Aktualności
[WYWIAD] Lubos Kubik: Włochom będzie trudno wygrać z Polską
Wicemistrz Europy, 56-krotny reprezentant Czechosłowacji i Czech, kolega z drużyny Carlosa Dungi i Roberto Baggio. Dziś Lubos Kubik, bo o nim mowa, pomaga reprezentacji Czech do lat 19, która mierzy się między innymi z Polską w turnieju Elite Round kwalifikacji mistrzostw Europy. – Nie byliśmy przygotowani na aż tak wysokie tempo, stąd mieliście tyle okazji do zdobycia bramki – mówi w rozmowie z Łączy Nas Piłka o starciu obu tych drużyn i jest pewien, że Włochom będzie trudno wygrać z zespołem Dariusza Dźwigały.
Jesteśmy na turnieju Elite Round kwalifikacji mistrzostw Europy U-19. Zawodnicy mają świetne warunki, nie muszą martwić się niczym poza grą w piłkę. Zapewne zgoła inaczej wyglądało to w czasie, gdy zaczynał pan swoją karierę.
Minęło już tyle lat, że nawet o tamtych czasach nie myślę. Rozmawiałem jednak z chłopakami, jak wówczas wyglądały relacje z trenerem. Wówczas nie było możliwości żadnej dyskusji o sposobie gry, gdy ktoś się wyłamywał i próbował forsować swoje pomysły, szybko dostawał karę. Albo finansową, albo zsyłkę do zespołu rezerw. Trener powiedział, my musieliśmy wykonywać. Ze zmianą takiego myślenia pierwszy raz spotkałem się dopiero po wyjeździe do Fiorentiny. Wyjechałem w 1988 roku, ale przez dwanaście miesięcy nie mogłem grać przez panującą zasadę. Kto opuszczał kraj, musiał przymusowo pauzować. We Włoszech poznałem zupełnie inny styl trenowania i grania. Szkoleniowcy byli zdecydowanie bardziej demokratyczni, chcieli rozmawiać i słuchali swoich zawodników. A wtedy liga włoska była najlepsza na świecie, grali w niej czołowi piłkarze – Diego Maradona, Careca, Lothar Matthaus, Andreas Brehme, Marco van Basten…
W Fiorentinie też miał pan całkiem niezłych piłkarsko kolegów, że wspomnę tylko o Carlosie Dundze czy Roberto Baggio.
Dunga był zawsze bardzo energiczny, prawdziwy szef zespołu. Wszystko musiało funkcjonować tak, jak on sobie tego życzył. Miałem z nim na początku kilka burzliwych dyskusji, bo chciałem grać w swoim stylu, a on widział to nieco inaczej. W końcu znaleźliśmy porozumienie i do dzisiaj jesteśmy przyjaciółmi. Roberto był natomiast wówczas młodym chłopakiem, piekielnie utalentowanym. Często przetrzymywaliśmy i rozgrywaliśmy piłkę w obronie, by za chwilę przenieść ciężar gry na niego. Wielokrotnie po indywidualnych akcjach zdobywał piękne bramki. Dużo meczów dla nas wygrał, a to były przecież jego początki. Pomógł nam też znacząco w awansie do finału Pucharu UEFA.
Czuje się pan we Włoszech rozpoznawalny?
We Florencji jeszcze mnie ludzie poznają, ostatnio byłem dwa lata temu z Tomasem Ujfalusim i to się zdarzało. We Włoszech piłka nożna jest tematem numer jeden wszelkich rozmów, więc nic w tym dziwnego, ale to bardzo miłe.
W latach 90. Czechosłowacja, a potem Czechy, były bardzo silną reprezentacją. Z czego wynikał ten fenomen?
W tym przypadku jest podobnie jak w Polsce. Są okresy, generacje, które spisują się bardzo dobrze, a później trzeba kilka lat poczekać na kolejne sukcesy. Czechy są niewielkim krajem, nikt nie oczekuje, że zawsze będziemy grali na najwyższym światowym poziomie. Mieliśmy bardzo dobry zespół na mistrzostwach świata w 1990 roku, później trzeba było wejścia nowych zawodników, by osiągnąć wicemistrzostwo Europy w 1996. Ten drugi zespół był mieszanką doświadczenia i młodości. Ci młodsi zawodnicy byli bardzo głodni sukcesów. Nie mieliśmy jednak szczęścia do Niemców, najpierw wyrzucili nas z mundialu, a następnie zgarnęli sprzed nosa mistrzostwo Europy. W obu przypadkach niewiele nam brakowało do zwycięstwa. Dziś nadeszła nowa era, nie mamy tak wielu talentów, jak mieliśmy.
Pod koniec kariery grał pan w Chicago Fire z trójką Polaków – Romanem Koseckim, Piotrem Nowakiem i Jerzym Podbrożnym. Jak pan ich wspomina?
Bardzo lubię wracać pamięcią do tamtych lat, ostatnich w mojej piłkarskiej karierze. Wtedy nauczyłem się mówić po polsku, ciągle trzymaliśmy się razem, tworząc bardzo fajną grupę, także poza boiskiem. Osiągaliśmy tam spore sukcesy, które są do dziś wspominane. Mają dla nas dużo szacunku za to, czego ich nauczyliśmy, bo wtedy piłka nożna w Stanach Zjednoczonych dopiero zaczynała się rozwijać. Z Romkiem, Piotrkiem i Jurkiem bardzo się kumplowaliśmy, Romek był świetnym komediantem, gdy zaczynał żartować, trudno było go zatrzymać. Także po meczach zazwyczaj razem wychodziliśmy pogadać, czegoś się napić. Czasami dołączali do nas Amerykanie, ale to byli młodsi zawodnicy. Wielu z nich grało później w reprezentacji kraju, więc czegoś od nas się nauczyli. Do tej pory to nam pamiętają.
Pana związki z Polską nie kończyły się na wspólnej grze z Polakami – prowadził pan też Śląsk Wrocław.
To było dla mnie nowe doświadczenie, ściągnął mnie tam Jurek Podbrożny. Trenerowi kończyła się licencja, więc potrzebowano we Wrocławiu kogoś, kto będzie mógł przejąć zespół. To nie była zła drużyna, miała kilku bardzo dobrych piłkarzy, ale dziwiło mnie bardzo, jak to jest, że na własnym stadionie spisuje się doskonale, a na wyjeździe nie potrafi wygrać meczu. Możemy dyskutować o tym, dlaczego tak było, ale teraz nie ma już sensu.
Dziś z pana doświadczenia korzysta czeska federacja.
Jestem niejako ambasadorem, patronem reprezentacji do lat 19. Pełnię funkcję pomocniczą w sztabie trenera Lubosa Kozela. Czasem nieco mu podpowiadam, ale to on odpowiada za taktykę, przygotowania, skład. Jestem tylko doradcą.
Za nami mecz Czechy – Polska, jak oceni pan to spotkanie?
Wyszliśmy nieco osłabieni, łącznie nie mogło z nami przybyć czterech piłkarzy. Największą stratą jest nieobecność Martina Graiciara i Richarda Sedlacka. Uważam, że to był bardzo dobry mecz. W pierwszej połowie lepszą drużyną byli Polacy, w drugiej to my osiągnęliśmy pewną przewagę. Jeśli zbierzemy wszystkie stworzone okazje, remis jest bardzo sprawiedliwym wynikiem. Obie strony mogą czuć niedosyt, ale też powinny być zadowolone z takiego rozstrzygnięcia.
Co się panu podobało w grze reprezentacji Polski?
Polacy wyszli na mecz bardzo zmotywowani. Widać było w nich chęć szybkiego zdobycia bramki. Mieli świetną dynamikę i grali na sto procent od pierwszego gwizdka. Nie byliśmy przygotowani na aż tak wysokie tempo, stąd mieliście tyle okazji do zdobycia bramki. W przerwie powiedziałem jednak naszemu trenerowi, że niemożliwa jest taka gra od pierwszej do ostatniej minuty. I rzeczywiście, w drugiej połowie tak się stało i prezentowaliśmy się na tle Polaków lepiej. Obu stronom brakowało nieco szczęścia. Po polskiej stronie bardzo dobrze wypadł bramkarz Radosław Majecki, a także David Kopacz. Ciekawie wyglądał też Tymoteusz Puchacz, skąd on jest?
Obecnie występuje w Zagłębiu Sosnowiec, wypożyczony z Lecha Poznań.
Czyli drugi poziom rozgrywkowy… To dobrze, że znalazł się na wypożyczeniu i będzie miał okazję regularnej gry. Zawodnicy w tym wieku muszą już występować w seniorskich drużynach. Pamiętam, jak grałem w młodzieżowych reprezentacjach Czechosłowacji. Z kadry do lat 19 wszyscy grali już regularnie na poziomie ligowym. Dziś droga wypożyczenia jest bardzo dobra. Lepiej grać w seniorach w niższej lidze, niż występować tylko w juniorach i jedynie trenować z seniorami. Nic nie zastąpi meczu na wysokim poziomie. Trzeba dawać młodym, utalentowanym chłopakom szansę rozwoju w seniorach. Niestety, trenerom czasami brakuje na to odwagi. Być może chcieliby to zrobić, ale mają nad sobą właściciela, który żąda wyniku. Nie mają więc czasu i miejsca na eksperymenty.
To tylko problem trenerów?
Nie, w samych zawodnikach też musi się sporo zmienić. Oni muszą chcieć ciężko pracować, by jak najszybciej wejść do pierwszego zespołu. Sam fakt znalezienia się w reprezentacji młodzieżowej nie daje z marszu miejsca w składzie seniorów. Musi to być poparte codzienną pracą. To przecież dorośli faceci, którzy mają swoje głowy. Trzeba zdać sobie sprawę z priorytetów i skoncentrować na rozwoju.
Kończąc, która drużyna według pana jest faworytem grupy?
To bardzo wyrównana rywalizacja. Żaden z zespołów nie jest specjalnie odstający poziomem. Nawet Grecja, która przegrała z Włochami, stwarzała sobie bardzo dużo sytuacji. Jestem bardzo ciekaw kolejnych spotkań. Włochom będzie ciężko wygrać z Polską, u was jest spora jakość. Oczywiście liczę, że nam uda się wygrać z Grekami. Walka o awans będzie bardzo zacięta.
Rozmawiał w Lignano Sabbiadoro Emil Kopański