Aktualności
[WYWIAD] Łukasz Zwoliński: Chorwacki postęp, podróż poślubna w święta i spotkanie z selekcjonerem
Święta Bożego Narodzenia spędzasz w radosnym nastroju?
W ostatnim ligowym meczu w tym roku zdobyłem bramkę już w pierwszej minucie. Zremisowaliśmy tylko z Interem Zapresić 1:1, ale piąte miejsce zostało utrzymane. Ono gwarantuje start w eliminacjach Ligi Europy, wszystko dzięki świetnym rezultatom Dinama Zagrze na arenie międzynarodowej. Po potyczce z Interem nie było czasu na radość. Szybko z żoną pojechaliśmy do Szczecina i zostawiliśmy znajomym naszego cocker-spaniela. Stamtąd udaliśmy się na zaplanowaną wcześniej podróż poślubną. Skorzystaliśmy z tego, że zniesiono wizy do USA. Zwiedzamy, poznajemy świat, a Wigilię spędziliśmy na plaży na Wyspach Bahama. Humory oczywiście dopisują.
Była okazja pozwiedzać Chorwację?
Boiska i stadiony tak, ale przecież po to przeniosłem się do Goricy. Pod względem infrastruktury Chorwacja jest daleko w tyle za Polską. Mój klub nie tak dawno awansował do elity i był skazywany na spadek. Już w pierwszym sezonie wykręciliśmy dobry wynik, piąte miejsce, trzy punkty za Hajdukiem Split zrobiło wrażenie. Teraz piąta lokata daje awans do kwalifikacji Ligi Europy. Zajmujemy ją i znów sprawiamy psikusa skazującym HNK Gorica na degradację. Przez te półtora roku HNK Gorica bardzo się rozwinął organizacyjnie, poszedł do przodu w takich kwestiach jak opieka medyczna, baza treningowa. Działacze cały czas się uczą, ale do Polski Goricy dużo brakuje. Dystans jednak szybko się zmniejsza.
Poziom sportowy ligi chorwackiej jest wyższy niż polskiej?
Tęsknie za kibicami z Polski, atmosferą z meczów ekstraklasy. Gdy przyjeżdżam grać na Dinamie Zagrzeb, Hajduku Split czy Rijece, to czuję, że biorę udział w widowisku z prawdziwego zdarzenia. Dinamo Zagrzeb to już zupełnie inne półka. W poprzednim sezonie w świetnym stylu wyszli z grupy w Lidze Europy, teraz mogli awansować do szesnastki Ligi Mistrzów. Ta drużyna jest świetnie prowadzona przez Nenada Bjelicę, byłego trenera Lecha Poznań i ma w swoich szeregach prawdziwych kozaków. Mi zaimponował Bruno Petković, reprezentant Chorwacji i ten niesamowity Dani Del Olmo, który dał się we znaki polskiej młodzieżówce na Euro U-21 we Włoszech. Dinamo zarobi na nim wielką kasę, bo chłopak strzelił już gola dla kadry Hiszpanii seniorów, pokonał też bramkarza Manchesteru City w Lidze Mistrzów. Nie zapominam też o Damianie Kądziorze, wykręcającym świetne liczby w Dinamie, ale wciąż niedocenianym. Spotkaliśmy się kiedyś z naszymi żonami, pogadaliśmy, a z Goricy do Zagrzebia mamy tyle co z Pruszkowa do Warszawy. Wracając do pytania, to uważam, że w lidze chorwackiej jest więcej sportowej jakości, a ja sam czuję, że się rozwinąłem. Wicemistrzostwo świata wywalczone przez Lukę Modricia i jego kolegów w Rosji sprawiło, że kraj przeżywa futbolowy boom, a dzięki temu kluby i liga pozyskuje kolejnych sponsorów.
Jakie cele sportowe sobie stawiasz?
Życie mnie nauczyło, że trzeba skupiać się na najbliższym meczu. Wolę być miło zaskoczonym, więc nie nakładam na siebie niepotrzebnej presji. 8 stycznia, może dwa, trzy dni później spotykamy się ponownie w klubie. Czeka nas obóz w Chorwacji, a 2 lutego wznawiamy rozgrywki ligowe. W premierowym sezonie zdobyłem w lidze chorwackiej 14 goli, teraz 4, ale przede mną ponad połowa spotkań do rozegrania, wypada więc poprawić statystyki. Jeszcze bardziej zmotywowało mnie przypadkowe spotkanie z Jerzym Brzęczkiem w Warszawie. Selekcjoner powiedział: „Zwolak, śledzę twoje występy w Chorwacji”. To dało mi pozytywnego kopa. Wiem, wiem, w Polsce nie brakuje świetnych napastników, ale życie pisze różne scenariusze. Nie można skreślać swojego marzenia o grze w najważniejszej kadrze, tym bardziej, że poznałem smak reprezentacji U-20.
Chorwaci pytają ciebie o naszą drużynę narodową?
Pytają mnie, pytają też Michała Masłowskiego, mojego klubowego kolegę z Goricy. Widać, że są pod wrażeniem Roberta Lewandowskiego, zazdroszczą go Polsce. Nie dziwi mnie to specjalnie, bo „Lewy” to fenomenalny piłkarz.
Mówisz już po chorwacku?
Język chorwacki jest troszkę podobny do polskiego. Warto jednak nauczyć się mowy kraju, w którym się przebywa. Od razu po przyjeździe z żoną zapisaliśmy się na lekcje chorwackiego. Nie chcę być odbierany, jako gość, który odbiera tylko pensje w Goricy. Poczyniłem postępy, rozumiem wszystko, co mówi trener na odprawach, radzę sobie w restauracji.
Tamtejsza kuchnia przypadła ci do gustu?
Nie narzekam, ale w domu żona też świetnie gotuje. Może to potwierdzić Michał Masłowski (śmiech). Najważniejsze jest jednak, by spełniać się sportowo w tym zakochanym w piłce kraju. Widziałem jak ludzie płakali ze szczęścia po awansie Chorwacji do finału mundialu w Rosji. Chciałbym więc dołożyć swoją cegiełkę do awansu HNK Gorica do europejskich pucharów, po to, by zobaczyć uśmiechnięte miny kibiców. Do klubu wrócę w styczniu wypoczęty i gotowy, aby dać z siebie wszystko.
Rozmawiał Jaromir Kruk
Fot: 400mm.pl