Aktualności
[WYWIAD] Dawid Kownacki: W Fortunie odzyskałem radość z gry w piłkę
„Tego potrzebowałem!!! Żyję i mam się dobrze” – napisałeś na Twitterze po meczu z Schalke. Ten wpis oddaje wszystko.
To prawda. Na pewno bardzo tego potrzebowałem, ponieważ ostatni mecz w pełnym wymiarze czasowym, w którym jeszcze strzeliłem gola, rozegrałem na początku grudnia (UC Sampdoria pokonała 2:1 SPAL 2013 w 1/16 finału Pucharu Włoch, a Kownacki w 82. minucie zdobył zwycięską bramkę – przyp. red.). Trochę czasu minęło, w Sampdorii nie dostawałem tylu szans i w takim wymiarze, jakbym chciał. Dlatego zimą postanowiłem zmienić klub. Uznałem, że w Fortunie będę miał większą możliwość gry, jeśli sobie oczywiście na nią zapracuję. Ciężko trenowałem, co zostało docenione. W sobotę po raz drugi z rzędu wyszedłem w pierwszym składzie. Rozegraliśmy w Gelsenkirchen naprawdę dobre zawody i wygraliśmy 4:0, a ja strzeliłem dwa gole. Cieszę się, że pokazałem, że warto na mnie stawiać.
Nie potrzebowałeś zbyt wiele czasu, aby udowodnić, że zasługujesz na grę w pierwszym składzie Fortuny.
Na konferencji prasowej przed poprzednim meczem w Bundeslidze, z 1. FC Nuernberg, trener Friedhelm Funkel powiedział, że potrzebuję jeszcze trochę czasu, nie jestem gotowy. To była jednak zasłona dymna. Wybiegłem wówczas w pierwszym składzie i zaliczyłem asystę. Wiedziałem dużo wcześniej, jak będzie wyglądało moje wejście do drużyny. Trener już na starcie zapowiedział, że chce mi dać na początku trochę spokoju, abym popracował i poznał zespół. Od samego początku byłem przygotowany do gry, bo mimo że w Sampdorii zbyt wiele nie występowałem, to cały czas byłem w treningu. Mecz z Schalke pokazał zresztą najlepiej, że nie mam żadnych zaległości. Rozegrałem 90 minut na wysokim poziomie, w dodatku na lewej pomocy, gdzie miałem wiele zadań defensywnych. Po meczu spojrzałem na statystyki i miałem trzeci wynik w drużynie, jeżeli chodzi o przebiegnięte kilometry, pokonałem ich ponad 11. Wydaje mi się, że są to dobre parametry, które udowadniają, że jestem w formie i dobrze czuję się fizycznie.
Docenił cię również prestiżowy magazyn „Kicker”, znalazłeś się w jedenastce 24. kolejki Bundesligi.
Na pewno cieszę się z tych goli i nominacji, ale nie jestem takim zawodnikiem, który stawia swoje indywidualne statystyki ponad drużynę. Najważniejsze, że mogłem pomóc, wygraliśmy z Schalke i zdobyliśmy cenne trzy punkty. Wyznaję taką zasadę, że jeżeli będziesz ciężko pracował dla drużyny, a nie tylko dla siebie, to ona ci to odda. Nie zawsze w tym samym meczu, ale w kolejnym lub następnym na pewno. Z racji tego, że Schalke ma na bokach obrony zawodników bardzo ofensywnych i potrzebowaliśmy graczy, którzy będą wracać do obrony i pracować dla zespołu, trener uznał, że będę dobrą opcją na lewą pomoc. Wiedział, że sobie poradzę, ponieważ potrafię grać nie tylko w ataku, ale i w obronie. W pierwszej połowie, generalnie jako cała drużyna, skupialiśmy się głównie na defensywie i wyprowadzaniu nielicznych kontrataków. Ciężko pracowałem dla zespołu i w drugiej połowie ten mi to oddał, strzeliłem dwa gole. Ważna była szczególnie ta druga bramka, na 2:0, gdy Schalke łapało wiatr w żagle. W 62. minucie ruszyłem na pełnym sprincie jeszcze ze swojej połowy, dostałem znakomite podanie od Benito Ramana i zabiłem mecz. W tej sytuacji zrobiłem wszystko perfekcyjnie, najważniejszy był pierwszy kontakt z piłką. Mimo że miałem za plecami obrońcę, to dobrze się zabrałem i nie musiałem już futbolówki poprawiać, czym otworzyłem sobie drogę do bramki. Mogłem skupić się na strzale i lekką podcinką lewą nogą pokonałem bramkarza Schalke. To był bardzo ładny i ważny gol. Chciałem go dedykować dyrektorowi sportowemu Fortuny, który zrobił wiele, aby ściągnąć mnie do klubu i bardzo we mnie wierzy. Jeszcze przed meczem z Norymbergą powiedział, że strzelę gola. Wówczas się nie udało, ale gdy trafiłem do siatki w spotkaniu z Schalke, od razu starałem się odnaleźć na ławce dyrektora i pokazać mu, że ten gol jest dla niego. W końcówce meczu zdobyłem drugą bramkę. Co prawda w tej sytuacji źle przyjąłem piłkę, ale zachowałem zimną krew i oddałem intuicyjny strzał. Wpadło. To trafienie chciałbym dedykować mojej dziewczynie, która za niespełna miesiąc rodzi. Być może już podczas marcowego zgrupowania reprezentacji Polski U-21 zostanę tatą, będę miał córeczkę. To dla mnie bardzo fajny czas. W domu i na boisku w końcu też.
Mecz z Schalke pokazał, że jesteś bardzo głodny gry i goli.
Brakowało mi przede wszystkim poczucia tej atmosfery, gdy wychodzisz na rozgrzewkę przed meczem i wiesz, że za chwilę znowu wybiegniesz z tego tunelu i będziesz mógł zaprezentować wszystkim swoje umiejętności. Wtedy ta cała otoczka skupia się poniekąd także na tobie, dodatkowo nakręca. Jeśli jesteś zawodnikiem rezerwowym, to oglądasz poczynania kolegów z boku. Nie jest to takie samo uczucie, gdy wybiegasz w podstawowym składzie i jesteś jednym z pierwszoplanowych bohaterów. Bardzo mi tego brakowało. Dlatego tak walczyłem o zmianę klubu, aby w końcu grać. Żeby ktoś na mnie postawił. Wiedziałem, że wtedy będę mógł pokazać swoje umiejętności.
Powiedziałeś, że „po to tyle walczyłem o ten transfer”. Słowo „walczyłeś”, jest tu jak najbardziej adekwatne. Robiłeś wiele, aby tylko wyrwać się z Sampdorii.
Po pierwszym sezonie byłem optymistą. Rozgrywki Serie A były dla mnie czymś nowym, więc wiedziałem, że potrzeba trochę czasu na aklimatyzację. Mimo to miałem bardzo fajny sezon, strzeliłem pięć goli w Serie A, do tego dołożyłem trzy trafienia w Pucharze Włoch. To było bardzo obiecujące. Potem pojechałem na mistrzostwa świata, zagrałem na turnieju w Rosji. Liczyłem, że po powrocie z wakacji postawią na mnie również w klubie, ale zamiast tego, moja sytuacja zaczęła się pogarszać. Nie rozumiem dlaczego, nikt mi niczego nie tłumaczył. W lidze ani razu nie dostałem szansy w podstawowym składzie, z ławki rezerwowych też wchodziłem rzadko i na krótko. Ciągle powtarzano, że klub pokłada we mnie duże nadzieje i będę grał, ale ile mogłem czekać? W moim wieku najważniejsze są regularne występy. Dlatego już zimą powiedziałem menedżerowi, że nie mogę tracić więcej czasu i chcę zmienić klub za wszelką cenę.
Od razu zgłosiła się po ciebie Fortuna, ale zanim doszło do transferu, było wiele zwrotów akcji. W pewnym momencie wydawało się już nawet, że nic z tego wypożyczenia nie będzie.
Fortuna zgłosiła się już na początku stycznia. Niemcy pokazali, że bardzo im zależy, uwierzyli we mnie, a tego bardzo mi ostatnio brakowało. Dałem im zielone światło na negocjacje z moim klubem, powiedziałem, że chcę grać w Duesseldorfie. Wydawało się, że kluby szybko dojdą do porozumienia, ale w tych rozmowach ciągle się coś zmieniało ze strony Sampdorii, kilka razy było blisko, a potem znów daleko. Fortuna na wszystko się godziła, była zdeterminowana, gotowa nawet na duży wysiłek finansowy, aby mnie pozyskać, czym jeszcze bardziej mnie do siebie przekonała. Włosi po chwili znowu zmieniali jednak warunki, podbijali cenę.
Miałeś moment zwątpienia? Pojawiła się myśl: „Chyba nie uda się odejść”?
Miałem już dość takiego zachowania Sampdorii. Byłem coraz bardziej zdenerwowany, bo czas do końca okienka transferowego leciał nieubłaganie, a ja wciąż nie wiedziałem, jaka będzie moja przyszłość. Brakowało mi regularnej gry, w dodatku miałem w głowie, że w czerwcu czekają nas młodzieżowe mistrzostwa Europy. W rozmowie z trenerem Czesławem Michniewiczem powiedziałem już nawet, że może być ciężko, że Sampdoria nie chce mnie nigdzie puścić. Selekcjoner apelował, abym się nie poddawał, przekonywał, że we mnie wierzy, że jestem potrzebny drużynie, w końcu jestem jej kapitanem. Byłem bardzo zdeterminowany. Kilka godzin przed zamknięciem okienka transferowego Sampdoria w końcu dogadała się z Fortuną. Odetchnąłem z ulgą.
W pewnym momencie do walki o ciebie włączyło się również Schalke, któremu wbiłeś w ostatniej kolejce dwa gole.
Schalke odezwało się trzy dni przed końcem okienka transferowego. Dzwonił do mnie trener Domenico Tedesco i przekonywał, abym wybrał Gelsenkirchen. Podziękowałem za zainteresowanie, ale wyjaśniłem, że Fortuna walczy o mój transfer cały miesiąc i dałem już słowo, że pójdę do Duesseldorfu, wszystko było dogadane, więc niepoważne byłoby, abym teraz zmienił zdanie. Uznałem też, że Fortuna będzie dla mnie lepszym klubem. Jak pokazał nasz ostatni mecz w Bundeslidze, dokonałem dobrego wyboru. Pokonaliśmy Schalke na gorącym terenie w Gelsenkirchen aż 4:0, jesteśmy wyżej w tabeli i mamy 15 punktów przewagi nad strefą spadkową. Jestem w fajnym miejscu. Fortuna, jak na standardy Bundesligi, jest jednym z mniejszych klubów, ale atmosfera, jaka panuje w drużynie, jest bardzo dobra i świetnie czuję się w Duesseldorfie. Do tego dochodzą regularne występy i to jest w tym wszystkim najważniejsze.
Z szybkim wejściem do nowej drużyny pomógł ci twój kompan jeszcze z czasów wspólnej gry w Lechu Poznań – Marcin Kamiński. To także z jego powodu zdecydowałeś się na Fortunę?
Przyszedłem do Fortuny w połowie sezonu i wiedziałem, że nie będzie już czasu na długą aklimatyzację. Nie mogłem sobie na to pozwolić, dawać jakiegokolwiek alibi, że nowa liga, potrzebuję chwili. Nie! Ostatnie pół roku było dla mnie stracone, mówię to otwarcie. Musiałem jak najszybciej zacząć grać. Na pewno Marcin bardzo dużo mi na początku pomógł. Drużyna zobaczyła też, że jestem otwartym człowiekiem, łatwo łapię kontakt i również szybko mnie zaakceptowała, a ja potrafiłem się odpowiednio wkomponować w zespół. W Duesseldorfie jest także trzeci Polak, o którym się może za wiele nie mówi, bo większość życia spędził w Niemczech. Nazywa się Adam Bodzek. Ma polskie korzenie, normalnie mówi w naszym języku, również dużo mi pomógł. Zimą do Fortuny przeszedł także czeski bramkarz Jaroslav Drobný. Też porozumiewa się po polsku. Mimo że ma na karku już 40 lat, szybko się dogadaliśmy. Dobry kontakt mam zresztą ze wszystkimi, z kapitanem, starszymi zawodnikami, i tymi młodymi też. Dzięki temu było mi łatwiej wejść do drużyny od samego początku. Meczem z Schalke pokazałem zaś, że przyszedłem po to, aby pomóc Fortunie i że w klubie mogą na mnie liczyć. Teraz na pewno będzie mi łatwiej, koledzy będą mnie częściej szukać na boisku i o to w tym wszystkim chodzi. Chcę grać jak najwięcej i czuć się potrzebny.
Jesteś nominalnym środkowym napastnikiem, ale gra na skrzydle również nie jest ci obca. Występowałeś na tej pozycji już w Lechu Poznań, również na młodzieżowych mistrzostwach Europy w Polsce, a także na mundialu w Rosji.
To prawda. W sezonie mistrzowskim 2014/2015 trenerem Lecha był Maciej Skorża. Od pierwszego dnia, gdy przyszedł do klubu, powtarzał, że chce, abym zagrał na skrzydle, był drugim napastnikiem, wchodzącym z głębi pola. Zmienił mi pozycję i na boku rozegrałem praktycznie cały sezon. Dobrze się tam czułem. Później ustawiał mnie tak w młodzieżowej reprezentacji trener Marcin Dorna, a na ostatnich mistrzostwach świata w Rosji selekcjoner Adam Nawałka. Jestem zawodnikiem, który umie poświęcić się dla drużyny. Jeżeli jest taka potrzeba, abym zagrał na skrzydle z zadaniami defensywnymi, to nie ma najmniejszego problemu.
Gra na skrzydle daje ci więcej możliwości.
Gdy drużyna gra jednym napastnikiem i to właśnie ty pełnisz rolę tego najbardziej wysuniętego zawodnika, często jesteś ustawiony tyłem do bramki i toczysz wiele pojedynków z rosłymi obrońcami o górne piłki. Łatwiej gra się z kolei przodem do celu, dlatego lubię też pozycję skrzydłowego, która daje wiele możliwości. Jestem szybkim zawodnikiem, który lubi mieć przestrzeń przed sobą. Po odbiorze piłki mam gotowy plac do gry. W meczu z Schalke graliśmy z kontry, wiedzieliśmy, że skrzydła będą otwarte i potrafiliśmy to wykorzystać. Udało się, tak padła chociażby moja bramka na 2:0, gdy ruszyłem z własnej połowy, skorzystałem ze znakomitego podania i wyszedłem sam na sam. Taki był nasz plan na ten mecz i dlatego zagrałem jako skrzydłowy. Trener Fortuny widzi, że moje walory motoryczne są na wysokim poziomie i to się sprawdziło. Wygraliśmy na bardzo trudnym terenie, w dodatku aż 4:0, co nie udało się Fortunie w Gelsenkirchen od 20 lat. Tym bardziej cieszę się, że mogłem pomóc drużynie.
Wolałbyś dalej grać na skrzydle czy jednak wrócić na środek ataku?
Nie mam przypisanej jednej pozycji na boisku, mogę zagrać na kilku, co jest zaletą, wartością dodaną. Potrafię się dostosować, to trener będzie decydował. Dla mnie najważniejsze są teraz regularne występy. Jestem zadowolony, że odzyskałem radość z gry w piłkę. Nie chcę popadać w przesadne samozadowolenie, wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną, skupiam się teraz na każdym kolejnym meczu. Nie będę myślał o tym, co będzie za pół roku, bo to nie ma najmniejszego sensu. Ważne jest to, co tu i teraz.
Na pewno z tyłu głowy masz jednak młodzieżowe mistrzostwa Europy, które odbędą się już w czerwcu.
Chciałem zmienić klub i grać między innymi dlatego, żeby być jak najlepiej przygotowanym do tego turnieju. Jestem kapitanem reprezentacji Polski do lat 21, czuję się odpowiedzialny za całą drużynę. Cieszę się, że niemal wszyscy nasi podstawowi zawodnicy regularnie grają w swoich klubach. Minut brakuje może tylko Jakubowi Piotrowskiemu w KRC Genk, ale wierzę, że uda mu się zmienić swoje położenie.
Widać, że robicie wszystko z myślą o tym turnieju. Nie tylko ty zmieniłeś klub, ale również wielu twoich kolegów. Nie ma co się jednak dziwić – poprzeczka będzie zawieszona bardzo wysoko. W losowaniu trafiliście do grupy A i o awans do kolejnej fazy będziecie walczyć z Włochami, Hiszpanią oraz Belgią.
Jestem przekonany, że dobrze przygotujemy się do mistrzostw. Każdy chce grać. Kamil Grabara poszedł na wypożyczenie do AGF Aarhus i zbiera bardzo dobre recenzje. Swoją szansę w Serie A, po przejściu do Empoli FC, dostał Bartłomiej Drągowski. Karol Świderski świetnie odnalazł się w PAOK-u Saloniki i strzela gole. Kamil Pestka zszedł nawet poziom niżej, poprosił o wypożyczenie z Cracovii do pierwszoligowego Chrobrego Głogów, aby tylko nie stracić mistrzostw Europy. Bardzo mądre decyzje podjęli też Filip Jagiełło i Szymon Żurkowski. Mimo że podpisali już kontrakty – kolejno – z Geno CFC i Fiorentiną – zadbali o to, aby zostać jeszcze przez pół roku w naszej ekstraklasie. Wszystko z myślą o turnieju. Trener Michniewicz może być zadowolony, że wszyscy zawodnicy z pierwszego składu regularnie grają. To stawia nas krok dalej, niż podczas mistrzostw Europy w 2017 roku, które odbyły się w Polsce. Wtedy wielu z nas miało kłopoty z regularnymi występami, co odbiło się na naszej postawie. Teraz będzie inaczej. W tym momencie najważniejsze są mecze w klubach, ale z tyłu głowy są już mistrzostwa. Wiele będzie zależało od pierwszego meczu. Jeśli wygramy, morale wzrośnie i będziemy jeszcze groźniejsi. Jeśli przegramy, to w drugim spotkaniu zagramy już z nożem na gardle. Chcielibyśmy tego uniknąć. Udowodniliśmy, że potrafimy grać z tymi najlepszymi. Możemy wtedy ustawić się na kontry, w których czujemy się najlepiej. Dobrze gramy w obronie, umiejmy odebrać piłkę i szybko przejść do ataku. Wszystko przed nami, na pewno nikogo się nie obawiamy.
Rozmawiał Paweł Drażba
Fot: East News, Cyfrasport