Aktualności

[WYWIAD] Paweł Abbott: Znów poczułem się jakbym grał w Huddersfield

Specjalne09.02.2018 
Pamięć o Pawle Abbocie w Huddersfield nie przemija. 35-latek niegdyś strzelał wiele goli dla „The Terriers”, w grudniu wrócił na stare śmieci i przez moment poczuł się jak przed laty, kiedy biegał w koszulce terierów. – Przed spotkaniem z Brighton siedziałem z kibicami w Legends Cafe Bar. Wspominaliśmy stare czasy. Udzieliłem kilka wywiadów. Co chwilę ktoś podchodził, klepał po ramieniu, zagadywał – mówi w rozmowie z Łączy Nas Piłka Abbott.

Lata mijają, a Paweł Abbott wciąż jest w pamięci kibiców Huddersfield. Gdy w przerwie grudniowego spotkania z Brighton pojawiłeś się na murawie, fani zgotowali ci owację na stojąco!
Nie spodziewałem się takiego przywitania i reakcji kibiców... Miło wiedzieć, że tyle ludzi o mnie pamięta. Opowiem jak to wszystko się zaczęło. Dwa lata temu byliśmy w Anglii odwiedzić starych przyjaciół. Mój synek urodził się w Huddersfield, zbiera koszulki „The Terriers”, chcieliśmy mu kupić nową, dlatego wybraliśmy się w okolice John Smith's Stadium do sklepiku klubowego. Okazało się, że pracują tam wciąż ci sami ludzie. Ktoś z nich skontaktował się z Andy'm Boothem, który dziś jest ambasadorem klubu, w przeszłości grałem z nim w ataku. Kilka dni później Booth zadzwonił i zaprosił na mecz. Niestety byłem już w Polsce. Prosił więc, żebym przy następnej wizycie na Wyspach, odezwał się. Po dwóch latach wróciłem – wcześniej było to niemożliwe ze względu na sztywny terminarz ekstraklasy – zadzwoniłem do Andy'ego i trafiło na Brighton.

Gdy stałeś przed kibicami Huddersfield wróciły wspomnienia sprzed lat?
Tak. Najciekawsze, że od czasu, kiedy ja grałem w Huddersfield, do dziś niewiele się w tym klubie zmieniło. Chodzi o infrastrukturę stadionową. Tunel, z którego wychodziłem na murawę, wygląda identycznie jak za moich czasów. Nie wiem jak szatnie. Nadal za to pracuje ten sam kierownik. Wymieniliśmy kilka zdań, na dłuższą rozmowę w dniu meczowym nie było szans. Przed spotkaniem siedziałem z kibicami w Legends Cafe Bar. Wspominaliśmy stare czasy. Udzieliłem kilka wywiadów. Co chwilę ktoś podchodził, klepał po ramieniu, zagadywał.

I o której twojej bramce w Huddersfield najczęściej mówili?
O tej zdobytej z 30 metrowego spalonego (śmiech). Nie wiem jak sędzia mógł uznać gola. Pożartowaliśmy też o innym moim „trafieniu”. Zagrałem do bramkarza, nie wiedziałem, że mam za sobą napastnika, który przejął piłkę i zdobył bramkę na 1:1... Dziś się z tego śmieję. Wtedy długo przeżywałem sytuację. Czułem się podle, bo przez to zagranie nie awansowaliśmy bezpośrednio do League One. Mało brakowało, a zaprzepaścilibyśmy cały sezon! Byłem załamany, gdyż  spartaczyłem. Na szczęście udało się awansować dzięki barażom. Musieliśmy grać półfinały, potem finał, mogliśmy przecież tego uniknąć. Mimo szczęśliwego dla Huddersfield zakończenia, zadra we mnie została, ponieważ w ważnym momencie zawiodłem.



Kibice ci szybko wybaczyli, w końcu dla Huddersfield dużo zrobiłeś.
A mogłem jeszcze więcej. Gdybym został kilka lat dłużej może dziś byłbym jednym ze skuteczniejszych zawodników w historii klubu? Mój licznik zatrzymał się ostatecznie na 43 trafieniach. Najlepsi przekroczyli granicę 100 goli. Moim znakiem firmowym w Huddersfield były gole strzelane lobem nad bramkarzem. Nigdy nie byłem specjalistą od strzałów z dystansu. W Anglii skupiłem się na ilości, a nie jakości. Szkoda, że Huddersfield, a potem Swansea, do ekstraklasy awansowały dopiero po moim odejściu... Najbliżej gry w Premier League byłem z Preston w trakcie pierwszego sezonu występów w North End. Zajęliśmy trzecie miejsce. Dostaliśmy się do play-offów. W decydującym meczu przegraliśmy 0:3 z Boltonem. Trzymając się faktów, mój udział w tym awansie byłby znikomy, bo nie zagrałem wtedy ani jednego meczu. Cieszę się za to, że mogłem zapisać się w historii „The Terriers”. Przychodziłem do Huddersfield prosto z Preston, kiedy mieli duże problemy finansowe, stali na skraju bankructwa, stawiali na młodych zawodników. Sezon 2004/05 zakończyłem się z 26 bramkami.

I wciąż jesteś autorem najszybszego hat-tricka w historii Huddersfield?
Tak, z Port Vale. Trzy bramki w trzynaście minut. Do przerwy było 0:0. W drugiej połowie między 62., a 75. minutą wkroczyłem do akcji i paf, paf, paf. Na pamiątkę wziąłem piłkę z podpisami kolegów. Mam ją do dziś. Szkoda, że to taka jedyna moja pamiątka w domu.

Regularnie oglądasz mecze Huddersfield?
Widziałem ich spotkanie z Manchesterem United, ale nie to z poprzedniej niedzieli, przegrane 0:2, tylko wygraną 2:1 u siebie. Cały czas mam nadzieję, że nie spadną. Nie pomogę już im na boisku, nawet jeśli bym chciał (śmiech). Mają najgorszy w atak w lidze razem ze Swansea, ale są beniaminkiem więc cudów nie należało się spodziewać. Szkoda, że „Łabędzie” się odrodziły. Mimo wszystko widzę szanse uratowania Premier League.

Twój brat Billy Abbott też grał w Anglii. Spotkaliście się na boisku chociaż raz?
Nie było okazji. Razem tylko mieszkaliśmy. Billy grał w niższych ligach. Miał status półamatora. Nawet całkiem dobrze sobie radził. Chwalili go, ale nie tak jak mnie (śmiech).



Co się z tobą działo w rundzie jesiennej tego sezonu? Rozegrałeś tylko siedem meczów w Stomilu Olsztyn.
W październiku złamałem kość jarzmową. Nie mogłem trenować przez sześć tygodni. Wyzdrowiałem, gdy runda już się skończyła.

Z Tomaszem Zahorskim miałeś stworzyć najbardziej doświadczony atak w Nice 1 lidze, bramkostrzelny duet...
A rzeczywistość okazała się dla nas brutalna. Nagle wyskoczył Artur Siemaszko i on ciągnął atak. Ma chłopak potencjał. Myślę, że wiosną dużo pokaże.

A ty?
Do czerwca mam ważny kontrakt ze Stomilem. W piłce to szmat czasu. Znów chcę coś udowodnić. Nie po to przychodziłem do Stomilu, żeby siedzieć na ławce. Jesienią życie miało na mnie inny pomysł. Mało grałem nawet wtedy, kiedy byłem zdrowy. Nie miałem szans pokazać, na co mnie stać. Siemaszko wygrał rywalizację, ale zimą powalczę o swoje. W Arce Rafał, w Stomilu Artur – coś mam szczęście do gry z Siemaszkami!

Rozmawiał Piotr Wiśniewski

FOT: 400mm.pl

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności