Aktualności

[WYWIAD] Oskar Zawada: Trener Ojrzyński pomógł mi „odpalić”

Specjalne08.05.2019 
Oskar Zawada jest bardzo skuteczny w rundzie finałowej LOTTO Ekstraklasy. Strzela średnio gola na spotkanie. – Na pewno pomaga mi taktyka Wisły, na którą stawia trener Leszek Ojrzyński. Już w pierwszym meczu pod jego wodzą, w którym na mnie postawił, odpaliłem – mówi w rozmowie z Łączy Nas Piłka zawodnik „Nafciarzy” i reprezentant Polski U-21, z którym porozmawialiśmy nie tylko o Wiśle Płock, ale też o kadrze Czesława Michniewicza, niemieckiej przeszłości oraz karierze „Wilka”.

Dobre Miasto nie może pochwalić się wieloma piłkarzami, którzy „ruszyli w świat”. Jesteś jednym z nielicznych sportowych ambasadorów swojego miasteczka?
Z Dobrego Miasta nie wywodzi się wielu rozpoznawalnych piłkarzy, za to urodził się tutaj dobrze wszystkim znany, zwłaszcza kibicom siatkówki, reprezentant Polski, mistrz świata Łukasz Kadziewicz. Kariera, jaką zrobił, na wszystkich mieszkańcach mojego miasta robi wrażenie. To modelowy przykład drogi na szczyt. Z piłkarskich akcentów związanych z Dobrym Miastem, jestem ja, Dawid Szymonowicz, grający obecnie w Termalice Nieciecza, Wojciech Dziemidowicz ze Stomilu Olsztyn, czy Hubert Sobol z Warty Poznań. Kilku nas, ziomków z jednego miasta, żyje więc z piłki.

Ty za to gościłeś swego czasu na pierwszych stronach gazet. W tym sensie, że było głośno o twoim transferze do VfL Wolfsburg, w którym wylądowałeś, będąc nastolatkiem. Zostałeś królem strzelców Bundesligi U-17...
... zdobywając dziewiętnaście bramek. Zwiększone zainteresowanie klubów polskich i zagranicznych moją osobą zaobserwowałem, kiedy zacząłem regularnie grać w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Były zapytania z Anglii, Włoch, Hanoweru, Hoffenheim. Do Wolfsburga jakoś było mi najbliżej. Pewnie dlatego, że godzinę drogi stamtąd, w Hanowerze mieszkała moja rodzina. Inne oferty z automatu stały się więc mniej „atrakcyjne”.

Twoja kariera w Niemczech nabrała rozpędu. Król strzelców, mistrz Niemiec do lat 19, pierwszy zespół VfL. Bundesligi jednak nie posmakowałeś.
Przebić się do takiej drużyny, to nie lada wyzwanie. W tamtym czasie „Wilki” były jeszcze mocniejszym zespołem niż obecnie. Wspomnę tylko Kevina de Bruyne'a, Mario Gomeza, Basa Dosta, Diego Benaglio. Zawodnicy walczący o najwyższe cele. Poza treningami z pierwszym zespołem i obozem przygotowawczym, nic więcej zrobić nie mogłem. To jest właśnie minus wielkich klubów, że odbijasz się od ściany. Przed wyjazdem liczyłem się z tym, że i mnie może dotknąć rywalizacja na najwyższym poziomie. Cieszę się, że dotknąłem futbolu w wielkim wydaniu. To, czego się nauczyłem, jest moje. Nic tak nie rozwija piłkarza jak możliwość przeżycia tego wszystkiego na własnej skórze. Przekonałem się, jak wielka jest przepaść między mną, a tymi piłkarzami. Dostałem takiego kopa motywacyjnego, że nie widziałem innej drogi niż tylko treningi, dzięki którym będę stawał się lepszy, niwelował różnice. Ktoś powie, że to małe rzeczy, ale właśnie wyjazd do zagranicznego klubu otwiera oczy, nie ma lepszej lekcji dla młodego zawodnika.



Dwa lata temu grałeś w 2. Bundeslidze w barwach Karlsruher SC. Kolejna lekcja?
Zdecydowanie! 2. Bundesliga cieszy się dużą popularnością w Niemczech, jest tam bardzo dobry poziom piłkarski. Na początku sezonu nie dostawałem zbyt wielu szans od trenera Mirko Slomki, za to w ostatnich czterech spotkaniach, po zmianie szkoleniowca, grałem wszystko od początku do końca. Zdobyłem dwie bramki, dwa razy byłem w najlepszej jedenastce 2. Bundesligi. Wcześniejszy pobyt w Twente też dobrze wspominam, choć to były moje początki w seniorskiej piłce. Do Holandii wyjeżdżałem po kontuzji, bez okresu przygotowawczego, nie miałem możliwości pokazania się z najlepszej strony. To był w ogóle czas, kiedy ciągle miałem problem ze zdrowiem. Przeskok z piłki młodzieżowej do seniorskiej okazał się bolesny. Inna, duża intensywność treningów dała o sobie znać. Nie byłem przygotowany fizycznie, musiałem nadrabiać braki, organizm dostawał w kość. Efektem ubocznym były częste urazy. Dwa tygodnie trenowałem, następnie przez tydzień musiałem odpoczywać. Regularność treningów została zaburzona, przez co nie byłem w stanie wejść na wyższy poziom. To są decydujące momenty, z którymi trzeba sobie radzić. A od dwóch i pół roku nie mam dłuższej przerwy w treningach niż dwa dni.

Do Wisły trafiłeś pod koniec grudnia 2017 roku, ale dopiero teraz pokazujesz na co cię stać.
Gdy okazało się, że daję sobie radę w 2. Bundeslidze, to postanowiłem jeszcze pograć w tej samej lidze. Po spadku Karlsruhe nie miałem za bardzo ochoty grać w III lidze, chciałem zostać na drugim szczeblu rozgrywkowym w Niemczech, pojawiła się nawet jedna oferta, którą odrzucił mój ówczesny pracodawca. Mieli plany wobec mnie. Uznali, że wokół mnie chcą budować zespół, który odzyska 2. Bundesligę. Musiałem zostać. Jednak do końca okienka transferowego ważyły się moje dalsze losy. Ostatecznie, po powrocie z kadry, nowy trener Karlsruhe uznał, że skoro chcę, to lepiej jak odejdę. Nie mogłem już zmienić klubu, przez trzy, cztery miesiące trenowałem indywidualnie. Zacisnąłem zęby i pomyślałem, że warto rozważyć powrót do Polski. Wisła Płock co pół roku się odzywała, regularnie sprawdzała, co u mnie. No i dopięli swego. W tym trudnym momencie, kiedy wypadłem z obiegu, przejście do Wisły było najlepszym rozwiązaniem, żeby zrobić krok do przodu.

W pierwszym sezonie byłeś głównie zmiennikiem. Nie doskwierał ten fakt zbyt mocno?
Tak, gdy przeanalizowałem swoje statystyki. Wchodziłem na dwie, trzy, cztery minuty. Dwa razy zagrałem w pełnym wymiarze czasowym. To zbyt mało okazji, by coś pokazać. Nie miałem możliwości, żeby się wykazać.



Wykazujesz się za to w rundzie finałowej ekstraklasy. Jesteś najskuteczniejszym zawodnikiem tej części sezonu w ekstraklasie, strzelcem czterech goli, a nawet pięciu, licząc także 30. kolejkę. Ile w tym przypadku, a na ile jest to efektem zwykłego szczęścia?
Przede wszystkim to nie wierzę w przypadki. To pokłosie ciężkiej pracy nad sobą. Na pewno pomaga mi taktyka Wisły, na którą stawia trener Leszek Ojrzyński. Już w pierwszym meczu pod jego wodzą, w którym na mnie postawił, odpaliłem. Co ważne dla mnie napastnika, gole strzelam i po wejściu z ławki, i wtedy, kiedy występuję w pierwszym składzie. Jestem głodny bramek, trener Ojrzyński jeszcze bardziej wyzwolił we mnie pazerność na gole. Nasza współpraca bardzo dobrze się układa.

Harmonijnie przebiega twoja reprezentacyjna kariera. Grałeś we wszystkich młodzieżowych kadrach od U-15 do U-21.
Pracowałem z trenerem Marcinem Dorną, który prowadził naszą reprezentację na młodzieżowym EURO w Polsce w 2017 roku. Cieszę się, że zaliczyłem każdy szczebel w reprezentacyjnej hierarchii. Razem z Janem Bednarkiem, Mateuszem Kuchtą oraz Grzegorzem Tomasiewiczem pokonywaliśmy kolejne szczeble w drużynie narodowej.

Jesteś członkiem kadry Czesława Michniewicza, która wywalczyła awans na tegoroczne MME.
Wystąpiłem u boku Dawida Kownackiego w meczu otwierającym eliminacje, z Gruzją. Wygraliśmy 3:0, zaliczyłem asystę, w drugiej połowie zmienił mnie Karol Świderski. Potem wypadłem z obiegu ze względu na problemy w Karlsruhe. Nie grasz w klubie, nie grasz w kadrze taka kolej rzeczy. Trzeba było się z tym pogodzić.



Zostałeś za to powołany na baraże z Portugalią o przepustki na EURO.
Ten awans to wielka sprawa dla młodzieżowej piłki w Polsce. Czeka nas fajna przygoda. To bez wątpienia sukces, ponieważ wywalczony na boisku, a nie zapewniony ze względu na bycie gospodarzem. Cieszy podwójnie. Pierwszy mecz barażowy z Portugalią był dużą niewiadomą. Nie wiedzieliśmy, czego spodziewać się po rywalu. Wyciągnęliśmy wnioski, w rewanżu zagraliśmy wyśmienicie i awansowaliśmy.

Wisła „zamieszana” jest w walkę o utrzymanie. Tymczasem ścisk w tabeli niemiłosierny. Czy w takiej sytuacji czuć nóż na gardle?
Walka toczyć się będzie do samego końca. Jesteśmy w takim ścisku, że nikt się z niego nie uwolni do ostatniej kolejki. Trzeba w każdym meczu być przygotowanym na sto procent. Czekają nas trzy finały, ten najbliższy ze Śląskiem Wrocław może dużo wyjaśnić.

Mogliście być w dużo lepszej sytuacji, kilkanaście sekund dzieliło Wisłę od wygranej z Arką Gdynia.
Taka jest właśnie piłka... Przychodzi taki moment, że zaskakuje totalnie. Byliśmy o krok od utrzymania, musimy dalej walczyć, a o oddech trudniej. W takich warunkach wyrabia się jednak charakter drużyny. Wszystko jest możliwe, całe szczęście, że od nas dużo zależy.

Rozmawiał Piotr Wiśniewski

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności