Aktualności
[WYWIAD] Bartłomiej Drągowski: Nie powinniśmy przegrać z Anglią
Dzięki kadrze Polski U-20 Bartłomiej Drągowski mógł po dłuższej przerwie zagrać w poważnym meczu. Rezerwowy golkiper Fiorentiny w potyczce z Anglią w Bielsku-Białej w ramach Turnieju Ośmiu Narodów nie zawiódł, ale po końcowym gwizdku był niezadowolony. – Smutno mi, że nie wywalczyliśmy przynajmniej remisu przy tak wspaniałej publiczności. Dla nas pełne trybuny stanowiły dodatkową motywację – mówi Drągowski.
Mecz z Anglią miał szczególne znaczenie?
Każda minuta spędzona na boisku jest dla mnie bezcenna. W klubie nie mogę grać regularnie i cieszę się bardzo z tych 90 minut w Bielsku. Żałuje, że przegraliśmy, bo nie powinniśmy. Rywal był w naszym zasięgu, przez prosty błąd straciliśmy gola pod sam koniec, i to jeszcze grając w przewadze zawodnika. Stworzyliśmy więcej okazji do zdobycia bramek niż Anglicy, ale czegoś widocznie zabrakło.
Stracony gol był efektem rozluźnienia?
Na pewno chcieliśmy atakować, na to byliśmy nastawieni, a grając w przewadze liczebnej chyba głowami byliśmy za bardzo do przodu, nie do tyłu. Na gorąco wydaje mi się, że to nas zgubiło.
Po stracie gola atakowałeś nawet ty. Skąd wziął się pomysł by pójść w szesnastkę Anglików?
Nie lubię przegrywać, a w polu karnym rywala moje centymetry mogły się przydać. Jestem wysoki, skoczny, piłka też mogła mi się odbić od głowy, lecz niestety nie odbiła. Smutno mi, że nie wywalczyliśmy przynajmniej remisu przy tak wspaniałej publiczności. Dla nas pełne trybuny stanowiły dodatkową motywację. Rekord frekwencji na obiekcie, z którego korzysta Podbeskidzie pokazuje, że ludzie w Polsce interesują się młodzieżową piłką nożną. Dziękuje kibicom za wsparcie.
Lepiej się gra w kadrze Polski U-20 czy trenuje w klubie Serie A?
Najlepiej jest grać, bo to się w końce ciężko pracuje na treningach. W Bielsku udowodniłem, że jestem cały czas w gotowości. Na początku meczu zostałem poważnie przetestowany. Nie straciłem pewności siebie, nie spoczywam na laurach i czekam na prawdziwą szansę w Fiorentinie.
Poczyniłeś duży postęp po przeprowadzce do Italii?
Mógłbym to ocenić po rozegraniu większej liczby meczów. Brakuje mi minut i czuje się przez to nieswojo.
Bardzo się różni trening bramkarski w Polsce i Włoszech?
Nie. Na pewno nigdzie nie marnowałem czasu, a uważam, że jestem za dobrym bramkarzem, by siedzieć na ławce, nawet w Serie A. Czuję się mocny i wiem, że mógłbym grać. Trochę nauczyłem się cierpliwości, ale wszystko ma swoje granice. Nie gram drugi rok, na kolejny siedzenia nie mogę sobie pozwolić. Wierzę, że w następnym sezonie zostanę numerem jeden, czy w Fiorentinie, w innym klubie z Italii, czy nawet nie z tego kraju. To kwestia drugorzędna. Były wcześniej jakieś tematy Eintrachtu Frankfurt, Benfiki Lizbona, ale zostałem we Florencji. W sparingach z Sampdorią, Lazio, czy Realem Madryt pokazałem, że należy poważnie brać mnie pod uwagę. Niby traktują mnie za młodego zawodnika, ale mam za sobą dwa sezony w ekstraklasie, a przez siedzenie na ławce rezerwowych potęguje się tylko moja sportowa złość. Jestem ambitnym gościem i pragnę osiągać sukcesy, być ważnym punktem swoich zespołów. Nie spodziewałem się, że tak długo czasu zajmie mi przebijanie się do składu Fiorentiny.
W swoim jedynym występie w Serie A miałeś okazje zagrać razem z tragicznie zmarłym Davide Astorim, byłym już kapitanem Fiorentiny. Jak go wspominasz?
Jakoś nie dociera do mnie, że muszę go wspominać. Jak przychodziłem Davide starał mi się pomagać, urzekł mnie swoją otwartością, serdecznością. Cudowny człowiek. To smutne, że los zabiera takich wspaniałych ludzi, dobrze oddziałujących na innych.
Utrzymujesz kontakt z Polakami grającymi we Włoszech?
Tak, szczególnie z Dawidem Kownackim, moim rówieśnikiem, z którym przechodziliśmy przez wszystkie szczeble reprezentacji Polski.
Rozmawiał Jaromir Kruk