Aktualności

[WYWIAD] Rozszerzona wersja „Włoskiej Roboty”! „Mój dom jest w Londynie” – Wojciech Szczęsny specjalnie dla Łączy Nas Piłka

Specjalne05.02.2016 
W Rzymie, tuż przy Panteonie spotkaliśmy się z Wojciechem Szczęsnym. Skoro jesteśmy we Włoszech to zjedliśmy pizzę choć popijaliśmy ją wodą. A przy okazji sobie trochę pogawędziliśmy. O Romie, Arsenalu i o tym dlaczego Krychowiak musi się jeszcze uczyć.

Stwierdziłeś kiedyś, że w wieku 13 lat nie byłeś nawet najlepszy w swojej grupie wiekowej. Uchodzisz za człowieka bardzo pewnego siebie. Zastanawiam się, gdzie ta pewność siebie miała swoje pokłady?

Pewność siebie nie musi być wprost proporcjonalna do umiejętności. Można być pewnym siebie i słabym. Ja po prostu nie miałem innego pomysłu na życie. Uważałem, że jest tylko jedna rzecz, którą mogę w życiu robić i dzięki niej zarabiać pieniądze. Nie widziałem innych perspektyw.

Nie widziałeś innych perspektyw? Rzeczywiście brzmisz jak chłopak z Pragi.

No tak. Walczyłem o swoje. Z Pragi ciężko było wtedy trafić do dobrych środowisk i szkół. Poza tym nie byłem zbyt dobrym uczniem. 

I co? Ledwie, ledwie przechodziłeś z klasy do klasy? Nie wierzę. 

Aż tak to nie. Ale w gimnazjum leciałem na samych trójach i czwórach.

E tam. Myślałem, że mi wyjedziesz z jakąś patologią. 

Nie no, po prostu nauczyłem się dobrze ściągać. Poza tym wtedy się zaczęły wyjazdy na zgrupowania reprezentacji Mazowsza i często mnie nie było w szkole. Później zaczęły się wyjazdy na zgrupowania młodzieżowych reprezentacji Polski. Siłą rzeczy trochę szkołę omijałem. Nauczycieli widzieli jednak, że nie chodzę na wagary tylko, że realizuje swoją pasję. Chyba dzięki temu patrzyli na mnie łaskawszym okiem.

Zresztą ty masz dobrą „bajerkę” i pewnie większość z nich potrafiłeś zaczarować.

No coś w tym jest. Pani wychowawczyni, która uczyła matematyki, której ja nie znosiłem, napisała mi po latach, że byłem jej ulubionym uczniem. Ale to pewnie dlatego, że jej życzenia na urodziny napisałem.

Ale tak swoją drogą, to takie wyjazdy na kadrę to mają swój klimat.

O Jezus Maria! Przede wszystkim to zawsze była duża frajda, bo jakieś kieszonkowe dostawaliśmy. 

Który to był rok?

Zaczęło się w 2004. To były kwoty rzędu 50 zł. Na tamte czasy i nasz wiek to był porządny zastrzyk gotówki. Poza tym jak jechałeś na kadrę Polski zwracali Ci jeszcze za bilety. Nie raz dostawaliśmy po 50 euro. To już było naprawdę coś. Później, jak szedłem do drugiej albo trzeciej gimnazjum powstały Ośrodki Szkolenia Młodzieży. Większość moich kolegów, którzy tam trenowali mieszkało w internacie. Ja też tam bardzo chciałem mieszkać, ale ostatecznie się na to nie zdecydowałem. To dobrze. Jak się później okazało od alkoholu tam nikt nie stronił i działo się dużo. Na szczęście zostałem w domu. Z tamtej ekipy z tego co pamiętam wybił się Tomek Kupisz i Andrzej Witan. 

Wróćmy jednak do Rzymu. Chciałem zapytać jak Ty się odnajdujesz w tym włoskim stylu i rytmie żywienia?

Jeśli czyta to Ania Lewandowska to powinna pominąć ten fragment. Przede wszystkim jem bardzo nieregularnie ze względu na to, ze treningi mamy o różnych i dziwnych porach. Raz wstaję o 9, raz wstaję o 13. Raz chodzę spać o 22, raz o 2.  Śniadanie jem zawsze w klubie. Są smaczne i wartościowe. A później po włosku. Makaron, makaron, pizza, makaron. Oczywiście przesadzam i mówię to w żartach, bo znowu będzie, że Szczęsny to czy tamto.

Jest różnica w postrzeganiu piłkarzy w Anglii i we Włoszech?

W Anglii z piłkarzy robi się celebrytów. Tutaj pasja do piłki jest tak wielka, że ludzie piłkarzy wręcz wielbią. Tutaj o piłce pisze się mnóstwo, ale jesteśmy postrzegani jako piłkarze, a nie celebryci. Ale presja jest tu zdecydowanie większa niż w Arsenalu, kibice są bardziej wymagający, ale to mi się podoba. Płaci się zawodnikom takie pieniądze, to dlaczego od nich nie wymagać? Nie zawsze to jest przyjemne. Zdarzy się, że obrzucą autokar butelkami, albo zatrzymają Cię pod ośrodkiem treningowym. Trzeba sobie jakoś z tym radzić. Jedno zwycięstwo wszystko zmienia. Tutaj ludzie popadają ze skrajności w skrajność.

Jak wyjeżdża się zagranicę, to w moim odczuciu są dwie drogi do wyboru. Albo przejmuje się mentalność miejscowych i się to wchłania, albo żyje się życiem, które się zostawiło, w Twoim przypadku w Londynie. Jak jest u Ciebie?

No ja żyje życiem Londyńskim. Wprawdzie odkąd mieszkam w Rzymie, w Londynie byłem tylko raz, ale to tam jest mój dom. Tam chciałbym spędzić resztę życia. Staram się oczywiście przystosować do warunków życia tutaj. Niektóre rzeczy mi odpowiadają bardziej, inne mniej. Pogoda mi zdecydowanie bardziej odpowiada. Ogólnie nie mam problemów z przystosowaniem się do nowych warunków, choć Włosi są zdecydowanie bardziej emocjonalni ode mnie.  Przechodząc przez pasy możesz usłyszeć, jak ludzie kłócą się przez telefon i niemal rozwodzą. 

Czyli nie budzisz się rano z La Gazettą Dello Sport i Sky Sport Italia w telewizji?

To jest właśnie jedna z fajniejszych rzeczy, jakie mnie tu spotkały. Otóż jestem zupełnie odcięty od mediów. Telewizji nie mam, włoskich gazet i stron internetowych nie czytam. To czy zagrałem dobrze czy nie, wiem od siebie. W Anglii to wygląda zupełnie inaczej. 

A ligę angielską oglądasz?

Oglądam. Wszystkie mecze Arsenalu oglądam.

I co? Będą mistrzami? Zastanawiam się, tak z ludzkiego punktu widzenia czy Ciebie by to nie bolało?

Nie, no napisałem wczoraj do Theo Walcotta, że mają wygrać, ale to sprawi, że ja będę wyglądał jak idiota. Jak ja byłem, to nigdy nie wygrali, a teraz odszedł Szczęsny i „wiadomo jaki był problem”. Ja to mówię trochę żartem, ale…

Ale trochę się może taka łatka przykleić? 

Spokojnie, ja byłem cztery sezony, a mistrzostwa nie zdobyli przez dziesięć! Wcześniej byli inni bramkarze. Ja, oglądając mecze Arsenalu, im bardzo mocno kibicuje i zawsze wierzę w ich zwycięstwo i w to, że zdobędą mistrza. Naturalne jest jednak to, że wolałbym, żeby wygrywali 5:4 niż 1:0. Już widzę jak The Sun to kopiuje. Ale co? Przesadziłem?

Wydaje mi się to naturalne. Obchodzi Cię dobro drużyny i własna sytuacja. Nie widzę w tym nic złego. 

I pamiętaj, zawsze chcę, żeby wygrali. Zawsze. I chcę, żeby zdobyli mistrzostwo. Zresztą grają momentami świetnie. Giroud rozgrywa kapitalny sezon. Ma jedną rzecz, której nikt mu nie zabierze. Może grać słabo, a i tak zawsze będzie strzelał bramki.

Skoro rozmawiamy o Arsenalu to ciekawi mnie Twoje zdanie na temat Mesuta Ozila. Jeśli wierzyć memom jest to człowiek z nadludzkim wzrokiem. Widzi to czego nie widzą inni. Faktycznie tak jest?

Przede wszystkim jest świetnie wyszkolony technicznie. Kiedy masz świetną technikę, wszystko na boisku wydaje Ci się wolniejsze i dzięki temu możesz szybciej reagować. Nie musisz się wtedy martwić o to, co dzieje się z piłką. Po prostu ją bierzesz, biegniesz, głowa w górę, patrzysz i oceniasz sytuację. To wyszkolenie techniczne robi największa różnicę. Ale to prawda, że ma coś w sobie z geniusza. Wcześniej był u nas Cesc Fabregas i nie wyobrażałem sobie, że można w środku pola grać lepiej, ale przyszedł Ozil i okazało się, że można. Na początku zresztą był mocno krytykowany, bo kupiono go za wielkie pieniądze i oczekiwano, że stanie się największą gwiazdą ligi. Na treningach od początku było widać, że jest wyjątkowym zawodnikiem. 

Ale w Rzymie też macie kilku wyjątkowych piłkarzy. Ja uwielbiam na przykład Radje Nainggolana, który gra na pozycji Krychowiaka, ale jest przecież zupełnie innym piłkarzem.

Ostatnio grał na „dziesiątce” i też sobie świetnie poradził, strzelił nawet bramkę. Ale porównanie Nainggolana z Ozilem jest nietrafione, bo dwóch bardziej różniących się od siebie pomocników trudno znaleźć. 

Ale ja nie chcę ich porównywać. Zestawiłem Nainggolana z Krychowiakiem.

A! No to Krycha się musi jeszcze trochę pouczyć. Ale to bardzo podobni piłkarze choć Krychowiak jest bardziej defensywny. Świetny zawodnik. Taki, który przez dziewięćdziesiąt minut zapieprza na pełnym gazie. Skąd on ten gaz bierze to nie wiem? Energię ma niesamowitą i jest świetnym piłkarzem, który wciąż ma szansę, żeby zagrać np. w Premier League. 

Jak z Twoją komunikacją? Nie masz problemów?

Nie, bo w klubie wszyscy mówią świetnie po angielsku.

To niedobrze, bo to nie jest motywacja do nauki włoskiego.

Na razie to ja się skupiam na piłce. Sam nie wiem, ile w Rzymie zostanę, jeśli się okaże, że to będzie jakiś dłuższy okres, to oczywiste, że bardziej przyłożę się do nauki. Nie wykluczam tego, że tak się stanie. Może nie jest to opcja idealna, ale czuję się tutaj bardzo dobrze.

Rozmawiał w Rzymie Łukasz Wiśniowski

TAGI: Wojciech Szczęsny,

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności