Aktualności
[WYWIAD] Jacek Krzynówek: Niech kadra przekroczy kolejną granicę
Krzynówek bogatą karierę zakończył w 2010 roku. W polskiej ekstraklasie zagrał w 44 spotkaniach. W wieku 23 lat przeniósł się do Bundesligi. W niej rozegrał 178 meczów (mistrz Niemiec z Vfl Wolfsburg), a w drugiej lidze niemieckiej 96. Występował też w Lidze Mistrzów i Pucharze UEFA.
Z reprezentacją Polski był na mistrzostwach świata w Korei i Niemczech, a także na mistrzostwach Europy w Austrii. Rozegrał w niej 96 meczów (15 goli).
Po zakończeniu kariery wrócił do Polski i zamieszkał w okolicach Radomska. Przez prawie rok był dyrektorem sportowym GKS Bełchatów.
Nadzieje związane z występem reprezentacji Polski na mundialu chyba dawno nie były tak rozbudzone?
Jacek Krzynówek: Oczekiwania kibiców są rzeczywiście coraz większe i chyba nie tylko wśród fanów, ale także zawodników, sztabu szkoleniowego i działaczy. Gdyby udało się powtórzyć w Rosji wynik z mistrzostw Europy i dotrzeć do ćwierćfinału, to byłby kolejny krok w budowaniu mocnej reprezentacji.
Nie brakuje głosów, że wysoka pozycja reprezentacji w rankingu FIFA nie jest miarodajna.
- Miło się patrzy na różnego rodzaju tabelki, ale i tak boisko wszystko weryfikuje. Gdyby chcieć być złośliwym, wystarczy wspomnieć mecz z Danią. My byliśmy w okolicach czołowej dziesiątki rankingu, a rywale w czwartej. Na boisku było jednak odwrotnie. Fajnie jest widzieć kadrę tak wysoko, oko się cieszy, ale nie można do tego przywiązywać wielkiej wagi. Ranking najbardziej pomaga przy przydzielaniu do koszyków.
Rankingi nie biorą się znikąd. Jak pan tłumaczy tak wysoką pozycję naszej kadry?
- Od kilku lat widzimy stały rozwój reprezentacji Polski, ale podwaliny pod te osiągnięcia zrobiono już trochę wcześniej. Niektórzy z obecnych kadrowiczów jeszcze ze mną w niej występowali. To jednak dotyczy tylko reprezentacji, bo polska piłka klubowa wygląda nieciekawie. W europejskich pucharach nie potrafimy osiągnąć znaczących sukcesów. A to głównie dlatego, że świat piłkarski błyskawicznie się rozwija i nam trudno za nimi nadążyć. Polski klub stać raz na 20 lat, by wywalczyć prawo gry w fazie grupowej Ligi Mistrzów.
Marka polskiego piłkarza jest wyższa niż w pana czasach?
- Niemal dekada w piłce nożnej to przepaść. Gdyby porównać zarobki sprzed 10 lat temu i obecne, to teraz są około 40-50 proc. wyższe. To samo widać jeśli chodzi o sumy transferów. Dopiero co dwa lata temu Manchester wydał 100 mln euro na Paula Pogbę, a rok później Paris Saint Germain płaci za Neymara 222 mln euro. To jest aż nieprawdopodobne. Także trudno się dziwić, że również polscy piłkarze zmieniają kluby za coraz wyższe odstępne. Na pewno naszych zawodników bardziej się ceni, ale to wciąż nie jest to samo co w przypadku np. graczy z Bałkanów. Gdyby Dawid Kownacki był Chorwatem, mógłby odejść za 20 czy 30 mln euro [Sampdoria Genua zapłaciła około 4 mln euro – przyp. red.]. Na pewno jest zmiana na lepsze, a zaczęło się od czasów chyba naszej trójki z Borussii Dortmund. Mamy też świetnych bramkarzy i to sprawiło, że wartość polskich piłkarzy rośnie, ale wciąż za wolno. Dobra postawa reprezentacji i dotarcie do ćwierćfinału Euro 2016 sprawiło, że kadrowicze Adama Nawałki byli wręcz rozchwytywani. Podejrzewam, że gdyby nam udało się wyjść z grupy na dużym turnieju, podobnie byśmy trafiali za grube pieniądze, oczywiście jak na tamte czasy, do dobrych klubów.
Reprezentacja Polski wreszcie wyszła z grupy na dużym turnieju…
- Musiało upłynąć dużo wody w Wiśle, by kadra na tyle się rozwinęła, że teraz znajduje się w takim miejscu. Trzeba pamiętać, że od czegoś się to zaczęło. My jak na ówczesne możliwości też osiągnęliśmy niemało. Najpierw po 16 latach udało się wrócić na dużą imprezę, czyli na mistrzostwa świata w Korei Południowej i Japonii w 2002 roku. To był chyba wtedy szczyt możliwości i ważne było, by te awanse stały się cykliczne. To się udało, bo potem zagraliśmy w kolejnym mundialu w Niemczech i pierwszy raz w historii polskiej piłki w mistrzostwach Europy w 2008 roku w Austrii i Szwajcarii. Potem było nieudane Euro u nas, nie udało się zabrać do samolotu lecącego do Brazylii, ale za to pojechaliśmy do Francji. Dzięki temu, że od 2002 roku gramy cyklicznie w dużych imprezach, kadra mogła zrobić kolejny krok. To było wyjście z grupy i dotarcie do ćwierćfinału dwa lata temu.
Selekcjoner ma do dyspozycji m.in. gwiazdę światowego formatu Roberta Lewandowskiego. Od jego formy w Rosji będzie zależał sukces kadry?
- Trenera Nawałkę znam z czasów, kiedy był asystentem Leo Beenhakkera. Bardzo się cieszę, że człowiek, który wcześniej był w sztabie reprezentacji, poznał jak się w niej pracuje, dostał szansę i został selekcjonerem. Mam wrażenie z zawodników potrafi wycisnąć maksimum. Z tego, że Robert jest zawodnikiem z najwyższej półki, korzysta cała drużyna, ale także on. Sam meczu nie wygra i jakość drużyny też mu pomaga. Bardzo bym chciał, by Robert przekroczył kolejną granicę i odniósł tak sukces najlepiej z kadrą i przeszedł do historii. Nie możemy zapominać, że w tym roku kończy 30 lat. Do tej pory unikał poważnych kontuzji, ale mamy już pierwsze symptomy zmęczenia organizmu, jak problemy z rzepką. Dlatego trzeba na niego chuchać i dmuchać.
Lewandowski jeszcze zmieni klub?
- Robert podobno marzy o transferze do Realu Madryt, by wygrać Ligę Mistrzów. Z Bayernem Monachium będzie mu trudno to osiągnąć. Ma 30 lat i pewnie chciałby dostać umowę na minimum trzy, a najlepiej pięć sezonów. Żeby Real go wziął i zapewnił dobry kontrakt, to musiałby wydać pewnie ponad 100 mln euro, bo trzeba też zapłacić Bayernowi. Wydaje mi się, że będzie trudno zrealizować taki scenariusz.
Ostatnio kilku podstawowych piłkarzy kadry gra mniej w klubach.
- Z tymi problemami reprezentacja mierzyła się i będzie mierzyć. Kiedy dwa, trzy podstawowe ogniwa mają kłopoty z miejscem w kadrze lub grają mniej, trzeba mieć odpowiednie zaplecze. My wciąż szukamy dłuższej ławki rezerwowych. Ostatnie mecze reprezentacji w końcówce ubiegłego roku pokazały, że nie jest łatwo znaleźć równie wartościowych zastępców. Ale ten problem dotyczył naszej kadry od kiedy właściwie pamiętam. Wydaje mi się, że trener Nawałka skład do Rosji skompletuje z tych zawodników, na których do tej pory stawiał. Nawet jeśli grają mniej w klubach. Nie sądzę, by więcej niż jeden czy dwóch nowych piłkarzy przebiło się do reprezentacji na mundial.
Kibice już chyba zdają sobie sprawę, że grupa z Senegalem, Japonią i Kolumbią nie jest łatwa.
- Na początku po losowaniu była niemal euforia, ale teraz widzę, że już opadła i przeważa realizm. Na chłodno to będzie trudna przeprawa. Jak ktoś się orientuje w piłce i sprawdzi, w jakich klubach grają reprezentanci naszych rywali, to od razu wie, że należy spodziewać się bardzo wysoko zawieszonej poprzeczki. To banalne, ale kluczem będzie pierwsze spotkanie. Wystarczy spojrzeć na historię naszych występów w XXI wieku. Kiedy na inaugurację przegrywaliśmy, to nie wychodziliśmy z grupy. A jak pokonaliśmy Irlandię Północną, to zaszliśmy do ćwierćfinału. Trzeba więc zrobić wszystko, a nawet ciut więcej, by wygrać z Senegalem. To będą zespoły prezentujące różne style gry, ale jestem przekonany, że trener Nawałka wpoi piłkarzom, by patrzyli na siebie i realizowali plan gry. Na pewno, i akurat tu przydają się rankingi, rywale będzie poodchodzili do nas z dużym respektem. Nie chcę przewidywać dokąd możemy zajść, bo jak przegramy pierwsze spotkanie, to furtka się prawie zamknie. Wolałbym, by po tym meczu była jednak szeroko otwarta. Na szczęście nie mamy w grupie gospodarzy i nie powtórzą się historie z Korei, Niemiec i Austrii. Za to oby powtórzyła się z Francji.
Rozmawiał Robert Cisek