Aktualności

[WYWIAD] Jerzy Brzęczek: Moją pasję i energię chcę przełożyć na kadrę

Specjalne27.07.2018 
– Nie możemy ukrywać, że jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Jest rozczarowanie mundialem, ale nie uważam, by ta drużyna nie miała jakości i potencjału – mówi Jerzy Brzęczek w obszernym wywiadzie z „Łączy Nas Piłka”. Nowy selekcjoner reprezentacji Polski opowiada o swoich pierwszych dniach w pracy, decyzjach oraz spotkaniach z zawodnikami, a także przedstawia wizję drużyny narodowej na kolejne miesiące.

Ostatnie dwa tygodnie były dla pana bardzo zwariowane. Najpierw ogłoszenie nominacji na selekcjonera, zmiana miejsca pracy, oficjalne zaprezentowanie przez prezesa Zbigniewa Bońka, udzielanie licznych wywiadów.
Bycie selekcjonerem jest dla mnie wielkim zaszczytem i wyróżnieniem. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu osób moja nominacja była zaskoczeniem, ale ja nie boję się tego wyzwania i wraz ze sztabem szkoleniowym chcemy je podjąć. Wiedziałem, że na początku zostanę zaprezentowany, będę musiał przedstawić siebie, swój pomysł, koncepcję na reprezentację, udzielić kilku wywiadów. To naturalne i nie mam z tym żadnego problemu. Traktuję to jako obowiązek, ale i przyjemność. Obejmując stanowisko selekcjonera miałem świadomość, jaka będzie na mnie spoczywała odpowiedzialność. W Polsce wszyscy są trenerami, działają pod wpływem wielkich emocji i wydaje się im, że wiedzą najlepiej, co zrobić. Nie mam zamiaru uciekać od odpowiedzialności, szczególnie po nieudanych spotkaniach. Będziemy starali się wykonać pracę w taki sposób, żeby przywrócić wśród kibiców zachwianą wiarę w naszą reprezentację. Czekam już z wielką chęcią i radością, aby wyjść z zawodnikami po raz pierwszy na boisko.

Jakie największe różnice dostrzega pan w pracy selekcjonera i trenera klubowego?
Są już w samej nazwie. W reprezentacji jest więcej selekcji i mniej czasu. Trzeba wszystko tak zaplanować, aby zgrupowanie wykorzystać w optymalny sposób. Twoje życie jako selekcjoner zupełnie się zmienia. Uroczysta prezentacja, konferencja prasowa, a wszystkiemu towarzyszy ogromne zainteresowanie mediów. Stajesz się osobą publiczną, zdecydowanie bardziej rozpoznawalną, wszyscy się tobą interesują bardziej niż trenerem klubowym. Presja również jest dużo większa. Czuję jednak przede wszystkim radość i szczęście. Dla mnie to naprawdę zaszczyt być selekcjonerem reprezentacji. To największe wyróżnienie dla każdego polskiego trenera. Miałem przyjemność również grać w drużynie narodowej i być jej kapitanem, więc w mojej ścieżce zawodowej udało się zrobić dalszy krok w rozwoju. Mam nadzieję, że będzie on pozytywny i uda się przełożyć na zawodników, całą drużynę moją pasję oraz energię. Abyśmy znów stworzyli taką reprezentację, która będzie prezentowała dobry, skuteczny futbol i przynosiła nam wszystkim radość.



Czy zastanawiał się już pan, na jakie akcenty położyć największy nacisk podczas pierwszego zgrupowania?
Rozmawiałem z wieloma osobami, które przyszły z piłki klubowej do reprezentacyjnej, nie tylko w roli selekcjonera. Każdy powtarza, że na wszystko brakuje czasu, ale podkreśla również, że nie można chcieć zrobić wszystkiego na raz, bo najczęściej przynosi to odwrotny skutek. Kiedy chce się za dużo i za szybko, w danym momencie zawodnicy mogą nie wiedzieć, co robić na boisku. Chcemy tego uniknąć. Jest jeszcze chwila i musimy to pierwsze zgrupowanie zaplanować optymalnie.

Nie boi się pan, że w zespole został już wykorzystany maksymalny potencjał ludzki i dlatego na mistrzostwach świata nastąpił spadek jakości? Część piłkarzy ma już swoje lata, a młodzież dopiero wchodzi do reprezentacji. Niektórych trzeba będzie podciągnąć na poziom międzynarodowy.
Taki jest również cel. Proszę tylko pamiętać, że jesteśmy na etapie teorii. Mamy ze sztabem swoje spojrzenie i wiemy, jaką chcemy obrać strategię, ale cały czas powtarzam, że chciałbym już zobaczyć zawodników na boisku, w akcji, obserwować ich zachowania. Bo najważniejsza będzie praktyka. Dopiero wtedy będę mógł ocenić czy to jest to, czego oczekujemy, czy jednak u niektórych nie ma już tego ognia i zaangażowania. Wtedy przemyślenia będą inne, ale jeśli przyjdą, to po pierwszych dniach wspólnych treningów i dwóch meczach, w których zmierzymy się z bardzo dobrymi przeciwnikami.

Wszyscy zastanawiamy się, jaki to jest moment dla reprezentacji Polski i jaki jest jej faktyczny poziom. Czy to nadal pozycja bliższa tej z mistrzostw Europy i kolejnych eliminacji, czy bardziej ta wyznaczona nieudanym mundialem?
Nie możemy ukrywać, że jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Nie możemy też wracać do mistrzostw Europy, bo dwa lata to szmat czasu. Jest rozczarowanie mundialem, ale nie uważam, by ta drużyna nie miała jakości i potencjału. Teraz wszystko zależy od decyzji, intuicji, bardzo ważnego szczęścia i szybkiego dotarcia do tych ludzi, którzy mają w głowach myśl o tym, że turniej nie potoczył się tak, jak chcieli. Z drugiej strony chcemy dopuścić świeżą krew do walki, rywalizacji z tymi, którzy są już w reprezentacji dłużej. Tak by poczuli, że są następni. A potem nastąpi nasza ocena, jak zawodnicy się zachowują, jak należy ustawić wyjściowy skład. Jedno jest bardzo ważne: drużyna to nie tylko jedenastu zawodników. Dla mnie tak samo liczy się piłkarz numer jeden, jak i ten dwudziesty trzeci. Jeśli oni to poczują, to dostaniemy pełną wartość i ich oddanie. Hierarchia musi być, ale każdy powinien wiedzieć, że jeśli dostanie kilka, kilkanaście minut szansy, to musi dać maksimum, by wpłynąć na swój rozwój, przyszłość.



Jak więc będzie grała pana reprezentacja? Podczas konferencji nawiązywał pan do stylu gry drużyny narodowej, który prezentowała w eliminacjach. Był bardzo ofensywny, ale kosztowny, jeżeli chodzi o defensywę, bo tych straconych bramek było dużo.
Najważniejszą kwestią jest zawsze znalezienie tego balansu. Grać ofensywne nie znaczy, że wystawiam czterech, pięciu napastników. To nie liczba atakujących świadczy o sile rażenia. Jeśli wybiorę kilku obrońców, nie gwarantuje mi to również lepszej gry w defensywie i tego, że nie popełnimy błędów. Wszystko jest kwestią taktycznego poruszania się zawodników na boisku. Oni tworzą całość. Zawsze najtrudniejszy jest moment timingu, podejmowania tych optymalnych decyzji w danym momencie. Trening to jedna kwestia, ale jest jeszcze mecz, gdzie dochodzi stres, presja czasu i wtedy trzeba znaleźć te najlepsze i najskuteczniejsze rozwiązania. Będziemy na to zwracać uwagę, przerywać zajęcia, korygować ustawienia. Poświęcimy temu dużo czasu, mimo że nie będziemy mieli go za dużo. Chcemy go jednak wykorzystywać maksymalnie.

Mundial był również dla pana inspiracją?
Coraz więcej drużyn przestawia się na zachowanie bardziej zabezpieczające defensywę. Po mistrzostwach zostanie mi w głowie jeden mecz: Belgii z Brazylią i propozycja taktyczna, jaką zaproponował Roberto Martinez. To było coś innego, bardzo dobrego i wyszło. Oczywiście, było w tym trochę szczęścia, świetnych interwencji bramkarza i korzystnej decyzji sędziego o braku rzutu karnego, ale to takie momenty, które decydują. Były też inne aspekty, widzieliśmy, że coraz chętniej drużyny przechodzą na systemy z trójką środkowych obrońców, czasem piątką – zależnie od zadań. Natomiast my chcemy się trzymać naszego bazowego systemu 1-4-2-3-1 lub 1-4-4-2.

Jakie były pana pierwsze ruchy, decyzje jako selekcjonera?
Pierwsza kwestia to poinformowanie najbliższych. To była dla nich niespodzianka, ponieważ niewiele osób wiedziało, że toczyłem jakiekolwiek rozmowy. To był gorący i wrażliwy czas, było dla mnie jasne, że nie mogę o tym mówić i muszę poczekać z radością do momentu potwierdzenia decyzji. Kolejną bardzo ważną rzeczą był natychmiastowy kontakt z zawodnikami, którzy w ostatnich latach stanowili o sile drużyny narodowej. Ci grający w zagranicznych klubach na szczęście przebywali jeszcze na urlopach w Polsce. Z kim mogłem, to chciałem się od razu spotkać osobiście, zrobiłem trochę kilometrów. Z innymi rozmawiałem przez telefon. Niezwykle istotna była również kwestia wybrania sztabu szkoleniowego. Z częścią osób już wcześniej pracowałem, z innymi nie. Musieliśmy porozmawiać, później czekałem na odpowiedź zwrotną i w końcu zgodę Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Z kim udało się panu spotkać?
Pierwszym zawodnikiem był Robert Lewandowski, który akurat przebywał w Warszawie. Spotkałem się również z Wojciechem Szczęsnym, Kamilem Glikiem, Piotrem Zielińskim, Łukaszem Fabiańskim czy Łukaszem Piszczkiem. Telefonicznie rozmawiałem zaś z Grzegorzem Krychowiakiem, Maciejem Rybusem i Kamilem Grosickim. Chciałem usłyszeć od zawodników, którzy tworzyli trzon reprezentacji w ostatnich latach, czy te zakulisowe spekulacje dotyczące zakończenia gry w kadrze przez niektórych z nich mają potwierdzenie, czy nie. Na tę chwilę wszyscy są gotowi do gry. Zdają sobie sprawę, że dla kibiców, a dla piłkarzy w szczególności te mistrzostwa były rozczarowujące. Że oczekiwali od siebie i od drużyny zupełnie czegoś innego. I w ciągu tygodnia z tych uwielbianych stali się ludźmi, którzy musieli przyjąć dużą dozę krytyki. Na pewno zasłużenie, takie są fakty. Byli chwaleni, kiedy grali dobrze, dali wiele radości i satysfakcji. Kiedy jednak przegrywasz, musisz być gotowy na krytykę. Z całej tej grupy jedyną osobą, która potrzebuje troszeczkę czasu na podjęcie decyzji jest Łukasz Piszczek. Nieudane mistrzostwa odbiły się na nim emocjonalnie. W ostatnich latach był zresztą bardzo eksploatowany, miał również kilka kontuzji, operacji, które z pewnością pozostawiły ślad. Łukasz potrzebuje jeszcze chwili i ja to szanuję. Bardzo zależałoby mi jednak na tym, aby kontynuował reprezentacyjną karierę. O jego umiejętnościach nie musimy mówić, każdy wie, że są bardzo wysokie. Znaczenie ma także osobowość Piszczka, jego charakter, bardzo duża wiedza taktyczna. To osoba, która wszystkich wprowadzanych do drużyny młodych zawodników wesprze uwagami na boisku, w treningu. Tak, aby szybciej pewne rzeczy adoptowali i szybciej się rozwinęli. Jego doświadczenie jest bardzo ważne.



Pan chce dzielić się odpowiedzialnością z liderami tej kadry?
Oni muszą brać tę odpowiedzialność przede wszystkim na boisku. Tam już nie będzie sztabu szkoleniowego, który będzie w stanie biegać obok i podpowiadać. Pozostaną tylko oni.

Bardziej chodzi o to, czy ci starsi zawodnicy będą mieli realny wpływ na grę drużyny?
Nie wyobrażam sobie, żeby takiej współpracy nie było. Musi być dialog i wymiana przemyśleń na linii zawodnicy-trener. Oczywiście, to my, jako sztab, będziemy podejmować ostateczne decyzje. Zawsze piłkarze mają swoje spojrzenie i niektórym wydaje się, że wiedzą już bardzo dużo. Czasami nie jest to do końca zgodne z prawdą. Na pewno jest w kadrze grono zawodników, którzy mają bardzo duże doświadczenie, poprzez wiele lat gry na najwyższym poziomie reprezentacyjnym i klubowym, nierzadko pod wielką presją. Ja nie mam z tym problemu i przy kawie będę z nimi takie rozmowy przeprowadzał, po to właśnie, abyśmy wspólnie szukali optymalnych rozwiązań i w pełni wykorzystali potencjał naszej drużyny. Ja też kiedyś byłem zawodnikiem, kapitanem i też często odbywałem takie rozmowy z trenerem. Na tym to polega. Nie zawsze w trakcie meczu zawodnik będzie w stanie otrzymać podpowiedź z ławki. Czasami ma bardzo mało czasu na reakcje. Widać to było chociażby na przykładzie meczu Legii Warszawa ze Spartakiem Trnawa, gdy pierwszy gol padł w momencie, kiedy Legia grała w dziesiątkę ze względu na kontuzję jednego z zawodników. W takiej sytuacji zespół czasami musi sam szybko zareagować, poprzez swoje doświadczenie, wyobraźnię czy instynkt. Całego meczu jako trener nie jesteś w stanie zaprogramować. Dlatego zawodnicy też muszą brać odpowiedzialność za to, co dzieje się na boisku.

Czy trenerzy i selekcjonerzy, z którymi pracował pan jako piłkarz, byli dla pana pewnego rodzaju inspiracją?
Lubię rozmawiać z ludźmi, którzy mają większe doświadczenie i są mądrzejsi. W swoim życiu piłkarskim – patrząc z perspektywy czasu – pracowałem z wieloma trenerami i selekcjonerami reprezentacji narodowych. Miałem kogo podpatrywać i doświadczać wszystkiego na własnym organizmie ze strony fizycznej, jak i psychicznej. Oczywiście, każdy ma swoją filozofię i musi iść swoją drogą. Najgorszą rzeczą dla trenera byłaby próba naśladowania kogoś innego. Wtedy przestajesz być sobą, przestajesz być naturalny. Przyniosłoby to odwrotne skutki.

Czy w trakcie kariery piłkarza myślał pan sobie, co może wziąć od szkoleniowców na przyszłość, kiedy już będzie trenerem?
Będąc piłkarzem, nawet jeżeli nie myślisz o tym, że w przyszłości zostaniesz trenerem, to zawsze oceniasz szkoleniowców. My to robiliśmy i ci zawodnicy, którzy teraz są pod naszą wodzą, również to robią. To jest normalna rzecz, zasady są zawsze takie same. My oceniamy zawodników, ale piłkarze również między sobą rozmawiają. Trenerzy muszą być tylko bardziej czujny, ponieważ każde twoje faux pas od razu jest komentowane.



Teraz są jeszcze ostrzejsi, niż kiedyś.
To prawda. Poza tym jest jeszcze wiele innych rzeczy. Świat mediów społecznościowych, memów, które błyskawicznie powstają. To bardzo niebezpieczne. Musisz mieć wyczucie, jak się zachować, bo twój autorytet może ucierpieć.

Joachim Loew, Stanisław Czerczesow, Otto Barić – to osoby, z którymi pan pracował, a które później były lub wciąż są selekcjonerami. Czy któryś z nich ukierunkował pana spojrzenie na piłkę?
Czerpałem wiele doświadczeń, ale nie byłbym w stanie powiedzieć, że mocno zainspirowała mnie jedna osoba. Od każdego trenera starałem się wyciągnąć te pozytywne rzeczy, a negatywne przeanalizować i skorygowane stosować w pracy jako trener. Tak, jakbym ja to widział. A czy są one słuszne? Czas pokaże. Trenerów weryfikują wyniki i rozwój indywidualny zawodników.

To którzy zawodnicy dotychczas rozwinęli się najbardziej pod pana ręką?
Jeżeli spojrzymy nawet na początek mojej pracy, na drugoligowy wówczas Raków Częstochowa, to udało się dostarczyć na poziom Ekstraklasy takich piłkarzy, jak: Maciej Gajos, Artur Lenartowski czy Mateusz Zachara. Myślę, że pomogłem im w rozwoju umiejętności piłkarskich. W Lechii za moich czasów mieliśmy czterech zawodników powoływanych do reprezentacji Polski. W GKS Katowice prowadziłem między innymi Alana Czerwińskiego i Rafała Pietrzaka, którzy dzisiaj grają w Ekstraklasie oraz Kamila Jóźwiaka, który zbierał u nas doświadczenie na wypożyczeniu z Lecha Poznań. Arkadiuszowi Recy i Damianowi Szymańskiemu też na pewno pomogliśmy się rozwinąć. Kiedy Damian do nas trafiał z Jagiellonii Białystok, był tam rezerwowym i wymieniając go za Piotra Wlazłę wiele osób pukało się w głowę. Czas pokazał, że był to dla Wisły Płock bardzo korzystny ruch. Kiedy Recę po raz pierwszy ustawiłem na lewej obronie, to pukał się w głowę nie tylko on, ale i jego teść, a zarazem prezes klubu – Jacek Kruszewski. Tymczasem po kilku miesiącach okazało się, że jako lewy obrońca został wytransferowany za rekordową sumę w historii klubu. Alan Uryga trafił do nas będąc zawodnikiem niechcianym, bez klubu, który w czasie swoich występów w Krakowie nie strzelił żadnego gola w Ekstraklasie. W Płocku udało nam się go odbudować i paradoksalnie teraz jest jednym z najskuteczniejszych obrońców w lidze. Powiem może  nieskromnie, ale z pełną świadomością, że indywidualnie ci zawodnicy zawsze się u mnie rozwijali. Wierzę, że w reprezentacji będzie podobnie.

W kontekście rozwijania piłkarzy musimy zapytać o dwóch zawodników, których potencjał w opinii kibiców jest niewykorzystany – Karola Linettego i Piotra Zielińskiego. Pan, jako były środkowy pomocnik, ma na nich pomysł?
Mam swoje przemyślenia. Oczywiście zobaczymy, jakie będzie miało to przełożenie na boisko. Obaj grają w lidze włoskiej, obaj mają bardzo duże umiejętności, ale zgodzę się, że jeszcze pełni tego potencjału nie pokazali w reprezentacji. To na pewno będzie dla nas wyzwanie, bo jeżeli oni wskoczą na wyższy poziom, to skorzysta na tym cała drużyna. Najpierw jednak muszę z nimi popracować na boisku.

A problem leży bardziej w kwestii taktycznej czy mentalnej?
W każdym z tych obszarów jest coś do poprawy. Wiele składowych musi zostać spełnionych, aby oni pokazali pełnię swoich możliwości, także jeżeli chodzi o współpracę całego zespołu na boisku.

A jak będzie wyglądała pana współpraca z reprezentacjami młodzieżowymi, a w szczególności z kadrą  do lat 21? Dość szybko może dojść do kilku spornych kwestii w temacie powołań, ponieważ we wrześniu i w październiku zespół Czesława Michniewicza rozgrywa kluczowe mecze eliminacji mistrzostw Europy.
Na pewno pierwsza reprezentacja jest tym „dobrem najwyższym”, ale spokojnie: jestem już umówiony na spotkanie z Czesławem Michniewiczem i Jackiem Magierą, aby porozmawiać na ten temat. Będziemy podejmować takie decyzje, które będą najlepsze dla tych trzech reprezentacji. Gradacja oczywiście jest jasna, ale chciałbym żeby wszystko funkcjonowało na zasadzie współpracy i żeby te drużyny także się rozwijały, nie tracąc przy tym na jakości. Nie ma sensu, abym wyciągał z młodzieżówki kluczowego zawodnika, który później miałby u mnie siedzieć na ławce albo wejść tylko na pięć minut. To mija się z celem.

Jak dużą rolę odgrywa w pana pracy psychologia i jaki wpływ będzie miał psycholog Damian Salwin, który znalazł się w sztabie reprezentacji?
Psychologia jest bardzo ważna, ale to też będzie indywidualna decyzja każdego z zawodników, czy na taką współpracę z Damianem będą chcieli się zdecydować. Nie będzie żadnego przymusu, ani zajęć grupowych. Po prostu taka osoba będzie do ich dyspozycji. Będąc zawodnikiem wydawało mi się, że nie potrzebuję tego rodzaju wsparcia, ale na pewno ta współpraca z Damianem sprawiła, że na pewne rzeczy zacząłem patrzeć inaczej. Gdzieś poszerzyła moją perspektywę i rozwinęła jako trenera. Wiem też, że już kilku zawodników miało okazję z Damianem współpracować, jest także duża grupa chłopaków, która z własnej inicjatywy korzysta z usług innych psychologów. Nie będzie to więc dla nich wielką nowością. Chcemy jednak by ktoś taki był w naszym sztabie.



Czy pierwszą trudnością była dla pana wymiana sztabu szkoleniowego, nie tylko trenerów, ale również zaplecza medycznego, czyli grupy, która funkcjonowała ze sobą od pięciu lat?
Tak się dzieje niemal zawsze przy zmianie trenera: wraz z nowym szkoleniowcem przychodzi cały sztab. To rzecz normalna, ale nie oznacza też, że ludzie dotychczas pracujący nie wykonywali swojej pracy dobrze. Wręcz przeciwnie, oni robili dla zawodników wszystko, co najlepsze. Ale takie decyzje powodują, że będzie nowa energia, nie będzie starych przyzwyczajeń. Zmiany były również spowodowane tym, by pobudzić całą ekipę do koncentracji w trakcie zgrupowania. Musieliśmy dać nowy bodziec, by nie było porównań, które pojawiają się zwłaszcza przy słabszych momentach.

W nowym sztabie znalazło się także miejsce dla dwóch analityków, od których, z tego co słyszeliśmy, będzie pan wymagał szybkiej analizy boiskowych wydarzeń już w przerwach meczów.
Zgadza się. Na pewno w reprezentacji będziemy mieli trochę więcej możliwości technologicznych, niż mieliśmy w klubie. I finansowych, i organizacyjnych. W przerwie meczu będę chciał przeanalizować sytuacje, w których to my i przeciwnik popełnialiśmy błędy, zwracając uwagę na kluczowe zagadnienia.

Jednym z głównych wątków krytyki piłkarzy w trakcie mistrzostw świata było również to, jak wcześniej zachowywali się przed kamerami „Łączy Nas Piłka”. Jakie jest pana podejście do tego elementu budowania wizerunku reprezentacji Polski?
Wszystko ma swoje granice, prawda? Gdy wygrywasz, to wydaje się cudowne, a przy porażce odbija się to przeciwko tobie. Przeżyłem wiele takich sytuacji i powtarzam zawodnikom, że przy zwycięstwach nie ma punktu zaczepienia do krytyki. Ale to, co zrobili pół roku, rok wcześniej może zostać wypomniane w przypadku porażki jako powód, który przeszkodził im w wygraniu meczu. Musi być pełna świadomość konsekwencji. Chcę jedynie, by wszystko w tej kadrze było naturalne i normalne.

Jakie są pana plany na następne dni?
Najpierw wrócić do domu i wreszcie przespać się kilka godzin. Następnie do Zabrza na mecz Górnika (rozmowa odbyła się w środę – red.), w piątek do Krakowa, a pozostały sztab też cały weekend obserwuje Ekstraklasę. Na razie koncentrujemy się na tych rozgrywkach, podpatrując zawodników, którzy znaleźli się w naszym notesie. Mam też nadzieję, że pojawią się zawodnicy, których wcześniej w nim nie było, a teraz wpadną mi w oko. Następnie będziemy przygotowywać się do startu lig zagranicznych. Wiem, że w sierpniu jest mecz towarzyski Napoli z Wolfsburgiem. Chciałbym na niego pojechać, aby porozmawiać z trenerem Carlem Ancelottim. Na pewno cały sztab będzie spotykał się w Warszawie na dwa dni w tygodniu, by przygotowywać dalsze materiały oraz analizy.

Rozmawiali Paweł Drażba, Kuba Polkowski i Michał Zachodny

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności