Aktualności

[WYWIAD] Janusz Michallik: Polska musi być odważna

Specjalne02.04.2018 
Dla wielu powrót reprezentacji Polski na Stadion Śląski w meczu z Koreą Południową był emocjonalnym wydarzeniem. Jednak dla Janusza Michallika, byłego piłkarza m.in. warszawskiej Gwardii, później reprezentanta Stanów Zjednoczonych, wreszcie komentatora ESPN, była to okazja do sentymentalnej podróży. W rozmowie z „Łączy Nas Piłka” opowiada o swoich wspomnieniach związanych z Chorzowem oraz Polską, a także o reprezentacji Adama Nawałki.

Do pierwszego gwizdka meczu z Koreą Południową zostały niecałe trzy godziny. Z Januszem Michallikiem i jego synem Dannym siadamy w sali konferencyjnej Stadionu Śląskiego, to tego dnia jedna z ostatnich chwil na spokojną rozmowę. Janusz jest popularnym komentatorem i ekspertem stacji ESPN, widzowie za oceanem mogą słuchać go tydzień w tydzień, jak opowiada o Premier League, La Liga czy europejskich pucharach. Jako były reprezentant Stanów Zjednoczonych (44 występy) oraz były gracz Major League Soccer jest za swoje opinie szanowany, a za styl komentarza również lubiany. Tylko czasem jego fani mogą się zdziwić, gdy na swoim koncie Twitterowym napisze coś w języku polskim.

Nie dziwi to osoby, które znają historię Michallika, urodzonego w Chorzowie w 1966 roku. Jego ojciec, Krystian występował w tamtym czasie w warszawskiej Gwardii do której Janusz trafił jako nastolatek, wchodząc do jednej szatni ze znanymi Dariuszami: Dziekanowskim i Wdowczykiem. – Ten wyjazd w zasadzie nie był planowany na konkretny mecz. Daniel poprosił, bym pokazał mu, gdzie się urodziłem, skąd jest nasza rodzina. Byłem trochę zdziwiony, ale po miesiącu zobaczyłem, że w Chorzowie odbędzie się ten mecz. I to już była świetna okazja – mówi. Najpierw kilka dni spędzili w Warszawie, potem na Górnym Śląsku. – Najbardziej emocjonalnie było, gdy przyjechaliśmy do Chorzowa starego, gdzie się wychowałem, gdzie obie babcie mieszkały. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak wzruszyłem.

Czy pamięta Stadion Śląski? – Byłem na meczu z Portugalią w 1977 roku, gdy Kazio Deyna strzelił gola z rzutu rożnego. Wtedy wszyscy na niego gwizdali, a ja nie rozumiałem o co chodzi, dowiedziałem się dopiero po czasie. Pamiętam to jednak. Dlatego to emocjonalny powrót: to jest moje miasto, mój stadion. Zrobiłem dla ojca bardzo dużo nagrań wideo, by zobaczył, jak jest inaczej. A jest pięknie. Na pewno nie będę czekał kolejnych piętnastu lat z następnym powrotem. Tylko ojcu zrobi się przykro, że nie ma już AKS-u Chorzów. Dla mnie historia jest ważna, dlatego byliśmy jeszcze na drugim, bliskim mi klubie: na stadionie Ruchu. Im też się nie wiedzie najlepiej. Wcześniej byliśmy w Warszawie na Gwardii, która też nie istnieje… – opowiada.

Krystian Michallik zagrał dwukrotnie w reprezentacji Polski, Janusz – raz dla kadry młodzieżowej, którą prowadził Władysław Stachurski. W 1984 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i tam grał w profesjonalnej i wówczas bardzo popularnej lidze soccera na hali, wracając również pełnowymiarowe boisko. Na turniejach polonijnych miał okazję mierzyć się m.in. z Adamem Nawałką, obecnym selekcjonerem reprezentacji Polski. – Nie chcę się spoufalać, my wtedy tylko rywalizowaliśmy. Przypuszczam, że Adam bardziej znał mojego ojca. Ja pamiętam go bardziej z ligi polskiej, z mistrzostw świata w 1978 roku. Pamiętam go takiego, jaka teraz jest reprezentacja. Nigdy nie schodził z pewnego poziomu. To człowiek bardzo inteligentny, takim był też piłkarzem. Czytając jego wypowiedzi, konferencji prasowe… To typ kultury, której nie widziałem od wielu, wielu lat. Pamiętam, że prezes Zbigniew Boniek powiedział, że jeśli Adam Nawałka będzie chciał zostać to zostanie i dla mnie, jako kibica czy eksperta to jest to. Myślę, że on wyłowi następną grupę piłkarzy, która będzie grała na bardzo dobrym poziomie – mówi Michallik.

Nie miał nigdy okazji komentować meczu reprezentacji Polski, ale raz zdarzyło mu się komentować po polsku. – W trakcie mistrzostw świata w 1994 roku na jednym meczu w Los Angeles, na Rosebowl, wraz z Dariuszem Szpakowskim. Nie pamiętam, które konkretnie było to spotkanie, on pewnie tak.  Ale zawsze, każdy mecz reprezentacji Polski oglądam – przyznaje. W 2002 roku miał okazję spotkać się z biało-czerwonymi jako członek sztabu reprezentacji Stanów Zjednoczonych. W ostatnim spotkaniu fazy grupowej wygrała Polska (3:1), ale dalej grali już rywale. – Mam ten plus: urodziłem się w Polsce, grałem w Stanach Zjednoczonych… Czyli mam dwie drużyny, którym mogę kibicować. Wtedy też wygrałem. Jeśli chodzi o Polskę i Amerykę, to nigdy nie jestem przegrany.

Jednak wraz ze zbliżającym się mundialem dyskusja wraca w stronę reprezentacji Polski, a nie Stanów Zjednoczonych, które nie awansowały. W tym drugim przypadku Michallik zaznacza, że to może jest moment, by w tamtejszym systemie coś zmienić, poprawić, ale to niemal wypadek przy pracy. A Polska? – Ostatnich dwadzieścia lat to wzloty i kryzysy, a teraz jest spokój. Przynoszą to wyniki, ale wprowadził go też trener. Pamiętam, że wcześniej czytając gazety to zawsze była krytyka, a teraz… niezależnie od wyników tych meczów towarzyskich jest teraz potrzebny kadrze okres spokojnej pracy. Po raz pierwszy od lat wiem też, że pewien poziom stylu i gry będzie utrzymany. A w selekcji do reprezentacji jest trudniej niż w klubie, musimy o tym pamiętać – zaznacza.

I dodaje: Wierzę po cichu, że szczyt tej drużyny nie przyszedł w ostatnich mistrzostwach Europy. To była szansa, która w moim przekonaniu zdarza się raz na trzydzieści lat. Był dobry start, zwycięstwo nad Irlandią Północną, a to na turnieju ważniejsze dla Polski, niż dla reprezentacji Niemiec, Francji, Hiszpanii… Oni sobie dadzą radę. Mogliśmy i powinniśmy wygrać z Portugalią, a potem… Kto wie. Nie wiem tylko, czy taka szansa jeszcze będzie.

Zapytany o liderów obecnej reprezentacji Polski poza Robertem Lewandowskim, Michallik wskazuje na Kamila Grosickiego, który kilka godzin po naszej rozmowie zaliczy asystę, strzeli gola i mecz będzie kończył z opaską kapitana. – To skrzydłowy z dawnych lat: dynamiczny, kombinuje, choć czasem powinien podejmować lepsze decyzje. Szczególnie, że ma obok Lewandowskiego. Ale lubię go, bo to nietypowy polski zawodnik. Nasze drużyny przez lata były rozczytywane: graliśmy z kontry, szybkim rozegraniem, a brakowało nieprzewidywalności. Teraz, by coś uzyskać w piłce nożnej, to potrzeba dwóch, trzech zawodników, którzy, jak to mówimy w Ameryce, wyciągną królika z kapelusza. Nigdy nie wiesz, co zrobią. Grosicki takim piłkarzem jest, Zieliński może nim być. A Arkadiusza Milika wspieram, bo wiem, że ma spore możliwości i potrafi zrobić wszystko… do ostatniego momentu akcji – wyróżnia Michallik.

Grupę w mundialu do której trafili Polacy nazywa najcięższą na mistrzostwach świata. – Kwestia jest taka: Polska może, ale nie byłoby dobrze, gdyby musiała. To bardzo, bardzo… śmieszna grupa. Nie ma w niej drużyny, która mogłaby powiedzieć, że jej wyjście po prostu się należy. Będziemy patrzeć z zaciekawieniem, nie wiedząc, czego się spodziewać. Możemy wygrać z każdym, lecz nie jestem święcie przekonany, że gdybyśmy musieli, to by nam się udało. Wyjście z tej grupy w mistrzostwach świata już będzie sukcesem. Jest przecież tylko cztery, pięć reprezentacji, które mogą zdobyć trofeum, a Polska do nich nie należy – dodaje.

Obserwując ostatnie mecze reprezentacji mniej entuzjastycznie podchodzi do systemu z trójką środkowych obrońców. – Wiem, dlaczego trener Nawałka wprowadza nowe rozwiązanie, ale uważam, że nie powinniśmy tak grać. To automatycznie mówi, że myślimy o defensywie. Oczywiście, że można polemizować, że mi łatwo jest tak powiedzieć, ale mam nadzieję, że na mistrzostwach świata Polska będzie odważna. Powinna być – kończy.

Michał Zachodny

(fot. twitter.com/JanuszMichallik)

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności