Aktualności

[WYWIAD] Paweł Kaczorowski: Nigdy nie zapomnę gola strzelonego w reprezentacji

Specjalne12.06.2020 
Debiutował w ekstraklasie dość późno, w wieku 23 lat, ale radził sobie na tyle dobrze, że trafił do mocnego Lecha Poznań. Z „Kolejorzem” i Polonią Warszawa osiągał największe sukcesy, grał w europejskich pucharach. Był też zawodnikiem Legii Warszawa i Wisły Kraków. 14 razy zagrał również w reprezentacji Polski i nawet strzelił gola. Paweł Kaczorowski, bo o nim mowa, dziś pracuje w Norwegii, a w rozmowie z Łączy Nas Piłka wspomina swoją karierę. Często wspominasz swoją piłkarską karierę?
Jako mało dziecko marzyłem, by zagrać w Widzewie. Z rodzinnej Zduńskiej Woli miałem niedaleko do Łodzi i z tatą jeździłem na mecze Widzewa. Ostatecznie w tym klubie nie wystąpiłem, ale na jego boisku tak, tyle, że w barwach Lecha i Polonii Warszawa. Nie mogę narzekać, bo uzbierałem grubo ponad sto występów w ekstraklasie, dla KSZO, Lecha, Polonii Warszawa i Legii Warszawa. Najcenniejsze przeżycia dla mnie wiążą się z reprezentacją Polski. Samo słuchanie Mazurka Dąbrowskiego przed meczami było wyjątkowe, a już gola z San Marino nie zapomnę nigdy. Ktoś powie – San Marino, tylko San Marino, ale myśmy się tam strasznie męczyli i po moim golu wszystkim nam ulżyło. Przygodę z poważnym futbolem zacząłem dosyć późno, w wieku 23 lat, ale wszystko potoczyło się tak pięknie, że nawet trafiłem do drużyny narodowej. To super osiągnięcie, bo nie miałem żadnego występu w drużynach juniorskich i młodzieżowych.



A mogło być jeszcze lepiej?
Pewnie tak, ale nie podchodzę do tego w ten sposób. Na pewno pamiętają o mnie w Lechu i Polonii Warszawa, gdzie wciąż mam znajomych, przyjaciół. W ubiegłym roku pojawiłem się na „Lech Conference” z trenerami z Norwegii, spotkałem między innymi z Maciejem Scherfchenem, Marcinem Drajerem, Zbyszkiem Zakrzewskim i starą ekipą z Polonii Warszawa – Maciejem Bykowskim, Igorem Gołaszewskim, Arkadiuszem Kaliszanem i Arkadiuszem Bąkiem. Dużo się w klubie zmieniło, na pewno organizacyjnie mocno poszedł do przodu. Ma piękny stadion, cały czas rzesze kibiców za sobą i wydaje mi się, że przyjdą kolejne sportowe sukcesy. Cieszy fakt, że Polonia Warszawa pozyskała sponsora i jest nadzieja, że wróci na właściwe tory. Z „Czarnymi Koszulami” mogłem nawet awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Poradziliśmy sobie z Dinamem Bukareszt, a Panathinaikos Ateny znajdował się w naszym zasięgu. Szkoda, że musieliśmy rozgrywać mecze jako gospodarz w eliminacjach Champions League w Płocku, to też miało jakiś wpływ na rozstrzygnięcia. Na pewno można było osiągnąć lepszy rezultat w Atenach, gdzie przegraliśmy 1:2. Mieliśmy silny zespół – z Maciejem Szczęsnym, Arkiem Kaliszanem, Igorem Gołaszewskim, Tomaszem Wieszczyckim, Tomkiem Kiełbowiczem, Arkiem Bąkiem, Maćkiem Bykowskim i wtedy będącym w topowej dyspozycji Emmanuelem Olisadebe. Od końca pierwszej części występowaliśmy w dziesięciu po czerwonej kartce dla Kaliszana, a i tak stawiliśmy mistrzom Grecji wielki opór. Panathinaikos też wtedy miał ludzi do grania, prócz naszych Krzysztofa Warzychy, Igora Sypniewskiego choćby Paulo Sousa, czy późniejsi mistrzowie Europy – Georgios Karagounis i bramkarz Andonis Nikopolidis. Trzy lata wcześniej o grze w takich meczach nawet nie śniłem.



Gdyby nie trener Adam Topolski nie trafiłbyś do ekstraklasy?
Tak można powiedzieć, bo ten trener wypatrzył mnie w Zduńskiej Woli i zaprosił na testy do KSZO. Wypadłem tam przekonująco i zostałem. W Ostrowcu ludzie żyli piłką, a  dla mnie nowością była gra przy pełnych trybunach i żywo reagującej publice. W KSZO grało paru dobrych piłkarzy, ale nie udało nam się utrzymać. Ja miałem szczęście i trafiłem do Lecha. W ogóle na swojej drodze spotykałem wielu wspaniałych trenerów. W Pogoni Zduńska Wola dużo uwagi poświęcał mi Zdzisław Sławuta, legenda ŁKS, też asystent słynnego Leszka Jezierskiego. Adam Topolski dał mi zaistnieć w ekstraklasie i zadebiutować w europejskich pucharach. Jerzy Engel, Werner Licka, Paweł Janas, Zbigniew Boniek – każdy z nich miał duży wpływ na moją przygodę z piłką. Nie w każdym klubie udało mi się osiągnąć to, co sam od siebie oczekiwałem. Więcej powinienem na przykład w Legii i Wiśle Kraków. Takie są jednak uroki piłkarskiej kariery, a ja się cieszę, że posmakowałem wielkiego futbolu.

Jak dużo zabrakło ci, żeby pojechać na mundial do Korei Południowej i Japonii w 2002 roku?
Miałem jechać na ten mundial, ale szyki pokrzyżowała mi kontuzja. Byłem na liście rezerwowych, gotowy do pomocy kolegom podczas treningów przed wyjazdem na mistrzostwa. Niedawno oglądałem na Łączy Nas Piłka powtórkę meczu Polska – USA z mundialu w Korei Południowej i czułem, że jestem pełnoprawnym członkiem tej drużyny. Reprezentacja to wyjątkowy zespół, którego nie da się porównać z żadnym innym. Tam się nie gra dla pieniędzy, tylko dla chwały, spełnienia.



W Norwegii, gdzie obecnie przebywasz, dużo ludzi wie, że byłeś reprezentantem Polski?
W małym klubie zajmuję się grupami młodzieżowymi, pracuję też z drużynami kobiet. Darzą mnie tu szacunkiem, także z racji zawodniczej kariery. Parę lat w Norwegii występowałem w niższych ligach. Co ciekawe, wystawiano mnie na pozycji defensywnego pomocnika i wypadałem bardzo dobrze.  Gdzie bym pomyślał kiedyś, że przyjdzie mi występować w środku pola. Grało się na boku pomocy lub obrony, ale czegoś się nauczyłem od innych kolegów. Norwegowie z powagą podchodzą do piłki, nie ma różnicy, czy wyższa, czy niższa liga. Na treningach jest świetna frekwencja, oni są niesamowicie wybiegani. Mimo że stawiają na futbol siłowy, ostatnio coraz częściej objawiają się perełki.

Szaleją na punkcie Erlinga Haalanda?
Są zapatrzeni w niego jak w obraz. To świetny zawodnik, który w młodym wieku pobił już wiele rekordów. Mówi się o nim, pisze non stop. Odżyły też nadzieje na sukcesy reprezentacji Norwegii, w której świetną robotę wykonuje Lars Lagerback. Haaland z Borussii Dortmund, Martin Odegaard – Real Sociedad, Omar Elabdelloui – Olympiakos, Kristoffer Ajer – Celtic, Joshua King – Bournemouth, bardzo dobrzy bramkarze… Norwegia liczyła w wygranie barażów o Euro 2020, najpierw z Serbią, potem kolejnym przeciwnikiem i awans do wielkiej imprezy po latach. Przez koronawirusa baraże zostały przełożone. Piłka nożna w tym kraju nie jest może najpopularniejszym sportem, ale jak dobrze gra reprezentacja, to wtedy wchodzi na pierwsze miejsce. Oni uwielbiają rozmawiać o kadrze z lat 90-tych, a szczególnie do zwycięstwa z Brazylią w 1998 roku na mundialu. Gola Tore Andre Flo z „Canarinhos” wspominają z rozrzewnieniem. Flo był wtedy gwiazdą Chelsea, a w drużynie narodowej grał z niezwykle walecznym Erikiem Myklandem. Spotkałem się z nim przy okazji meczu kadr regionów, prowadził jedną z drużyn. Wszyscy o nim mówili, ale Erik zasłużył się drużynie narodowej i uczestniczył z nią w trzech wielkich imprezach. Na arenie klubowej też ma się czym pochwalić, a największe sukcesy osiągał z Panathinaikosem i FC Kopenhaga. Z doświadczenia takich ludzi jak Mykland norweska piłka korzysta bardzo chętnie.



W Norwegii są duże problemy z uprawianiem futbolu zimą?
W moim, górskim regionie, zapewniono warunki do gry i trenowania przez cały rok. Do dyspozycji zawodników i zawodniczek są boiska ze sztuczna nawierzchnią, w halach pełnowymiarowe place, podgrzewane płyty. Ludzi cieszy futbol i podchodzą do niego na serio.

Jak udaje się pogodzić trenowanie z inną pracą?
Jestem zatrudniony w firmie wielobranżowej. Pracują z nami osoby upośledzone i staramy się im pomagać w funkcjonowaniu w codziennym życiu. Widząc ich postępy, cieszę się niezmiernie, bo to coś szczególnego. Popołudniami stawiam się na treningach w Hallingdal FK i realizuje dalej w futbolu. Mój 16-letni syn też kopie piłkę rekreacyjnie, grywa w lokalnej lidze juniorów.

Nie tęsknisz za Polską?
Jeszcze dwa lata temu bardziej tęskniłem, ale przyzwyczaiłem się do Norwegii, gdzie z rodziną żyje nam się bardzo dobrze. Mieszkamy w ładnym miejscu w górach, podziwiamy piękno przyrody. A tu jest naprawdę cudownie, wiosną i latem dużo zieleni, skały, woda. Nieraz spotyka się zwierzęta, najczęściej łosie. Norwegią wstrząsnęła pandemia koronawirusa, ale życie zaczyna wracać do normy.    


Rozmawiał Jaromir Kruk

FOT.: 400mm.pl

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności