Aktualności
[WYWIAD] Cisza w szatni i sauna po meczu. Polski piłkarz wspomina testy w Finlandii
Niewiele ponad miesiąc temu, w pierwszej połowie lutego, dwóch zawodników Dolcanu Ząbki, Piotr Klepczarek i Mateusz Kryczka, trafiło na tydzień do klubu fińskiej ekstraklasy – Vaasan Palloseura. I choć do transferu ostatecznie nie doszło, kilka ciekawych obserwacji w ich głowach pozostało. – Są, delikatnie mówiąc, dość chłodni. W Finlandii zawodnik wchodzi do szatni i tak naprawdę nawet nie musi powiedzieć „cześć”, tylko idzie od razu na swoje miejsce, siada i bez słowa zakłada sprzęt – opowiada Klepczarek w rozmowie z Łączy Nas Piłka.
Powiem ci, że Finlandia nie jest chyba jakimś standardowym kierunkiem dla piłkarza z polskiej pierwszej ligi.
Podeszliśmy do tego trochę na zasadzie: a co nam szkodzi? (śmiech) W Dolcanie sytuacja coraz szybciej zmierzała ku smutnemu zakończeniu, widmo upadku stawało się już praktycznie pewne… Wtedy zadzwonił do mnie mój znajomy z Norwegii. „Chodź, przyjedź, dostaniesz dobrze płatną pracę, a po godzinach pograsz w piłkę”. Perspektywa przejścia na półamatorski tryb nie była jednak za bardzo kusząca. Później ten sam kolega wspomniał o mojej sytuacji Tomkowi Arceuszowi, który od lat mieszka w Finlandii i ma świetne kontakty w tamtejszych klubach. Okazało się, że klub z fińskiej ekstraklasy – Vaasan Palloseura – potrzebuje obrońcy o moim profilu i bramkarza. Zacząłem namawiać Mateusza Kryczkę, żebyśmy pojechali razem. Trochę się wahał, ale przecież nic nie ryzykowaliśmy.
Byliście tam dokładnie tydzień, a ty już drugiego dnia pobytu zagrałeś w rozgrywkach Pucharu Ligi (mogą w nim występować gracze testowani – przyp. red.). Odstawaliście poziomem? W końcu rywale mieliście z najwyższego szczebla.
W spotkaniu, w którym akurat ja miałem okazję wystąpić, mierzyliśmy się z aktualnym mistrzem kraju – Seinäjoen JK. Przed meczem trener podszedł do nas dwóch: „Panowie, to mistrz Finlandii, nie przejmujcie się, nie zniechęcajcie, w sobotę zagramy ze słabszym rywalem”. Myślałem, że faktycznie wrzucają nas na jakąś głęboką wodę, że nawet piłki nie dotkniemy… A tu nic z tych rzeczy. SJK może faktycznie odstaje od innych drużyn w kwestiach czysto piłkarskich, ale tamtejsza liga jest bardzo siłowa, fizyczna. Gdy rywale mają siłę, nawet mistrzowi jest ciężko.
Nie było na boisku problemów z komunikacją z kolegami?
Nie nie, Finowie w piłce nożnej – nawet między sobą – używają na boisku angielskich zwrotów piłkarskich. Trener, 43-letni Fin, też mówił do wszystkich tylko po angielsku.
Na północy Europy ze znajomością tego języka nikt nie ma problemu.
Co nie zmienia faktu, że trudno było w szatni nawiązać z Finami jakiś głębszy kontakt. Taki jednak ich sposób bycia, że są – delikatnie mówiąc – dość chłodni. Dużo więcej czasu spędzaliśmy z trzema Jamajczykami z drużyny – weseli, wyluzowani, bliżej naszej kultury niż Finowie.
Z jednej strony Jamajczycy, z drugiej Finowie. Jak taka mieszanka funkcjonuje w szatni?
Tu też ciekawostka. Wiedziałem, że w każdym kraju w piłkarskiej szatni panują inne zwyczaje, dlatego tuż po przylocie do Vaasy podpytałem o to Tomka Arceusza. I faktycznie, inaczej to wygląda. U nas w Polsce samo wejście do szatni, przed treningiem czy meczem, trwa ze trzy minuty – przybijasz piątkę z wszystkimi, zagadujesz, pytasz co słychać, „oglądałeś mecz?”, „oddaj pięć dych, bo pożyczałeś” i tak dalej (śmiech). Normalny kontakt między kumplami. A w Finlandii zawodnik wchodzi i tak naprawdę nawet nie musi powiedzieć „cześć”, tylko idzie od razu na swoje miejsce, siada i bez słowa zakłada sprzęt. Cisza, bez jakiejś interakcji, każdy zajmuje się swoimi sprawami. I to jest u nich normalne, taka kultura.
Nie spodziewałem się, że coś takiego da się wyczuć już przy pierwszych kontaktach.
Da się. Chociaż nie jest też tak, że Finowie poza szatnią w ogóle z nami nie rozmawiali. Ciekawiło ich, jak to u nas wygląda, jak są kluby zorganizowane, jak szkolimy dzieciaki i młodzież, jak sami trenujemy, co robimy po treningach. Byli trochę zaskoczeni, że w Polsce piłka jest sprofesjonalizowana nawet na drugim czy trzecim szczeblu. U nich znaczna część drużyny – a przypomnę, że to klub z ekstraklasy – traktuje piłkę jako sprawę bardziej drugorzędną, hobby, dodatek do codziennej pracy w innych branżach.
To się jakoś przekłada na ich podejście do gry, taktyki, treningów?
Może w pewnym stopniu. Miałem trochę wrażenie, że trenerzy naprawdę dużo wiedzą o piłce, o szkoleniu, o rozwiązaniach taktycznych i tak dalej., ale… nie do końca to później egzekwują. Teoretycznie wszystko było tak, jak powinno, jednak w praktyce troszkę przymykali oko. Ale też trudno oczekiwać, by angażowali się w futbol tak jak my, w 150 procentach, skoro podstawowe źródło utrzymania mają zazwyczaj gdzie indziej.
Czyli dla Polaka z pierwszej ligi przeprowadzka do fińskiej ekstraklasy nie jest już, jak w latach 90., wielkim skokiem finansowym?
Oj nie, zdecydowanie nie jest. Pod tym względem poziom jest tam bardzo przeciętny, wręcz niższy niż w polskiej pierwszej lidze. Fajne jest na pewno to, że oprócz pensji klub zapewnia zawodnikowi dosłownie wszystko – mieszkanie, codzienne obiady w zaprzyjaźnionych restauracjach, regularne przeloty do kraju i inne podstawowe sprawy. O nic nie trzeba się martwić. Ale jeśli ktoś myśli, że przez grę w piłkę na najwyższym szczeblu w Finlandii ustawi się finansowo na resztę życia, to nie – te czasy już minęły.
Futbol nie ma tam chyba szans w rywalizacji ze sportami zimowymi.
Żadnych. Widziałem w drużynie kilku piłkarzy, którzy – gdyby postawili na piłkę – byliby materiałem na naprawdę niezłych graczy. Mogliby zrobić karierę w jakimś europejskim klubie, nawet polskim, bo transfer do nas jest tam traktowany jak krok w przód. Ale dla Finów są sporty ważniejsze od futbolu: hokej, biegi narciarskie, skoki czy inne zimowe dyscypliny. Często jest tam tak, że jeśli komuś nie wyjdzie w hokeju, wtedy przerzuca się na piłkę. A ponieważ jest to dla niego sport drugiego wyboru, nie angażuje się już w niego tak, jak powinien.
Zainteresowanie hokejem rzeczywiście widać tam na każdym kroku?
Wystarczy powiedzieć, że na pięć sportowych kanałów, jakie mieliśmy w hotelowej telewizji, aż cztery non stop – 24 godziny na dobę – pokazywały hokej. Naprawdę, nie przesadzam.
Z drugiej strony piłkarska infrastruktura stoi tam na naprawdę niezłym poziomie.
Fakt, mają sporo wielkich hal z pełnowymiarowymi boiskami. W przeciwnym razie od listopada do kwietnia nie mieli by za bardzo gdzie grać. Tych piłkarskich hal nie ma co porównywać z balonami, które zimą stawiamy w Polsce. Tam są to zbudowane na stałe, porządne obiekty, wysokie, ogrzewane, z trybunami, restauracją, siłownią, centrum odnowy…
Sauną?
I to niejedną. To żaden stereotyp – sauny faktycznie mają tam dosłownie w każdym miejscu. W domach, w mieszkaniach w bloku, w miejscach pracy, wszędzie. Tak samo w klubie. I tu kolejna ciekawostka: fińscy piłkarze od razu po meczu kilka razy wchodzą do sauny. Trenerzy w Polsce czegoś takiego ostro zakazują, bo przecież po dużym wysiłku organizm jest odwodniony, stracił dużo minerałów, a sauna coś takiego tylko pogłębia. Tymczasem Finowie nic sobie z takich ostrzeżeń nie robą. Być może dlatego, że z sauny korzystają regularnie przez całe życie. Ich organizmy mogą być po prostu do czegoś takiego w pełni przyzwyczajone.
Byliście w Vaasan przez tydzień, każdy z was zagrał w jednym meczu. Nie chcieliście zostać na dłużej czy klub nie był zainteresowany?
To nawet były nie tyle testy, co tygodniowy rekonesans. Klub bardzo chciał podpisać z nami kontrakty, jednak my od początku traktowaliśmy Finlandię jako wyjście awaryjne – na wypadek, gdyby coś nam nie wyszło w kraju. Władze VPS zdawały sobie z tego sprawę, niczego nie ukrywaliśmy – umówiliśmy się, że siądziemy do konkretnych rozmów, jak tylko wyjaśni się nasza sytuacja w Polsce. Była to dla nas jakaś opcja na wypadek, gdyby Dolcan wystartował w rundzie wiosennej, a po paru kolejkach wycofał się z rozgrywek – wtedy moglibyśmy skorzystać z wciąż otwartego okna transferowego w Finlandii. Cały czas jednak pozostanie w Polsce było naszym priorytetem.
Ostatecznie Dolcan upadł przed startem rozgrywek, po czym ty podpisałeś kontrakt ze Stomilem, a Mateusz Kryczka z Wisłą Płock.
I obaj jesteśmy zadowoleni, że tak wyszło. Finlandia była na pewno ciekawą przygodą, ale przeprowadzka na dłużej byłaby teraz krokiem wstecz. Stomil, a więc szósty zespół polskiej pierwszej ligi, to obecnie – od strony sportowej – dużo wyższa półka niż fińska ekstraklasa. To mogę powiedzieć bez zawahania.
Rozmawiał Filip Adamus