Aktualności
[WYWIAD] Mateusz Klich: Przed nami najważniejsze mecze w życiu. Nie ma czasu na zmęczenie
Stoicie przed wielką szansą awansu do Premier League. Za wami pierwszy mecz i dużo kontrowersji, związanych także z tobą. Jak ty widziałeś tę sytuacje z Tomorim?
Poturbowali mnie, rywal coś tam jeszcze powiedział i niepotrzebnie lekko się zagotowałem. Mam nadzieję, że z tej sytuacji nie będzie żadnych konsekwencji. Z tego co wiem, sędzia dał mi żółtą kartkę i zajął się tym na meczu, więc powinno być już wszystko OK.
Przed naszym spotkaniem czytałam angielską prasę, pojawiało się sporo spekulacji, że możliwa będzie ponowna weryfikacja tej sytuacji i może cię zabraknąć w środowym spotkaniu. Dochodzą do ciebie takie głosy?
Z tego, co wiem, to jeżeli sędzia ukarał mnie na meczu za to przewinienie żółtą kartką, to już nie może tego odwołać, ponieważ byłoby to podważeniem jego decyzji. Mam więc nadzieję, że wszystko będzie dobrze i zagram w środę.
Wszyscy o to pytają, więc zapytam też i ja – czy Mateusz Klich jest zmęczony?
Jestem, jestem, ale nie ma czasu na zmęczenie, bo zostały nam dwa, prawdopodobnie najważniejsze mecze w naszym życiu. Czujemy się zmęczeni, ale to, że możemy awansować do Premier League, daje nam jeszcze dużo poweru, więc zmęczony pewnie będę dopiero po kadrze.
Rozegrałeś wszystkie mecze w tym sezonie w Champiosnhip. Nie miałeś, nawet gdzieś tam w połowie rozgrywek takiego poczucia, że potrzebujesz więcej regeneracji czy już wpadłeś w taki rytm, że nic ci nie jest straszne?
Wydaje mi się, że już wpadłem w taki rytm. Po świętach miałem lekki dołek, ale przetrwałem to i jest wszystko OK. Nie spodziewałem się, że rozegram wszystkie ligowe mecze, ale sił wystarczyło i mam nadzieję, że wystarczy ich na te dwa ostatnie spotkania w Leeds i później w reprezentacji. Potem zaś już będą wakacje.
W finale wolałbyś trafić na Aston Villę czy West Brom?
Ciężko powiedzieć. Obie drużyny są mocne, mają wielu zawodników z dużym doświadczeniem w Premier League i Championship. Z żadną z tych ekip nie będzie łatwo, ale po naszym ostatnim meczu z Aston Villą, chyba wolelibyśmy grać z nimi, żeby udowodnić im, że zasługiwaliśmy wtedy na zwycięstwo.
W tym meczu miałeś też swój mocny akcent. Wiele osób pytało, jak mogłeś strzelić takiego gola. Po końcowym gwizdku wyjaśniałeś, że nie widziałeś tego leżącego zawodnika.
Bo nie widziałem. Wydawało mi się, że zaraz wstanie. Kolega, który podał mi piłkę, sam wcześniej jej nie wybił, więc ja odwróciłem się plecami do sytuacji i pobiegłem na bramkę. Musiałem jeszcze kiwnąć obrońcą i uderzyć, także to nie było tak, że strzelałem do pustej bramki.
Nie widziałeś, że zawodnicy się zatrzymali i jest jakoś dziwnie na boisku?
Nie. Niby się zatrzymali, ale ja byłem odwrócony do nich plecami, a później normalnie biegli do bramki i atakowali. Nie spodziewałem się, że będzie taka afera, ponieważ nie widziałem tej sytuacji. Jak się patrzy na to z kamery i rzutu całego boiska, to wyszło trochę dziwnie, ale trudno, było, minęło.
W starciach z Derby też sporo się działo, również pozaboiskowo. Czujecie, że oni są teraz bardziej zmotywowani na starcia z wami?
Nie. To media bardziej napompowały całą sytuację z tymi szpiegami. Dla nas to był normalny mecz. Wygraliśmy z nimi dwa razy w lidze, teraz w pierwszym spotkaniu play-off i mamy nadzieję, że będzie tak samo w środę, bo to jeden z ważniejszych meczów w życiu każdego z nas.
10 goli i 8 asyst. Spodziewałeś się, że w tym sezonie tak wystrzelisz w Leeds?
Nie i nie spodziewałem się też, że zagram tyle meczów. Tak naprawdę to sezon życia w moim wykonaniu i mam nadzieję, że skończy się happy endem.
Co twoi zdaniem było kluczowe do osiągnięcia tak dobrej formy?
Na pewno było parę czynników. Choćby przyjście trenera Bielsy, który otworzył mi oczy na parę rzeczy.
Jakich?
Wszystko, co robiłem do tej pory, miałem robić i robię na większej intensywności. To przynosi efekty. Trener zmienił praktycznie cały klub od wewnątrz, naszą kuchnię, wszystko i to na pewno miało duży wpływ. Trzyma nas krótko, jeśli chodzi o wagę. Jak popatrzymy na tkankę tłuszczową, to wszyscy są w najlepszej dyspozycji w życiu.
To jakaś tajna dieta?
Nie, nie ma tajnej diety. Chodzi o to, że każdy z nas ma tkankę tłuszczową na bardzo niskim poziomie. Wszyscy jesteśmy, że tak powiem „wyżyłowani”, żeby grać jak najwięcej i jak najszybciej biegać. Trener Bielsa powiedział tydzień temu, że nie będziemy mieli takiego drugiego sezonu w życiu, ponieważ już zagraliśmy najlepszy sezon w naszych życiach.
Sama osoba trenera Bielsy ma duży wpływ na waszą mentalność? Jest to osoba z bardzo dużą charyzmą.
Jest, jest.
Domyślam się, że jak dowiedzieliście się, że będziecie z nim pracować, to jakieś oczekiwania były?
Były i każdy był ciekawy, jak to będzie wyglądało, ale nikt się nie spodziewał, że będzie tak, jak jest. Treningi są bardzo specyficznie i tak jak mówiłem, zmieniło się wszystko. Jest – żeby nie powiedzieć ciężko – bardzo profesjonalnie, no prawie jak w wojsku. Przynosi to jednak efekty i wszyscy są zadowoleni. Jak są wyniki, to nikt nie ma prawa narzekać.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że z Bielsą nie macie żadnych bardziej przyjacielskich relacji. Myślisz, że po awansie do Premier League trener się może trochę złamie?
Na pewno nie. Sam powiedział, że nie chce żadnych bliższych relacji z zawodnikami, bo wszystkich traktuje tak samo. Nie chce mieć relacji i nie ma. Nawiązuje je poprzez swoich asystentów i ludzi, którzy na co dzień z nami współpracują. Są dni, kiedy nie ma z nami trenera Bielsy w ogóle. Jest specyficznym szkoleniowcem, ale póki co przynosi to efekty, gdyż Leeds dawno nie grało w play-offach.
Myślałeś już jak będziesz świętował ewentualny awans czy wolisz jeszcze nie zapeszać?
Będę świętował na kadrze w Warszawie (śmiech). Jeżeli oczywiście udałoby się nam awansować do finału i go wygrać. Decydujący mecz jest 27 maja, a 30 jestem już na zgrupowaniu, więc nie będzie za dużo czasu. Mam nadzieję, że jak wszystko będzie dobrze, to będę miał chwilę na świętowanie po reprezentacji, ale jeszcze daleka droga do tego.
Jeśli się uda, to będzie największy sukces w twojej karierze?
Chyba tak. Zwycięstwo w Pucharze Holandii, jak grałem w Zwolle z Ajaksem, było mega wydarzeniem i myślę, że awans do Premier League byłyby co najmniej na równi z tym. To najlepsza liga na świecie i każdy chciałby w niej grać.
Przed tobą także ważne mecze w reprezentacji Polski, najpierw Macedonia, a później Izrael na PGE Narodowym w Warszawie.
Wiadomo, że będą to ciężkie mecze, zwłaszcza Macedonia na wyjeździe. Mam kolegę z Macedonii w szatni i już rozmawialiśmy o tym spotkaniu. Powiedział, że w czerwcu na pewno będzie w ich kraju gorąco, więc łatwo nie będzie. Izrael też pokazał z Austrią, że potrafi grać. Teraz już ciężko znaleźć drużynę, z którą można wygrać 5:0 czy 6:0, jak kiedyś się grało z San Marino. Wszystkie mecze są ciężkie, ale mamy taką drużynę, że jeśli zagramy na naszym poziomie, to sobie poradzimy.
Pojawiają się już w szatni docinki od kolegi odnośnie tego czerwcowego meczu z Macedonią?
To oni bardziej się nas obawiają, niż my ich. Wiadomo, że przez pryzmat Roberta Lewandowskiego czy Wojtka Szczęsnego wszyscy szanują naszą reprezentacje jeszcze bardziej. W Macedonii wiedzą, że mamy silną drużynę, ale w piłce nożnej wszystko jest możliwe i będą walczyć, żeby z nami wygrać. To na pewno będzie dobry mecz.
Rozmawiała w Leeds Adrianna Kmak