Aktualności
[WYWIAD] Piotr Giza: Cracovia jest jak mój drugi dom
Specjalne11.09.2020
Bazę treningową mamy na Wielickiej, gdzie zaczynałem biegać za futbolówką jako ośmioletni chłopiec. W sumie z Cracovią jestem związany, z przerwami na Legię i Świt Krzeszowice, od 32 lat. Ten klub traktuje jak swój drugi dom, przychodzę do niego z przyjemnością. Mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy w Cracovii, lecz nie wykluczam, że sportowy los może mnie rzucić w inne miejsca.
W pracy z drugą drużyną „Pasów” wiąże się duży stres?
Oczywiście, że tak. Zależy mi na tym, by drużyna grała jak najlepiej, osiągała dobre wyniki, a piłkarze czynili postępy. Futbol z perspektywy zawodnika wygląda inaczej. W Cracovii dziennie poświęcam 8, 9 godzin swojej drużynie. Codzienne treningi, analizy, rozmowy z podopiecznymi, organizacja wyjazdów, jest mnóstwo zajęć, ale nie narzekam. Daje z siebie maksimum.
Jakie cele postawiono przed tobą w sezonie 2020/21?
Młodzież ma zbierać doświadczenie, a w trzeciej lidze można się sporo nauczyć. Czwarta liga to amatorka, nie urażając nikogo, a od trzeciej dzieli ją przepaść. Cracovia II to beniaminek i naprawdę nasi młodzi futboliści stoją przed dużą szansą. Od każdego z nich najbardziej zależy czy ją wykorzysta. Staram się im radzić, opowiadam historie z mojego życia. Piłkarska kariera nie jest usłana różami. Jak staniesz w miejscu, może być już po to tobie. Ja przeszedłem drogę od dawnej trzeciej ligi do ekstraklasy, trafiłem nawet do reprezentacji Polski. Samo to jednak nie przyszło, było poparte ciężką pracą i wyrzeczeniami. A wracając do pytania, to wiadomo, że trzeba się z rezerwami w tej trzeciej lidze utrzymać.
Michał Probierz śledzi poczynania rezerw?
Z pierwszym trenerem Cracovii współpracuje mi się znakomicie. Pomaga nam, daje zawodników z pierwszej drużyny i jest na bieżąco z tym, co dzieje się w rezerwach. Wszędzie borykamy się z podobnymi problemami i niejednokrotnie zawodnikom, którzy wchodzą do seniorskiego futbolu, trzeba zwracać uwagi odnośnie wyszkolenia technicznego. Technika to podstawa, a można dużo więcej i łatwiej realizować na treningach i podczas spotkań, gdy nie ma się problemów z operowaniem piłką.
Bardzo się zmieniła polska piłka klubowa od czasu, kiedy ty występowałeś w ekstraklasie?
Na pewno podniósł się poziom motoryczny, piłkarze grają bardziej agresywnie. Tym nadrabiają braki w wyszkoleniu technicznym. Pamiętam jak kiedyś trzeba było rywalizować z kimś dobrym, na przykład z Rafałem Niżnikiem, to wiedziałem, że samym pressowaniem daleko nie zajadę. Na szczęście ja się techniki nie musiałem i chyba nie muszę wstydzić. Wynika to też z tego, że za najmłodszych lat grałem non stop w piłkę, także ze starszymi kolegami. Futbol traktowałem jak pasję i nawet nie spodziewałem się, że z trzeciej ligi wypłynę tak daleko. Tym niemniej cieszyłem się z kopania piłki pod blokiem, w ekstraklasie i w reprezentacji Polski. Zarobki były pochodną mojego podejścia do futbolu.
Wierzysz w to, że polska młodzież zdominuje ekstraklasę?
Chciałbym bardzo, by Polacy rządzili w ekstraklasie, bo to w końcu polska liga. Nie zamierzam się wymądrzać, ale żeby do tego doszło, nasza młodzież musi się poświęcać piłce, nie tylko zaliczać kolejne treningi i mecze. Warto też słuchać ludzi, którzy gdzieś grali, coś widzieli, przeżyli. Nie brakuje nam talentów, ale młodzi muszą wykazywać determinację i chcieć stawać się coraz lepszymi zawodnikami.
Jak to możliwe, że człowiek tak związany z Krakowem jak ty, dał się kiedyś skusić Legii Warszawa?
Wtedy mogłem pójść do Rapidu Bukareszt, który oferował znacznie większą kasę niż Legia. Chciałem jednak powalczyć o najwyższe cele w Polsce. Miałem też opcję przenosin do Lecha, namawiał mnie Franciszek Smuda, ale postawiłem na Warszawę. Pobyt w Legii oceniam pozytywnie, zdobyłem Puchar Polski, niestety „tylko” dwa razy wicemistrzostwo kraju. Poznałem też wielu wspaniałych ludzi, a w Warszawie na świat przyszła moja córka. Ostatnio nawet jak pytano o jej miejsce urodzenia zawahałem się między Krakowem, a Warszawą (śmiech).
Sportowo mogłeś w Legii pokazać więcej?
Na pewno piłkarsko mogłem się sprzedać lepiej. Nie przeszkadzała mi presja, bo to przecież świadczy o dużych ambicjach i wymaganiach. Parę bramek i asyst dla Legii zaliczyłem.
Co czułeś, gdy dowiedziałeś się o powołaniu do reprezentacji Polski na mundial w Niemczech w 2006 roku?
1 lipca miałem zaplanowany ślub i podczas rozwożenia zaproszeń dla gości zatrzymałem się w Krakowie coś zjeść. Nagle patrzę, że telefon mi się zawiesił, a przyszło gdzieś z 80 esemesów. W końcu odczytałem jednego, drugiego… Gratulowali mi powołania do reprezentacji na mundial, a ja nie byłem w stanie w to uwierzyć. Gdy wracałem ze zgrupowania po meczu z Wyspami Owczymi we Wronkach, nie łudziłem się, że Paweł Janas zabierze mnie na mundial. Jednak znalazło się dla mnie miejsce i mimo, że w Niemczech nie zagrałem, czułem wielką dumę. Gdy wyszedłem na murawę przed meczem z Ekwadorem i usłyszałem doping polskich kibiców, to aż ciarki przeszły mi po plecach. Nie ma nic piękniejszego w futbolu od finałów mistrzostw świata. Owszem, mogę niby odczuwać niedosyt, że nie zagrałem w żadnym spotkaniu o punkty, choć było blisko, nawet u Leo Beenhakkera. Cofnę się jednak pamięcią do Świtu Krzeszowice. Wtedy nie miałem prawa nawet marzyć o ekstraklasie, a okazało się, że w niej zaistniałem. Warto ciężko pracować, stawiać sobie coraz wyżej poprzeczkę, bo można zostać docenionym.
Rozmawiał Jaromir Kruk
Fot.: Cyfrasport, 400mm.pl