Aktualności
[WYWIAD] Radosław Gilewicz o pracy z U-17 oraz szkoleniu napastników
Wszyscy kojarzą pana z bycia ekspertem i komentatorem, a kiedy zaczęła się ta bardziej trenerska część pracy?
Zaczęło się to bodaj cztery, pięć lat temu, gdy po pierwszych wyborach PZPN ustalono, że do każdej z młodzieżowych reprezentacji zostanie dopasowany były piłkarz w roli ambasadora. Trafiłem do kadry U-15 i tak się zaczęło. Tylko o ile mi wiadomo moja rola od pierwszej rozmowy z trenerem Bartłomiejem Zalewskim była jasno określona. Powiedział: chcę mieć cię na boisku. Z dnia na dzień stałem się członkiem sztabu, który był odpowiedzialny za zawodników ofensywnych, przede wszystkim napastników. Gdy zniesiono rolę ambasadorów czułem się rozżalony, ale na moje szczęście wróciłem do tej reprezentacji i oficjalnie jestem asystentem trenera, na boisku robię to samo co wcześniej.
Sprawia to panu przyjemność?
Byłem rozżalony, że zniesiono funkcję ambasadorów, bo nie stałem przy linii, nie spełniałem oficjalnej funkcji na bankietach, ale od samego początku angażowałem się na boisku. Miałem fajny kontakt z zawodnikami, ze sztabem i mogłem się dzielić swoim doświadczeniem.
Trener Zalewski mówi o pana wkładzie w funkcjonowanie drużyny „ultrawartość”. Co się za tym kryje?
Wydaje mi się, że trzeba spytać trenera! Nie chcę robić sobie reklamy, bo nie na tym to polega. Ja staram się nie wydziwiać, ale przenieść swoje doświadczenia z boiska do głów młodych chłopaków. Skupiam się na napastnikach i jak długo będzie się to sprawdzało, podobało chłopakom, to będę moją rolę wykonywał. W kadrze nasze funkcje są podzielone bardzo dobrze, musimy zresztą dostrzec w jakim kierunku to idzie nie tylko w reprezentacjach: specjalizacji. Cały tydzień pracuje się formacjami, w Polsce niedługo każdy klub będzie miał trenerów od stałych fragmentów, od pomocników, piłkarzy ofensywnych i defensywnych. Na rynku zachodnich jest ich sporo, a… nigdy za dużo dobrych napastników, prawda? Zawsze coś mogę u młodzieży poprawić, pokazać mimo swojego wieku.
Na zgrupowaniach ponoć z tym pana pokazywaniem zachowań napastnika jest tak, że osiem na dziesięć strzałów zawsze wpada, prawda?
Różne są zakłady, niektórzy próbują mnie zmobilizować! Nie chłopcy, oni mają duży respekt… Od gierek z nimi, 17-latkami już uciekam, to nie moje tempo ani zdrowie. Ale strzały, zachowania pod bramką – to nieunikniona. Można to w różnej formie „sprzedać”, bo tak do tego podchodzę, że zawodnikom musi to sprawiać przyjemność.
Jak więc opisałby pan swój warsztat trenera napastników?
Przede wszystkim zwracam uwagę na końcową fazę akcji, czyli od dwudziestego metra do bramki, gdy przyspiesza się w jej stronę. Tam nie ma już zwolnionego tempa, wszystko trzeba robić bardzo szybko, a niekiedy mam wrażenie, że chłopcy, 15-latkowie jeszcze nie wszystko wiedzą, robią to za spokojnie. A wchodząc w pole karne trzeba mieć wszystko: spryt, zachowanie, wbiegnięcie w odpowiednim momencie… Jeżeli mamy trening strzelecki, ćwiczymy zachowania w różnej formie, a to również moja rola, by im nie przeszkadzać, ale pomagać, pokazać. Nie polega to na wytykaniu błędów, lecz wskazania w konkretnych sytuacjach meczowych, jak można się zachować.
Mówi pan o instynkcie, który ponoć u napastników bardzo trudno wyuczyć.
Instynkt pomaga w przeczuwaniu, gdzie piłka może spaść, minąć rywala i trzeba to wykazać, ale nabiera się tego z doświadczeniem, z roku na rok. Ale są też nawyki, które można nabrać. Z mojej perspektywy napastnika, gdy zbliżam się do pola karnego muszę mieć przewagę nad środkowym obrońcą, nawet gdy jest on silniejszy i wyższy. Tu mogę pomóc. Dla mnie najważniejsza jest analiza treningów i meczów. W ćwiczeniach można sporo poprawić, robimy to, ale jest też praca na konkretnych przykładach. Mecz jest wyrocznią, nie zastąpi go nawet najlepszy trening, gdzie często ćwiczy się bez przeciwnika. A chłopcy chcą się uczyć.
Pan bierze wycinki wideo z jakiegoś spotkania, siada z napastnikiem reprezentacji i tłumaczy mu, jak może się zachować?
Tak, nawet przy analizie przeciwnika, gdy szukamy słabych stron. Mówimy napastnikom: idź na słabszego obrońcę, uciekaj od tego szybszego i bardziej zwinnego, będzie ci łatwiej. To są bardzo ważne szczegóły. Najważniejsze jest jedno słowo: tempo. W polu karnym nie można zwalniać, stać w miejscu, wszystko musi odbywać się szybko. Obrońcy zawsze będą mieli przewagę, a więc napastnik musi mieć całość: spryt, instynkt, tempo.
Ta praca analityczna to coś, z czym spotkał się pan w swojej karierze?
Nawet w wieku 30 lat zbierałem doświadczenie i pracowałem nad elementami. Cały czas się rozwijałem, napastnicy mają również różne etapy w karierach. Sam byłem zawodnikiem bez parametrów wzrostowych, więc musiałem zmienić swoje postrzeganie tej roli, szybciej myśleć, by sprytem i zwinnością być lepszym od obrońców. Nad tym ciągle pracowałem, nieźle mi to wychodziło. Człowiek cały czas się uczy. Teraz znamy różną specyfikę naszych piłkarzy, do każdego musimy podchodzić indywidualnie. Z drugiej strony nie chcę być ich cieniem, bo wtedy mogą czuć się przytłoczeni: mają presję drużyny, a dodatkowo trenera. Dlatego nie wytykam błędów, ale poprawiam, to są drobne korekty. W trakcie zgrupowań staram się zachować odpowiedni balans.
Mówiąc o indywidualnym podejściu ma pan na myśli to, że jest kilka różnych typów napastników, prawda?
Wspólnie ze sztabem dużo dyskutujemy o stylu gry, ustawieniu drużyny, różnych wariantach rozegrania przy jednym czy dwóch napastnikach. Fakt jest taki, że dziś napastnik nie może być statyczny, bo inaczej szybko „zginie”, a zespół gra w osłabieniu. „Dziewiątki” muszą być uniwersalne tak, jak piłkarze na innych pozycjach: przejść na prawą pomoc w systemie 1-4-3-3. Chłopcy szybko się dostosowują, nie jest to dla nich komfortowa sytuacja, ale radzą sobie. W U-17 tak jest z Olafem Kobackim, który w Atalancie Bergamo gra jako środkowy napastnik, a u nas na prawej pomocy. Wiemy, gdzie czuje się lepiej, a on nie robi żadnych problemów, nawet mówi wprost, że „chce pomóc drużynie”. Takie sygnały są pozytywne.
Czy porównując obecne czasy z tymi, w których pan grał, zmieniło się jeszcze coś w kwestii zadań na tej pozycji, oprócz uniwersalności?
Nie zmieni się to, że napastnik zawsze będzie musiał strzelać gole. Jest większa uniwersalność, bo trenerzy zmieniają ustawienia w trakcie meczu, wymagają różnorodności ról. Stąd potrzebna jest świadomość taktyczna. Byli kiedyś piłkarze, którzy przechodzili z jednej pozycji na drugą, ale teraz to jest na zupełnie innym, wyższym poziomie. No i wreszcie tytaniczna praca, jaką muszą wykonywać napastnicy, którzy dawniej byli bardziej statyczni. Obecnie każdy widzi, ile biega się kilometrów, wykonuje sprintów i dziś dotyczy to każdej formacji. Bez tego napastnik zostanie „przykryty czapką”. Kiedyś taki Olivier Giroud, czyli typowa dziewiątka, bazowałby swoją grę tylko na polu karnym. Dziś widzimy go, jak schodzi do boków, cofa się w głąb pola, rozgrywa piłkę i już jest innym typem napastnika, pomimo parametrów pasujących do wrzutek.
W ostatni weekend na kanale Łączy Nas Piłka transmitowaliśmy mecz CLJ, Jagiellonii z Legią, a w drużynie z Białegostoku grał napastnik kadry U-17, Bartosz Bida. Rzucała się w oczy właśnie jego uniwersalność: gonił za każdą piłką, w końcówce przeszedł na skrzydło, z każdym z obrońców rywala starł się przynajmniej raz…
…i proszę mi wierzyć, że mówimy o meczu z Legią, a jego każde spotkanie w reprezentacji tak wygląda. Również w tym wygranym 1:0 z Francją, abstrahując od wyniku, bo to obecnie najlepszy zespół w Europie w tej kategorii wiekowej. Bartek strzelił decydującego gola, ale przede wszystkim niesamowicie pracował. Cały czas walczył, jest dla obrońców niewygodny, czyha na błąd przeciwnika. Tak trzeba teraz grać, on i Olaf są przykładami uniwersalnej gry. Dwadzieścia lat temu by to przeszło, wtedy napastnicy byli statyczni, grali na jednej pozycji i w jednej roli.
Mówiąc o tym dalszym szkoleniu napastników w kontekście ich uniwersalności, czy czymś można im zrobić krzywdę i z obiecującej „dziewiątki” zrobić zawodnika mniej skutecznego, który zatracił instynkt?
Rolą trenera – czy w kadrze, czy w klubie – jest pomóc tym zawodnikom. Ważne jest również samozaparcie: praca, praca i jeszcze raz praca. Napastnik musi mieć odpowiednie podejście, także do swojej gry: gdy będzie pomagał drużynie, to koledzy go docenią, ale kibice czy dziennikarze będą patrzyli na to, czy strzela gole. Tak było zawsze i tego się nie zmieni. A więc potrzeba jeszcze więcej poświęcić na pracę indywidualną, na choćby radzenie sobie z kryzysami, w które wpada każdy napastnik na jakimś etapie swojej kariery. Umiejętnością jest szukanie przyczyn tego dołka i rozwiązań, by z nich wyjść. Napastnik żyje z pewności siebie przed bramką przeciwnika, a więc powinien oddawać więcej strzałów, by to wróciło. Te elementy składają się na dalszy rozwój.
Oprócz Kobackiego i Bidy jest w kadrze U-17 na turniej Elite Round jeszcze trzeci napastnik, Mateusz Żukowski z Lechii Gdańsk. Jak jego by pan scharakteryzował?
To jest całkiem inny typ napastnika, choć również może grać na boku. Nam wydaje się, że nawet w meczu ze Szkocją lepiej spisał się po lewej stronie. To chłopak, który znakomicie wykorzystuje swoje warunki fizyczne, znakomicie utrzymuje się przy piłce wykorzystując swoje wyszkolenie techniczne. Zbliżając się do pola karnego potrzebuje większej determinacji, musi mieć agresywność, by strzelać gole. Ma on duże możliwości.
W rozmowach indywidualnych z nimi powołuje się pan na przykłady napastników ze światowego topu?
Piłkarze ogólnie nie lubią porównań, dlatego nigdy nie powiem „za moich czasów”. Jeśli jednak przywołuję jakieś przykłady, to wyłącznie Roberta Lewandowskiego. Ostatnio miałem przygotowane urywki z jego gry bez piłki, wejść w pole karne i pokazywałem te zachowania Bartkowi. Na zgrupowaniu będzie więcej czasu, też nad tym popracujemy. Robert jest dla mnie napastnikiem kompletnym, nie ma potrzeby szukać gdzie indziej przykładów, bo on jest tym idealnym do naśladowania, również poza boiskiem.
Na wyobraźnię kibica statystyki i gra Lewandowskiego robi ogromne wrażenie, ale czy tak samo przykłady jego zachowań dają efekt, gdy odbiorcami są młodzi piłkarze, którzy dochodzą do profesjonalnej piłki?
Zawsze to będzie działało. Gdybym powiedział im o Maćku Żurawskim, Emanuelu Olisadebe, czy innych napastnikach, którzy grali w reprezentacji jeszcze 10 lat temu, to z całym szacunkiem dla nich, ale chłopcy nie będą wiedzieli, o kogo chodzi. Natomiast Lewandowskiego można zobaczyć co trzy dni, z niego trzeba być dumnym, pokazywać go, a dla młodzieży jest to idol, do jego nazwiska podchodzą bardzo poważnie. Można podziwiać innych, ale tak naprawdę najbardziej wzorują się na Robercie. Nie wiem, czy w najbliższych latach będziemy mieli tak kompletnego napastnika, stąd jego zachowania, łatwość w strzelaniu goli pokazują, w jakim należy iść kierunku.
Rozmawiał Michał Zachodny