Aktualności

[WYWIAD] Łukasz Fabiański: Trzeba patrzeć na siebie i wykonywać swoją robotę

Specjalne22.10.2018 
W sobotę minęły dokładnie cztery miesiące od dnia, gdy Łukasz Fabiański oficjalnie podpisał kontrakt z West Ham United. W derbowym starciu z Tottenhamem, mimo nieznacznej porażki 0:1, w zdecydowany sposób potwierdził, że mecz z Portugalią, po którym sam siebie oceniał niezwykle surowo, był tylko drobnym wypadkiem przy pracy. – Mam świadomość, że wtedy mogłem się w kilku sytuacjach zachować lepiej, wyciągnąłem już z tego spotkania wnioski. Teraz wszystko było już zdecydowanie pod kontrolą – podkreśla w rozmowie z Łączy nas piłka bramkarz reprezentacji Polski.

Potyczki derbowe to zawsze prestiżowa sprawa, szczególnie w takim mieście jak Londyn. W wywiadzie dla oficjalnej strony West Ham United sam wspomniałeś, że chciałbyś, by fani po tym meczu byli dumni. Niewiele brakło do remisu, a on by pewnie tę dumę wykreował.
Myślę, że tak. Szczególnie druga połowa była w naszym wykonaniu naprawdę niezła. Mieliśmy kilka dogodnych sytuacji, byliśmy stroną zdecydowanie dominującą. Szkoda, że nie udało się zdobyć tej wyrównującej bramki. Według mnie – z przebiegu spotkania – zasłużyliśmy na ten remis.

Zdecydowała końcówka pierwszej połowy. Można było tego gola uniknąć?
Rozegrali w miarę dobrze akcję na naszej lewej stronie. Mogliśmy się tam lepiej zachować, podejść agresywniej, nie dopuścić do tego dośrodkowania. Za łatwo im na to pozwoliliśmy. Erik Lamela wbiegł z drugiej linii, Harry Kane stał nieco wyżej i był chyba na pozycji spalonej, czym mogła zasugerować się część naszych obrońców. Nie zwrócili uwagi, że w drugim tempie nabiega Lamela. I trzeba przyznać, że dobrze wykończył tę akcję.



Dwie minuty później uderzał z bliska, z takiej sytuacyjnej piłki. Interweniowałeś instynktownie?
Wykonywali wtedy rzut wolny dość głęboko, przez co przy dośrodkowaniu trochę ludzi było tuż przede mną. Przy pierwszej interwencji ważne było, by wyczekać do samego końca. Jeden z rywali, chyba Kane, stał mi przed nosem i próbował przeszkadzać. Mógł dotknąć piłki, mógł zostawić, musiałem czekać na jego reakcję. Pierwszą piłkę udało mi się odbić, a przy dobitce w zasadzie zostałem trafiony w nogi, gdy już leżałem. No ale najważniejsze, że skutecznie. W drugiej połowie przeważaliśmy, nie było okazji do trudniejszej interwencji czy obronionego strzału. Dosłownie kilka piłek wyłapanych na przedpolu.

Zwróciłem uwagę na sytuację w doliczonym czasie gry, gdy przy stanie 0:1, przy waszym rzucie różnym, wyraźnie spoglądałeś w stronę ławki rezerwowych. Kusiło, by pomóc kolegom w polu karnym Tottenhamu?
Wszystko zależy od tego, ile czasu zostało do końca. Faktycznie spojrzałem w stronę ławki, trenerzy pokazali, że spokojnie, że mamy wciąż dwie minuty... Myślę, że gdyby doszło do jeszcze jednego stałego fragmentu w okolicach pola karnego, to przy ostatniej akcji meczu dostałbym pozwolenie, by pójść. W tamtej sytuacji można było jeszcze poczekać.



Siłą rzeczy po meczach reprezentacji przyglądałem się temu, jak często jesteś tutaj angażowany przez obrońców do rozegrania i w jaki sposób rozpoczynasz wasze akcje od bramki. Widać było dość wyraźnie, ze trener Manuel Pellegrini ma na to inny pomysł niż selekcjoner Jerzy Brzęczek.
W tych meczach, które następują tuż po przerwie na zgrupowania reprezentacji, gramy często nieco inaczej. Piłkarze wracają z bardzo różnymi taktycznymi przyzwyczajeniami, dlatego trener uczula nas, byśmy – zanim to wszystko zacznie znowu odpowiednio funkcjonować – stosowali proste rozwiązania. Bez zbędnego ryzyka, „czytając” jak układa się mecz. Pamiętajmy też, że Tottenham potrafi bardzo dobrze zastosować wysoki pressing. Dlatego tym razem po naszej stronie dominowała prostota i skuteczność podejmowanych działań, choć szczególnie w drugiej połowie, gdy zrobiło się trochę więcej miejsca, spróbowaliśmy parę razy rozegrać od tyłu. Myślę, że – mimo porażki – nie wyglądało to najgorzej.

Zatrzymajmy się przy tym przeskoku z reprezentacji do klubu, przestawienia się znów na inne środowisko, także pod względem taktycznym. Przydałby się chyba taki prosty przełącznik w głowie?
Tak, to powrót w inne realia, pod bardzo wieloma względami. Zgrupowanie reprezentacji to okres dość krótki, ale naprawdę intensywny, szczególnie od strony wymagań taktycznych, które są zazwyczaj zupełnie inne niż w klubie. Głowa przez jakiś czas bardzo mocno koncentruje się na tym, czego wymaga trener reprezentacji, po czym wracasz do klubu i musisz jak najszybciej wrócić też do „klubowych” nawyków także na boisku. Na przykład w kwestii rozegrania piłki od bramki: trener Brzęczek oczekuje od nas, byśmy grali czasami na dużym ryzyku, tutaj w klubie tego ryzykowania w defensywie – choćby dzisiaj (rozmawialiśmy od razu po meczu – red.) – było nieco mniej.



A po meczu z Portugalią już przestawiłeś głowę? Swój występ w nim sam oceniałeś bardzo ostro.
Tak, tak, przestawiłem. Myślę, że było to widać na boisku. Podchodzę do tego spokojnie – mam świadomość, że mogłem się w kilku sytuacjach zachować lepiej, wyciągnąłem już z tego meczu wnioski. W sobotę wszystko było już zdecydowanie pod kontrolą, na pewniaka, zrobiłem to, co miałem zrobić. Czytanie gry, rozegranie, odpowiednie decyzje, interwencje... Uważam, że każdy z tych aspektów był na naprawdę dobrym poziomie.

Wiem, że trener bramkarzy West Hamu, Xavi Valero, bardzo dokładnie analizuje wasze mecze w reprezentacji. Wystawił Fabiańskiemu podobną recenzję, jak ty sam?
Już dzień po meczu wysłał mi analizę mojej gry wraz z fragmentami wideo, zawsze tak robi. Porozmawialiśmy o paru kwestiach. I tyle, pracuję dalej. Ale spojrzenie miał podobne do tych moich przemyśleń.



Po spotkaniu z Włochami, w którym Wojtek Szczęsny zaliczył kilka efektownych interwencji, wkurzenie jeszcze wzrosło?
Nie zastanawiałem się nad tym pod kątem: kto zagrał lepiej, kto gorzej. Myślę, że nie chodzi o to, by oceniać przez pryzmat pojedynczych meczów, ale raczej patrzeć na całokształt. Moim zdaniem przez cały ten sezon, poza tym jednym spotkaniem z Portugalią, gram na dobrym, wysokim poziomie. Mam świadomość tego, że ten mecz nie był w moim wykonaniu najlepszy, ale też nie widzę sensu, by spoglądać teraz na kogoś innego. Trzeba patrzeć na siebie, wykonywać swoją robotę i kontynuować to, co do tej pory szło jak należy.

Wróćmy jeszcze na chwilę tutaj, na wschód Londynu. Mijają dokładnie cztery miesiące od momentu, kiedy zostałeś oficjalnie ogłoszony graczem West Ham United. Czujesz się tu już jak u siebie?
Na pewno tak. Początkowy okres, ze względu na wyniki, był nieco trudniejszy, ale teraz już jest naprawdę spoko, fajnie. Mnie osobiście ten stadion się podoba, może trybuny są troszkę dalej od boiska, ale atmosferę mamy tutaj naprawdę świetną. Szczególnie dzisiaj było czuć wsparcie kibiców, nieśli nas w drugiej połowie. Po meczu też czujemy ich wsparcie i wyrozumiałość, doceniają wysiłek, jaki włożyliśmy w to derbowe spotkanie. Miejsce w tabeli na pewno nie jest jeszcze najlepsze, ale patrząc na to jak gramy myślę, że punkty zaczną przychodzić. I praca, którą wykonujemy, w końcu zostanie wynagrodzona.

Rozmawiał w Londynie Filip Adamus

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności