Aktualności
[WYWIAD] Leszek Ojrzyński: Zdobycie pucharu otworzyło nam nowe możliwości
Z Arką zdobył Puchar Polski, Superpuchar Polski, utrzymał ją w ekstraklasie i doprowadził do 6. miejsca przed przerwą zimową w trwających rozgrywkach. Leszek Ojrzyński ma za sobą udany rok, przed nim kolejne wyzwania. – Ważne, że wciąż gramy na dwóch frontach. Celem jest pogodzenie obu rozgrywek. Powtórzyć taki rok byłoby wyczynem, tym większym jeśli udałoby nam się utrzymać miejsce w górnej połówce tabeli – mówi trener żółto-niebieskich w rozmowie z Łączy Nas Piłka.
Arka pod pańską wodzą osiągnęła w minionym roku dużo. Który z tych sukcesów ceni pan najbardziej?
Gdyby ktoś postawił mnie pod ścianą i zapytał co wybieram: Puchar Polski, Superpuchar Polski, czy utrzymanie, wskazałbym na ostatni wariant. Ekstraklasa daje życie klubom, zapewnia stabilizację na kolejny rok. Dzięki temu możemy się rozwijać, także sportowo. Puchar Polski i Superpuchar są miłym dodatkiem. Z drugiej strony, gdyby nie zwycięstwo w finale z Lechem Poznań nie gralibyśmy w Lidze Europy, nie pojechalibyśmy na Legię mierzyć się z nią o inne prestiżowe trofeum. Zdobycie pucharu otworzyło nam nowe możliwości, nieznane dotąd Arce.
Wciąż ma pan w pamięci obrazki z majowego finału na PGE Narodowym?
Otoczki, która towarzyszyła temu spotkaniu, nie zapomnę do końca życia. Nie dość, że w Warszawie wspierało nas prawie dziesięć tysięcy kibiców, to jeszcze trzy razy tyle widzów zasiadło na pozostałych trybunach. To zdarza się raz na rok, no chyba, że jesteś reprezentantem Polski. Finał rozegraliśmy według własnego planu. Przeżyliśmy niesamowitą przygodę! To był najbardziej wzniosły moment w mojej pracy trenerskiej. W poprzednich klubach też głównym zadaniem, jakie stawiali przede mną działacze, było utrzymanie w ekstraklasie. Mimo wszystko nawet najwyższe miejsce w lidze nie ma takiego oddźwięku, tak nie smakuje jak wygrana w finale Pucharu Polski. To wielka sprawa. Nie mogę w tym miejscu zapomnieć o Grześku Nicińskim, który wprowadził Arkę do finału. Ja tylko przejąłem drużynę na decydujące starcie. To zwycięstwo jest także Grześka zasługą.
Kiedy tak naprawdę uświadomił pan sobie, że puchar jest Arki?
Po bramce Luki Zarandii uwierzyłem, że sukces jest na wyciągnięcie ręki. Lech zdołał jeszcze odpowiedzieć golem, zrobiło się gorąco, w głowie pojawiały się różne scenariusze, na szczęście nic złego Arce już się nie stało. Cała akcja Luki była fenomenalna. Nie pamiętam takiej radości, jak wtedy. Nie mówię tylko o sobie, ale o całym zespole i kibicach Arki. Pobiegliśmy wszyscy cieszyć się z naszymi fanami pod ich sektory. Biegłem w takim tempie, że w pewnym momencie złapała mnie zadyszka. W szatni po meczu śpiewaliśmy, szampan lał się strumieniami. W tle można było usłyszeć disco polo. Każdy z zawodników zaśpiewał coś od siebie.
Zewsząd słychać głosy, nawet od samych piłkarzy, że nadał pan Arce charakter. To właśnie wyróżnia was na tle rywali. Ile w tym prawdy?
Wiem tylko, że nie możemy spocząć na laurach. Czeka nas ciężka wiosna, to będzie trudniejszy etap od pierwszej części sezonu. Wystarczy spojrzeć jaki mamy terminarz na początek. I tu charakter zespołu zostanie wystawiony na próbę. Jeśli chodzi o cechy mentalne to jestem zadowolony z postawy drużyny. Nadal jednak na tym polu mamy co poprawiać. Musimy być czujni. Inaczej nie zrobimy kolejnego kroku do przodu. To, co zaprezentowaliśmy w rundzie jesiennej, może nie wystarczyć do utrzymania miejsca w pierwszej ósemce.
Nie za duże wymagania?
Po prostu twardo stąpam po ziemi. Jestem realistą. Nauczyłem się, że życie trenera bywa przewrotne. Odbierałem różne statuetki w klubach, a po czterech miesiącach w tym samym klubie już mnie nie było. Tak wygląda proza tego zawodu. Na obecnym etapie sezonu nie możemy sobie za bardzo przesłodzić. Ważne, że wciąż gramy na dwóch frontach. Celem jest pogodzenie obu rozgrywek. Powtórzyć taki rok byłoby wyczynem, tym większym jeśli udałoby nam się utrzymać miejsce w górnej połówce tabeli. Rozmawiamy między zgrupowaniami. Oby tylko obyło się bez kontuzji, bo duża rywalizacja może sprawić, że coś ciekawego z tego się narodzi.
Szóste miejsce Arki na koniec roku to dla pana powód do satysfakcji?
Jestem pozytywnie zaskoczony, pewnie jak wszyscy. Zawsze staram się jak najwięcej wycisnąć z drużyny, stąd przed podjęciem pracy w konkretnym klubie przekonuję zawodników, że stać nas nawet na mistrzostwo. To jest piłka nożna. Górnik Zabrze, młody zespół, awansował na ostatniej prostej do ekstraklasy i dziś walczy o tytuł. Leicester City dwa sezony temu wygrało Premier League. Na tych przykładach staram się w zespole stworzyć ducha walki. Tym możemy nadrabiać braki do innych, którzy dysponują wyższymi budżetami. My nie mamy wielkich pieniędzy, musimy budować zespół ambitny, dobierać do niego charakternych piłkarzy. Poza tym, nie mam na co narzekać w Arce. Wszystko jest płacone na czas. Mogę skupić się na pracy.
Czy, mając na uwadze grę wiosną na dwóch frontach, będzie pan rotował składem?
Chciałbym postawić na najlepszych zawodników. Pierwszy mecz z Koroną Kielce gramy pod koniec marca. Nie wiem, co do tego czasu się wydarzy. Na przykład potrzeba chwili sprawi, że będę musiał inaczej zestawić skład niż mam teraz w założeniu. Trzeba być gotowym na różne scenariusze, bo jednego konkretnego planu trudno się trzymać, skoro w piłce wszystko tak szybko się zmienia.
Rozmawiał Piotr Wiśniewski