Aktualności

[WYWIAD] Piotr Ćwielong: Nie daję sobie żadnych szans na powrót do piłki

Specjalne08.02.2019 

W minionym roku czekał na powrót do piłki długie miesiące. Ostatni raz w meczu ligowym wystąpił na początku kwietnia. Gdy wydawało się, że jest na najlepszej drodze, by zagrać ponownie w meczu o punkty w barwach GKS Tychy, Achilles ponownie dał się we znaki. Piotr Ćwielong ostatecznie rozwiązał kontrakt i teraz do piłkarskiej przyszłości podchodzi z dużym dystansem.

Jaka jest obecnie pana sytuacja zdrowotna?

Pracuję z fizjoterapeutą Łukaszem Kozarskim. Chcemy wspólnie spróbować, żebym jeszcze wrócił do grania, ale robię to już bez większego ciśnienia. Przystałem na jego propozycję, robię to co on mi każe. Wkrótce będę wiedział więcej, jak będzie wyglądać moja rehabilitacja i sytuacja z Achillesem.

Ile daje pan procent na powrót do sportu?

Nie daje sobie żadnych szans. Bo tak po prostu jest lepiej. Przez cały ubiegły rok miałem nadzieję, a potem było wielkie rozczarowanie i problem. Teraz staram się do tego podchodzić bez większego ciśnienia. Rozwiązałem za porozumieniem stron umowę z GKS-em Tychy. To też mi powinno paradoksalnie pomóc. Gdy ma się pracodawcę, to też podświadomie działa. Klub zawsze chce, by piłkarz wrócił do zdrowie jak najszybciej, człowiek też sam z siebie pewne działania przyśpiesza, bo chce pomóc drużynie. Może mogłem nieraz odpuścić, jednak wychodziłem na boisko. Teraz pod tym względem mam spokój. Mogę poświęcić więcej czasu na rehabilitację.

2018 to był najgorszy rok w pańskiej karierze piłkarskiej?

Zdecydowanie. Właściwie go nie było. Wiadomo, patrzymy w życiu nie tylko na to jak się nam powodzi na boisku – w życiu osobistym wszystko było bardzo fajnie, ale jednak piłkarsko nie tak to miało wyglądać. Wcześniej nie miałem kontuzji, którą trwała więcej niż trzy tygodnie. Naderwany przywodziciel, naciągnięty mięsień dwugłowy. To chyba wszystko. A teraz jak się coś przytrafiło to kontuzja położyła mnie na deski.

Tym bardziej żal, że w ostatnich miesiącach zdrowy Ćwielong przydałby się GKS-owi Tychy.

Oczywiście, każdy mecz było bardzo trudno oglądać. Szkoda, bo drużynę stać na więcej, ale także na pewno musi być mądrzej zarządzana. Niby w klubie jest dużo pieniędzy i są aspiracje, ale trzeba się jednak zastanowić czy są to środki na miejsce premiowane awansem do ekstraklasy. Kibice chcieliby w Tychach awansu, ale wydaje się, że w pierwszej lidze jest co najmniej kilka drużyn, które mają większe możliwości.

Piotr Ćwielong myśli już o przyszłości?

Tak, mam pewne plany, ale to jednak nie jest przyszłość poza piłką. Chciałbym zostać przy sporcie. Już sześć lat temu zrobiłem kurs UEFA A, moim celem jest UEFA Pro. Teraz muszę nabierać doświadczenia. Pomagam przy kadrze rocznika 2008, którą trenuje w Śląskim Związku Piłki Nożnej prezes Stefan Mleczko. Docelowo chciałbym pracować z seniorami, bardzo jednak też interesuje mnie zarządzanie klubami. Nie tak dawno rozmawiałem z jednym z zespołów na temat roli dyrektora sportowego, ale na razie, z takich, a nie innych powodów, nic z tego nie wyszło. W najbliższym czasie może się jednak coś urodzić. Na razie jednak skupiam się na nodze. Ale plan B też trzeba mieć.

Jak wspomina pan okres gry w Niemczech?

Piłkarsko było różnie. Zwłaszcza jednak pobyt w VfL Bochum to był taki okres największego profesjonalizmu. Starałem się z tego jak najwięcej czerpać i uczyć. Bochum było wtedy w drugiej lidze, ale standardy miało z najwyższej klasy. Rozmawiałem często z dyrektorami klubu, podglądałem pracę w akademii. Fajnie, gdyby te standardy były coraz częściej przenoszone na nasze realia.

Reprezentacja pozostawia niedosyt?

Na pewno. Każdy chce być w kadrze i zaistnieć w niej  na jak najdłuższy czas. Po pierwszym powołaniu miałem jednak trochę problemów z przywodzicielem, potem z kolei nie grałem w klubie, w Bochum. Trener Adam Nawałka wówczas jasno określił, że kto nie gra w klubie, nie ma szans w reprezentacji. Dla mnie było to jasne, że skoro wypadłem ze składu będę miał ciężko. Nie zamierzałem się żalić, osiągnąłem widocznie tyle ile mogłem.

Da się porównać piłkę sprzed 15 lat, gdy pan debiutował, z tą dzisiejszą? To była również wtedy I liga.

Infrastrukturalnie przepaść. Teraz miło jechać na nowoczesny stadion, nowe szatnie, oprawa telewizyjna. Kiedyś, jak na przykład w Gorzycach, czasem się grało przy jednej trybunie, w tle ogródki działkowe. Sportowo tez nie można narzekać. Jakość jest większa. Więcej techniki użytkowej, kiedyś przypominało to bardziej rąbankę. Nie było kamer, czasem się słyszało przed wyjściem na boisku: „Jak mnie kiwniesz, to cię skoszę” albo jeszcze gorsze teksty. Było kilku wariatów. Teraz jednak jest zdecydowanie większa kultura. Pierwsza liga jest bardziej siłowa niż ekstraklasa, ale jednak zawodnicy przechodzą coraz częściej do elity i dają rade.

Pan wchodził do seniorskiej drużyny Ruchu jako nastolatek. Dzisiaj młodzież ma łatwiej?

Ma łatwiej, ale za kilka lat przekonamy się czy im to wyjdzie na dobre, czy raczej na tym jakościowo stracą. Drużyny będą inwestować coraz mocniej w młodzież, bo będą na tym zarabiać. W moich czasach było inaczej. Ważne jednak, by dzieciaki były uczone nie tylko gry w piłkę, ale także zasad. Ja wiem, że kwestia wychowania wynoszona jest z domu, ale trenerzy też muszą na to zwracać uwagę. Nie wiem jak to wygląda w tego typu klubach, jak Legia czy Lech, ale w wielu innych brakuje takiego poszanowania ze strony młodszych do starszych kolegów. Trenerzy uczą zagrań i podań, ale powinni też zwracać uwagę na zachowanie w grupie.

Brakuje kindersztuby?

Nad młodymi rozciągnięty jest parasol ochronny, ale generalnie zawsze trzeba podchodzić indywidualnie do każdego zawodnika. Może powiem coś teraz kontrowersyjnego. Uważam, że niejeden młody piłkarz, który źle znosił krytykę, a z czasem zniknął, może dalej byłby w futbolu zawodowym, gdyby żył w szatni, w której na sodówkę nie może sobie pozwolić. Charakter w szatni się wyrabia. Ale to jest sprawa indywidualna, kwestia podejścia, jakie wynosi się z domu. Ja debiutowałem w wieku 17 lat w pierwszej drużynie Ruchu, w wieku 18 lat miałem kilkadziesiąt meczów. Gdy nawet przychodziło mi się radować za długo po dobrych występach, to momentalnie Mariusz Śrutwa czy Krzysztof Bizacki sprowadzali mnie na ziemię.

Wspomina pan stare czasy?

Nie jestem strasznie sentymentalnym człowiekiem, ale różne historie z uśmiechem się teraz wspomina. Graliśmy kiedyś z Jagiellonią Białystok. Były jakieś zaległości w klubie i została wyłączona z użytkowania główna trybuna. Nie można było na niej w ogóle przebywać. Wody nie było, a my musieliśmy się przebierać na pobliskiej hali. Szliśmy w strojach kilkadziesiąt metrów na boisko, przechodząc obok kibiców. Albo baraże o utrzymanie w pierwszej lidze Ruchu ze Stalą Rzeszów, gdy do bramki wszedł trener golkiperów Ryszard Kołodziejczyk, który już od dobrych kilku lat nie bronił. I był później jednym z bohaterów meczu. Były też mecze, których nie można było wygrać…

W Ruchu to była najlepsza szatnia?

Równie fajna była tylko we Wrocławiu. Tam był trener Ryszard Tarasiewicz, Dariusz Sztylka, Krzysztof Ulatowski, Sebek Mila, Sebek Dudek. Czuło się, że jeden za drugiego wskoczy w ogień. Zawsze było miło wchodzić do tej szatni. W tej ekipie każdy był z podobnego rocznika, mieliśmy podobne wartości, ważne było dla nas, by dobrze czuć się w szatni, a nie tylko trening i do domu. Potem to była taka brygada, że spędzaliśmy czas także z rodzinami. W Ruchu natomiast nie było nic, ale zawsze była super szatnia. Ci zawodnicy, którzy się już wcześniej dorobili pożyczali tym młodszym. Ja grałem, ale miałem kontrakt na 800 złotych, jednak oczywiście mi nie płacili. Piotrek Mosór mi pożyczał, potem mu oddawałem.

Teraz jest inaczej?

Teraz jest nowa generacja, chociaż w Tychach było jeszcze kilku kolegów, którzy dbali o klimat. Łukasz Grzeszczyk, Marcin Kowalczyk czy jeszcze wcześniej Marcin Radzewicz i przede wszystkim Seweryn Gancarczyk. Siadaliśmy w kilku przy kawce, a reszta w boksach na telefonach. Teraz jest pełno portali, za niedługo nie będziemy pamiętać jak ma kolega w szatni na imię.

Rozmawiał Tadeusz Danisz

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności