Aktualności

[WYWIAD] Maciej Iwański: Zacząłem układać sobie życie po piłce

Specjalne09.05.2017 
Maciej Iwański, który rozegrał 281 spotkań w polskiej ekstraklasie i strzelił w niej 52 gole, a do tego zdobył mistrzostwo i Puchar Polski, a także 10 razy wystąpił w reprezentacji kraju, rok temu zniknął z ligowych boisk... po cichu. 7 maja obchodził 36. urodziny, więc przy tej okazji postanowił spojrzeć w przeszłość. – Założyłem agencję menedżerską, bo chcę pomóc młodym zawodnikom – mówi Maciej Iwański.

Dlaczego odszedł Pan z ligowego futbolu bez pożegnania?

Nie zastanawiałem się na tym. To wszystko stało się z dnia na dzień. Miałem jeszcze rok ważny kontrakt z Ruchem Chorzów, ale nie wszystko mi odpowiadało. Dlatego po sezonie 2015/2016 usiedliśmy do rozmów o rozwiązaniu kontraktu za porozumieniem stron.

Myślał Pan rok temu, że to już koniec kariery?

Zbliżałem się do 35. urodzin, a to już w sporcie wiek oldbojowski (śmiech). A mówiąc poważnie, tak wyszło. To się stało z dnia na dzień. Myślałem sobie, że jest czterech trenerów, na których propozycję odpowiedziałbym od razu pakując walizki, ale oni nie zadzwonili. Pojawiły się natomiast inne oferty. Nie chciałem jednak występować w niższej lidze, więc zacząłem sobie układać życie po piłce.

Czym się Pan teraz zajmuje?

Razem z Jackiem Masiotą założyłem agencję menedżerską, bo chcę pomóc młodym zawodnikom, służyć im swoim doświadczeniem. Jeżdżę, oglądam, szukam, podpowiadam.

Z czego w swojej karierze jest Pan zadowolony?

Z tego, że z małej miejscowości, z której ciężko jest się wyrwać, udało mi się wydostać i spełnić marzenia. Wtedy kiedy zaczynałem grać w piłkę nie było Orlików, ani AMO, ale moja zawziętość i wsparcie rodziców dały efekty. Szczególnie dużo zawdzięczam tacie, bo kopał ze mną piłkę na bieruńskim podwórku widząc, że ja to bardzo lubię. Później z Omagu Oświęcim trener Józef Gembala ściągnął mnie do Unii, gdzie chodziłem do szkoły. Następny krok zawdzięczam Andrzejowi Sermakowi, który grał w ekstraklasie w Hutniku Kraków i GKS Katowice, a jako trener Szczakowianki wziął mnie pod swoje skrzydła i awansowaliśmy do najwyższej klasy rozgrywkowej. To był ten moment przełomowy, bo na szczeblu centralnym zostałem już zauważony przez trenera reprezentacji młodzieżowej i zadebiutowałem z orzełkiem na piersi w wyjazdowym meczu z Turcją.

Który sukces ceni Pan sobie najbardziej?

Debiutowałem w ekstraklasie w 2002 roku meczem z Wisłą Kraków, a w 10. kolejce strzeliłem Ruchowi pierwszego gola. Zdobyłem mistrzostwo z Zagłębiem Lubin. Zaliczyłem występ w Legii maszerującej po Puchar Polski. Wygrałem dwa mecze o Superpuchar, po jednym w Zagłębiu i Legii. Do tego dorzuciłem wicemistrzostwo i dwa brązowe medale. To wszystko bardzo sobie cenię. Wspominam też często mecz Legii z Broendby w Lidze Europy, bo odpadliśmy po bardzo dobrej grze. Na duży plus zapisuję także swoje dziesięć występów w reprezentacji Polski, bo dla mnie to było spełnienie marzeń. Może pozostaje mały niedosyt, że nie było ich więcej, bo często dostawałem powołania, ale Leo Beenhakker miał w kim wybierać.

Kogo z piłkarzy spotkanych na boisku uważa Pan za najlepszego?

Na polskich boiskach miałem przyjemność rywalizować z takimi pomocnikami jak Mirek Szymkowiak, Tomek Wieszczycki czy Piotrek Świerczewski, mistrz... charakteru, od którego nie jeden raz oberwałem po nogach, a który później był moim trenerem w ŁKS Łódź. Młodsze pokolenie to Rafał Murawski i Łukasz Garguła. Na tureckich boiskach, w bardzo dobrej lidze, w której można spotkać reprezentantów wielu krajów, grali przeciwko mnie Simao, Guti, Arda Turan... Gdybym trafił tam do klubu, który gra o wynik pewnie byłbym w nim do dzisiaj, bo tureckie życie bardzo mi odpowiadało.

Czego Panu żal?

Żałuję, że kilka razy znalazłem się w niewłaściwym miejscu w nieodpowiednim czasie. To było spowodowane moim charakterem, bo chciałem wyjaśniać, załagadzać, a obróciło się przeciwko mnie...

Myślał Pan o wychowaniu swoich następców?

Mam zamiar otworzyć szkółkę piłkarską, ale to jest mój kolejny projekt, na który daję sobie dwa-trzy lata. Na razie prowadzę natomiast „korepetycje piłkarskie”, z których korzystają i najmłodsi, i trochę starsi zawodnicy. Uwielbiam jednak pracować z dziećmi i to jest chyba moje powołanie. Moje pokolenie w dzieciństwie na podwórkach, grając w piłkę, spędzało całe popołudnia i uczyło się na swoich błędach. Teraz niektórzy uważają, ze godzina treningu trzy razy w tygodniu wystarczy, żeby opanować piłkarskie podstawy. Bez czujnego oka, które wyłapie błędy i podpowie co i jak trzeba zrobić, nie będzie jednak postępu.

Ale ja pytałem o młodych Iwańskich.

12-letni Filip chodzi do klasy... tenisowej i traktuje to jako sport uzupełniający. Przede wszystkim gra bowiem w piłkę, w domu, poza domem i gdzie tylko się da. Ale jeździmy także na rowerach i na rolkach. Natomiast Alex ma 5 lat i jeżeli będzie chciał, też mu pomogę rozwijać piłkarskie zainteresowania.

Wróćmy na koniec do piłki. Kto jest najlepszym zawodnikiem na świecie?

Moja ulubiona liga to Primera Division, a ulubiony klub to FC Barcelona. Dlatego odpowiem, że Lionel Messi to geniusz. Ale dodam też, że Cristiano Ronaldo jest wzorem pracowitości, bo nie jestem „antyrealistą”. Cieszę się także, że mówiąc o tych najlepszych na świecie, mogę też wymienić polskie nazwisko, bo Robert Lewandowski jest niesamowity. Już gdy grałem z nim w reprezentacji i występowałem przeciwko niemu w polskiej lidze było widać, że ma ogromne możliwości, które potrafił rozwinąć. To samo Łukasz Piszczek, Kuba Błaszczykowski oraz z młodszego pokolenia Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński. To jest nasza reprezentacyjna przyszłość.

Rozmawiał Jerzy Dusik  

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności