.

Rozmawiał Piotr Wiśniewski

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności