Aktualności
[WYWIAD] Patryk Klimala: Szkocja to dla mnie dobry kierunek
atryk Klimala w Celticu to tylko efekt dobrej formy w ostatniej rundzie czy ciągła praca, nawet podczas wypożyczenia do Wigier Suwałki?
Na pewno ostatnia runda to mój najlepszy czas w seniorskiej piłce. Nie zgodzę się natomiast z tym, że to wystarczyło, żeby zwrócić na siebie uwagę takiego klubu jak Celtic. Kolejne trafienia w pewien sposób przykuwają uwagę, ale wielokrotnie słyszałem, że kluby płacą nie tyle za aktualną formę zawodnika, co za potencjał jaki w nim dostrzegają. Chęci, determinacja i błysk w oku również są potrzebne, by ktoś się zainteresował danym piłkarzem. Ciężko jest mi zrozumieć, gdy ktoś mówi, że wystarczy dobre pół rundy, aby wyjechać za granicę. Spójrzmy na Kamila Jóźwiaka, jest świetnym przykładem na to, że zawodnik może prezentować się bardzo dobrze w dłuższym okresie, a nie przekłada się to na transfer.
O twoich przenosinach zaczęło się już mówić wcześniej. Wspominano o tym, że możesz zostać kolejnym Polakiem w Serie A.
To był jeden z pierwszych kierunków. Sporo o tym myślałem, gdy sprawy zaczęły robić się poważne i uznałem, że liga szkocka będzie dla mnie dużo lepszym środowiskiem. Wracając do wątku innych kierunków, to poprosiłem menadżerów, żeby załatwiali sprawy beze mnie, chciałem skupić się na robocie w Jagiellonii, dlatego też o wielu rzeczach po prostu nie wiedziałem i był to świadomy wybór.
Jak dużym zatem zaskoczeniem była informacja, że przenosisz się do Celticu?
Na pewno byłem zaskoczony, ale bardzo pozytywnie. W tamtym momencie byłem mocno podekscytowany sytuacją. Byłem na siłowni i zdecydowanie szybciej minął mi trening. Teraz gdy wszystko jest już dograne, podchodzę do tego z dużo większym spokojem. Sądzę, że to będzie miało duże znaczenie. Nie chcę, żeby skończyło się tylko na tym, że kiedyś będę mógł powiedzieć, że byłem w Celticu. Chce się pokazać z jak najlepszej strony, chcę nadal zdobywać bramki i odwdzięczyć się za zaufanie.
A co dokładnie masz na myśli mówiąc, że ta liga będzie dla ciebie lepszym środowiskiem?
Nie jestem zawodnikiem, który weźmie piłkę, przedrybluje kilku rywali i strzeli gola. Może kiedyś zrobię taki postęp i tak będzie, ale zawsze starałem się unikać pajacowania na boisku. Nie wymyślałem, tylko starałem się w prosty sposób robić to, co potrafię najlepiej. Wykorzystywałem swoją szybkość i siłę, a także dobre wyczucie wyjścia na prostopadłą piłkę. Dodatkowo w Szkocji gra się twardo, a ja zawsze lubiłem taki styl.
Skoro mówisz o strzelaniu, to pewnie już sprawdziłeś ile goli dla „The Bhoys” strzelił przed laty Maciej Żurawski.
22 gole w 68 meczach. Pewnie, że sprawdziłem (śmiech). Mam trzy i pół roku na to, żeby poprawić te osiągnięcie. Przypadkowy zawodnik nie może w Celticu strzelić tylu goli i dołożyć do tego jeszcze kilku asyst. To bardzo dobry rezultat, który budzi szacunek. Nie ma w tym przypadku. Mam ogromny respekt do tego, co dla Celticu zrobił pan Żurawski, a przy okazji chciałbym mu podziękować za dobre słowa w mediach społecznościowych. Stwierdził, że mogę daleko zajść, jeśli nadal będę tak pracować. Mam nadzieję, że jeśli uda mi się pobić jego osiągnięcie, to nie będzie miał tego za złe (śmiech).
Sprawdziłeś już z kim będziesz starał się poprawić osiągnięcie Macieja Żurawskiego?
Oczywiście, że tak. Odkąd dowiedziałem się o Celticu, zacząłem bardziej śledzić poczynania zespołu. Patrząc na kadrę mogę powiedzieć, że jest tam wielu dobrych zawodników. Największe wrażenie, oglądając urywki meczów, zrobił na mnie Scott Brown. W szatni, gdy rozmawiałem o nim z chłopakami, to śmialiśmy się, że to taki nasz „Góral” [Jacek Góralski – red.]. Tylko, że dwa razy większy! To ten typ, który nie odstawia nogi, a ja takich bardzo szanuję i sądzę, że się dogadamy.
Trudno ci się zamyka okres gry w Jagiellonii?
Wyjeżdżając na badania nie mogłem być jeszcze niczego pewien, ale postanowiłem się już pożegnać z chłopakami. Gdybym rozstawał się ze wszystkimi na raz, to pewnie bym uronił łezkę, a tego nie chciałem, stąd żegnałem się raczej na raty. To, że jestem teraz w Szkocji, to także ich zasługa. Sam sobie tych sytuacji nie wypracowałem. Bardzo im dziękuję i jestem wdzięczny za wspólnie spędzony czas. Trzymam za nich kciuki za skuteczną walkę o mistrzostwo Polski.
Twoja sytuacja pokazuje najlepiej, jak wiele może się zmienić w klika miesięcy. Jeszcze w maju byłeś jednym z najbardziej krytykowanych zawodników Jagiellonii po przegranym finale Totolotek Pucharu Polski z Lechią Gdańsk, a teraz można spotkać się z opiniami, z których wynika, że trudno będzie przyzwyczaić się do ataku białostoczan bez Klimali. Z piekła do nieba.
Jestem świadomy tego, że w jakimś stopniu nie sięgnęliśmy po Puchar Polski przeze mnie. Miałem trzy sytuacje i przynajmniej jedną powinienem wykorzystać. Wydaje mi się, że gdybyśmy grali ten mecz dziś, to potoczyłoby się to w zupełnie inną stronę. Zagrałem fatalne spotkanie, taka jest prawda. Teraz daję drużynie więcej. Nie ma co się oszukiwać, można być skromnym, ale w ostatnie pół roku mocno się rozwinąłem. Na początku stres plątał mi nogi, teraz zupełnie go już nie odczuwam, a to przekłada się na większy luz i łatwiejszą grę. Myślę, że dużą zasługę miał przy tym trener Ireneusz Mamrot. To dzięki jego cierpliwości mogłem być w Jagiellonii. Mógł mnie wypożyczyć, a tego nie zrobił, w zamian powiedział, że będę grał, jeśli tylko poprę to ciężką pracą. Pomagał mi dużo nie tylko na boisku, ale też poza nim. Sporo czasu razem przegadaliśmy, chociażby w kontekście przyszłości i inwestycji. Trener dużo mi podpowiadał i bardzo mu za to dziękuję. Ja zrobiłem robotę na boisku, ale wiele rzeczy, których nie widać, miało miejsce dzięki niemu i drużynie poza nim. To też dobry moment, żeby raz jeszcze podkreślić rolę trenera Kulhawika w mojej przygodzie z piłką. To dzięki niemu trafiłem do Białegostoku i w mojej ocenie również dołożył sporą cegiełkę do mojego awansu sportowego.
Wydaje mi się też, że nie byłoby tego transferu, gdyby nie twoja pewność siebie.
Też jestem tego zdania. Nigdy się nie bałem, ale gdy byłem młodszy, to zdarzało mi się nieco przesadzać. Kiedyś jako młokos zwróciłem uwagę Konstantinowi Vasiljewowi. Trener Michał Probierz szybko przywołał mnie do porządku. Teraz jest to dla mnie nie do pomyślenia, żeby kilkunastoletni junior czepiał się dużo bardziej doświadczonego, a przy tym, w tamtym momencie, najlepszego pomocnika w naszej lidze. Wówczas ta pewność siebie czasem przeradzała się w arogancję. Zawsze mówiłem, co mi leży na sercu. Nie jestem typem człowieka, który będzie się wstrzymywał. Teraz to przerodziło się w pozytywną pewność siebie, która sprawiła, że jestem jeszcze lepszym zawodnikiem. Traktuję to jako pozytywną cechę i na pewno z tego zapamiętają mnie chłopaki w szatni.