Aktualności

[WYWIAD] Marek Koniarek: Piłka szuka w polu karnym tylko nielicznych

Specjalne26.01.2018 

Tylko trzech piłkarzy w historii polskiej piłki ligowej strzeliło więcej goli w jednym sezonie niż on. A od 22 lat żaden gracz nie pobił jego osiągnięcia. – Igor Angulo chyba wreszcie mnie przebije – uważa Marek Koniarek, były piłkarz m.in. GKS Katowice i Widzewa, obecnie trener ROW Rybnik.

W polskiej lidze zdobył 104 gole. Zdobywał je dla Szombierek Bytom, Zagłębia Sosnowiec, GKS i Widzewa, a grał jeszcze w Wiśle Kraków. W sumie ma 271 występów w ekstraklasie.

Najwięcej goli – 29 – zdobył w sezonie 1995/96, a jego bramki pomogły Widzewowi w zdobyciu mistrzostwa Polski. Od tej pory żaden zawodnik nie porzebił tego wyniku. Mało tego w historii polskiej piłki więcej goli w jednym sezonie zdobyli tylko w Międzywojniu Henryk Reyman – 37 i Ernest Wilmowski – 33, a tuż po II Wojnie Światowej Józef Kohut – 31.

Jak wyszkolić tak bramkostrzelnego napastnika?

Marek Koniarek: Z tym się trzeba urodzić. Instynktu strzeleckiego nie da się wykształcić od zera. To musi w zawodniku już być, ale oczywiście można go jeszcze rozwinąć ciężką pracą na treningach. I nie chodzi tylko o ćwiczenia z drużyną, ale też zajęcia indywidualne. Warto zostawać po treningu, by ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Powtarzalność na pewno ma przełożenie na bramki. Mówi się też często, że piłka szuka napastnika w polu karnym. Z tym też trzeba się urodzić, by albo podświadomie wyczuwać, gdzie poleci futbolówka, albo stać we właściwym miejscu. Bo jak wytłumaczyć, gdy czasem odbija się od pleców i wpada do siatki. Niewielu jest takich graczy. Bez tego czegoś, z zawodnika, choćby nie wiem jakie treningi miał i z kim, superstrzelca nie da się zrobić. Można poprawić pewne elementy, by strzelał gole, ale nauczyć, by być właśnie tam, gdzie bramkarz odbije piłkę pod nogi, to niemożliwe.

W reprezentacji zatrudniono w roli trenera Tomasza Frankowskiego, by ćwiczył z napastnikami. To był więc dobry pomysł?

- Jak najbardziej. Nikt lepiej nie przekaże wiedzy płynącej z doświadczenia niż taki dobry napastnik. Jest w stanie dużo im podpowiedzieć w kwestii zachowania się w polu karnym. Poradzi jakie są sposoby, by wywieść obrońcę w pole. Tej bezcennej wiedzy w książkach nie znajdziesz ani nie ściągniesz z internetu. Gdy pokaże im w praktyce, to dla zawodników bezcenna lekcja.

A pan jako trener ostatnio widział takiego kandydata?

- W Rozwoju Katowice, który prowadziłem jesienią jest taki młody chłopak Bartek Marchewka, rocznik 2001. Trzeba nad nim mocno popracować. Teraz w ROW Rybnik wyróżnia się Sebastian Musiolik. Niewiele mu brakuje, by pójść do lepszej ligi i grać na wyższym poziomie. Jego piłka w polu karnym szuka, a do tego to kawał zawodnika [189 cm wzrostu – przyp. red].

Gdy zdobywał pan koronę króla strzelców ta 29. bramka okazała się jednocześnie setną w ekstraklasie.

- Tak, strzeliłem ja na Lechu Poznań. Trochę nawet żałowałem, bo liczyłem, że zrobię to w Łodzi przed kibicami Widzewa. Ale co mogłem zrobić, gdy bramkarz Lecha odbił piłkę pod moje nogi i miałem przed sobą pustą bramkę. Niby cieszyłem się z tego gola, ale tak naprawdę trochę żałowałem, że nie mogłem cieszyć się z setnego trafienia razem ze swoimi kibicami.

Na dodatek w Poznaniu przypieczętowaliście mistrzostwo i chyba to świętowaliście, a nie setną bramkę?

- No właśnie, rzeczywiście nie dano mi się nacieszyć setną bramką. No, ale jednak tytuł mistrza Polski to dużo ważniejsza sprawa, więc pretensji nie było.

Na pewno nie spodziewał się pan, że od 1996 roku nie będzie króla strzelców, którzy zdobędzie więcej goli?

- Jestem trochę tym zaskoczony, że do tej pory nikomu nie udało się mnie przebić. Tym bardziej że od kilku sezonów jest 37 kolejek. W poprzednich rozgrywkach blisko było Nemanja Nikolić [strzelił 28 bramek – przyp. red.], ale teraz chyba powinno się udać. Igor Angulo ma 18 goli po rundzie jesiennej, więc ma duże szanse, by przebić moje osiągnięcie. I absolutnie nie będzie mi z tym źle.

Który z królów strzelców miał podobny instynkt do pańskiego?

- Na pewno Tomek Frankowski. On też w polu karnym był szczwanym lisem. Z czasów mojej kariery to Jurek Podbrożny potrafił się odnaleźć w szesnastce i Krzysztof Warzycha. A później wrażenie robił też na mnie Maciej Żurawski i oczywiście Nikolić. Z ostatnich lat to był najbardziej wyróżniający się napastnik zwłaszcza w skuteczności i wykorzystywaniu sytuacji. Angulo to kolejny zawodnik z tymi cechami, których nie da się wytrenować, ale znajduje się w odpowiednim miejscu. Wypominają mu wiek, ale ja miałem tyle samo – 34 lata – kiedy zostałem królem strzelców. Procentuje doświadczenie i myślę, że wiosną też będzie trafiał.

Wspomina pan którąś bramką szczególnie z tych 104 zdobytych w Ekstraklasie?

- Kiedyś na początku kariery dla GKS Katowice strzeliłem hat tricka chyba Lechowi Poznań. Podczas pobytu w Widzewie zdobyłem gola głową z dalszej odległości i wygraliśmy 1:0. Po meczu prezes Widzewa Ludwik Sobolewski podszedł do mnie i powiedział: „Koniar ty już spłaciłeś swój transfer”. Ta wygrana zapewniła nam trzecie miejsce, bo przegoniliśmy zabrzan. Setna bramka nie był ładna, ale za to ważna, bo przypieczętowała mistrzostwo Widzewa. Ceniłem też gole, kiedy mi długo nie szło lub dzięki mojemu trafieniu wygrywaliśmy 1:0. Bardzo ważna była bramka w meczu z Legią, który rozegraliśmy kilka dni po porażce z Eintrachtem Frankfurt w Pucharze UEFA. Wtedy pokazaliśmy ten słynny widzewski charakter. Po wpadce w Niemczech od razu graliśmy z odwiecznym rywalem i to nawet dobrze, że nie z jakimś słabszym. Strzeliłem na 1:0 szczupakiem, a potem zdobyliśmy jeszcze jednego gola. Legia właściwie nie miała nic do powiedzenia, a dla nas to była niezwykle ważna wygrana. Pewnie z 80 proc. ludzi nie wierzyło, że się tak szybko podniesiemy.

Rozmawiał Robert Cisek

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności