Aktualności

[WYWIAD] Robert Janicki o niepokonanym Hoffenheim

Specjalne25.01.2017 

Sensacją obecnego sezonu w czołowych ligach europejskich jest Hoffenheim, które na półmetku Bundesligi pozostaje niepokonane. Trenerem pierwszego zespołu jest 29-letni Julian Nagelsmann. Wcześniej młody szkoleniowiec prowadził drużynę juniorów w której występował Robert Janicki. Reprezentant Polski U-20 dla „Łączy Nas Piłka” opowiada o warunkach w akademii niemieckiego klubu, trenowaniu mózgu oraz mentalności panującej od drużyn młodzieżowych do samych seniorów.

O akademii Hoffenheim:

- Wszystko w szczerym polu. Samo Hoffenheim rowerem przejdziesz w trzy minuty. Akademia – od U-16 do U-19 – tam mają swój ośrodek razem z internatem, mieszkałem tam pierwszy rok. Natomiast drużyna rezerw oraz pierwszy zespół mają swój własny ośrodek kilka kilometrów od tego miasteczka. Widać, że wpompowano tam sporo pieniędzy. Byłem w Lechu, czyli w jednej z najlepszych i największych akademii w Polsce, ale różnica jest kosmiczna. Widać to nawet na stołówce, która jest zaopatrzona we wszystko, czego może sobie profesjonalny piłkarz zażyczyć.

O „Footbonaucie”:

- W ośrodku jest „Footbonauta”, ponoć jedna z dwóch takich maszyn w Europie. To spora klatka w której trenuje się szybkość zagrań, reakcji. Maszyna podaje piłki z czterech kierunków, z różnych wysokości, w różnym tempie i podświetla bramkę w którą trzeba zagrać. Dostaje się tablet i wszystko można ustawić: na jaki kolor podświetlają się bramki, czy jest sygnał dźwiękowy, dodatkowo z głośników może lecieć doping trybun. Trzeba złapać system: za pierwszym razem wynik nie będzie tak dobry, ponieważ nikt nie wie, czego się spodziewać. Nie ma tego nawyku orientacji, rozglądania się. Ale później wychodząc na boisko robisz to automatycznie, podświadomie. Trenujemy w maszynie regularnie, przynajmniej raz w tygodniu. Ja nawet częściej: w pierwszym roku miałem nauczanie indywidualne, więc mając więcej wolnego przychodziłem z internatu, by tam poćwiczyć. Siedziałem ile chciałem, bo zabawa jest straszna. Z każdej serii są wyniki skuteczności, czasy, wyliczone są średnie… Ciągle dążysz do pobicia własnego rekordu.

O ćwiczeniu mózgu:

- Są też oczywiście inne maszyny. Jest takie pomieszczenie do którego wchodzi się, a naokoło jest wielki ekran. Na nim wyświetla się boisko i manekiny piłkarzy w różnych strojach. Na początku cztery, wybranego śledzisz wzrokiem i musisz w odpowiednim momencie wskazać. Ale poziom trudności ciągle rośnie: jest więcej „zawodników”, potem wybierasz dwóch, trzech a nawet czterech i oni się rozjeżdżają. Musisz więc patrzeć nie tylko przed siebie, ale też na boki, cały czas kontrolować to, co dzieje się naokoło. Z kolei zwykle w czwartki przychodzimy rano na zajęcia, każdy dostaje tablet i uruchamia grę. Zwykle takie sprawdzające szybkość reakcji i pamięć. Czy chodzi o dopasowanie w pary różnych obrazków, zapamiętywanie sekwencji, wyświetlanych przedmiotów… Nie zdarzyło mi się jeszcze grać dwa razy z rzędu w to samo. Ciężko czasem zrozumieć, jak może to pomóc na boisku, choć będąc w Hoffenheim na pewno poprawiłem swoją szybkość decyzji. W pierwszych dwóch tygodniach treningów momentami unikałem gry, nie chciałem piłki, bo wiedziałem, że zaraz ktoś mnie „skasuje”. Nie było czasu, który dostawałem w Polsce, by jako ofensywny pomocnik poprowadzić piłkę, kogoś okiwać, powozić się. W Niemczech nauczyłem się gry efektywnej, a nie efektownej.

O siłowni:

- Wiem, że w Hoffenheim poprawiłem swoją fizyczność, ale nie tylko rozumianą przez budowę ciała, mięśnie. W pierwszych tygodniach po każdym starciu bark w bark lądowałem na murawie. Teraz trzymam się mocniej na nogach. Zawdzięczam to ćwiczeniom funkcjonalnym, pobudzaniu mięśni głębokich. Siłownię mamy codziennie, ale nie zawsze polega to po prostu na wyciskaniu. Tego typu zajęcia mamy trzy razy w tygodniu. W Polsce mówi się, że juniorzy nie mogą chodzić na siłownie, że młodzież powinna się rozwijać harmonijnie… Nie, w Niemczech od początku jest na to duży nacisk. Po przyjeździe do Hoffenheim byłem zaskoczony takim podejściem, teraz jest to norma. Nawet samemu idąc na siłownię dostajemy rozpiskę, co powinniśmy robić. Okresowo są robione badania, gdzie są deficyty siły i nad którymi mięśniami trzeba specjalnie popracować.

O trenerze od zadań specjalnych:

- Był taki trener, którego jedynym zadaniem było przygotowywanie treningów indywidualnych. Gdy chciałem coś poprawić, nad czymś popracować, to szedłem do niego i on przygotowywał dla mnie specjalne zajęcia. Oczywiście wszystko pod nadzorem trenera od przygotowania fizycznego, ale każdy w akademii mógł tak zrobić. Ze mną ćwiczył np. strzały z rzutów wolnych, zejście ze skrzydła do środka i uderzenie. Do tego dochodzi indywidualna ewaluacja po każdej rundzie: są spotkania podsumowujące z trenerami, ocena i wyznaczenie nowych celów. Dotyczy to drużyn w akademii i w drugim zespole.

O Julianie Nagelsmannie:

- Na początku jeszcze nie był tak promowany, ale po serii słabszych wyników ustalono, że od następnego sezonu przejmie pierwszy zespół. I już wtedy pracował z tą drużyną, zwykle brakowało go na naszych zajęciach w poniedziałki i wtorki, ponieważ musiał robić licencję trenerską. Później okazało się, że będzie potrzebny jeszcze pół roku szybciej. Dla każdego w mojej drużynie było to wydarzenie: nasz trener przejmuje pierwszy zespół. Pamiętam, że od razu przyjechali dziennikarze i telewizje. To też pokazało, że w Hoffenheim nie tylko piłkarze, ale też trenerzy mogą w akademii przejść przez wszystkie poziomy. Żył każdą minutą treningu, meczu. Był jak Antonio Conte. Dla niego zespół jest najważniejszy, musi mieć wszystko jak najlepiej. W drużynie U-19 czasem wchodził na boisko i spierał się z sędzią.

- Graliśmy w Mainz, gdy Nagelsmann już miał być trenerem pierwszego zespołu, a szkoleniowiec rywali, który publicznie zakwestionował sens powierzania 28-latkowi takiej roli, siedział na trybunach. Przegrywaliśmy w tym meczu, ale gdy udało się wyrównać w ostatnich minutach, Nagelsmann wybuchł z radości, pobiegł specjalnie w kierunku tamtego trenera. Wydaje się, że na tym poziomie szkoleniowiec powinien być opanowany, bo to jeszcze młodzież, ważniejszy jest rozwój itd… Ale on był inny. Miał świetne odprawy przedmeczowe, aż chciało się dla niego zapieprzać na boisku. Niezależnie od rywala: czy z czołówki, czy z końca tabeli. Gdy prowadził mój zespół, to często mieszał ustawieniami. Graliśmy na czterech obrońców, trzech, a nawet zdarzyło się, że na dwóch i z cofniętymi skrzydłowymi. Nie chodziło tylko o personalia. W Hoffenheim oprócz bycia „dziesiątką” pierwszy raz zacząłem grać na skrzydle, występowałem także jako „ósemka”. Nikt nie był przypięty do jednej pozycji, konkretnej roli.

- Do tego stawia mocno na intensywność gry: u niego ograniczyłem zbędne kontakty, wszystko wykonuję szybciej. I finalizacja akcji: zawsze w drużynie był duży nacisk na to, by jak najszybciej kończyć atak, zwłaszcza w polu karnym przeciwnika. Nie poprawiać piłki, nie przekładać - po prostu strzelać. Nagelsmann irytował się, gdy nawet na treningach ktoś zbyt długo kombinował przed uderzeniem. Na mnie to działało tylko pozytywnie. Nacisk na te aspekty i ciągłość w treningu daje pewność siebie. Nawet nie grając w klubie, ale przyjeżdżając na kadrę, np. na Turniej Czterech Narodów jestem pewien swoich umiejętności, czuję lekkość na boisku, nie martwię się, czy sobie poradzę.

O niepokonanym Hoffenheim:

- Ten szał zaczął się od przejęcia przez Nagelsmanna pierwszej drużyny w lutym ubiegłego roku. Wtedy byli w dramatycznej sytuacji, wróżyło im się spadem, a on w drugiej części sezonu wygrał połowę spotkań. Ale trwa to do dziś, bo tylko Hoffenheim w obecnych rozgrywkach Bundesligi jest niepokonane. Zresztą wyróżniają się pod tym względem z tych czterech, pięciu czołowych lig w Europie. Nawet Real Madryt już odpadł, a Hoffe trzyma się cały czas. I od sprzątaczek do samej „góry” – wszyscy o tym rozmawiają. A to taki klub, w którym pracownicy są blisko, to część lokalnej społeczności, osoby zżyte z Hoffenheim. Ta atmosfera wzajemnego szacunku jest fajna. Widać też inną mentalność. Może ja trafiłem akurat do takiego klubu, może to coś typowego dla Niemców. Widzę to choćby po treningach. Nie ma miejsca na rozluźnienie. Nie twierdzę, że w Polsce nie pracuje się ciężko, ale zawsze ktoś zażartuje, jest więcej śmiechu. Tam gdy jest trening, to nie ma rozmów, dogadywania. Jest tylko praca, praca i praca.

Rozmawiał Michał Zachodny

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności