Aktualności
[WYWIAD] Taras Romanczuk: Gra w reprezentacji Polski byłaby wielkim honorem, ale zachowuję spokój
Całkiem niedawno miałeś telefon, którego pewnie się nie spodziewałeś. O co pytał cię prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniew Boniek?
Każdy mnie teraz o to pyta (śmiech). To była prywatna rozmowa, wszystkich szczegółów na pewno nie zdradzę. Mogę jednak powiedzieć, że prezes Boniek zapytał mnie, czy czuję się Polakiem i czy, jeśli zajdzie taka potrzeba, to będę gotowy godnie reprezentować Polskę. Powiedziałem, że tak, że byłby to dla mnie wielki honor i czułbym się zaszczycony, mogąc zagrać w biało-czerwonej koszulce.
Byłeś mocno zaskoczony, gdy usłyszałeś kto dzwoni?
Oczywiście. Po tym, jak otrzymałem polskie obywatelstwo, dzwoniło wiele osób z gratulacjami i życzeniami powodzenia, ale telefonu od szefa polskiego związku się nie spodziewałem. To było bardzo miłe i jednocześnie zaskakujące.
Dużo się teraz o tobie mówi. Z jednej strony właśnie przez pryzmat sportowy, bo jesteś jedną z wiodących postaci w zespole trenera Ireneusza Mamrota, który kapitalnie wszedł w rundę wiosenną, a z drugiej przez sprawę z nadaniem polskiego obywatelstwa. Nie czujesz się osaczony tym wszystkim?
Nie zwracam na to większej uwagi, staram się wręcz od tego odcinać, żeby jak najlepiej prezentować się na boisku. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Ten rok zaczął się dla mnie bardzo dobrze. Jest forma, dodatkowo wiele dała mi wiadomość o nadaniu polskiego obywatelstwa. W tym momencie najistotniejszy jest jednak każdy kolejny mecz. Nie chcę spocząć na laurach.
Jesteś w wysokiej formie, otrzymałeś polskie obywatelstwo, dzwoni do ciebie prezes Boniek, myślisz, że rzeczywiście mógłbyś się znaleźć w gronie powołanych na najbliższe zgrupowanie?
Do wszystkiego podchodzę spokojnie. Zachowuję chłodną głowę zarówno, gdy czytam i słyszę pochwały, jak również wtedy, kiedy spotykam się z nieprzychylnymi opiniami na swój temat. Zachowuję luz, nie wariuję. Jeśli tak ma się stać, to muszę pomóc podjąć taką decyzję swoją dobrą grą.
Gdybyś urodził się w Polsce i był teraz w takiej formie, w jakiej jesteś, to sprawdzenia cię w kadrze domagaliby się wszyscy, a tak głosy są podzielone. Sądzisz, że to, że otrzymałeś obywatelstwo całkiem niedawno może stanowić jakąś przeszkodę?
Nadanie obywatelstwa jest dla mnie ogromnym impulsem do dalszego rozwoju i jeszcze lepszej gry. Nie sądzę, by to stanowiło problem. Piłkarz swoją wartość i przydatność dla zespołu musi potwierdzać na boisku.
Załóżmy, że jedziesz na najbliższe zgrupowanie polskiej reprezentacji. W kadrze rywalizacja w środku pola jest bardzo duża. Widzisz w niej miejsce dla siebie?
To byłaby dla mnie ogromna szansa, aby nauczyć się nowych rzeczy od doświadczonych piłkarzy, którzy grają w najlepszych europejskich rozgrywkach. Większość z nich też pierwsze kroki stawiało w naszej lidze. Trenując i przebywając w takiej grupie, można się wiele nauczyć nie tylko w kwestii sportowej, ale również mentalnej, a także żywienia lub regeneracji. To byłoby wielkie i cenne doświadczenie. Dla każdego zawodnika, który pierwszy raz jedzie na kadrę, to wielka rzecz. Potem trzeba zaś walczyć o każde kolejne powołanie.
Jest takie powiedzenie: „Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził”. Zauważasz, że wokół twojego ewentualnego powołania tworzą się dwie grupy? Jedni patrząc na twoje występy nie widzą przeszkód w tym, byś był powołany i został częścią kadry, drugim nie pasuje fakt, że urodziłeś się na Ukrainie, a nie w Polsce.
Podobna dyskusja jest na Ukrainie. Kiedy dzwonię do rodziców i rozmawiamy, to mówią mi nawet, że niektórzy twierdzą, że mogłem zostać na Ukrainie i tam grać, a całą sytuację rozpatrują wręcz, jak zdradę. Nie da się żyć i postępować tak, by wszyscy byli zadowoleni. Po części staram się zrozumieć wszystkich niezadowolonych, bo w przypadku powołania byłbym zawodnikiem, który nie urodził się w Polsce i szanuję ich zdanie. Każdy ma prawo do własnej opinii i komentowania wydarzeń. Aktualnie nie chcę jednak zawracać sobie tym wszystkim głowy. Będzie, jak będzie. To nie zależy ode mnie, więc nie chce się tym przejmować. Skupiam się na tym, żeby udowadniać wraz z kolegami z Jagiellonii, że jesteśmy dobrym zespołem, być może w ten sposób przekonam część ludzi do siebie.
Docierały do ciebie w ogóle jakiekolwiek informacje o zainteresowaniu twoją osobą ze strony selekcjonera ukraińskiej reprezentacji?
Nigdy nie było takiego tematu, a przynajmniej do mnie takie informacje nie dotarły.
Teraz jest to już zamknięty temat.
Moim zdaniem teraz też nie byłoby takiego tematu. Z resztą nawet jeśli, to ja już podjąłem decyzję. Na Ukrainie nie można mieć podwójnego obywatelstwa, dlatego wraz z nadaniem polskiego, drzwi do reprezentacji Ukrainy zostały zamknięte.
Obecnie Taras Romanczuk to zawodnik, który wszedł na wyższy poziom i już na nim zostanie, czy to chwilowa zwyżka formy?
Boję się odpowiadać na takie pytania. Na pewno nie jestem typem człowieka, który zadowoli się tym, co ma na daną chwilę. Z drugiej strony nie można oceniać zawodnika, patrząc tylko na dany okres. Każdemu zdarzają się wahania formy. Mam nadzieję, że w mojej karierze będą jeszcze lepsze momenty.
Jesteś typem człowieka, który twardo stąpa po ziemi. Ostatnie wydarzenia, choć były powodem do wielkiego zadowolenia, nie spowodowały, że się od niej oderwałeś.
Wolę robić małe kroczki, ale iść cały czas do przodu, niż zrobić jeden duży, po którym nie byłbym w stanie utrzymać się w nowym miejscu. Do wszystkiego podchodzę na spokojnie, ale cały czas patrzę przed siebie.
Rozmawiał Kamil Świrydowicz
FOT: Cyfrasport