Aktualności

[WYWIAD] Edi Andradina: Jestem w Polsce bardzo szczęśliwy

Specjalne04.05.2019 

Edi Andradina w polskiej ekstraklasie – w Koronie Kielce i Pogoni Szczecin rozegrał 186 spotkań i zdobył 45 goli. Teraz jest trenerem w III lidze i nie zamierza wyjeżdżać z Polski. – To była jednak z moich pierwszych lekcji w Piaście Żmigród. Jak kochasz piłkę nożna, to nie ma znaczenia na jakim poziomie grasz, bo i tak jest pięknie – podkreśla Brazylijczyk.

Jak trafił pan do Pogoni Szczecin w 2005 roku?

Edi Andradina: Jak to zwykle bywa było w tym trochę przypadku. Właścicielem Pogoni był Antoni Ptak i zimą drużyna przyjechała do Brazylii na zgrupowanie. Trwały wtedy rozgrywki ligi stanowej, a ja wróciłem z Japonii i byłem piłkarzem Portuguesy. Tam mnie właśnie wypatrzyli podczas jednego ze spotkań i złożyli propozycję. Trafiłem do Polski na początku roku, czyli zimą. Nie było jednak tak, że się wystraszyłem. Najpierw dwa lata przecież grałem w Rosji, a potem trzy lata w Japonii. Tam też przecież klimat jest różny i nieraz musiałem dawać sobie radę ze śniegiem. Dlatego to nie było dla mnie wielkie zaskoczenie. W Japonii mieszkałem w Sapporo, a to akurat zimowa stolica tego kraju. Też bywało bardzo mroźno.

Sapporo to ważne miejsce dla skoków narciarskich. Także dla Polaków, bo tu Wojciech Fortuna zdobył złoty medal olimpijski.

Wtedy oczywiście nie interesowałem się skokami i nigdy nie byłem na zawodach. Za to rzeczywiście widziałem kilka razy trenujących zawodników. Teraz już lubię narty i zostałem też kibicem skoków narciarskich. Najmocniej kibicuję Kamilowi Stochowi. Kupiliśmy sobie z żoną nawet jego kolekcję sportowych ubrań przy okazji jakiejś charytatywnej akcji.

Dzięki temu, że grał pan w Rosji i Japonii łatwiej było zaaklimatyzować się w Pogoni?

Bardzo szybko zostałem zaakceptowany w drużynie. To mnie pozytywnie zaskoczyło. Gdy byłem w Rosji i Japonii, zawsze trwało to około miesiąca. W Pogoni już po tygodniu czułem się jak u siebie. Szybko zaaklimatyzowałem się także w kraju. Dla mnie Polacy są podobnie do Brazylijczyków pod względem otwartości i chęci pomagania. Bardzo to mocno poczułem i to wasza wielka zaleta. Coś negatywnego? Nie wiem, bo ja pozytywnie patrzę na świat. A to, że tak długo już tu jestem, tylko potwierdza, że dobrze się tu czuję.

Był pan piłkarzem Pogoni, kiedy w zespole byli niemal wyłącznie Brazylijczycy. Legendy krążą o tym, jak spędzali całe miesiące w Gutowie Małym, ośrodku sportowym położonym niemal pośrodku pustkowia. Dookoła tylko lasy i 20 piłkarzy spędzających ze sobą 24 godziny.

Jak przyjechałem do Pogoni, to drużyna była jeszcze bardziej mieszana. Po roku czasu rzeczywiście przyjechała większa grupa Brazylijczyków. To nie byli przypadkowi zawodnicy jak ktoś pisał zabrani z plaży, ale piłkarze, którzy grali w różnych klubach od pierwszej do trzeciej ligi brazylijskiej. Naprawdę było tam kilku niezłych graczy. Nie jest jednak tak łatwo przyjechać do kraju z zupełnie inną kulturą czy też klimatem i od razu zacząć świetnie grać. Ja nie miałem takich problemów, bo jak wspomniałem grałem w Rosji i Japonii. Na dodatek to nie był dobry pomysł, by ta grupa mieszkała w Gutowie i tam cały czas przebywała. To nie byli tylko młodzi zawodnicy, ale faceci, którzy mają rodziny. Ośrodek był ładny i funkcjonalny, ale to nie było normalne życie. Nie mieli samochodu, by pojechać choćby do Łodzi, spotkać się z innymi ludźmi, pójść na zakupy. Akurat ja, Radek Majdan i Artur Bugaj mieliśmy lepiej, bo mieszkaliśmy w Łodzi i tylko dojeżdżaliśmy na treningi. A na przykład znani z polskiej ligi Sergio Batata czy Julcimar siedzieli w Gutowie.

Rozegrał pan ponad 180 meczów w ekstraklasie i 30 w I lidze. Jest jeden, który wspomina pan najmocniej?

Ważnych meczów rozegrałem sporo. Najbardziej jednak pamiętam spotkanie z maja 2007 roku. Wygraliśmy z Arką w Gdyni i Pogoń zapewniła sobie awans do ekstraklasy. To było dla mnie ogromne przeżycie.

Tak się pan zadomowił w Pogoni, że klub i kibice postanowili zastrzec pański numer 5.

To było dla mnie bardzo duże zaskoczenie. Przez piec sezonów byłem związany z Pogonią jako piłkarz. Potem jeszcze pomagałem jako skaut czy asystent trenera w pierwszej i drugiej drużynie. Kibice bardzo mnie szanowali i to, że po zakończeniu przeze mnie kariery zastrzegli mój numer było dla mnie bardzo miłą niespodzianką. To wielki zaszczyt.

W przyszłym roku minie 15 lat pana pobytu w Polsce.

Oczywiście nie zakładałem, że tak długo tu zostanę w Polsce. Przyjechałem, spodobało mi się w Pogoni, miałem dobre warunki, graliśmy na niezłym poziomie i od początku czułem się tu szczęśliwy.

Podobno nie zamierza pan wracać do Brazylii?

To prawda, dobrze mi tutaj. Moja żona jest Polką, tu się urodził syn Edi, a rodzina bardzo o mnie dba. Mam tu wielu przyjaciół i jestem szczęśliwy. Czasem lecę do Brazylii, ale po dwóch tygodniach mam dosyć i chętnie wracam do Polski. Pamiętam jak po grze w Japonii trafiłem do brazylijskiej ligi. Nie mogłem się w niej odnaleźć. W szatni zawsze jest bardzo głośno, a ja już się od tego odzwyczaiłem. W Brazylii oczywiście się urodziłem, ale moją druga ojczyzną stała się Polska. Tu mam swój dom i rodzinę. Tu jestem szczęśliwy.

Pierwsze kroki szkoleniowe stawiał pan w Pogoni jako asystent. Teraz samodzielnie prowadzi pan Piasta Żmigród.

Na razie chcę sprawdzić się na poziomie trzeciej ligi. Jeśli okaże się, że sobie radzę, to będę myślał o licencji UEFA Pro. Mieszkamy w Pile, ale dostałem propozycję z Piasta, czyli kawałek drogi. Warunki do pracy i to nie tylko finansowe okazały się na całkiem dobrym poziomie i zdecydowałem się spróbować. To mój debiut w roli pierwszego szkoleniowca i sam zdaję sobie sprawę, że musze się dużo nauczyć.

Trudno jest z boisk ekstraklasy przenieść się na czwarty poziom rozgrywek?

To przede wszystkim kwestia podejścia zawodników. Mam w drużynie ludzi, którzy naprawdę kochają piłkę nożną. Na pewno nie robią tego dla pieniędzy, bo większość z nich zanim przyjdzie na trening, normalnie pracuje. Jestem pod wrażeniem, bo nigdy nie słyszałem od nich narzekania. Mam dla nich wiele szacunku, bo ja na treningach ich nie oszczędzam. Więcej narzekania słyszałem w drużynach ekstraklasy. Staram się, by treningi zawsze były na wysokim poziomie i oni nie odbiegają zaangażowaniem. Bardzo wiele za to dzieje się w głowach zawodników. To właśnie w nich często wygrywa się mecze. Jeśli jesteś silny psychicznie, to żaden trening, a potem mecz nie powinien sprawić problemów. To była jednak z moich pierwszych lekcji w Piaście Żmigród. Jak kochasz piłkę nożna, to nie ma znaczenia na jakim poziomie grasz, bo i tak jest pięknie.

Piast jest w środku tabeli trzeciej grupy III ligi. Działacze są zadowoleni?

Mieliśmy niedawno mały kryzys i przegraliśmy trzy mecze z rzędu. Szybko się pozbieraliśmy i od siedmiu spotkań nie przegraliśmy. A do tego udało nam się wygrać Puchar Polski okręgu wrocławskiego. A mieliśmy po drodze trudnych rywali z III ligi Foto–Higienę Gać czy Ślęzę Wrocław. Przed nami teraz półfinał pucharu wojewódzkiego i jest szansa, by zdobyć to trofeum. To byłby sukces, gdybym mógł poprowadzić zespół w ogólnopolskim Pucharze Polski. 

Jako Brazylijczyk pozwala pan piłkarzom cieszyć się grą i grać ofensywnie?

Chcę, by piłka sprawiała zawodników radość. Z drugiej strony trzeba brać pod uwagę jakich masz piłkarzy. Lepiej czują się w ofensywie i dryblingu czy jednak najpierw postawić na obronę? Trzeba korzystać z tego co oni potrafią najlepiej, a nie do czegoś ich zmuszać. Dostosować sposób gry do nich, a nie odwrotnie.

Rozmawiał Robert Cisek

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności