Aktualności
[WYWIAD] Paweł Dawidowicz: Wierzę, że mój czas dopiero nadejdzie
Ciepłe i słoneczne Palermo zamieniłeś na romantyczną Weronę.
Miasto Romeo i Julii... Tak naprawdę to Werony nie miałem jeszcze okazji pozwiedzać, bo baza Hellas jest poza miastem, a ja mieszkam w hotelu pełnym turystów. Mamy osobę, która odpowiada za znalezienie nam mieszkania. Gdy coś znajdą będą mógł się wprowadzić, bo tam gdzie teraz pomieszkuję, panuje niezły zgiełk.
Twój poprzedni klub, Palermo, przegrał baraże o awans do Serie A. Ty też zostałeś na drugim poziomie rozgrywek. Nie miałeś żadnych ofert z klubów włoskiej ekstraklasy?
Coś w tym temacie się działo, ale zależało mi na czasie, chciałem jak najszybciej mieć pewność, dokąd trafię w nowym sezonie. Trochę to wszystko się przeciągało, okres przygotowawczy dobiegał końca, niedługo początek sezonu, a ja nie wiedziałem co i jak. I nagle pojawiła się opcja transferu do Hellas. Szybko udało się załatwić formalności, dzięki czemu w końcu mogłem normalnie trenować. Moja najbliższa przyszłość w końcu się wyjaśniła. Tak jak mój poprzedni klub, zostałem w Serie B. Los czasem płata takie figle.
Co dał ci pobyt w Palermo, oprócz regularnego grania?
Możliwość występów u boku doświadczonych piłkarzy to dobra lekcja. Miałem się od kogo uczyć. Mentora jako takiego nie miałem, bo trzymaliśmy się polską grupą. Tworzyliśmy zgraną paczkę z Radkiem Murawskim i Przemkiem Szymińskim. Nie pozwalaliśmy na to, aby Polakowi działa się krzywda (śmiech).
Gdzie się nie obejrzysz we Włoszech, tam Polak w klubie. Skąd takie zapotrzebowanie na naszych piłkarzy?
Co chwilę spotykam się z głosami, że Polak przyjdzie, solidnie wykona swoją robotę, na nic nie będzie narzekał. Za to bardzo cenią bardzo Polaków we Włoszech. Podoba im się nasza rzetelność i sumienność w podchodzeniu do obowiązków.
Masz już za sobą debiut w Hellas. Jak wrażenia?
Było ok, szkoda tylko, że ten mecz nam nie wyszedł. W III rundzie Pucharu Włoch przegraliśmy z Calcio Catanią 0:2. Jak to się mówi – pierwsze koty za płoty. Teraz pełna koncentracja na treningach i czekanie na kolejną szansę.
Werona miała przez jakiś czas dwa kluby w Serie A. Teraz jeden, Chievo, które nie jest tak popularne w mieście jak Hellas. Da się to odczuć?
Mimo, że Hellas gra w Serie B, a Chievo w Serie A, to o „Osiołkach” prawie w ogóle w Weronie się nie mówi. Chciałbym sam się przekonać jak to wygląda w praktyce, w sensie „na mieście”. Na razie mogę jedynie opierać się na opinii innych, a w Hellasie przekonywali mnie o wyższości naszego klubu nad Chievo. Czekam, aż dostanę samochód, i wtedy wybiorę się w odwiedziny do Mariusza Stępińskiego i Pawła Jaroszyńskiego, którzy grają w lokalnym rywalu Hellas.
Dużo zyskałeś piłkarsko, grając przez rok w Serie B?
Na pewno. Podoba mi się włoska liga i włoski styl gry. Dobre życie, pyszne jedzenie, klimat podobny jak w Portugalii... Trzeba cieszyć się z takich rzeczy. Na nic nie narzekam. Ale będąc piłkarzem, nie możesz prowadzić włoskiego stylu życia. Dla mnie bardzo ważna jest regeneracja, odpoczynek po treningu.
Hellas celuje w szybki awans do Serie A?
Taki jest nasz główny cel. Ja z kolei pragnę regularnie grać, być pożytecznym piłkarzem. Nie chcę, żeby ktoś w Hellas żałował tego ruchu. Na razie nie będę oceniał swoich szans na grę, czy to którym piłkarzem jestem w hierarchii. Myślę jednak, że tutaj będę grał głównie na „szóstce”. Rozmawiałem z nowym trenerem Fabio Grosso, który po spadku z Serie A, przyszedł w miejsce Fabio Pecchii. Wspólnie uznaliśmy, że ustawienie mnie w środku pola to najlepsze rozwiązanie, na którym skorzysta zespół i ja.
Skoro już wspomniałeś nazwisko swojego nowego trenera, to trafiłeś w ręce byłego reprezentanta Włoch, mistrza świata z 2006 roku. Co możesz o nim powiedzieć?
Pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne. Po tym jak wyglądają treningi i jak się zachowuje widać, że niejedno w piłce widział i przeżył. To on jest tak naprawdę gwiazdą i najbardziej rozpoznawalną osobą tej drużyny. Zresztą nie ma co się dziwić, to przecież znana persona we Włoszech. Stoi przed trudnym zadaniem, ale on wie jak radzić sobie z presją. Lubi dyscyplinę. Wszyscy jesteśmy mu całkowicie podporządkowani. Ale na tym polega hierarchia w zespole. Treningi nie różnią znacznie od tych w Palermo.
A jak radzisz sobie z tym, że ciągle jesteś w tzw. „poczekalni” reprezentacji Polski?
Normalnie. Spokojnie podchodzę do tych spraw. Wierzę, że mój czas dopiero nadejdzie. Czas – w krótkim jego odstępie dużo się ostatnio działo. Szeroka kadra reprezentacji, Palermo, zmiana klubu. Lepiej jak coś się w życiu dzieje niż gdyby była jakaś stagnacja. Żałuję tylko, że nie udało się do końca dopiąć niektórych spraw.
Co masz na myśli?
W klubie i kadrze brakowało mi „kropki nad i”.
Kadrę od kilku tygodni prowadzi Jerzy Brzęczek.
Kilku moich kolegów pracowało w klubie z trenerem Brzęczkiem. Wiem, że do każdego piłkarza podchodzi indywidualnie. Zobaczymy, jaki ma plan na mnie. Na razie nie kontaktowaliśmy się. Jeśli będę grał regularnie w Hellas to wierzę, że zostanę zauważony przez sztab trenera Brzęczka. Bo droga do kadry prowadzi przez klub, dlatego moim zadaniem jest możliwie jak najwięcej występów w Serie B.
Kiedy najwcześniej pojawisz się w składzie Hellas?
Na pewno nie wcześniej niż w 3. kolejce, bo w dwóch pierwszych spotkaniach pauzuję za czerwoną kartkę, którą dostałem w Palermo. Trzeba się uzbroić w cierpliwość, ponieważ pewnych spraw nie przeskoczysz.
Włoski futbol nie ma już przed tobą tajemnic?
Wystarczy przestrzegać zasad dotyczących taktyki i nie zginiesz. To absolutna podstawa. Ale wymagania są wszędzie.
Rozmawiał Piotr Wiśniewski