Aktualności

[WYWIAD] Martin Kobylański: Pokora, ciężka praca i marzenia o reprezentacji Polski

Specjalne14.09.2020 
Martin Kobylański był bohaterem meczu pierwszej rundy Pucharu Niemiec z Herthą BSC. 26-letni pomocnik strzelił trzy gole i znacząco pomógł drugoligowemu Eintrachtowi Brunszwik wyeliminować z rozgrywek (5:4) zespół z Bundesligi. –  Nasze spotkanie z Herthą odbiło się w Niemczech szerokim echem. Wokół mojej osoby także powstał mały szum medialny, ale spokojnie. Wiem, że najważniejsza jest pokora i ciężka praca. Tylko w ten sposób mogę sprawić, że będę prezentował równą formę i notował więcej dobrych meczów – powiedział Łączy Nas Piłka Martin Kobylański, który grał we wszystkich młodzieżowych reprezentacjach Polski: od U-15 do U-21. Teraz marzy o powołaniu do kadry narodowej seniorów.

Polak bohaterem meczu Pucharu Niemiec Eintracht Brunszwik – Hertha BSC. Nie chodzi jednak o Krzysztofa Piątka, który nie mógł wystąpić w tym spotkaniu, ale o Martina Kobylańskiego.
Fantastycznie jest rozpocząć sezon takim meczem! Wyszedłem w pierwszym składzie Eintrachtu z opaską kapitana na ramieniu, strzeliłem hat tricka i co najważniejsze – wygraliśmy mecz i sprawiliśmy sporą sensację, eliminując zespół z Bundesligi. I to nie byle jaki zespół, a z wielkimi ambicjami, dobrym sponsorem, który wyłożył duże pieniądze, aby zmontować mocną ekipę. Nie wystraszyliśmy się jednak rywala, podjęliśmy ambitną, otwartą walkę, zaprezentowaliśmy się z bardzo dobrej strony zwłaszcza w ofensywie, bo uważam, że wbić pięć bramek klubowi niemieckiej ekstraklasy, to naprawdę jest wyczyn. Zagramy w kolejnej rundzie Pucharu Niemiec i jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi. Trzeba jednak do wszystkiego mieć pokorę, sezon się dopiero rozpoczyna. Za nami jeden mecz, a już w niedzielę rozpoczynamy rozgrywki 2. Bundesligi.

Jesteś bardzo skromny, a strzeliłeś hat tricka zespołowi z Bundesligi. To duży wyczyn! Spodziewałeś się, że to może być aż tak dobry mecz w twoim wykonaniu?
Co ciekawe, gdy przed rokiem debiutowałem w barwach Eintrachtu, to także strzeliłem trzy gole w spotkaniu pierwszej kolejki niemieckiej trzeciej ligi i wygraliśmy na wyjeździe z Magdeburgiem 4:2. Możliwe, że jest to dobry znak, kto wie (śmiech). Ciężko trenuję i mam nadzieję, że nowe rozgrywki również będą dla mnie udane. Dobrze wszedłem w mecz z Herthą, bo już w siedemdziesiątej sekundzie trafiłem do siatki. To dodało mi jeszcze większej pewności siebie i wiary w to, że możemy wygrać. Starałem się jak najczęściej wychodzić do piłki, rozgrywać, szukać podań i strzałów. Chciałem pokazać, że zespół może na mnie liczyć. Wyszło całkiem nieźle. Myślę, że mogę być zadowolony. To był mój pierwszy w życiu mecz w Pucharze Niemiec.


Zabrałeś do domu piłkę meczową? Z pewnością znajdziesz dla niej jakieś wyjątkowe miejsce.
Dostałem piłkę na pamiątkę, cała drużyna mi się na niej nawet podpisała. Na razie futbolówka jeszcze leży w szatni, ale z pewnością niedługo zabiorę ją do domu i umieszczę w fajnym miejscu. Dostaliśmy parę dni wolnego i od razu po spotkaniu z Herthą pojechałem do Berlina, gdzie mam siostrę i dobrych kumpli.

Nie bałeś się jechać do Berlina po tym, jak wyeliminowałeś Herthę z Pucharu Niemiec?
(śmiech) Nie, Berlin jest duży. Urodziłem się w tym mieście, każdy też wie, że grałem w Unionie. Lubię tu spędzać czas, czy to z żoną, siostrą czy kumplami. Nawet gdybyśmy przegrali z Herthą, także bym tu przyjechał. Ale wygraliśmy i humor na pewno dopisuje.



Zawiesiłeś poprzeczkę wysoko również… Robertowi Lewandowskiemu, który był królem strzelców czterech ostatnich edycji Pucharu Niemiec. Od sezonu 2016/2017 zdobywał w tych rozgrywkach kolejno: pięć bramek, sześć bramek, siedem bramek i znowu sześć. Teraz musi trafić do siatki przynajmniej cztery razy, aby cię wyprzedzić.
Nie chcę, nie wolno mi i nie będę porównywał się do Roberta Lewandowskiego. To napastnik klasy światowej, który co sezon potwierdza wielkie umiejętności. Nie strzela hat tricka w jednym meczu, a regularnie trafia do siatki, co jest niesamowite. Tego można mu tylko pozazdrościć. Nasze spotkanie z Herthą odbiło się w Niemczech szerokim echem. Wokół mojej osoby także powstał mały szum medialny, ale spokojnie. Wiem, że najważniejsza jest pokora i ciężka praca. Tylko w ten sposób mogę sprawić, że również będę regularny i będę notował więcej dobrych meczów. Zobaczymy, na kogo trafimy w kolejnej rundzie Pucharu Niemiec i czy wtedy także uda mi się strzelić gola. Najważniejsze jest jednak to, abyśmy wygrywali.

Eintracht Brunszwik jest beniaminkiem 2. Bundesligi. Już w pierwszym meczu sezonu pokazaliście jednak, że jesteście groźni. Jaki jest wasz cel na nowe rozgrywki?
Nie powiem, że chcemy pójść za ciosem i teraz awansować do Bundesligi. Taka wypowiedź byłaby głupotą. Celem beniaminka na nowy sezon jest przede wszystkim utrzymać się w lidze. Chcemy od samego początku łapać dobre mecze i punkty, utrzymywać stabilną formę, żeby uniknąć nerwowej końcówki rozgrywki. Analizowaliśmy, że trzeba zdobyć 40-45 punktów, aby być pewnym pozostania w 2. Bundeslidze. Jeśli uda nam się osiągnąć ten cel i zostanie jeszcze kilka meczów do końca sezonu, to wtedy będziemy mogli swoje plany zmienić, podnieść poprzeczkę. Chcemy jednak iść kroczek po kroczku. Twardo stąpamy po ziemi.

Widać, że świetnie odnalazłeś się w Eintrachcie. W ubiegłym sezonie zagrałeś w 34 meczach, strzeliłeś 19 goli i zaliczyłeś 9 asyst. Jesteś jednym z liderów zespołu.
Już w Preußen Münster miałem dobre sezony i strzelałem gole. Następne przeniosłem się do Eintrachtu. Co prawda liga była ta sama, a miałem oferty z wyższego poziomu rozgrywkowego, ale nie chciałem iść gdzieś, gdzie będę drugim lub trzecim wyborem na pozycji ofensywnego pomocnika. Chciałem grać w pierwszym składzie. Uważam, że czasami warto jest zrobić krok w tył, albo zostać na chwilę w tym samym miejscu, aby później pójść mocniej do przodu. Cieszę się, że zdecydowałem się na Brunszwik, to większy klub niż Preuße, ma więcej fanów. Presja awansu na zaplecze Bundesligi była duża, ale sobie z nią poradziliśmy. W Eintrachcie mi zaufano i na mnie postawiono. Odwdzięczyłem się bramkami i pomogłem w sukcesie. Dobrze się tutaj czuję, wszystko w moim otoczeniu jest w najlepszym porządku, co przekłada się też na postawę na boisku.



Co istotne, w meczu z Herthą BSC pełniłeś także rolę kapitana. Tak już będzie w tym sezonie?
W ubiegłym sezonie raz czy dwa razy założyłem już opaskę. Czy będę kapitanem przez cały ten sezon? Nie wiem, ponieważ trener tego publicznie nie ogłosił. Jestem w radzie drużyny. We wszystkich meczach towarzyskich, w których grałem w tym okresie przygotowawczym, miałem opaskę na ręce. To również ja wyprowadziłem kolegów na boisko w spotkaniu z Herthą. Czuję się w tej roli bardzo dobrze. Dojrzałem do tego, aby rządzić na boisku, a także poza nim. Koledzy z zespołu liczą się z moim zdaniem, wiedzą, że mogą na mnie liczyć.

W Eintrachcie jesteś ustawiany jako ofensywny pomocnik. Wcześniej występowałeś również na prawym i lewym skrzydle, a nawet w ataku. Pozycja rozgrywającego odpowiada ci chyba jednak najbardziej?
Jestem wszechstronnym zawodnikiem, który może zagrać na kilku pozycjach. Nie będę jednak ukrywał, że na „dziesiątce” czuję się najlepiej. W Eintrachcie pełnię rolę takiego wolnego elektronu, który gra tuż za napastnikiem lub dwoma atakującymi. Mam sporo swobody, co mi się bardzo podoba. Często mam piłkę przy nodze, mogą pokazać swoją kreatywność, rozgrywać, stwarzać sytuacje kolegom czy sam decydować się na strzały na bramkę. W Brunszwik potrafili wydobyć ze mnie potencjał i drużyna na tym korzysta. Cieszę się, że wróciłem z Polski do Niemiec i mogłem się odbudować. Przez dwa sezony byłem zawodnikiem Lechii Gdańsk, ale nie miałem możliwości wykazania się. O Lechii nie chciałbym zresztą za dużo mówić, a jak najszybciej o tamtym okresie zapomnieć. Najważniejsze jest to, co tu i teraz.



Urodziłeś się w Berlinie, ale czujesz się w stu procentach Polakiem i zawsze powtarzałeś, że chcesz grać dla biało-czerwonych, tak jak twój tata, Andrzej Kobylański, srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku.
To prawda. Urodziłem się w Niemczech i tam wychowałem, ale czuję się Polakiem. Grałem we wszystkich młodzieżowych reprezentacjach Polski, od U-15 aż do U-21. Teraz został mi ten najważniejszy krok, czyli gra w drużynie narodowej seniorów. Nie będę ukrywał, że to moje wielkie marzenie. Zobaczymy, co przyniosą kolejne dni, tygodnie i miesiące. Na pewno będę ciężko pracował, aby spełnić swój cel.

Rozmawiał Paweł Drażba

Fot.: East News (zdjęcie główne), Cyfrasport

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności