Aktualności

[WYWIAD] Łukasz Surma: W piłce liczy się to, co się ma w sercu i w nogach

Specjalne15.04.2017 

Gdy 27 lipca 1996 roku, niedługo po swoich dziewiętnastych urodzinach Łukasz Surma debiutował w barwach Wisły Kraków w ekstraklasie, nawet nie marzył o biciu rekordów. Przez 21 lat polski futbol przeszedł sporo zmian, ale na najwyższym poziomie wciąż gra wychowanek „Białej Gwiazdy”, ba nikt nie może się pochwalić większą liczbą występów w elicie niż on. Łukasz Surma nawet nie zastanawia się nad zakończeniem kariery.

Skąd Pan bierze siły i motywację do gry w piłkę, i to na szczeblu ekstraklasy?

Wynika to z niedosytu, bo chyba oczekiwałem więcej, a także z pasji. Lubię rytm meczowy i trudno mi sobie wyobrazić, żebym nagle z niego wypadł. A i tak najważniejsze są chęci, a tych nie brakuje.

Jak zmienił się Łukasz Surma przez te dwie dekady?

Siłą rzeczy inaczej patrzę na piłkę. Jeśli chodzi o przygotowanie do meczu, ciśnienie meczowe czy tremę, to wcale się nie zmieniło. Przed spotkaniem z Piastem Gliwice rozmawiałem z Rafałem Grodzickim, też weteranem Ruchu, i obaj zgodnie stwierdziliśmy, że czujemy tą adrenalinkę, futbol nas cieszy. Cały czas znajduję się w gotowości, a wspomnianej adrenaliny nie potrafię w sobie tłumić. Jak człowiek jest młody, futbol wydaje mu się kolorowy, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej, z wiekiem pojawiają się jednak różne refleksje. Nie da się ukryć, że niektórymi kwestiami jestem nieco rozczarowany, choć w żadnym wypadku nie zmienia to mojego nastawienia do sportu. Gdy zaczynałem, zawodnicy w Polsce mieli problemy te same co teraz. Niby są te komisje licencyjne, niby wszystko idzie do przodu, powstają nowe, piękne stadiony, futbol jest świetnie pokazywany w telewizji, ale u nas w Ruchu mamy takie utrapienia jak 20 lat temu. Tym jestem bardzo rozczarowany. Cały czas mówimy o pójściu do przodu, lecz nie znajduje to pokrycia w rzeczywistości. W piłce nożnej nie liczy się tylko, by wypłata trafiała na konto zawodnika na czas. Nie zaprzeczam, widzę poprawę na wielu polach, lecz sprawy odnowy biologicznej, infrastruktury pozostawiają wiele do życzenia.

Zadaje sobie Pan pytanie, kiedy nastąpi kres kariery?

Niedawno bramkarz reprezentacji Egiptu zagrał w finale Pucharu Narodów Afryki w wieku 44 lat, Ze Roberto, też parę lat starszy ode mnie, osiąga sukcesy w Brazylii. Patrzę na piłkarzy długowiecznych zawodowo, że tak powiem, i staram się brać z nich przykład. Nie chcę dobrnąć do takiego momentu, że będę się wstydził za swoją postawę. Niedawno gdzieś wyczytałem komentarz, że czterdziestolatek lata po boisku w krótkich majtkach, uśmiałem się. Nie zamierzam składać żadnych deklaracji, bo czuję się na siłach kontynuować swoją przygodę z ekstraklasę i kto wie, co będzie w czerwcu.

W tym roku obchodzimy 90-lecie założenia ligi polskiej, a rekordzistą pod względem liczby występów jest…?

Łukasz Surma, ha. Przeglądałem różne publikacje o ekstraklasie i naprawdę miło znajdować się na szczycie prestiżowej klasyfikacji. Do tego doprowadziła mnie cecha, którą nazywam przezwyciężaniem porażek. Każdy w życiu ma gorsze chwile i wtedy rezygnuje. Gdzieś tam odchodziłem z klubu, gdzieś inaczej wyobrażałem sobie swoją rolę w zespole, przeżywałem ciężkie momenty. W okresie słabszego samopoczucia trzeba robić swoje dalej, nie poddawać się.

Teraz młodzi mają łatwiejsze życie w szatni niż w połowie lat 90-tych?

Szatnia piłkarska stanowi odzwierciedlenie tego, co się dookoła dzieje. Jak miałem 18 lat mówiło się na „pan” starszym zawodnikom, ich autorytet był większy. To wszystko wynosiło się ze szkoły, od rodziców, a teraz tego brakuje. Z jednej strony młodzi mają lepszy kontakt ze starszymi i lepszy start, a z drugiej brakuje im takiej kindersztuby, dyscypliny, na której jakby nie patrzeć, buduje się sport.

Kiedyś w lidze polskiej było więcej gwiazd niż teraz?

W futbolu wszystko się szybko zmienia. Zawodnik przyjeżdża do klubu i zaraz wyjeżdża, mało jest postaci związanych z klubem dłużej, z nim kojarzonych. Legia Warszawa – kiedyś Jacek Zieliński, Widzew Łódź – Tomek Łapiński, to takie przykłady jakie mi się teraz nasunęły. A dobrzy piłkarze byli, są i będą.

Kto zrobił na Panu największe wrażenie przez tyle lat występów w ekstraklasie?

Marek Citko, gdy znajdował się w optymalnej dyspozycji. To był pierwszy zawodnik, który grał na europejskim poziomie, a miałem możliwość się z nim zmierzyć. Pamiętam, jak na Widzewie wyczyniał niesamowite rzeczy. Grało się przeciw niemu i go podziwiało. To był czas „Citkomanii”, a dziś niewielu młodych chłopaków to kojarzy.

W którym klubie Łukasz Surma zostawił najwięcej serca?

Po trochu zostało coś w Wiśle, Legii, Lechii, Ruchu… W każdym zespole dawałem z siebie maksimum.

Wspomniał Pan o niedosycie, ale przecież posiada Pan rekord ekstraklasy pod względem liczby rozegranych spotkań. Czyli jest Pan zadowolony ze swojej kariery czy nie?

Nie skończyłem jeszcze, a cieszę się przede wszystkim z tego, że nadal gram. Zawód piłkarza jest wspaniały, choć trzeba się stykać z pewnymi wahaniami, złymi nastrojami. Niedosyt pewien odczuwam, ale byłbym głupcem, gdybym tylko narzekał. Patrząc szerzej, to gdy byłem małym chłopcem, marzyłem o ekstraklasie. Teraz sobie przeglądam skarby kibica i jestem rekordzistą, to fantastyczne uczucie, ale ciężko na nie zapracowałem.

Bijąc rekord znalazł Pan czas na występy za granicą – w Izraelu i Austrii. Jak wyglądał futbol z perspektywy gry w tamtych ligach?

W Izraelu mieszkaliśmy nad morzem, wiadomo, ciepły kraj, nie spełniłem się do końca sportowo, ale dużo się nauczyłem. Z Maccabi Hajfa zrobiłem swoje drugie trofeum – Puchar Ligi i to dało mi dużo satysfakcji. Wcześniej z Legią sięgnąłem po mistrzostwo Polski, więc w sumie mam dwa trofea. Medali srebrnych czy brązowych uzbierało się więcej, ale w futbolu najbardziej liczą się tytuły. Maccabi Hajfa to wielki klub, a ich liga jest znacznie lepsza niż nam się wydaje. Pobyt w Austrii też miło wspominam, a wróciłem do ojczyzny bogatszy o cenne doświadczenia.

Mówi coś Panu nazwisko Kędziora?

Zaraz, zaraz, niech sobie przypomnę... Temu golkiperowi strzeliłem swoją pierwszą bramkę w ekstraklasie. Chyba Marcin Pasionek mi dogrywał i uderzyłem po długim roku. Premierową bramkę zawsze się pamięta, tak jak debiut w reprezentacji Polski seniorów. Zaliczyłem pięć spotkań w kadrze, jedno o punkty, cztery towarzyskie, przeżyłem fajną przygodę. Liczyłem pewnie na więcej, choć wielu zawodników ze znacznie większym potencjałem nie dostąpiło takiego zaszczytu. Czasy się zmieniają, podejście do drużyny narodowej, ale jej znaczenie nie. To, że zagrałem dla Polski uważam za zaszczyt. Dziś cieszę się, że na zielonej murawie nie ustępuję chłopakom, którzy aktualnie grają w kadrze. Oczywiście z całego serca kibicuje ekipie Adama Nawałki, a również naszej młodzieżówce, w której ważne role mogą odegrać piłkarze Ruchu Chorzów, moi młodsi koledzy. Wszyscy będą w czerwcu patrzyć na UEFA EURO U21, to kapitalne okno wystawowe na świat i chciałbym, aby zawodnicy „Niebieskich” udali się na zgrupowanie ze spokojnymi głowami, po wywalczeniu utrzymania w ekstraklasie.

Chce Pan założyć swoją szkółkę po zakończeniu kariery?

Coś tam planowałem, ale tego jest tak dużo, że nie wiem, w jakim kierunku pójść. Mam licencję trenerską UEFA A, ale na razie zajmuje mnie gra w piłkę.

Rozmawiał Jaromir Kruk   

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności