Aktualności
[WYWIAD] Jacek Krzynówek: Reprezentacja jest teraz na poligonie doświadczalnym
Grał pan w trzech meczach z Portugalią. O pierwszym, z 2002 roku na mundialu w Korei i Japonii, pewnie chciałby zapomnieć.
Jacek Krzynówek: Porażka 0:4 była bezdyskusyjna, ale dla mnie najważniejsze, że po tej przegranej potrafiliśmy się podnieść. Przecież kilka dni później mieliśmy mecz ze Stanami Zjednoczonymi. Wygraliśmy 3:1 i godnie pożegnaliśmy się z mistrzostwami świata. To było jakieś małe pocieszenie, że udało się przynajmniej jedno spotkanie na mundialu wygrać. Takie mecze, że tobie nic nie wychodzi, a przeciwnik wykorzystuje niemal wszystkie sytuacje, zdarzają się.
Cztery lata później wygraliście z Portugalią, wtedy czwartą drużyną świata, w eliminacjach EURO 2008.
Wszedłem na boisko jako rezerwowy, bo dopiero dochodziłem do siebie po problemach z kolanem. Z tego też powodu nie pojechałem na wcześniejszy mecz wyjazdowy z Kazachstanem. Tam udało nam się wygrać dzięki bramce Ebiego Smolarka. Na szczęście na Portugalię byłem już gotowy. Część zawodników miała z tyłu głowę tę porażkę sprzed czterech lat i chęć rewanżu, ale zespoły mocno się zmieniły. W Portugalii pojawił się choćby Cristiano Ronaldo, u nas wspomniany Ebi. To był już inny zespół w nowych okolicznościach i z nowym selekcjonerem – Leo Beenhakkerem. Zagraliśmy bardzo dobrze i zasłużenie wygraliśmy. Szybko objęliśmy prowadzenie 2:0 i choć Portugalczycy próbowali nas gonić, to im się nie udało. Zdobyli jedną bramkę i to na sekundy przed końcem. Cieszę się, że dołożyłem cegiełkę do wygranej. Pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę i wykorzystywać sytuacje, które stwarzamy, a nie tylko przeszkadzać.
I mieliście w składzie Ebiego Smolarka.
W związku z jego imieniem nadanym na cześć świetnego portugalskiego piłkarza, Eusebio, był na nim dodatkowy ciężar, ale dobrze sobie z nim poradził. Pokazał się z dobrej strony zarówno w Chorzowie, jak i podczas rewanżu w Portugalii. To były dla Ebiego specjalne mecze. Zresztą poszedł w ślady ojca Włodzimierza, które też zdobył bardzo ważną bramkę z tym rywalem podczas mistrzostw świata w 1986 roku. Pamiętam, że atmosfera na Stadionie Śląskim była znakomita. Wtedy to był jeszcze obiekt bez dachu. Dopingu przy pełnych trybunach nie da się zapomnieć. Była kilka szczególnych meczów reprezentacji w Chorzowie i ten z Portugalią był właśnie jednym z takich spotkań, które przeszło do historii.
Nie daliście wtedy pograć Cristiano Ronaldo.
Mariusz Lewandowski kilka razy ostro, ale w granicach przepisów, potraktował Portugalczyka i odechciało mu się grać. Wiedzieliśmy, że nie potrafi rozwinąć skrzydeł, kiedy przeciwko niemu gra się agresywnie i na pograniczu faulu. To się Mariuszowi udało. Podobnie staraliśmy się zrobić w rewanżu. Wtedy dostał z łokcia ode mnie i trochę sprowadziliśmy go na ziemię.
Ta wygrana dodała też pewności siebie.
Już na samym starcie eliminacji EURO 2008, po porażce z Finlandią i remisie z Serbią, byliśmy pod ścianą. Na szczęście to były złe miłego początki. Zdobyć w eliminacjach cztery punkty z Portugalią to było coś. Byli murowanym kandydatem do awansu na mistrzostwa, a jednak skończyli kwalifikacje za nami.
To pan uratował remis w Portugalii pięknym strzałem z daleka.
Ten punkt był dla nas kluczowy w kontekście awansu na EURO. Dał nam potężnego kopa na końcówkę eliminacji. Na szczęście tej szansy nie zaprzepaściliśmy i pierwszy raz pojechaliśmy na mistrzostwa Europy. Podobną bramkę zdobyłem w Lidze Mistrzów Realowi Madryt, tylko że od drugiego słupka. Trochę było w nich przypadku, ale z drugiej strony odbiły się szerokim echem, bo telewizje na całym świecie pokazywały te strzały. Nie powiem, że przymierzyłem i piłka poleciała tam, gdzie chciałem. W takich momentach bardziej liczy się na łut szczęścia. Zamyka się oczy, próbuje jak najmocniej kopnąć i trafić w bramkę. To tylko pokazuje jak dużo szczęścia jest potrzebne w piłce i wtedy było ono po naszej stronie.
W czwartek reprezentacja znów zagra z Portugalią na Stadionie Śląskim.
Dobrze, że mierzymy się z mocnymi rywalami. Trzeba wziąć pod uwagę to, w jakim miejscu znajduje się teraz kadra po zmianie selekcjonera. Reprezentacja jest na poligonie doświadczalnym. Trener Jerzy Brzęczek potrzebuje czasu, by sprawdzić piłkarzy i dobrać odpowiednich ludzi do swojego pomysłu na grę. Trafia na silnych przeciwników, ale jak się uczyć, to właśnie od najlepszych. Jeśli nawet przydarzą się porażki, to z nich jest łatwiej wyciągnąć wnioski, zidentyfikować problemy i starać się im zaradzić. Wygrane często dużo spraw zamazują i bywa, że o tych złych rzeczach przy zwycięstwach nie pamiętamy. Porażki po prostu mocniej analizujemy, by znaleźć błędy i ich więcej nie popełniać. Powtórzę raz jeszcze – trzeba dać Brzęczkowi czas, by wprowadził swoje porządki. Bardzo ważne, by w szatni dotarł do zawodników i wewnątrz kadry wszystko poukładał. Potrafimy grać w piłkę i wszyscy o tym wiedzą. Mundial nam nie wyszedł, ale teraz jest nowe rozdanie i trenerowi należy się kredyt zaufania. Przyjdzie czas na rozliczenie, a selekcjoner na pewno nie obrazi się za merytoryczną krytykę. Jestem dobrej myśli i Jurek sobie poradzi.
Po zakończeniu kariery wrócił pan do Polski, przez rok był dyrektorem sportowym w GKS Bełchatów, ale ostatnio niewiele o panu słychać.
W Bełchatowie przyszła „dobra zmiana” i szybko się skończyło. Wróciłem w domowe strony, mieszkam koło Radomska i jest kilka projektów, które w tym mieście staramy się realizować. Na razie za wcześnie mówić o konkretach, ale są związane z piłką nożną. Może zajmę się szkoleniem, może menedżerką. Czas pokaże.
Rozmawiał Robert Cisek
Fot: Cyfrasport