Aktualności
[WYWIAD] Tomasz Brzyski: Motor to nie mój ostatni przystanek w karierze
Jeszcze niedawno grałeś w ekstraklasie w barwach Sandecji Nowy Sącz. Od tego sezonu występujesz w III-ligowym Motorze Lublin. Krok zaplanowany, czy przymus wynikający z wieku?
Decyzja świadoma i zaplanowana. Moje dziecko poszło do pierwszej klasy. Razem z żoną uznaliśmy więc, że koniec już jeżdżenia po Polsce, czas na powrót w rodzinne strony. Wracam do punktu, w którym zaczęła się moja kariera. Motor nie jest moim ostatnim klubem. To w Lubliniance planuję rozegrać swój pożegnalny mecz w karierze. Jestem wychowankiem tego klubu, a kilka lat temu postanowiłem, że w niej zakończę przygodę z piłką. Stąd przenosiny do Lublina.
Toczyłeś na boisku boje z piłkarzami Lecha Poznań, Legii Warszawa, Lechii Gdańsk, a tu nagle perspektywa rywalizacji z Orlętami Radzyń Podlaski, Spartakusem Daleszyce, Podlasiem Biała Podlaska. Trudno się przestawić?
Jestem profesjonalistą, nie patrzę na rywala przez pryzmat nazwy klubu, szatni, w jakiej się przebiera, czy stadionu, na którym gra. Boisko jest jedno, na nim mam wykonać swoją robotę. Wiadomo, to duży przeskok, ale mi to w niczym nie przeszkadza. Sam zaczynałem przygodę, grając na różnych boiskach.
Za to stadion i boisko Motoru, jest jak w ekstraklasie.
Rzeczywiście, mamy tu warunki ekstraklasowe. Myślę, że niejednemu klubowi z elity marzy się taki obiekt. Mówię o całej infrastrukturze, otoczce stadionowej, bo boczne boisko też jest wysokiej klasy. Do tego dopisuje frekwencja. Są wyniki, dlatego coraz więcej kibiców przychodzi na nasze domowe mecze. Zrobimy wszystko, żeby w Lublinie była druga liga. Nie oszukujmy się: interesuje nas tylko awans. Jeśli się uda, to jest szansa zapełnić cały stadion.
To będzie czwarty szturm Motoru na II ligę. W poprzednich latach nie udawało się. Najpierw w barażach lepsza okazała się Olimpia Elbląg, następnie Motor zajmował drugie miejsce za Garbarnią Kraków, a następnie Resovią Rzeszów.
Motor z takim stadionem chciałby grać minimum w drugiej lidze, nie mówiąc o pierwszej czy ekstraklasie. Pewnie trochę czasu minie, zanim to nastąpi. Na tę chwilę mamy mocny zespół, który bez problemu wywalczyłby awans do pierwszej ligi, tyle że ciężko wydostać się z tej trzeciej, gdzie o awans biją się cztery zespoły. Nie będzie łatwo, ale jesteśmy nastawieni wyłącznie na drugą ligę. W Motorze są piłkarze o znanych nazwiskach: Michał Gałecki, Konrad Nowak, Grzegorz Bonin, jednak nazwiska same nie grają. Liczy się boisko. Jeśli nie wybiegamy, nie wywalczymy sobie awansu, to nikt nam za darmo go nie da. Tylko pełna koncentracja w każdym meczu i skrupulatna realizacja zadań trenera zagwarantuje nam spokój.
Jaka jest ta III liga?
Dużo w niej walki, brutalnej gry. Jadąc do jakiegoś mniejszego klubu, trzeba się nastawić na wielkie zaangażowanie z ich strony. W ten sposób chcą zniwelować różnice w umiejętnościach. Jak przychodzi piłkarz z ekstraklasy do trzeciej ligi i nie jest typem walczaka, to ma problemy. Chłopaki muszą się do tego dostosować. Jeśli o mnie chodzi, to jestem przyzwyczajony do takiej gry.
Ciężej strzela się gole w III lidze niż w ekstraklasie?
Tak po prawdzie, to ja za wielu goli nie strzelam, a jak już trafię, to o tej bramce jest głośno. W przeszłości byłem napastnikiem. Szybko jednak przesunięto mnie do obrony. Trenerzy widzieli, że dużo robię w ataku, ale nie mam smykałki do bramek. Mnie bardziej cieszą asysty, bo one mają większy wpływ na pozytywny wynik zespołu.
W Motorze trochę nastrzelałeś.
Z tych sześciu bramek, trzy zdobyłem z rzutu karnego. Za nami pięć kolejek rundy wiosennej, a ja wciąż jestem bez gola. Wcale się tym nie przejmuję. Mam satysfakcję, że wygraliśmy pięć meczów z rzędu. W Motorze raz gram na prawej obronie, innym razem na boku pomocy. W tej drugiej sytuacji łatwiej o asysty, na czym mi zależy, ale to będąc lewym obrońcą strzeliłem pięć goli na początku sezonu.
Wszyscy w lidze mobilizują się na Motor, na rywalizacji z tobą. Przyciągasz uwagę innych III-ligowców. Zauważyłeś to?
Może dlatego, że jestem znany. Trochę tych trofeów zdobyłem. Wiem jak smakuje sukces. Opowiadam chłopakom, jakim przeżyciem są awanse i inne sukcesy. Uczę tej mentalności młodszych kolegów, którzy mają predyspozycje, by grać wyżej. Jeśli będą się profesjonalnie prowadzić, to mają szansę zajść daleko. Jako przykład stawiam siebie, czyli chłopaka, który startował z czwartej ligi. Przyszedłem z ekstraklasy i wcale nie czuję się gwiazdą, tylko zawodnikiem z dużym bagażem doświadczeń, którym chce się podzielić, no i wykonać określone zadanie.
Dzieląc się doświadczeniem, masz przy okazji okazję, żeby prześwietlić swoją dotychczasową karierę. Jakie spostrzeżenia?
Zacznę od reprezentacji. Czuję się lekko niespełniony, ponieważ nie dane mi było zagrać na imprezie rangi mistrzowskiej. Niestety nie przebiłem się do ścisłej grupy wybrańców. Z drugiej strony, siedem meczów w drużynie narodowej ma swoją wymowę. Niejeden piłkarz chciałby rozegrać choć jeden mecz w kadrze. Nie wybrzydzam więc, jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem.
Masz na koncie także bramkę w reprezentacji. Przypomnę: mecz Polska – Norwegia. Graliśmy w składzie złożonym z zawodników z ekstraklasy i wygraliśmy 3:0.
Jak mógłbym zapomnieć takiego gola?! Dostałem podanie z prawej strony, przyjąłem piłkę, uderzyłem bez zastanowienia. Zobaczyłem, że bramkarz jest lekko wysunięty z bramki. Strzeliłem na tyle mocno, że nie zdołał skutecznie interweniować, chociaż popełnił błąd, bo piłka odbiła mu się od rąk. I jak tu nie wierzyć słowom: „Nie ma strzałów, nie ma bramek?”
W piłce klubowej zdobyłeś wszystko, co możliwe. Cztery mistrzostwa, trzy Puchary Polski z Legią Warszawa.
Do kolekcji brakuje tylko Superpucharu Polski, co nie zmienia faktu, że cieszę się, że swoich klubowych osiągnięć. Mam co wspominać.
Na piłkarzu z taką przeszłością spoczywa większa odpowiedzialność?
Pewnie. Nie czuję przez to większej presji, jestem za to w pełni świadomy, po co tutaj przyszedłem. Nie chcę odcinać kuponów, a takie głosy się pojawiały, tylko pomóc w konkretnym celu. Zadanie ułatwia nam terminarz, bo z czołówką gramy u siebie. Nie ma opcji, żebyśmy tych meczów nie wygrali, bo przecież u siebie wygrywamy. Na koniec dodam, że wcale nie czuję się, że gram na czwartym poziomie rozgrywkowym. Można tutaj spotkać zawodników z przeszłością w wyższych ligach, co sprawia, że nasza trzecia liga jest bardzo ciekawa.
Rozmawiał Piotr Wiśniewski
Fot: Cyfrasport, 400mm.pl