Aktualności
[WYWIAD] Marek Zieńczuk: Nawet w B klasie piłka daje radość
W maju 2016 roku Marek Zieńczuk skończył oficjalnie karierę, bo jak sam zapewniał nie chciał się kopać po niższych ligach, ale gdy rok później zapytało o niego Pomorze Gdańsk z klasy B nie odmówił. Traktuje to jako fajny sposób spędzania czasu, bo jego podstawowym zajęciem jest praca z juniorami młodszymi Lechii Gdańsk. Między Lechią, a Wisłą Kraków jest podzielone serce.
Nie byłeś w stanie wytrzymać bez gry w piłkę?
Nie patrzę, że gram tylko w B klasie, cieszę się futbolem w fajnym towarzystwie. Mamy szeroką kadrę z Piotrkiem Wiśniewskim, Jarkiem Bieniukiem, Maćkiem Kostrzewą, ale raz musieliśmy sobie radzić w ósemkę. Co ciekawe wygraliśmy 3:1, mimo iż jeden z kolegów w trakcie spotkania naderwał mięsień. Raz jest nas więcej, raz mniej. Ważne, że jak wychodzimy na boisko to dajemy z siebie maksa i świetnie się bawimy. Zajmujemy drugie miejsce w tabeli za Sopocką Akademią Piłkarską i raczej nie myślimy o awansie, bo na wyższym szczeblu byłby większy problem ze zmontowaniem składów. Dużo naszych zawodników szkoli młodzież, a przy dalszych wyjazdach częściej dochodziłoby do kolizji terminów.
Jaki masz bilans w tym sezonie w klasie B?
Strzeliłem 9 goli i zaliczyłem ponad 20 asyst. Nieźle to wygląda, a w gdańskiej klasie B nie ma rąbanki i często spotykam się z dowodami szacunku i sympatii ze strony rywali.
Łukasz Surma w wieku prawie czterdziestu lat grał w ekstraklasie. Ty nie dałbyś rady?
Łukasz to okaz zdrowia, nie wyobrażam sobie, że on kiedyś zakończy grę w piłkę (śmiech). Mam z nim kontakt i widzę, że radzi sobie jako grający szkoleniowiec w Białce Tatrzańskiej. Podziwiałem go, a szczerze mówiąc ciężko mi było się odnaleźć, gdy skończyłem przygodę z futbolem na najwyższym poziomie ligowym w Polsce. Przez rok przeżywałem dramat, brakowało mi piłki i zdecydowałem się na klasę B. W sumie to przydaje mi się przy pracy z juniorami młodszymi w Akademii Lechii Gdańsk. Czasami trzeba wyjść na trening i pokazać młodym chłopakom, że się coś potrafi.
Młodzi wiedzą gdzie grał kiedyś Marek Zieńczuk?
Oczywiście i jestem dla nich autorytetem, nie może być inaczej. Mnie jako dzieciaka uczono, że trzeba szanować trenerów, a pewne zasady przekazałem swoim podopiecznym. Mam satysfakcję, że taki Mateusz Żukowski, rocznik 2001 zaliczył już debiut w seniorach Lechii, to dobry przykład dla innych, że warto starać się na treningach.
Jak oceniasz postawę Lechii w tym sezonie ekstraklasy?
Pracuje w tym klubie i ciężko mi się wypowiadać, ale wiadomo, że ten sezon jest dla Lechii delikatnie mówiąc słaby. Czasami jednak trzeba wpaść w dołek, by z niego zacząć marsz w górę. Dziś nie ma już zgody między kibicami Lechii Gdańsk, a Wisły Kraków, ale moje serce jest podzielone na pół. Fajnie, że „Biała Gwiazda”, mimo różnych zawirowań znalazła się w pierwszej ósemce ekstraklasy i oszczędziła sobie nerwowej końcówki.
Nie masz wrażenia, że polskiej ligowej piłce doskwiera brak gwiazd?
Mamy choćby Carlitosa w Wiśle. No, dobra kiedyś był Maciek Żurawski, a w składzie zespołu z Krakowa grało po 6-7 reprezentantów Polski, kozaków nie brakowało też w innych zespołach. Wierzę, że niebawem pojawią się jakieś młode gwiazdy, bo praca trenerów w całym kraju nie może pójść na marne.
Jakiś piłkarz z ekstraklasy przypomina Marka Zieńczuka z najlepszych czasów?
Ciężko powiedzieć. Podobny profil do mnie ma być może Sebastian Szymański z Legii, chłopak z dobrą lewą nogą. Takich grajków potrzebujemy jak najwięcej.
Jesteś zadowolony ze swojej kariery?
Ogólnie jestem. Po latach można sobie powiedzieć, że to, czy tamto mogłem zrobić lepiej, z tego skorzystać więcej. To bezsensowne rozważania. Mnie mam sobie nic do zarzucenia, bo zawsze w pełni profesjonalnie podchodziłem do futbolu.
Nie uzbierałeś za mało meczów w reprezentacji Polski seniorów?
Ja miałem konkurentów z wysokiej półki na czele z Jackiem Krzynówkiem i Kamilem Kosowskim, więc cieszę się do dziś z każdego występu. Na eliminacje mistrzostw świata 2006, na spotkanie z Irlandią Północną zostałem ściągnięty z Gdańska, z odwiedzin u rodziny i ciekawostka – w Belfaście zagrałem w pożyczonych butach. Dołożyłem cegiełkę do wygranej 3:0, a takich wspomnień nikt mi nie zabierze.
Nie żal, że nie doszedł do skutku transfer z Amiki Wronki do potężnego Olympiakosu Pireus, bywalca Ligi Mistrzów?
Nie, bo dzięki temu, że nie przeniosłem się do Olympiakosu trafiłem do Wisły Kraków, gdzie przeżyłem mnóstwo wspaniałych przygód. Żałuję, że nie weszliśmy do fazy grupowej Ligi Mistrzów. W dwumeczu z Panathinaikosem zabrakło nam 7 minut, ale czasu się nie cofnie. Sam mogłem przyczynić się do wyeliminowania Greków, ale marnowałem dogodne sytuacje. Zabolało też odpadnięcie w eliminacjach Pucharu UEFA z Dinamo Tbilisi. Gruzinów powinniśmy roznieść u siebie, a skończyło się na 4:3. Rewanż nam po prostu nie wyszedł… Odpadnięcie w zasadzie zadecydowało o zwolnieniu Henryka Kasperczaka. Pod jego wodzą graliśmy w ekstraklasie wyśmienicie, laliśmy wszystkich, strzelaliśmy mnóstwo goli. Sukcesy na krajowym podwórku nie uratowały posady tego trenera co trudno mi było długo zrozumieć.
Z Olympiakosem nie wypaliło, za to pograłeś w Skodzie Xanthi. Niedługo, czyli wychodzi, że Marek Zieńczuk ma pecha do Grecji?
Tyle lat omijały mnie kontuzje, a w Grecji łapałem jedną za drugą. Najpierw uraz kostki, potem nadciągnięcie mięśnia, zerwane więzadło, do tego trenerzy zmieniali się jak rękawiczki. Nie szukam usprawiedliwienia, bo jak wychodziłem na boisko prezentowałem się dobrze. Z Grecji też zachowałem fajne wspomnienia, wyjazdy do Olympiakosu, PAOK były wyjątkowe i… co rzadkość, jak na tamte czasy i kierunek klub wypłacił mi wszystkie należności. Nie musiałem potem uganiać się po sądach i korzystać z pomocy FIFA.
Rozmawiał Jaromir Kruk
MAREK ZIEŃCZUK
Urodzony 24 września 1978 roku w Gdańsku. Kariera piłkarska: Polonia Gdańsk, Lechia Gdańsk, Lechia/Polonia Gdańsk, Amica Wronki, Wisła Kraków, Skoda Xanthi, Lechia Gdańsk, Ruch Chorzów, Pomorze Gdańsk. W reprezentacji Polski: 9 występów. Sukcesy: z Amiką Puchar Polski 2000, z Wisłą mistrzostwo Polski 2005, 2008, 2009.