Aktualności
[WYWIAD] Karol Świderski już nie taki zakręcony. „Pewność siebie rośnie z każdym golem”
Jak się czuje aktualnie najskuteczniejszy strzelec greckiej ligi?
Wyśmienicie! Cała drużyna robi mega robotę. Na boisku żyję z podań kolegów, którzy dużo widzą i potrafią obsłużyć kapitalnym dograniem. Mi wówczas nie pozostaje nic innego, jak tylko zrobić swoje. Jak będzie tak dalej, to znów ustrzelimy mistrzostwo (śmiech).
Pewność siebie rośnie z każdym golem.
To dopiero początek sezonu, więc nawet nie zwracam większej uwagi na indywidualne osiągnięcia. Oczywiście skłamałbym, gdybym powiedział, że zupełnie nie ma to dla mnie znaczenia, ale ostatecznie najważniejsze zawsze są punkty.
Na treningach głównie przygotowywany wariant to gramy na „Świdra”, on coś wymyśli?
Nie no, aż tak to nie jest (śmiech). Poziom podczas zajęć jest niesamowicie wysoki. Można powiedzieć, że cała kadra jest na bardzo zaawansowanym i równym poziomie. Intensywność treningów jest bardzo wysoka. Każdy chce grać, ale nie jest tak, że jak ktoś ma lepszy moment, to staramy się wykorzystać właśnie jego. Zawsze liczy się drużyna. Ja cały czas o miejsce w składzie rywalizuję z Chubo Akpomem.
Póki co w tym sezonie wygrywasz tę rywalizację zdecydowanie, tylko w dwóch ligowych meczach nie zagrałeś w podstawie.
Generalnie straciłem tylko ten początek sezonu. W dwumeczu z Ajaksem tylko w rewanżu wszedłem z ławki. Podobnie ze Slovanem też zaczynałem jako rezerwowy. Okres przygotowawczy nie do końca był taki jakbym chciał, ale to już dawno minęło. Teraz cieszę się, że udało się wskoczyć i tych minut jest sporo. W mojej przygodzie z piłką to chyba pierwszy taki sezon, że od początku sezonu gram tak regularnie.
To się też pokrywa z formą, co pokazują bramki. Czujesz, że jesteś teraz swoją najlepszą wersją? Czy wciąż są rezerwy?
Cały czas mam jeszcze zapas. Wszystkiego jeszcze na pewno nie pokazałem. Jeśli ktoś gra regularnie, to zupełnie inaczej się czuje. Co innego, jak dostajesz szansę raz na jakiś czas, a co innego jak praktycznie co tydzień zaczynasz mecz w wyjściowym składzie. Teraz czuję rytm i obciążenia. Trening i mecz, to zawsze dwie inne rzeczy.
Dzięki temu coraz skuteczniej możesz też odcinać się od porównań do Aleksandara Prijovicia, który bardzo dobrze zapisał się w pamięci fanów PAOK-u. Może to niebawem do ciebie będą porównywać następnych napastników?
Myślę, że coś w tym jest. Teraz już jednak nie odczuwam tak tego, jak zaraz po przyjściu. Wówczas takie porównania miały miejsce codziennie, co dla mnie też nie było niczym dziwnym. „Prijo” zrobił tu kapitalną robotę, więc dziwne raczej byłoby to, żeby nikt się nie zastanawiał, jak poradzi sobie ktoś, kto przyszedł w jego miejsce. Ja się cieszę, że zdobywam bramki i mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej.
A im ich jest więcej, tym na więcej można sobie pozwolić, jak chociażby w meczu z Lamią, kiedy ustaliłeś wynik spotkania efektownie kierując piłkę do bramki piętą.
Na pewno tak jest. Głowa jest bardzo ważna. Jeśli kilka meczów z rzędu trafia się do siatki i później przychodzi taka sytuacja, jak ta po zagraniu Mirosława Stocha, to czujesz, że możesz sobie na to pozwolić. Czujesz się pewniej i wiesz, że nawet wybierając takie rozwiązanie możesz pokonać bramkarza. Wiadomo, że gorzej jest jeśli nie trafiasz, pojawiają się nerwy i nie można sobie pozwolić na efektowniejsze trafienia.
W ten sposób coraz mocniej zaznaczasz swoją obecność w greckiej Super Lidze. Szkoda tylko, że nie możesz próbki swoich umiejętności zademonstrować w europejskich pucharach. Wracacie jeszcze pamięcią do nieudanych eliminacji Ligi Mistrzów i Ligi Europy? Czy temat jest już zamknięty?
To był dla nas duży cios. Klub był gotowy na grę na kilku frontach. Mamy solidną kadrę, dodatkowo wzmocnioną latem. Mimo tego nie udało nam się zakwalifikować. W dwumeczu ze Slovanem, co już wielokrotnie mówiłem, moim zdaniem byliśmy zdecydowanie lepszym zespołem. Rywalizacja z Ajaksem to zupełnie inny temat. Mimo tego, że po ostatnim, bardzo dobrym dla siebie sezonie, kiedy dotarli do półfinału Ligi Mistrzów, sprzedali kilku zawodników, wciąż są topową drużyną. To jest Ajax, to wielka marka. Był to dla nas ciężki dwumecz, jednak nie było też aż tak dużej różnicy, poza tą w posiadaniu piłki. Mimo tego, że to rywale częściej się przy niej utrzymywali, to potrafiliśmy stworzyć sobie sytuacje. Szczególnie możemy żałować meczu u siebie. Straciliśmy głupie i przypadkowe bramki. Każdy w klubie jednak myślał, że uda nam się awansować do Ligi Europy, dlatego ostateczne rozstrzygnięcie było dużym rozczarowaniem.
Jakiś czas temu została opublikowana tabela kar zawodników Napoli, jakie otrzymali od Aurelio De Laurentisa. Rezultaty w eliminacjach spotkały się z poważniejszą reakcją szefa PAOK-u?
Każdy był na siebie bardzo zły. My, kibice, ludzie w klubie. Mimo sporych nerwów nie przełożyło się to jednak na kary czy coś w tym stylu.
Mówisz o zdenerwowaniu, a odbiegając nieco od tego, co na boisku, to odczuwasz powoli nerwy związane z tym, co niebawem czeka ciebie i Martynę?
Zupełnie nie! Jesteśmy gotowi na przyjęcie syna. Ten najważniejszy w życiu moment zbliża się wielkimi krokami. Czekamy z niecierpliwością. Mamy nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Najważniejsze, żeby dziecko urodziło się zdrowe, o resztę się nie martwię.
Karol Świderski tatą. Trudno mi to sobie wyobrazić, trochę się znamy, dlatego chyba mnie rozumiesz. Ty już sobie robiłeś takie wizualizacje?
(śmiech) Wiadomo, że nie jestem smutasem, to powie, każdy, kto mnie poznał, ale jeśli chodzi o takie domowe życie, to mogę zapewnić, że wygląda to zdecydowanie inaczej, niż w szatni chociażby. Tam jestem zdecydowanie bardziej odpowiedzialnym człowiekiem. Nam pewno dam radę!
Żeby tylko nie skończyło się tak, że Martyna będzie miała nagle dwóch synów.
Może tak być (śmiech).
A już tak na poważnie. Planujesz być przy porodzie?
Oczywiście, że tak. Wszystko jednak zależy od planów drużyny. Jeśli nie będzie meczu wyjazdowego, to na pewno.
Może warto pogadać wcześniej z trenerem? To wielka sprawa, wyjątkowe wydarzenie.
Jeszcze nie podejmowałem tego temu. Termin mamy na początek stycznia, wówczas wracamy też do grania i mamy derby z Arisem, a więc tak czy inaczej gramy na miejscu. Sądzę zatem, że nawet jeśli poród miałby miejsce w dniu meczu, to istnieje prawdopodobieństwo, że nie będę musiał z niczego rezygnować.
Imię już zostało wybrane? Pochwal się! Alexandros?
Dimitri!
Serio?
Nie no, jeszcze tak długo tu nie mieszkamy (śmiech). To będzie Antoś!
Bardzo ładnie!
Mój pradziadek miał na imię Antoni!
Dużo dobrego cię na tej greckiej ziemi spotkało. Pierwsze tytuły drużynowe, być może za jakiś czas wyróżnienia indywidualne, a teraz jeszcze narodziny dziecka. Saloniki na zawsze już chyba zostaną dla ciebie jednym z ważniejszych w życiu miejsc.
Na pewno! Dzieje się tu wiele ważnych dla mnie i wielkich rzeczy. Zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Cały czas się rozwijam. Teraz też czeka nas ważny mecz. Być może jeden z najważniejszych w mojej dotychczasowej karierze, bo gramy z Olympiakosem i jeśli nic się nie zmieni, to powinienem zagrać od pierwszej minuty. Jestem tu bardzo szczęśliwy. Wszystko układa się tak, jak miało być.
Bramka w takim meczu pozwoliłaby jeszcze bardziej zaskarbić sympatię kibiców.
Zainteresowanie rośnie chyba z każdą bramką. Ludzie są życzliwi i zaczepiają nas na ulicy. Po bramkach z AEK-iem szczególnie to odczułem. Strzeliłem dwa gole, ludzie zatrzymywali mnie i gratulowali, to bardzo miłe. Wiadomo, że jak idzie, to takich sytuacji jest coraz więcej i oby to trwało jak najdłużej.
Sądzisz, że te gole przybliżają cię też do pierwszej reprezentacji?
W kadrze jest bardzo duża rywalizacja. O „Lewym” w ogóle nie ma co mówić, Robert Lewandowski to jest maszyna. Ale są przecież jeszcze Arkadiusz Milik czy Krzysztof Piątek. Grają w wielkich klubach i strzelają. Niczego jednak nie można wykluczyć, każdy z nas ma lepsze i gorsze chwile. Być może kiedyś otrzymam swoją szansę. Jeśli będę dalej się rozwijał i strzelał, to być może przyjdzie taki czas. Póki co nie słyszałem jeszcze o zainteresowaniu swoją osobą z otoczenia pierwszej reprezentacji.
Jestem jednak przekonany, że z trenerem Czesławem Michniewiczem wciąż masz dobry kontakt, mimo że jesteś już dla prowadzonej przez niego kadry lekko „przeterminowany”.
Nie jest to może tak częsty kontakt, jak w czasie, kiedy grałem w młodzieżowej reprezentacji, ale cały czas zdarza nam się do siebie napisać po wygranym meczu. Dużo czasu spędziłem w jego zespole. Sądzę, że trener cały czas dopinguje każdego z nas.
Teraz dużo dobrego dla młodzieżowej reprezentacji robi Patryk Klimala. W sumie trochę podobnie to wygląda, jak w twoim przypadku.
Podobieństw trochę jest. Trzeba jednak pamiętać, że ja nawet, gdy miałem lepsze momenty, to grałem mniej. Wówczas w Jagiellonii była ogromna rywalizacja. W drużynie prócz nas był jeszcze Cillian Sheridan oraz Roman Bezjak. Teraz sytuacja jest nieco łatwiejsza. Mimo podobieństw, to jesteśmy zupełnie innymi typami dziewiątek. Patryk dobrze czuje się, kiedy dostaje piłkę na wolne pole. Dobrze porusza się po linii spalonego, a do tego jest bardzo silny. Ma swoje atuty, ale są zupełnie inne, niż moje. Klimala prezentuje się bardzo solidnie i pracuje na transfer. Ja odszedłem po pół roku dobrego grania i wyszło mi to na plus. Nie wiem, jaki pomysł ma na siebie Patryk czy zarząd klubu. „Klima” ma jeszcze kilka meczów do zagrania i sądzę, że coś jeszcze strzeli. To, że tak odpali, to była tylko kwestia czasu.
Widzę, że jesteś mocno na bieżąco z postępami Jagiellonii w tym sezonie.
Oczywiście. Cały czas oglądam, a jeśli nie mogę, to przynajmniej śledzę wynik. W Białymstoku jest teraz bardzo mocny zespół. Silne skrzydła w postaci Tomasa Prikryla, Juana Camary czy Martina Kostala. Mocny środek z Tarasem, Martinem Pospisilem czy Jesusem Imazem, a także dający dużo drużynie Bodvar i Kuba Wójcicki. To jest idealna drużyna pod napastnika, który potrafi się odnaleźć w polu karnym. Jeśli tylko Jadze będzie dopisywać więcej szczęścia, to stać ją na kolejny bardzo dobry sezon. Będę trzymał za to kciuki!
Rozmawiał Kamil Świrydowicz